Reklama

Biznes

“Plan Morawieckiego”. Marzenia i realia! Debata BIZNESiSTYL “Na Żywo”

Aneta Gieroń, Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 10.04.2016
26279_0K3A3640
Share
Udostępnij
Do "planu Balcerowicza", czy może do "planu Kwiatkowskiego", można porównać zaproponowany kilka tygodni temu przez wicepremiera i ministra rozwoju, Mateusza Morawickiego – program "odpowiedzialnego rozwoju Polski". Skąd też wziąć prawie bilion złotych w najbliższych 7 latach, by go zrealizować i jakie skutki ma przynieść, bo oczekiwania są ogromne. Chcemy nowoczesnej gospodarki, spektakularnej jakości poprawy życia, poprawy finansów publicznych i co najważniejsze, wyhamowania emigracji młodych Polaków. Debata, w ramach cyklu spotkań BIZNESiSTYL „Na Żywo”, jaka w piątek odbyła się w Oranżerii Hotelu Rzeszów była gorąca, ale Zdzisław Gawlik, prawnik, wykładowca akademicki, były wiceminister skarbu, obecnie poseł PO; Krzysztof Kaszuba, ekonomista, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego Oddział Wojewódzki w Rzeszowie oraz Marek Bujny, wiceprezes Stowarzyszenia Dolina Lotnicza, założyciel i wiceprezes firmy Ultratech, którzy wzięli w niej udział, starali się ocenić wszystkie aspekty "planu Morawieckiego".

Reindustrializacja, rozwój innowacyjnych firm, środki dla rozwoju, ekspansja i eksport, rozwój regionalny bardziej zrównoważony i solidarny –  na tych pięciu filarach ma się opierać program "odpowiedzialnego rozwoju Polski", jaki kilka tygodni temu zaproponował wicepremier i minister rozwoju, Matusz Morawiecki. Plan, od nazwiska jego twórcy nazywany "planem Morawieckiego", brzmi dobrze, ale co konkretnie oznacza i na ile jest realny, zastanawialiśmy się w trakcie ostatniej debaty…

Zdaniem Zdzisława Gawlika, jest to plan rewolucyjny, potrzebny Polsce, systemowo zbudowany w sposób nie budzący wątpliwości, wybijający się na tle innych planów gospodarczych dla Polskich proponowanych przez ministrów poprzednich ekip rządowych. Przygotowany wedle wszystkich standardów, poprzedzony diagnozą, a której konsekwencją są wnioski w nim zaprezentowane. Sam plan można przyrównać do "planu Balcerowicza" sprzed 27 lat wyznaczającego początek zmian gospodarczych w III RP. 
 
– I mimo że, nie wszystkim te zmiany mogły się podobać, to zapowiedzi, jakie wybrzmiewają z "planu Morawieckiego" są na podobnym poziomie ważności jak "plan Balcerowicza" – mówił Gawlik. – Ten plan może dać Polsce inną jakość i oby wszystkie cele, które zostały zaproponowane i przyjęte przez Radę Ministrów w lutym 2016 roku, zostały zrealizowane. 
 
Poseł Gawlik, przypomniał też popularne wśród prawników powiedzenie, że z rzeczy cierpliwych na świecie, najbardziej cierpliwy jest papier – on wszystko "przyjmie".  – Jednocześnie papier najbardziej też "plami". Warto o tym pamiętać, bo na razie są obietnice, ale za jakiś czas przyjdzie się z tych obietnic rozliczyć – dodał Gawlik.
 
Według posła Platformy Obywatelskiej, jak zawsze "diabeł tkwi w szczegółach", a na razie plan zawiera sformułowanie bardzo ogólne. Na przykład, że będziemy rozwijać  pewne segmenty przemysłu, jak choćby drony i przemysł stoczniowy. Co do dronów nie znamy jeszcze propozycji prawnych, ale co do przemysłu stoczniowego już je usłyszeliśmy. – Rada Ministrów przyjęła ustawę, która ma doprowadzić do zintensyfikowania przemysłu styczniowego i dobrze, ale jest w niej zapis, że pewne benefity tej ustawy mogą tyczyć się przedsiębiorców, których wartość usługi tj. roboty statkowej wyniesie ponad 5 mln euro. Co z dużą grupą drobnych przedsiębiorców, którzy znajdą się poza tak wysokim pułapem?! – zastanawiał się Gawlik.
 
Morawiecki, Balcerowicz, Kwiatkowski i zamieszanie wokół planów
 
– Nigdy nie zgodzę się,  by "plan Morawieckiego"  porównywać z "planem Balcerowicza" – stwierdził Marek Bujny. Reformy Balcerowicza wyrządził wiele szkód, m.in. zniszczenie PGR-ów, wpędzenie tysięcy ludzi w biedę i upadek wielu przedsiębiorstw, czego można było uniknąć. 

Także zdaniem Krzysztofa Kaszuby "planu Balcerowicza" nie powinno się porównywać do "planu Morawieckiego". 
 
– Pierwszym elementem reformy Balcerowicza było uporządkowanie pewnych podstawowych kategorii ekonomicznych, czyli kursu złotego do dolara, stóp procentowych oraz ceny za pożyczane pieniądze, i  Balcerowicz zrobił dobrze – mówił Kaszuba. – Drugi zaś element jego planu, czyli prywatyzacja, to było działanie antypolskie, antynarodowe i tak powinno być zawsze ocenianie.
 
Gawlik podkreślał w dyskusji, że odnosił się do skali obu planów oraz znaczenia ich dla Polski, i choć kwestia naprawy pieniądza i zmiany modelu gospodarowania, bywa kwestią sporną, to bez tego Polska nie osiągnęłaby przez ostatnich 27 lat tak dużego sukcesu, jaki dziś obserwujemy.  
 
Zdzisław Gawlik
 
– Nie twierdzę, że nikt nie popełnił błędów  po drodze  – mówił Gawlik. – Ale gdyby nie działania Balcerowicza, być może dziś bylibyśmy w tym samym miejscu co  Białoruś. 
 
– Albo mogliśmy osiągnąć taki sukces jak Korea Południowa – polemizował z posłem PO, Marek Bujny. 
 
– To kraj doświadczony równie tragicznie jak Polska, a zdołał osiągnąć dużo więcej od nas, choć na ścieżkę demokratyzacji wszedł w podobnym czasie, bo w 1987 roku – mówił Bujny. – Tylko oni nie sprowadzili do Korei jak my do Polski zachodnich banków, tylko określili działy gospodarki, które miały szanse w konkurencji światowej i je ogromnie wsparli. Ściągnęli specjalistów od bankowości i bardzo rozsądnie budowali swoje finanse oraz przemysł.
 
– Tylko nie wiem, czy chciałbym, aby Polska była dziś w tym samym miejscu co Korea Południowa – mówił poseł Gawlik. – Gdy niedawno byłem w Korei, pytaliśmy wiceprezesa Samsunga, dlaczego od pierwszego piętra w górę okna w dużych wieżowcach są zakratowane – tyle jest samobójstw. Jeśli tak miałoby wyglądać życie ludzi w moim kraju, to ja tego nie chcę. Zresztą nie tak dawno Koreańczyk oglądający nowe hale w Stalowej Woli, stwierdził, że u nas jest tak samo jak u nich, więc chyba aż tak bardzo od koreańskich standardów nie odbiegamy. 
 
W debacie nie zabrakło też innych porównań, jako że "plan Morawieckiego" bywa wymieniany w kontekście przedwojennego "planu Kwiatkowskiego" oraz Centralnego Okręgu Przemysłowego i naturalne zdają się pytania, czy obecny może się okazać przykładem nowoczesnego interwencjonizmu państwowego na miarę XXI wieku…
 
– Tamten plan, to  była piękna idea Eugeniusza Kwiatkowskiego i jego zespołu. Po tym jak wykonano plan 4 – letni, w 1938 roku Kwiatkowski ogłosił 15-letni planu rozwoju gospodarczego Rzeczpospolitej, który był podzielony na 5 etapów: dozbrojenie Polski, poprawa komunikacji, budownictwo mieszkaniowe, edukacja i nauka, zaś ostatnim jego etapem miało być wyrównywanie różnic w poziomie życia w różnych regionach kraju, czyli likwidacja podziału Polski na A i B – przypomniał dr Kaszuba. – To był wielki plan, konkretne przedsięwzięcie, które mówiło, co i gdzie budujemy, a jego pozostałości do dziś oglądamy w Mielcu, Stalowej Woli, Rzeszowie, Dębicy, Radomiu, Tarnowie i wielu innych miejscach Polski.
W opinii Kaszuby, "plan Morawieckiego" jest pewnym spojrzeniem na to, co się wydarzyło w Polsce w minionych 27 latach i bazując na wspomnianych pięciu filarach ma być  pomysłem na Polskę.
 
Bilion zł na reformy Morawieckiego
 
– "Plan Morawickiego", to dla mnie na razie idee. O potrzebie współpracy nauki i biznesu mówi się przecież od 15 lat wciąż to samo i ciągle nie jesteśmy zadowoleni z efektów.  O zrównoważonym rozwoju Polski z różnym natężeniem też debatujemy od ponad 20 lat. Innowacyjność wraca w wystąpieniach wszystkich kolejnych premierów, tylko  że Polska pod względem innowacji ciągle jest na 4 miejscu od końca wśród 28 państw  Unii Europejskiej – wyliczał Kaszuba. – Reindustrializacja, czyli uprzemysłowienie to dla mnie naciągane hasło, bo jeśli popatrzymy na udział przemysłu w tworzenie struktury PKB w Polsce, to jest to ok. 25 proc, rolnictwo ma ok. 4 proc. a resztę stanowią usługi. Dla porównania, Niemcy udziału przemysłu w swoim PKB mają nawet troszkę mniejszy. To oznacza, że z uprzemysłowieniem w Polsce może nie jest tak najgorzej, ale brakuje nam polskiego biznesu.  I tu wkraczamy w strukturę własności dużych firm produkcyjnych, a co za tym idzie, gdzie trafiają zyski i dywidendy, bo te są przecież podstawą kolejnych inwestycji. I jeśli popatrzymy na udział inwestycji w naszym PKB, to w latach 2004 – 2014  on spadł i dziś my mamy niższy udział inwestycji w PKB niż np. Czechy, Słowacja, Niemcy. 
 
Pierwsze szczegóły "planu Morawieckiego" mają być prezentowane latem, drugie jesienią 2016 roku. Ale już dziś kluczowe wydaje się pytanie, czy wystarczy na niego pieniędzy. Tym bardziej, że mówi się nawet o bilionie zł. 
 
– Około 240 mld zł jest na rachunkach przedsiębiorców, to są środki wolne, ale z tego na rynek trafi może co piata złotówka – uważa Krzysztof Kaszuba.  – Mówi się  też o ponad 400 mld złotych z kasy Unii Europejskiej. Tyle ma być, ale czy będzie? Tego nie wiemy. W tych 400 mld zł, połowa to nasz wkład własny, czyli aż tak dużej sumy nie będzie, jak to się na pierwszy rzut oka zdaje.  
 
Zdaniem Kaszuby, inną ważną rzeczą w "planie Morawieckiego" jest pewna iluzja instytucjonalna, organizacyjna. Już rząd premiera Donalda Tuska stworzył Polskie Inwestycje Rozwojowe, instytucję, gdzie zatrudnia się kilkadziesiąt osób, a one mają mieć świetne pomysły na to, gdzie inwestować pieniądze. 
 
Polskie Inwestycje Rozwojowe po co i dla kogo?
 
Krzysztof Kaszuba
 
– To się okazało fikcją, a niestety "plan Morawickiego" idzie po części w kierunku tej fikcji i mówi o Polskim Funduszu Rozwojowym, który powstałby z połączenia np.: Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, Agencji Rozwoju Przemysłu i Polskiej Agencji Inwestycji Zagranicznych, co może i samo w sobie nie jest złe. Ale finansowaniem inwestycji i rozwojem  powinien zająć się Bank Gospodarstwa Krajowego w połączeniu z  Korporacją Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych. BGK jest w pełni polski, dyspozycyjny, z wykształconymi i doświadczonymi ludźmi, którzy wiedzą, jak udzielać kredytów. Do dziś w Stalowej Woli są zdjęcia, na których prezydent RP, Ignacy Mościcki w towarzystwie  prezesów Banku Gospodarstwa Krajowego, uruchamia hale w Stalowej Woli.  
 
Zdaniem Marka Bujnego, Polskie Inwestycje Rozwojowe nie do końca wyglądają tak, jak to nakreślił Krzysztof Kaszuba. 
 
– Sama ich idea jest dobra, ale nie została do końca zrealizowana – twierdził wiceprezes "Ultratechu". – To ważne, by ryzykowane, duże przedsięwzięcia, ale dające realne szanse na przyszłość mogły liczyć na wsparcie skarbu państwa, a przez to zaistnieć w biznesie. Fikcją jest, co uważał Leszek Balcerowicz i swego czasu Kongres Liberalno – Demokratyczny, że jest niewidzialna ręka, która wszystko na wolnym rynku załatwi. Nigdzie tak nie ma. Nawet Stany Zjednoczone słynące z bardzo liberalnej polityki gospodarczej, w sposób niezwykle skuteczny wspierają swój przemysł zbrojeniowy. 
 
Marek Bujny, przyznał też, że jest optymistą jeśli chodzi o wsparcie dla Doliny Lotniczej w ramach "planu Morawieckiego". – Tylko w ostatnich miesiącach mieliśmy więcej spotkań roboczych w ministerstwach niż w ostatnich 8 latach. 
 
Pytanie tylko, czy w kolejnych miesiącach i latach wicepremierowi Mateuszowi Morawieckiemu starczy politycznej siły, by reformy przeprowadzić?
 
– Wydaje się, że siły sprawczej mu wystarczy, bo jest trochę ludzi w rządzie, którzy są w stanie pociągnąć te reformy, ale na pewno trzeba będzie wojowników i kreatorów – mówił Krzysztof Kaszuba.  – Bardziej mnie niepokoi, skąd wziąć na to wszystko pieniądze. Polska cały czas emituje obligacje –  dziesięcioletnie i dwuletnie, by pokrywać nasze zobowiązania. Ale w tej chwili najważniejsze jest, jak zachęcić przedsiębiorców, którzy mają na kontach około 240 mld zł, żeby zechcieli je wpuścić do obiegu.  Jak przyspieszyć działania 16 marszałków województw w Polsce i Urzędów Marszałkowskich, by jak najszybciej przygotowali nowe oferty projektów, z których będą mogli korzystać przedsiębiorcy, bo jak na razie uruchamianie środków z perspektywy unijnej 2014 – 2020 jest słabe. Bardzo ważną rzeczą jest też, jak te miliardy w kolejnych latach wykorzystamy. Czy znowu nie "utopimy" ich w inwestycjach typu: Centrum Wystawienniczo – Kongresowe w Jasionce, z którym nie bardzo wiadomo, co robić w kolejnych latach i za co je utrzymywać, albo most w Rzeszowie za 170 mln zł, gdzie można było zbudować trzy mniejsze.
 
Czekamy na szczegóły
 
Zdaniem Zdzisława Gawlika, Polska jest od kilku miesięcy bardziej resortowa niż wcześniej. – Proszę zauważyć, jak bardzo podmioty z udziałem skarbu państwa zostały rozczłonkowane pomiędzy szereg resortów, również nowo tworzonych. Ja sobie wyobrażam, że polityka przemysłowa, która również jest podstawą "planu Morawieckiego", musi być polityką spójną. Tylko zadaję sobie pytanie, na ile ta polityka może być spójna, jeżeli tyle jednostek będzie właściwych w sprawie poszczególnych podmiotów – dowodził poseł PO. Nie zgodził się z nim Marek Bujny, według którego zjawisko, o którym mówi Gawlik, było nasilone w latach rządów PO-PSL.
 
– Żeby udało się zrealizować plan, muszą być pieniądze.  200, a jak mówią niektórzy, 400 mld zł z sektora prywatnego musi być zaangażowane w projekty związane z planem Morawieckiego, żeby mógł on osiągnąć sukces – zauważył poseł Gawlik. Jego zdaniem, przedsiębiorcy może nawet zainwestują te pieniądze, ale muszą się czuć bezpiecznie. Jeżeli jednak słyszą głosy różnych agencji i instytucji europejskich zatroskanych rozwojem sytuacji w Polsce, to czy to będzie dobrze wpływać na pewność inwestowania? – Nie wiem – stwierdził retorycznie poseł PO.
 
– Czego brakuje w "planie Morawieckiego", a co mogłoby poprawić przypływ pieniądza na rynek, żeby te słuszne i potrzebne Polsce cele zrealizować? -postawił problem Krzysztof Kaszuba. I odpowiedział: – Potrzebne są generalne zmiany, jeżeli chodzi o dwa elementy: system prawny funkcjonujący wokół biznesu i system podatkowy. Polska jest krajem niesprawiedliwości podatkowej i prawnej, i my o tym wiemy. Gdybym miał taką możliwość, natychmiast zlikwidowałbym CIT, który daje 30 mld wpływów do budżetu, a płacą go nieliczne przedsiębiorstwa – stwierdził Kaszuba. Jego zdaniem, należałoby wprowadzić jednolity dla wszystkich, powszechny, z małym zróżnicowaniem na przemysł, usługi i handel, powszechny podatek od przychodów ze sprzedaży, bez względu na to, czy firma jest z "Ropczyc, Mielca, Tel Awiwu, Nowego Jorku czy z Marsa". A u nas się to różnicuje. – Potrzebna jest nam sprawiedliwość podatkowa, uproszczenie całego systemu. Być może to będzie w tych szczegółach, które mają być ogłoszone za kilka miesięcy – spuentował ekonomista.
 
– Mówi się o tym, i to wyraźnie – dodał ad vocem Marek Bujny. – To nastąpi i do wakacji te szczegóły mają już być przedstawione. To nie jest łatwa sprawa – czyszczenie od podstaw. Publikacje renomowanych amerykańskich instytucji badawczych stwierdzały, że polskie prawo gospodarcze, podatkowe jest najgorsze w Europie. Mówiłem politykom, gdy się puszyli, jaki to mamy wzrost gospodarczy: my jako przedsiębiorcy nie potrzebujemy dotacji, ulg, zwolnień. Wy zróbcie jedną rzecz: normalne prawo w Polsce. I "zaorzemy" wszystkich.
 
– Słyszałem ministra finansów, który mówił, że nie będzie obniżenia stawek podatków – wtrącił Zdzisław Gawlik.
 
– Ale ja nie mówię o obniżeniu stawek – zripostował Bujny. – Tego nie trzeba robić. Trzeba tylko uporządkować prawo tak, żebym ja, prosty inżynier, czytając pewne regulacje prawne, to rozumiał. Teraz tego nie potrafię. Stąd namnożyło się różnych kancelarii doradczych, podatkowych, ekonomicznych, które "mielą papiery". To nie wnosi wartości dodanej.
 
Wiceprezes Ultratechu stwierdził, że podczas spotkania zarządu Doliny Lotniczej z wicepremierem Morawieckim przedsiębiorcy podnieśli problem, iż realizując projekty badawcze wspierane przez fundusze unijne mają gorsze warunki niż firmy tzw. starej Unii. – Czyli polscy urzędnicy, za przyzwoleniem ministrów, pozacieśniali te wymogi tak, że ja mam gorsze warunki, jeżeli chodzi o procent dofinansowania czy rozliczenie projektu niż przedsiębiorcy z Niemiec, Francji czy Anglii – stwierdził Bujny. To też trzeba zmienić. Przedsiębiorca przypomniał, że Mateusz Morawiecki zapowiedział walkę z biurokracją.
 
Marek Bujny
 
Wicepreze Ultratechu jest spokojny o to, że kapitał będzie: -Przynajmniej raz w tygodniu mam zaczepki od różnych banków, które mi oferują kredyty. Kapitału jest za dużo na świecie, co zresztą premier Morawiecki mówi. Jest tylko kwestia stworzenia takich warunków, by ten kapitał chciał tu przyjść. Jemu jest potrzebne stabilne prawo gospodarcze i odpowiednia ilość wykształconej kadry (ta kadra jest), a w którymś momencie odpowiednia postawa rządu w przypadku np. zakupów, które są powiązane z offsetem. Tego przedtem nie było. Mamy przykład F16 – miał być potężny offset i nic z tego nie zostało – dowodził wiceprezes Ultratechu.
 
Zdaniem Krzysztofa Kaszuby, bardzo ważne będzie to, żeby jak najwięcej polskich przedsiębiorstw było ważnym elementem łańcucha dostaw dla największych korporacji świata – lotniczych, motoryzacyjnych itp. Drugi ważny element: żebyśmy rozwijali jak najwięcej przedsiębiorstw małych i średnich, które będą oferować produkty finalne w kraju i na świecie. To jest bardzo ważne, bo wtedy dywidenda i zysk zostaje tutaj. – Ale jest jeszcze jeden element, który znakomicie polepszy działanie głównie małych i średnich przedsiębiorstw, choć nie tylko – stwierdził ekonomista. – Wprowadźmy jeden prosty podatek społeczny: 20-25 proc. narzutu na płacę brutto, i zlikwidujmy PIT. To jest absurd, który się przyjął. 

Czy Polacy będą wracać do kraju
 
Jednym z wątków debaty była wymiana poglądów na temat, czy realizacja "planu Morawieckiego" będzie skutkowała tym, iż Polacy będą zarabiać więcej i czy jest możliwe powstrzymanie ich eksodusu na Zachód. 
 
Zdaniem Marka Bujnego, warunkiem lepszych zarobków jest zwiększenie efektywności działania, wejście w wyższe technologie i bardziej zaawansowane produkty. Przedsiębiorca przestrzegał, że tego nie da się zrobić szybko. Jego zdaniem, warunkiem koniecznym są tu środki, inwestycje i wsparcie państwa.
 
Również Zdzisław Gawlik zwrócił uwagę, że pod względem zarobków nie dogonimy krajów tzw. starej Unii tak szybko i że do tego potrzebny jest czas. – Im więcej będzie technologii innowacyjnych, tym lepiej ludzie będą zarabiać, bo przedsiębiorca musi tych ludzi przyciągać.
 
Poseł PO przestrzegał, że sam plan nie zapewni tego, iż młodzi ludzie będą chcieli tu zostać, bo jest to myślenie z kategorii chciejstwa. – To jest raczej kwestia, na ile jesteśmy w stanie stworzyć atrakcyjne miejsca pracy, by ci ludzie chcieli tu zostać – stwierdził. – Też chciałbym, aby polska gospodarka była najlepsza, najbardziej konkurencyjna na świecie. Nie patrzę krytycznie na plan premiera Morawieckiego. Życzę mu, aby się to udało – dodał Gawlik, przedstawiciel sejmowej opozycji.
 
– Dobrze, że taki plan jest, ale jest kwestia realizacji pomysłów, czyli szczegółów – stwierdził Krzysztof Kaszuba. – Czekamy na te szczegóły w lecie i jesieni. Jeżeli zostaną wprowadzone m.in. te, o których tu mówimy plus jeszcze inne, o których tu z braku czasu nie powiemy, to z czasem ci, kórzy wyjechali, zaczną wracać. A może przestaną wyjeżdżać – i to już będzie pierwszy sukces.
 
Nasi goście podkreślili, że Polacy są bardzo kreatywnym i dobrze wykształconym narodem. Jednak, zdaniem Krzysztofa Kaszuby, likwidacja szkolnictwa zawodowego była "przestępstwem", którego skutkiem jest m.in. to, że jest nadprodukcja absolwentów w zawodach, w których nie ma pracy, a tam, gdzie praca jest, często brakuje fachowców. – Dlaczego tak się stało? Dlatego, że nikt tej młodzieży i rodzicom nie powiedział: idziecie w złym kierunku. Po co wysyłacie tam dzieci? A to jest rola rządu – przekonywał Marek Bujny. Nieco odmienne zdanie w tej kwestii miał poseł Gawlik, zdaniem którego to nie jest tak, że ktoś "mądry" zlikwidował te szkoły. One upadły często dlatego, że świeciły pustkami, bo nie było chętnych do nauki.
 
Korporacja nie przychodzi z sentymentu
 
Uczestnicy debaty nawiązali również do stwierdzenia wicepremiera Morawieckiego, że nie będzie pieniędzy na realizacje projektów, które nie wnoszą żadnej wartości dodanej. Przyznali, że w ostatnich latach wybudowano wiele hal, kupiono wiele linii produkcyjnych tylko dlatego, że były na to pieniądze, które trzeba było wykorzystać, a teraz nie wiadomo, co z tymi halami i liniami zrobić.
 
W tym kontekście, jako pozytywny przykład, wymieniono otwarte na początku kwietnia w Rzeszowie Centrum Badawczo-Rozwojowe Pratt&Whitney.  – To Centrum ma przysłowiowe znaczenie dla całego Podkarpacia, bo ludzie z Mielca, którzy odchodzili z WSK, znajdowali zatrudnienie w Zakładach Mechanicznych w Tarnowie tylko dlatego, że WSK Rzeszów "zasysało" ludzi z Tarnowa do Rzeszowa, rekrutując ich do tego Centrum – dowodził Zdzisław Gawlik. – Skoro im się opłaca dojeżdżać z Tarnowa do Rzeszowa, to pewnie muszą lepiej zarabiać niż u siebie na miejscu. Jeżeli tego typu projekty będą wdrażane, to w konsekwencji to się samo zdarzy, że ludzie będą lepiej zarabiać, bo przedsiębiorcy będą konkurowali o dobrego pracownika.
 
Marek Bujny wspominał, że był świadkiem wydarzeń, które spowodowały, iż powstanie tego Centrum stało się możliwe. Było to w 2007 roku, podczas uroczystości w teatrze z okazji rocznicy powstania WSK Rzeszów. – Prezes Darecki ogłosił, że przyjechał z Warszawy poseł naszej ziemi z dobrą informacją, iż rząd zgodził się dofinansować kwotą 80 mln laboratorium, jeżeli korporacja podejmie taką decyzję, by ono powstało. Na sali siedzieli prezesi Pratta i oni nie mogli nie zgodzić się na to, by do tego nie dołożyć. To była akcja obecnego marszałka Ortyla i grupy ludzi z minister Gęsicką, żeby te pieniądze  przeznaczyć na tę zachętę – opowiadał wiceprezes Ultratechu. Po czym dodał: -Korporacja nie przychodzi z sentymentu, oni muszą dostać coś konkretnego. Tak było z MTU, z Hispano-Suiza. Musi być pewna akcja rządu. W rozsądnych granicach, bo to nie może też być tak, że dajemy zwolnienia podatkowe firmie motoryzacyjnej, oni przenoszą fabrykę do Włoch, a my mówimy, że nic się nie stało. Kiedy Francuzi próbowali przenieść z powrotem fabrykę Peugeota do Francji, Słowacy powiedzieli: ok, ale oddajcie te ulgi, które dostaliście. I się skończyło.
 
Północ Podkarpacia lotnicza, południe rolnicze
 
– Chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz, której nie ma w planie Morawieckiego – mówił Krzysztof Kaszuba. – Udział biznesu lotniczego Podkarpacia w tworzeniu wartości dodanej to mniej więcej 5 proc. i ten poziom utrzymuje się przez ostatnie lata. Czyli 95 proc. to są jednak inne sektory, inne branże. Wydaje mi się, że jednej rzeczy nam brakuje, a na to też musimy postawić. W ramach poprawy struktury gospodarczej Polski powinniśmy mówić nie tylko o reindustrializacji, ale również o tym, żeby maksymalnie wesprzeć sektor związany z rolnictwem, żeby jak najwięcej ludzi tam pracowało i wytwarzało zdrowe produkty. To jest drobiazg, na tym się wiele nie zarobi, ale to dawałoby możliwość dorobienia tym najbiedniejszym. Byłoby to też wyrównywanie szans między np. powiatem rzeszowskim a lubaczowskim. 
 
– Gdzie możemy, też to wspieramy w różnej formie – przypomniał Marek Bujny. – Na salonach lotniczych, gdy jest organizowane wspólne stoisko Urzędu Marszałkowskiego, miasta i Doliny Lotniczej, zawsze jest obecna Podkarpacka Izba Rolnictwa Ekologicznego. Nie wiem, czy wiecie, ale tam jest 2 tys. gospodarstw, które produkują żywność ekologiczną. Północ Podkarpacia to przemysł lotniczy, ale co z południem? Tylko Bieszczady i Solina? Więc powstał taki pomysł, żeby to południe aktywować. Istotnym elementem, o którym premier Morawiecki także mówi w swoim planie, są klastry. Jest Dolina Lotnicza, jest klaster informatyczny, ale tak samo klastrem jest ta Izba. Te stowarzyszenia na Podkarpaciu są zdrowe, gdzie indziej w Polsce bywa różnie. Ten projekt, który w ramach funduszy miał wspierać klastry, został tak zrobiony, że my jako Dolina Lotnicza, najlepszy klaster w Polsce, praktycznie nie mogliśmy po te fundusze sięgnąć. Mam o to pretensje, bo kilka lat temu, kiedy rozwiązania dotyczące wspierania klastrów były tworzone, przyjechał dyrektor z ministerstwa i przez 2 godziny klarowałem mu, jakie warunki powinny być spełnione, żeby powstał zdrowy klaster. Oczywiście, zrobiono odwrotnie.
 
Polska może być eldorado
Zdaniem Marka Bujnego, Polska "może być eldorado". – Polska w Europie jest w tej chwili oazą spokoju. Jesteśmy homogenicznym krajem, nie mamy jeszcze, przynajmniej na razie, problemu z emigrantami, gospodarka  rozwija się prawidłowo, jesteśmy dobrym sojusznikiem i dla Stanów, i dla Anglii, i dla wielu innych krajów. To gdzie mają inwestorzy lokować inwestycje? W Niemczech, które są zalewane falą emigrantów? W Rosji, na Ukrainie? W Chinach, gdzie koszty pracy są już większe niż w Polsce? Polska jest idealnym miejscem zwłaszcza w zakresie wysokich technologii, bo Polacy są dobrze wykształconym, elastycznym, energicznym narodem i są w stanie zrobić prawie wszystko. Natomiast trzeba ukrócić niecne praktyki wyprowadzania pieniędzy, oszukiwania, ukrócić szarą i czarną strefę. To jest duże, ale bardzo ważne wyzwanie.
 
Zdaniem prezesa Ultratechu, Polskę stać na stworzenie rzeczy, które są w stanie zadziwić świat. Już zresztą takie mamy, np. grafen. Ale do tego potrzebne jest wsparcie państwa. – Google, Microsoft i tego typu firmy nie powstały w garażu, bez żadnej ingerencji – przekonywał przedsiębiorca. – Tam była określona ingerencja rządu amerykańskiego, może nie wprost, ale w zakresie stworzenia odpowiednich warunków, żeby takimi się rozwinęły. Poza tym trafiły w dobra niszę. Zobaczmy na nasze firmy: Fakro, Nowy Styl. Były tworzone od zera. Podobnie, 15 lat temu, moja firma, w trudnej branży. Dało się? Dało. Tylko muszą być odpowiednie warunki.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy