Reklama

Automoto

Testujemy: Golf VII – uniwersalny, ponadczasowy, bezpieczny

Przemysław Worwa
Dodano: 18.01.2013
1807_golf_3
Share
Udostępnij
Gdy na rynku pojawia się legenda, produkt w danym segmencie niemalże kultowy, to szum medialny jest nieunikniony. Tak właśnie jest w przypadku wejścia na rynek każdego kolejnego wydania Volkswagena Golfa. Tak też się stało, gdy pod koniec 2012 r. do polskich salonów wjechała  najnowsza generacja – Golf nr 7.  W branżowych mediach, w internecie, na portalach społecznościowych, natychmiast pojawiły się porównania do poprzedników, wskazujące podobieństwa oraz różnice pomiędzy nowością a wersją odchodzącą. A jaki obraz pojawia się po kilku miesiącach, gdy kurz i emocje już opadły? Jaki produkt otrzyma klient, którego nie interesują porównania i który po prostu zdecyduje się na nowego Golfa?

Wygląd auta można opisać słowami: uniwersalny, ponadczasowy, bezpieczny. Nowy Golf jest wolny od nadmiaru przetłoczeń, zdobień, urozmaiceń. Tutaj muszę nawiązać do historii, bo pierwszy Golf stworzył segment aut kompaktowych, stał się hitem, ale też od początku budował bogatą legendę modelu. W efekcie każda kolejna wersja była rozwinięciem poprzedniej. Ewolucją, a nie rewolucją stylistyczną. Tak też jest z obecnym wcieleniem – projektanci doskonale wiedzieli, że bryła auta musi w sobie zawierać DNA, które jednoznacznie określa Volkswagena Golfa. Co to oznacza dla klienta, który kupi dziś to auto? Na pewno dwie rzeczy: ci którzy kupują samochód „na wieki”, będą mieli pojazd, który się nie zestarzeje, nie przestanie być nagle modny, nie stanie się z dnia na dzień brzydki, negatywnie się wyróżniający. Ci, którzy po kilku latach będą chcieli auto wymienić, mogą mieć pewność, że znajdą nabywców na rynku wtórnym, tym bardziej, że doświadczenie pokazuje, iż te samochody z biegiem lat tracą na wartości stosunkowo niewiele. OK, powiecie, ale czy takie nawiązywanie stylistyką do historii nie trąci myszką? Otóż, nie! Płynnie przepływająca linia auta z przedniej szyby do dachu, lampy (element, którym dziś najłatwiej podkreślić pewne cechy samochodu), nadają temu hatchbackowi pewną zadziorność.

Wnętrze budzi jak najlepsze odczucia, ale najpierw do auta trzeba wsiąść. Fotel zamontowany jest bardzo nisko, siedzi się trochę jak w samochodach sportowych. Kto nie ceni sobie takiego komfortu, szybko znajdzie swoją pozycję za kierownicą poprzez odpowiednią regulację fotela. Ja nie miałem z tym problemu, a lubię w aucie siedzieć jak na krześle. Niska pozycja siedzenia koresponduje ze spłaszczoną u dołu kierownicą. Rozumiem takie elementy np. w sportowej wersji GTI, ale w samochodzie „cywilnym”? No no, już się nie mogę doczekać jazdy. Kokpit w szarym kolorze i z czarnymi, połyskującymi wstawkami, wygląda imponująco. Takiego kokpitu nie powstydziłaby się klasa premium. Ilość przycisków i ich rozmieszenie – jak dla mnie – idealne, wszystko logicznie ułożone, duży wyświetlacz czytelny. Ale to, co przykuwa uwagę, to nachylenie kokpitu w stronę kierowcy: jest on głównodowodzącym na pokładzie i o jego komfort niemiecki producent zadbał z troskliwością. Fotele są wygodne, choć zastanawiam się, czy dla osób wyższych siedzisko nie będzie trochę za płytkie, ale to trzeba sprawdzić samemu.

Po odpaleniu auta jadę przez miasto. Dobra widoczność zarówno do przodu, jak i do tyłu, pozwala na spokojne kontrolowanie jazdy w miejskim gąszczu. Kierownica współpracuje z kierowcą doskonale, tym bardziej, że nie kręci się nią jak w grach komputerowych. Tutaj to kierowca prowadzi samochód, a nie samochód kierowcę. Model, którym jeździłem, miał silnik benzynowy TSI o pojemności 1.4. Jego moc  to aż 140 KM, które przekazuje na koła automatyczna skrzynia DSG. Jest to o tyle ważna uwaga, że działa ona jak doskonały czytnik intencji kierowcy. Przy bardziej zdecydowanej pracy pedałem gazu zmiana biegów proponowana przez skrzynię gwarantuje jazdę z naprawdę ostrym zębem. Ten silnik potrafi wtedy rozpędzić auto do niemałej prędkości w tempie godnym podziwu, co w mieście nie jest atutem. Trzeba się pilnować, bowiem każde pojawienie się przeszkody na naszej drodze kończy się ostrym hamowaniem. Parkowanie ułatwiają takie systemy, jak m.in. park asist (samochód sam rozpoznaje przestrzeń i w razie odpowiedniej ilości miejsca sam też parkuje, przejmując kontrolę nad kierownicą).

Siły silnika i jego kultury pracy oraz czujnej i błyskawicznej zmiany biegów doświadczyłem podczas jazdy na trasie. Rozpędzanie auta było bajecznie proste. Co więcej, jego dynamika była dostępna na każdym etapie jazdy. To wszystko ze względu na wysoki moment obrotowy na poziomie 250 Nm, dostępny w szerokim pasie obrotów: od 1500 do 3500 obrotów na minutę. Dzięki temu przez cały czas miałem poczucie, że pod nogą mam jeszcze dostępny zapas mocy. A że – jak wspomniałem na początku – skrzynia świetnie czyta intencje kierowcy, to jazda tym Golfem była czystą przyjemnością. Biegi można zresztą zmieniać również manualnie poprzez łopatki za kierownicą – niemalże jak w Formule 1. Jedna drobna uwaga: zmiany biegów najczęściej dokonuje się na bazie dźwięków, jakie wydaje silnik. Jeśli słyszymy, że silnik się „męczy”, zmieniamy przełożenie. Tutaj silnik nie wykazywał żadnego zmęczenia, a jego praca jest tak cicha, że wsłuchanie się w niego i zmienianie biegów na tej podstawie, było nie lada wyczynem. 
 
Jeszcze jedna uwaga. Przez cały czas czułem się tak, jakbym jechał czołgiem, którego masa „przykleja” auto do drogi (od fachowców dowiecie się, że w celu polepszenia przyczepności m.in. przesunięto silnik w stronę przedniej osi kół, by ją dociążyć, a turbinę umieszczono w tylnej części auta). Przeczyła temu oczywiście dynamika jazdy, ale odczucie, że auto znakomicie trzyma się drogi, dawało duży komfort jazdy. A muszę tutaj dodatkowo zauważyć, że w Golfie nr 7 zastosowano tzw. elektroniczną szperę znaną m.in. z Volkswagena CC (czyli auta z wyższej półki!). To, mówiąc w skrócie, taki mechanizm, który koryguje jazdę auta po łuku przy nadmiernej prędkości, dzięki czemu stabilność, precyzja i komfort jazdy są zdecydowanie na wyższym poziomie.
 
Volkswagen Golf to ikona. Tak, wszyscy to wiedzą. To samochód, do którego znakomitej większości  kierowców przekonywać nie trzeba. A co zrobić, żeby jednak przekonać tą nieliczną mniejszość? Posadzić za kółkiem nowego Golfa i pozwolić im trochę pojeździć.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy