Reklama

Biznes

W 1989 r. nie uświadomiono sobie, że kara 25 lat kiedyś się skończy

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 07.02.2014
10675_prof.-Klak
Share
Udostępnij
Z prof. Czesławem P. Kłakiem, dyrektorem Kolegium Prawa i prodziekanem Zamiejscowego Wydziału Prawa i Administracji Wyższej Szkoły Prawa i Administracji Przemyśl Rzeszów, rozmawia Jaromir Kwiatkowski.
 
Jaromir Kwiatkowski: Opinia publiczna rozumuje prosto: Mariusz T. odsiedział wyrok, więc powinien wyjść na wolność, bez względu na społeczne obawy, a zakładanie a priori, że będzie nadal zabijał, w związku z czym trzeba go umieścić w ośrodku odosobnienia, jest, po pierwsze, klęską polskiego wymiaru sprawiedliwości, a po drugie – próbą naginania prawa w celu naprawienia błędów popełnionych przez polski wymiar sprawiedliwości przed laty. Czy Pan się zgadza z taki „głosem ulicy"?
 
Prof. Czesław P. Kłak: Społeczeństwo różnie postrzega tę sytuację, przeważa jednak strach przed osobami, które po odbyciu kary mogą ponownie popełniać ciężkie przestępstwa. W żadnym wypadku nie można mówić o klęsce wymiaru sprawiedliwości, bowiem to nie on w 1989 r. zdecydował o ogłoszeniu amnestii, przy jednoczesnym braku jakichkolwiek rozwiązań umożliwiających ocenę, czy po wielu latach spędzonych w zakładzie karnym skazany nadal stanowi zagrożenie dla społeczeństwa. Ja nie sprowadzałbym całej sprawy do jednego tylko przypadku. 
 
Pamiętajmy, że każdego dnia zakłady karne w całej Polsce opuszczają skazani za różne przestępstwa, także te najcięższe, przy czym w wielu przypadkach istnieje duże prawdopodobieństwo, że ponownie popełnią przestępstwo. Może ono wynikać z różnych przyczyn, przede wszystkim jednak z zaburzeń psychicznych, które powodują, że ryzyko powrotu do przestępstwa jest realne. Muszą istnieć instrumenty pozwalające na kontrolę zachowania takich osób, jak również umożliwiające kontynuowanie terapii rozpoczętej w trakcie odbywania kary. Takie rozwiązania istnieją i sprawdzają się w różnych państwach demokratycznych, w tym np. w Niemczech i Norwegii. 
 
Sekwencja wydarzeń przed laty była następująca: w 1988 r. wprowadzono moratorium na wykonywanie w Polsce kary śmierci. We wrześniu 1989 r. Mariusz T. został skazany na karę śmierci, ale wyroku – ze względu na owo moratorium – nie wykonano. Mało tego, pod koniec 1989 r. skorzystał z amnestii, która zamieniała wyroki śmierci na 25 lat więzienia. Dożywocia wtedy jeszcze nie było. Nawet dziś usłyszałem pytanie: czy nie dało się przewidzieć, że za 25 lat będą opuszczać zakłady karne groźni mordercy (Mariusz T. nie jest, jak się okazuje, jedynym)? A może tak łatwo mówi się z pewnego dystansu, a wtedy to nie było takie proste?
 
W 1989 r., gdy ogłoszono amnestię, w katalogu kar rzeczywiście nie było kary dożywotniego pozbawienia wolności, tak więc najsurowszą karą izolacyjną była kara 25 lat pozbawienia wolności. Karę dożywotniego pozbawienia wolności do kodeksu karnego wprowadzono w 1995 r., ale nie oznacza to, że gdy decydowano o amnestii, nie było możliwe zamienienie kary śmierci na karę dożywotniego pozbawienia wolności. To, że takiej kary nie było w kodeksie karnym, nie eliminowało takiej możliwości, bo amnestia została uchwalona w drodze ustawy przez Sejm i w związku z tym mogła posłużyć się karą nie znaną kodeksowi – kodeks karny i ustawa o amnestii pozostawały względem siebie w stosunku niezależności i miały taką samą moc prawną. Niestety, nie zdecydowano się na ten zabieg. Zapewne nie do końca uświadomiono sobie, że kara 25 lat pozbawienia wolności kiedyś się skończy, zaś osoba na nią skazana może nadal stanowić zagrożenie. Nasi sąsiedzi już dawno taką ewentualność przewidzieli i przygotowali się na nią. Nam przez 25 lat zabrakło determinacji, aby przeprowadzić rzeczową debatę i uchwalić dobre prawo.
 
Sąd w Rzeszowie nie przychylił się do wniosku dyrektora rzeszowskiego Zakładu Karnego, by Mariusza T. – na czas postępowania w trybie ustawy o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia – umieścić w ośrodku w Gostyninie. Dlaczego? I jakiego rozstrzygnięcia można się spodziewać w wyniku tego postępowania?
 
Nie znam uzasadnienia postanowienia Sądu Okręgowego w Rzeszowie w tej sprawie. Niewątpliwie Sąd uznał, że w toku tego postępowania można odpowiednio stosować przepisy kodeksu postępowania cywilnego o postępowaniu zabezpieczającym, tyle że uznał, iż nie ma uzasadnienia do izolacji na czas postępowania. Jestem zdania, że w ogóle możliwość jakiegokolwiek „zabezpieczenia" w toku tego postępowania nie istnieje. Nie przewiduje go bowiem ustawa o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób, a przepisy procedury cywilnej należy stosować jedynie „odpowiednio". Jakakolwiek ingerencja w wolności i prawa człowieka, nawet skazanego za najcięższe przestępstwo, wymaga wyraźnej podstawy ustawowej, a takiej w tym wypadku brak. Uważam, że już samo złożenie wniosku o uznanie danej osoby za „stwarzającą zagrożenie" powinno skutkować obowiązkiem podjęcia odpowiednich środków „zabezpieczających" na czas postępowania, ale to winno być jednoznacznie przesądzone, a nie wyinterpretowywane z przepisów kodeksu postępowania cywilnego, które w tej materii ewidentnie nie korespondują z tą ustawą. Skoro jednak Sąd orzekł o zabezpieczeniu na czas postępowania, przewidywać należy, że uczestnicy tego postępowania rozważą jego zaskarżenie, do czego mają prawo.
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy