Reklama

Automoto

Nie ma nerwówki rozmowa z Andrzejem Łabudzkim, Prezesem Speedway Stal Rzeszów S.A.

Janusz Pawlak
Dodano: 17.11.2016
30123_glowne
Share
Udostępnij

Jakie pan ma marzenia?

Marzenia?

Dokładnie tak. Każdy je przecież ma. A może tak: co panu po głowie chodzi w wolnych chwilach, w czasie relaksu?

Marzę o chwilach wolnych od zajęć. Bo każdego dnia mój dzień dzielę na godziny spędzone we własnej firmie i klubie. A dla rodziny, której powinienem poświęcić najwięcej czasu, nie mam go wcale lub bardzo mało.

Jaką firmę pan prowadzi?

Zajmuje się sprzedażą profesjonalnych środków ochrony czystości. Z tego żyję i to pozwala mi zajmować się żużlem po kilka godzin dziennie.

To dobrze świadczy o pana zdolnościach menedżerskich?

Ja to nazywam zakręceniem, wariactwem…

Doba ma dla pana więcej niż 24 godziny?

Nie. Ma ich tyle ile potrzeba. Muszę po prostu wszystko szybciej robić. Cały czas w biegu. Jeśli nawet jest ta kawa, na spotkaniu z kimś, to taka na dwa łyki…I następny temat, bo jestem już spóźniony. Na spotkanie z panem też przyjechałem z poślizgiem.

Andrzej Łabudzki, Prezes Speedway Stal Rzeszów S.A.

Miałem dzięki temu chwilkę na powrót do lat świetności Stali Rzeszów. Oglądałem pamiątkowe fotki na korytarzach tzw. pawilonu piłkarskiego. Bo muszę się panu przyznać, że ja w czasach szkolnych byłem zakochany w piłce nożnej i żużlu. Moje pierwsze szkolne wagary związane są z tragedią na torze Stali. W czasie przedpołudniowego treningu zabił się wtedy brat świetnego żużlowca Grzegorza Kuźniara. Ale powróćmy do dnia dzisiejszego czarnego sportu.

Nie mamy obecnie drużyny w najwyższej lidze. Moim marzeniem jest poprowadzenie zespołu do zdobycia medalu. Nieważne jakiego koloru on będzie. Dla tego przedsięwzięcia, dla obecnych kibiców, a może i przyszłych, ciężko pracuję. Może też odrobinę dla siebie.

Jakim potencjałem dysponuje obecnie rzeszowska drużyna żużlowa?

Jej możliwości określiło 4. miejsce wyjeżdżone w minionym sezonie w I lidze żużlowej.

W czasie rozmowy o zawodowym sporcie na wysokim poziomie nie da się uniknąć tematu pieniędzy?

Żużel to jedna z najdroższych dyscyplin sportowych. Dla zobrazowania – jeden motocykl żużlowy to wydatek 45 tys. zł. Co chwila trzeba w niego inwestować, wkładać po kolejne kilka tysięcy złotych. Biorąc pod uwagę, że zawodnik  powinien mieć przygotowane dwa motocykle, plus np. dwa silniki w rezerwie, łatwo policzyć, o jakich kwotach rozmawiamy.

Nie mieszkamy w bogatym regionie kraju. Rzeszów też nie jest zagłębiem firm ociekających pieniędzmi. Jak na Podkarpaciu znajduje pan ludzi, którzy chcą sypnąć groszem na żużel?

Najbliższy sezon – 2017 roku – jest dla mnie pierwszym, w którym ze spokojem możemy wszystko zaplanować. Nie łatać na bieżąco dziur, zastanawiać się czy w ogóle skompletujemy jakiś skład, wystartujemy w rozgrywkach. Za rok o tej porze będę mógł ocenić to, co udało nam się zrobić dla rzeszowskiego żużla. Właśnie zakończyliśmy przygotowywanie ofert, z którymi udamy się do sponsorów. Przy okazji warto podziękować tym, którzy byli z nami w minionym sezonie i zaufali nam, kiedy naprawdę wiele rzeczy było niewiadomą. Tak jak na przykład wspomniana już sprawa startu w rozgrywkach ligowych. Niestety, nie wszyscy kibice to rozumieją.

Ten pana optymizm i spokój ma przełożenie na konkretne nazwiska zawodników, których udało się pozyskać do drużyny?

Nie, nie… Z przygotowanymi ofertami ruszymy za chwilę do sponsorów. Do obecnych również. Robimy to w tym sezonie we właściwym czasie. Nie jest to żadna prowizorka a przygotowane, przemyślane działanie.

A może regionu, stolicy Podkarpacia nie stać na utrzymanie żużla? Wyjaśnię, iż mam na myśli możliwości firm tutaj działających.

Na dobrą pierwszoligową drużynę środków nie powinno zabraknąć. Na ekstraligę, nie mówię o sezonie 2017, także ich wystarczy. Przy założeniu, że będziemy na to ciężko pracować i oprzemy się na własnych wychowankach.

Nie mówię oczywiście o medalowych pozycjach, bo w ekstralidze są drużyny walczące o najwyższe trofea i te chcące się utrzymać w doborowej stawce. Najlepsze ekipy to budżety sięgające kilkunastu milionów złotych.

Jeśli to nie jest tajemnicą, do jakich pan puka firm w sprawie wsparcia dla żużla? Jest jakaś lista przedsiębiorstw, które wspierają akurat ten sport?

Trudno kierować się do ludzi związanych z biznesem, którzy nigdy nie byli na zawodach żużlowych, bo taka rozmowa skazana jest z góry na porażkę. Ostatnio miałem okazję spotkać się z bogatym człowiekiem, który powiedział mi, że on nie może oglądać wyścigów na żużlowych torach, bo boi się o zdrowie zawodników. Wydaje mu się, iż zaraz coś złego się wydarzy. Co ciekawe, obiecał chociaż minimalnie wesprzeć nas w najbliższym sezonie. Ja sam dopiero kilkanaście lat temu zobaczyłem pierwsze zawody żużlowe. I zaraziłem się miłością do tego sportu.

Warto więc potencjalnych sponsorów zapraszać na stadion przy Hetmańskiej?

Już to robiliśmy w minionym sezonie. Kilkunastu prezesów dużych firm zobaczyło zawody żużlowe. Poznało magię tego sportu.

Poczuli zapach żużla… A duże, państwowe koncerny nie chcą wspierać czarnego sportu w Rzeszowie.

Z państwowymi firmami jest tak, że one związane są z politykami. To oni decydują, do których drużyn, dyscyplin sportowych trafiają złotówki. My jakoś nie mamy do nich szczęścia.

A może brakuje Wam ludzi tworzących w Rzeszowie lobby żużlowe?

Zazdrościmy go tym ośrodkom w kraju, w których działają niektóre kluby czołówki ekstraligi. Musimy jeszcze parę lat popracować nad tym, aby lobby czarnego sportu powstało także u nas. Grunt, że atmosfera wokół żużla jest coraz lepsza i przybywa ludzi, którzy nie żałują swojego czasu i pieniędzy dla wspierania żużla.

Kibice żużla nie darowaliby mi, gdybym nie zadał tego pytania? Kogo uda się pozyskać do składu drużyny na przyszły sezon?

Jesteśmy przed pierwszymi rozmowami. Podawanie nazwisk jest przedwczesne. Powiem tylko, że skład oparty będzie głównie na zawodnikach z Rzeszowa. Na szczegóły kto i jak przyjdzie jeszcze pora. Ujawnianie nazwisk nie sprzyja z wielu względów poufnym rozmowom.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy