Reklama

Biznes

Trup przy ognisku, czyli co wynika z cypryjskiej lekcji

Z Pawłem Budrewiczem, ekspertem Centrum im. Adama Smitha w Warszawie, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 21.03.2013
2887_budrewicz
Share
Udostępnij
Jaromir Kwiatkowski: Cypr nie jest pierwszym krajem ze strefy euro zagrożonym bankructwem. Niektórzy komentatorzy, obserwując to, co się tam dzieje, mówią o niepowodzeniu całego projektu wspólnej waluty europejskiej, w myśl powiedzenia słynnego ekonomisty i noblisty – Miltona Friedmana: „Z euro jest jak z socjalizmem. To piękna idea, która nie sprawdza się w praktyce”.

Paweł Budrewicz: Rzeczywiście, Cypr nie jest pierwszym krajem zagrożonym bankructwem. W strefie euro mamy kilka krajów, które z punktu widzenia płynności finansowej już są bankrutami: Grecja, Hiszpania, Włochy, Portugalia, Francja też już zaczyna dołączać do tego grona. To są kraje, które utraciły płynność finansową. Gdyby to były spółki, dawno trzeba by było ogłosić ich upadłość. Ta sytuacja to efekt życia na kredyt, efekt tego, że ktoś kiedyś wymyślił, iż wspólną walutą zalejemy Europę i będzie nam się żyło lepiej. Jak się okazuje, nie jest lepiej, wręcz przeciwnie – jest gorzej. Przeciętny Europejczyk żyje gorzej niż żył 10 lat temu, co widać na przykładzie choćby Grecji. Twórcy euro twierdzą, że opierali się na rozwiązaniach Roberta Mundella z lat 60. XX w. w zakresie optymalnych obszarów walutowych, natomiast tak naprawdę strefa euro nigdy tych wymogów nie spełniała, a oni rozwiązań Mundella chyba nie widzieli na oczy. Pomysł wrzucenia do jednej strefy walutowej krajów nie tylko o różnym poziomie rozwoju, ale także o różnych koncepcjach rozwijania się i różnym poziomie wolności gospodarczej – przy braku jakiejkolwiek konkurencji między regionami i braku mobilności pracowników – był bezsensowny. Teraz widzimy tego efekty. Choć trzeba podkreślić, że temu, co się obecnie dzieje w Europie, nie jest winne samo euro.

A co jeszcze?

Odpowiem tak: początkowo, w latach 50.-60. XX w., pomysł na wspólną Europę był w duchu Adama Smitha. Tak powstawała Europejska Wspólnota Węgla i Stali. Ten pomysł polegał na tym, że tworzymy wspólny rynek, w którym nie ma granic celnych, jest duża mobilność pracowników i swoboda przepływu kapitału, istnieje konkurencja między regionami po to, żeby kapitał i praca były lokowane tam, gdzie to się najbardziej opłaca. Lecz z czasem projekt wspólnej Europy przekształcił się z ekonomicznego w polityczno-ideologiczny, a Europa przekształciła się w moloch, który pod hasłem bezpieczeństwa w rzeczywistości realizuje kontrolę życia obywateli UE „od kołyski aż po grób”.

Katalizatorem obecnej sytuacji na Cyprze jest odrzucenie przez parlament tego kraju projektu ustawy o wprowadzeniu jednorazowego podatku od wkładów bankowych, co miało być warunkiem otrzymania finansowej pomocy od UE. Te wkłady zgromadzone w cypryjskich bankach są gigantyczne, należą w dużej mierze do obywateli Rosji i mogą być – jak zaczęto tłumaczyć – mafijnej proweniencji.
 
Moim zdaniem, cała ta próba dokonania zamachu na pieniądze ulokowane w cypryjskich bankach obnażyła, na czym polega obecny system, który bardzo chętnie wyciąga ręce po cudze i jest gotów wynaleźć każde, nawet najbardziej dziwaczne, uzasadnienie, dlaczego to robi. Dziś wytłumaczeniem są „podejrzane” pieniądze rosyjskie, choć nie bardzo wiem, jakim prawem, bez postępowania sądowego, jakiekolwiek instytucje państwowe zajmują się podejrzeniami, kto ma pieniądze w jakim banku.

Gdyby nawet tak było, że to są pieniądze mafijne, to od ścigania właścicieli są inne służby niż bankowe.
 
Oczywiście. Od karania jest sąd, który rozpatruje sprawę konkretnego człowieka i rozstrzyga, czy popełnił przestępstwo, czy nie. Po drugie, dzięki sytuacji na Cyprze możemy się przekonać, że nie ma co się łudzić: koszty tych wszystkich kredytowych zabaw, jakie urządzają rządy, koszty systemu, który nam funduje Unia Europejska, ponosimy my, obywatele. Gdy zachodzi potrzeba odsunięcia w czasie widma bankructwa jakiegoś kraju, to władze UE wyciągają ręce, żeby zabrać pieniądze obywatelom, podając przy tym uzasadnienie, że pieniądze są „podejrzane”.

Mówi Pan: „odsunięcie w czasie widma bankructwa”. To znaczy, że pieniądze pompowane w kraje zagrożone bankructwem są tak naprawdę pieniędzmi wyrzuconymi w błoto?
 
Dokładnie tak. To jest jak z trupem przy ognisku: możemy go przysuwać bliżej, możemy dorzucać ognia, żeby się ogrzał, ale on przez to nie ożyje. Gdy zgaśnie ogień, trup natychmiast wystygnie. Podobnie jest tutaj: ten projekt, który przy pomocy ideologii próbował narzucać pewne rozwiązania ekonomiczne, się nie sprawdził. To się nie kalkuluje. A ratowanie banków czy państw to tylko próba odsunięcia w czasie tego, co nieuniknione. Krach nastąpi jak nie teraz, to za rok, dwa lub trzy. Wcześniej czy później matematyka wystawi rachunek. Im później, tym będzie wyższy. To nie jest kwestia, ile się miliardów wpompuje. Błąd tkwi w samych założeniach systemowych. To tak, jakby nabierać wodę dziurawą konewką. Woda wycieknie nie dlatego, że ja się nie staram czy że ona sama jest złośliwa, ale dlatego, że mam dziurę w konewce.

Przedstawiciel Rosji już zaproponował Cyprowi przystąpienie do Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej. Cypr, który stara się o odroczenie o 5 lat spłaty pożyczki zaciągniętej w Rosji, jak również o zaciągnięcie kolejnej pożyczki w Moskwie, w zamian proponuje Rosji udziały w swoich bankach i projektach energetycznych. Czy Cypr „odpłynie” w kierunku Rosji?
 
Może „odpłynąć”, gdyż nie jest przywiązany do Europy, jak kiedyś chłop pańszczyźniany do ziemi. Propozycja Federacji Rosyjskiej, przekładając ją na język biznesu, to nic innego, jak propozycja zakupu przedsiębiorstwa upadłego. W biznesie jest tak, że czasem można okazyjnie kupić całkiem fajne przedsiębiorstwo, które upadło, bo było źle zarządzane. Tu jest tak samo, tylko odbywa się to na poziomie politycznym, międzynarodowym. Federacja Rosyjska wyczuła okazję do zrobienia świetnego interesu Za stosunkowo niewielkie pieniądze może sobie kupić fajną wyspę z ciekawymi przepisami dotyczącymi spółek i podatków, żeby prowadzić tam swoje interesy. Tak to się robi w biznesie: jest okazja, to się kupuje. Dlatego nie dziwię się tej propozycji. I nie zdziwię się, gdy zostanie przyjęta, jeśli okaże się korzystna. Różnica między polityką a biznesem jest taka, że inne jest uzasadnienie ideologiczne, ale zasady są dokładnie takie same: chodzi o to, żeby osiągnąć korzyść.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy