Reklama

Biznes

Wyborcy widzą i oceniają

Z dr. Pawłem Kucą, politologiem z Uniwersytetu Rzeszowskiego, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 18.11.2014
16111_13336_Kuca_1
Share
Udostępnij
Przypatrzmy się, jeszcze nieoficjalnym, wynikom wyborów na Podkarpaciu. Na początek wybory prezydenckie w Rzeszowie. Tadeusz Ferenc został prezydentem na czwartą kadencję, wygrał pewnie w pierwszej turze, osiągając lepszy wynik (ponad 66 proc.) niż cztery lata temu (53 proc.).
 
Tadeusz Ferenc był zdecydowanym faworytem wyborów prezydenckich w Rzeszowie. To było jasne; były jedynie dyskusje, czy wygra w pierwszej czy w drugiej turze. Jest kilka powodów jego zwycięstwa. Podstawowy jest taki, że Rzeszów za jego kadencji bardzo się zmienił i nadal się zmienia; Tadeusz Ferenc jako prezydent ma realne sukcesy. Tak wyraźne jego zwycięstwo to jednocześnie porażka PiS-u. A przecież, na podstawie wyników wyborów do Rady Miasta, widać, że PiS ma w Rzeszowie duże poparcie – osiągnął wynik porównywalny z wynikiem komitetu Tadeusza Ferenca, ma tylko o jednego radnego mniej. 
 
Ale już kandydat PiS na prezydenta, poseł Andrzej Szlachta, osiągnął wynik niemal trzykrotnie niższy od Tadeusza Ferenca. Dlaczego?

Po pierwsze, PiS za późno ogłosił kandydata; pewnie dlatego, że trudno myśleć o sukcesie w rywalizacji z tak popularnym prezydentem jak Tadeusz Ferenc. Po drugie, kampania powinna być na tyle długa, by kandydat mógł przedstawić całościową wizję rozwoju Rzeszowa i pokazać, dlaczego miałaby ona być lepsza od tego co było do tej pory. Wynik Andrzeja Szlachty był znacznie gorszy od wyniku kandydata PiS sprzed czterech lat, Jerzego Cyprysia. Poza tym, widzimy, że wyniki kandydatów PiS w wyborach do Rady Miasta są znacznie lepsze niż wyniki kandydata PiS na prezydenta. To oznacza, że część wyborców poparła kandydatów PiS do Rady Miasta, ale nie zagłosowała na kandydata tej partii na prezydenta.
 
Rodzi się więc pytanie, czy PiS postawił na „właściwego konia” w wyścigu prezydenckim.

To już pytanie do PiS-u.
 
Druga sprawa, o którą chciałbym zapytać, to nieoficjalne wyniki wyborów do sejmiku. Wszystko wskazuje na to, że PiS, który na Podkarpaciu osiągnął najlepszy wynik w kraju, będzie mógł rządzić samodzielnie.
 
Rezultat wyborów, o ile oczywiście potwierdzą się wyniki sondażowe, jest sukcesem PiS-u, a jednocześnie pewnym ostrzeżeniem dla Platformy. Nie przeceniając, oczywiście, tych wyników, bo w wyborach samorządowych uczestniczy wiele komitetów lokalnych, których nie będzie w wyborach parlamentarnych. Ale jednak jakieś tendencje widać. PiS na Podkarpaciu zawsze był mocny i te wybory to potwierdzają. Przywiązał też do tej kampanii dużą wagę: miał liderów krajowych, w końcówce kampanii Podkarpacie odwiedził prezes Jarosław Kaczyński. To wszystko miało znaczenie dla osiągniętego wyniku. Poza tym było jasne, że PiS musi walczyć o zdecydowane zwycięstwo, bo gdyby zabrakło mu choćby jednego mandatu do większości, to odtworzyłaby się koalicja PO-PSL-SLD. 
 
Pod warunkiem, że SLD będzie miało swoich radnych, bo na razie wszystko na to wskazuje, że nie. To duża niespodzianka tych wyborów.
 
SLD generalnie poniosło w tych wyborach dużą porażkę. A poza tym Podkarpacie dla Sojuszu to zawsze był ciężki region. Zobaczymy, czy te sondażowe wyniki się potwierdzą. Ale nawet gdyby Sojuszowi udało się zdobyć jeden mandat, to i tak będzie to wielka porażka tej partii.
 
Największą niespodzianką personalną jest porażka rządzącego od trzech kadencji w Stalowej Woli prezydenta Andrzeja Szlęzaka z 29-letnim działaczem PiS Lucjuszem Nadbereżnym, który tym samym został najmłodszym prezydentem w Polsce.

To rzeczywiście największa niespodzianka tych wyborów. Nie sądzę, by PiS zakładał, że zwycięstwo w Stalowej Woli będzie realne. Ale, z tego co czytam, wszyscy podkreślają, że kandydat PiS miał bardzo aktywną kampanię, spotykał się z ludźmi, pokazywał, co chce zrobić. Natomiast kampanii prezydenta Szlęzaka właściwie nie było i to również mogło mieć wpływ na wyniki. Teraz zachodzi pytanie: czy bardzo młody prezydent z PiS-u będzie w stanie zagospodarować ten sukces. Zwłaszcza, że przejmuje rządy po prezydencie, który rządził trzy kadencje i odcisnął swoje piętno na Stalowej Woli.
 
Zgoda. Ale czy jednak w tym przypadku nie odezwało się zmęczenie mieszkańców dość trudnym charakterem dotychczasowego prezydenta i jego ekscentryzmem, który objawił się choćby w jego „sądzie” nad powstaniem warszawskim?
 
Kontrowersje dotyczące powstania nie są nowe, powtarzały się cały czas. Coś w kampanii Andrzeja Szlęzaka nie zadziałało i to spowodowało, że przegrał wybory. Zetknąłem się z głosami, że miał, nazwijmy to, swój styl zarządzania miastem i być może rzeczywiście nastąpiło tu jakieś zmęczenie. Po drugie, po składzie Rady Miasta widać, że w Stalowej Woli PiS ma spore poparcie.
 
Chciałbym zapytać o jeszcze jedno zjawisko. W samorządzie widać pewien wiaterek zmian. Wprawdzie takie „pewniaki” jak Tadeusz Ferenc czy Piotr Przytocki w Krośnie wygrały zdecydowanie, ale część włodarzy musi walczyć o reelekcję w drugiej turze, a spora grupka wójtów czy burmistrzów musiała pożegnać się ze stanowiskami. Bywa – jak w przypadku choćby wójta Alfreda Materni z Krasnego – że po 20 latach.
 
To akurat bardzo dobry objaw, bo pokazuje, że nic nie jest dane raz na zawsze. To zjawisko widzimy zresztą w skali całej Polski: byli „pewniacy” sondażowi, którzy mieli wygrać w pierwszej turze, a nie wygrali. Prawda jest taka, że z każdą kolejną kadencją jest coraz trudniej o dynamizm działania. Władza człowieka zużywa. A te zmiany pokazują, że wyborcy patrzą, co się dzieje w samorządzie w miastach i gminach, i bardzo szybko to oceniają. To jasny sygnał dla tych, którzy chcą rządzić, ze muszą się bardzo starać.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy