Reklama

Biznes

Wielkie projekty: Nowy Jedwabny Szlak

Anna Koniecka
Dodano: 07.09.2016
29051_2264096-jedwabny-szlak
Share
Udostępnij
Integrowanie gospodarek różnych krajów nie jest wynalazkiem współczesności. Pierwszy taki mariaż przeszło dwa tysiące lat temu zaaranżowała Azja z Europą. I gdyby nie wtrąciła się wielka polityka z hegemonistycznymi zapędami, gdyby nie namieszały wielkie odkrycia geograficzne napędzane chciwością władających tym światem,  to euroazjatycki mariaż mógłby trwać, i trwać. Z pożytkiem dla zwyczajnych ludzi, bo to od nich wszystko się zaczęło. Chcieli po prostu pohandlować. Tak narodził się legendarny, choć realny Jedwabny Szlak – najstarszy trakt handlowy wiodący z Chin do Europy i na Bliski Wschód.

 A potem już poszło, jak to w handlu. Korporacje kupieckie (karawany),  okręty pustyni (wielbłądy), rynki zbytu… Najlepsza klientela – dwory władców i kapłaństwa, i to bez względu na epokę czy zmiany ustrojowe. Pośledniejszej, około klasztornej klienteli przybywało, w miarę jak duchowny stan ewoluował coraz bliżej brzucha aniżeli ducha. Świeckiego pospólstwa na towary ze starożytnego importu nie było stać, a kredytów konsumpcyjnych jeszcze wtedy im nie wynaleziono.

Wielki Szlak to jest dar Bogów – tak mówiono w Chinach. Co ciekawe, wiara ta, mocno wówczas osadzona w realiach ekonomicznych, ma szanse na ponowne odrodzenie. Jedwabny Szlak zapowiada swój wielki powrót!

Stary Wielki Szlak – wyprawy w nieznane

 Wielki Szlak – to określenie oddaje najlepiej istotę przedsięwzięcia, na jakie porywali się kupcy – prekursorzy globalnej gospodarki. 

Pierwsze karawany z miasta Xi’an (dawna stolica Chin) wyruszały, gdy nie istniały jeszcze mapy terytoriów przemierzanych przez kupców w drodze na Zachód. W dalekiej Babilonii dopiero zaczęto je pisać na glinianych tabliczkach. Przedstawiały świat widziany z perspektywy tego starożytnego państwa – jako centrum, co nijak się miało do rzeczywistości i orientacji w obcym terenie raczej nie sprzyjało. A narodziny Ptolemeusza, przyszłego twórcy mapy „bardziej szczegółowej”, były dopiero w mglistych boskich planach.

Musieli kupcy radzić sobie sami. Zdobywana na handlowych szlakach wiedza o ukształtowaniu terenu, o czyhających niebezpieczeństwach, o przyrodzie, miejscowych obyczajach, toczących się wojnach, stała się równie cenna jak przewożone towary.

Pierwszą kompanię handlową, która trudniła się zbieraniem takich informacji, założył kupiec, Macedończyk  Maes Titianus, który w I wieku p.n.e. prowadził interesy na Jedwabnym Szlaku. Potem wysyłał tam licznych agentów, żeby wszystko co zobaczą, dokładnie zapisywali. Zapiski agentów Titianusa zaginęły w pomroce dziejów. Lecz jakimś cudem, a były to już czasy cesarstwa rzymskiego, kopia entej kopii tych zapisków trafiła do rąk Ptolemeusza i to na jej podstawie tudzież innych (aktualniejszych?) materiałów sporządził wspomnianą szczegółową mapę „w obrazach opisanych przez anonimowych autorów”.

Na ile pomocną była karawanom w przeprawach przez górzyste, pustynne tereny  Centralnej Azji (dzisiejszy Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan), trudne do pokonania nawet teraz, a co dopiero wtedy?

Pustynię Takla Makan, otoczoną niczym twierdza łańcuchami siedmiotysięcznych gór, i cieszącą się wyjątkowo ponurą sławą, kupcy próbowali obejść albo jakoś obłaskawić. Karawany szły skrajem pustyni, a na czas przeprawy zawieszano spory i kłótnie. Nikt na nikogo nie podnosił głosu. Nikt nie zagwizdał, nie zaśpiewał. Na postojach rozmawiano szeptem. Jakby szła karawana nie ludzi a duchów. 

Tak opowiadają Ujgurzy mieszkający na skraju pustyni. Stare ujgurskie przysłowie mówi: „Nie idź przede mną, mogę nie nadążyć. Nie idź za mną, nie umiem prowadzić. Idź przy moim boku, bądź moim przyjacielem”. Piekielne trudne zadanie – przyjaźń w interesach. [Słowo „ujgur” oznacza „zjednoczeni”.]

Szlaki karawan wiodły z Centralnej Azji przez północną Persję (dzisiejszy Iran) do Mezopotamii – krainy w dorzeczu Eufratu i Tygrysu. A stamtąd do śródziemnomorskich portów. Szmat drogi do pokonania. Mówi się, że Jedwabny Szlak liczył dwanaście tysięcy kilometrów, ale to żadna miara odległości na tamte czasy.

Z Taszkentu do Samarkandy, jednego z najpiękniejszych miast rozkwitłych na Jedwabnym Szlaku, samochodem jedzie się cztery godziny (z postojem na popas; wielbłądzie mleko sprzedaje niedaleko od drogi pokołchozowa ferma, ale kumysu niestety nie).

Karawana szła z Taszkentu do Samarkandy tydzień.  Czas – to była jedyna sensowna wtedy miara odległości. Czas pokonywania bezkresnych przestrzeni, przeprawiania się przez pustynie, przez górskie przełęcze na wysokościach, gdzie aż brakuje tchu. I jest 42 stopnie w cieniu, tylko że cienia nie ma! Jest lekcja pokory, cierpliwości i… geografii.

Mezopotamia –  to dzisiejszy Bliski Wschód, południowo – zachodnia Azja; najbardziej zapalny, niespokojny region; szesnaście państw łącznie z Egiptem, Turcją, Afganistanem, Jemenem, Syrią – kolebką cywilizacji, unicestwianą właśnie teraz na oczach całego świata. Po cichu i bez kamer kona ogarnięty wojną Jemen.

 Na Bliskim Wchodzie, kiedy wędrowały tamtędy karawany, też spokojnie nie było. Kupcy szukali okrężnych dróg, a wyprawy ciągnęły się miesiącami. I to nie były wycieczki z Orbisem, raczej ekstremalna szkoła przetrwania. Ale kto nie ryzykuje…  

Na Jedwabny Szlak ruszały z Chin karawany na tysiąc wielbłądów, a nawet pięć, sześć tysięcy! Koni, mułów i wołów nie licząc. Wielbłądy dźwigały na Zachód: żelazo, proch, porcelanę, jedwab, papier oraz inne epokowe chińskie wynalazki. Na Wschód: złoto, bursztyn, szkło i praktyczniejsze rzeczy jak nasiona roślin, oliwę, tkaniny z wełny, lnu, ale także jadeit – jeden z najważniejszych towarów na Jedwabnym Szlaku. Kamień rzadki, pożądany w Chinach często bardziej niż złoto, bo ono przecież nie leczy z chorób i nie zapewnia długowieczności, a jadeit – tak. Chińczycy od prawieków wierzą w moc jadeitu. To nakręca import do Chin i ceny tego kamienia, traktowanego jak lokata. Jako kamień „przemysłowy” – również. Stare jadeitowe szlaki handlowe funkcjonują do dziś.

 Figurki jadeitowego Buddy, ocalone przed „kulturalną rewolucją”, osiągają zawrotne ceny. Jadeitowe bibeloty – małe arcydzieła sztuki rzemieślniczej choć to masowa produkcja, wykupują turyści. Uwierzyli w moc jadeitową kamienia, który przynosi bogactwo i szczęście pracowitym?

Zachód  ciekaw Wschodu a Wschód Zachodu. Tę ciekawość rozpalił Jedwabny Szlak; tak zaczęły przenikać się kultury, filozofie, religie, obyczaje… Cywilizacje Babilonu, Egiptu, antycznej Grecji, Rzymu… Kapitał dla następnych pokoleń nie do przecenienia.

Jak bardzo były hermetyczne i odległe oba światy – Wschodu i Zachodu, ile czasu zajęło, żeby ten dystans nadrobić, widać kiedy porówna się chociażby listę chińskich wynalazków (bardzo długą). Tylko dwa przykłady: Chińczycy, mistrzowie innowacji, żelazo potrafili wytapiać półtora tysiąca lat przed Europą. A papierowymi banknotami posługiwali się siedemset lat wcześniej, zanim wpadli na to Szwedzi.

 Dla Marco Polo, weneckiego kupca, który dotarł Jedwabnym Szlakiem do Chin w XIII wieku, płacenie papierowymi pieniędzmi za prawdziwe towary było wielkim zaskoczeniem. Podobnie  jak  to, że Chińczycy mogli zażywać codziennie gorącej kąpieli. Tę fanaberię wręcz niebywałą wówczas w Europie, wytłumaczył jak człowiek interesu: w pałacach Wielkiego Chana (Kubilaja, wnuka Dżyngis Chana), ale także w domach obywateli, u których Marco Polo bywał jako poborca podatkowy, jest dużo „czarnych kamieni” (węgla) do grzania wody. Ot, co.

Schodząc z Parnasu sztuki, polityki energetycznej i społecznej w Państwie Środka, wypada (?) wspomnieć, że  pierwsze pułapki na europejskie szczury też pochodziły z Chin.

W chińskiej tradycji szczur zajmuje godne miejsce – jest symbolem płodności i mądrości, a dom, który opuściły szczury jest traktowany z rezerwą i dość podejrzliwie. Jak ta tradycja wpływa na teraźniejszość, przekonali się  w północnych Chinach mieszkańcy miasta Yu Men.

Oprócz starożytnej, wiele mówiącej nazwy miasta Yu Men, tłumaczonej jako „Jadeitowe Wrota”, zachowało się niezbyt wiele z dawnej romantyki i świetności kiedy przebiegał tędy Jedwabny Szlak do zachodniej Azji (przez Urumczi w stronę dzisiejszego Kazachstanu). Po odkryciu morskiej drogi do Chin miasto Jadeitowych Wrót stało się zaściankiem. I gdyby nie odkrycie złóż ropy naftowej w pobliżu, a także  budowa autostrady wzdłuż starego szlaku karawan, nie byłoby teraz spektakularnego przebudzenia.

Miasto jest przemysłowym kombinatem, gdzie przetwarza się ropę oraz inne śmierdzidła. Powietrze jednak nieco zdrowsze jak w Pekinie. W porównaniu z 22 milionową stolicą, stutysięczne Yu Men to kurort. A jednak dwa lata temu zostało zamknięte na przymusową kwarantannę. Z powodu epidemii dżumy (którą roznoszą szczury).

Fortuna kołem się toczy

Miasta leżące na Jedwabnym Szlaku bogaciły się na handlu. W karawanserajach budowanych na szlakach odpoczywali przed dalszą drogą kupcy oraz ich „okręty pustyni” – wielbłądy. W składach bezpiecznych jak warownie przechowywali cenne towary, słono za to płacąc. Ale pieniądz rodzi pieniądz. Za tunikę z chińskiego jedwabiu (produkcji jedwabiu strzegła pod karą śmierci tajemnica) rzymski sybaryta płacił kupcowi tyle co za dwunastu niewolników.

[Niewolnik kosztował 800 – 1200 sestercji, zwykła tunika kosztowała ok. 16. Chleb -1. Za dwie sestercje można było ponoć przeżyć dzień. /Wg zapisków cen odnalezionych w Pompejach]

Z  czasów cesarstwa rzymskiego pochodzi anegdota o Marku Aureliuszu, który nie chciał stroić żony w jedwabie, bo jak twierdził, nie było go na taki luksus stać. Prawda jest taka, że po pierwsze to on był stoik – prowadził skromne i spokojne życie. A po wtóre – piękna Faustyna męża cesarza (chyba) zdradzała. Ale w międzyczasie urodziła mu tuzin albo i więcej dzieci…

Jak bajecznie bogate były miasta leżące na Jedwabnym Szlaku, świadczy choćby taki epizod z całkiem nieodległej  historii. W Bucharze, kiedy zbliżała się fala bolszewickiej rewolucji, w domach bogatych kupców  bielono na gwałt wapnem ściany żeby ukryć złocenia, polichromie i freski – ostatnie cenne rzeczy jakich nie dało się wynieść i ukryć przed bolszewikami. Zachowane do tej pory, odrestaurowane wnętrze jednego z takich kupieckich domów można w Bucharze obejrzeć. Jest tam ulokowane muzeum sztuki regionalnej. Dom z ulicy niepokaźny, w środku przepych na ścianach i w komnatach zaaranżowanych jak w letnim pałacu ostatniego bucharskiego chana. Meble, porcelana, biżuteria, tkane z jedwabiu dywany, bibeloty – cudowności, że aż człowiek robi się chytry i żałuje, że ma tylko jedno życie, żeby się tym wszystkim nacieszyć.

Wywodzący swój ród z Górnego Śląska, współcześni potomkowie barona­ Ferdynanda von Richthofena też mogliby zbić fortunę na Jedwabnym Szlaku. I to bez specjalnego zachodu, gdyby ich przodek, zasłużony dla nauki w dziewiętnastym stuleciu geolog, geograf i podróżnik rozmiłowany w Chinach, wykazał nieco sprytu i zaklepał swe prawa autorskie do Jedwabnego Szlaku. On pierwszy tego określenia użył, opisując ów słynny handlowy szlak jako drogę jedwabną wiodącą z serca Azji do Europy.

 le kto w czasach barona Richthofena, a tym bardziej on sam, pochłonięty pracą naukową oraz eksplorowaniem azjatyckiego, a potem jeszcze amerykańskiego kontynentu, przewidział, że Wielki Szlak, bezużyteczny odkąd odkryto morską drogę do Chin, jeszcze dostanie swoją drugą szansę w XXI wieku?! Jako nowy Jedwabny Szlak, a zarazem nowa marka biznesowa firmująca starą, dobrą ideę integracji gospodarczej Azji z Europą. A ma to być integracja wręcz rewolucyjna, która – uwaga! – może zmienić dotychczasowy geopolityczny porządek świata.

I pomyśleć, że jedwab nie był jedynym towarem transportowanym Jedwabnym Szlakiem. 

Najlepszy produkt eksportowy

Chiny promują od trzech lat intensywnie ideę Nowego Jedwabnego Szlaku. I na tym przedsięwzięciu już zarabiają, chociaż efekt finalny ma być dopiero za 33 lata, na setną rocznicę proklamowania Chińskiej Republiki Ludowej. W ten prezent urodzinowy chcą zaangażować kilkadziesiąt państw europejskich i azjatyckich oraz gigantyczne pieniądze, również własne.

Chiński pomysł na zintegrowanie Azji z Europą przy pomocy szybkich kolei, autostrad, lotnisk, sieci energetycznych oraz infrastruktury informatycznej ma być największą inwestycją infrastrukturalną w historii, większą niż plan Marshalla.

Początkowo miała to być reaktywacja starożytnego szlaku transportowego z Chin do Europy w wersji kolejowej. Ale to za mało, żeby w końcu wygrać z pierwszą gospodarką świata – USA. Chiny są w tym rankingu wciąż na drugiej pozycji. Ale to nie jedyny powód „rewolucji infrastrukturalnej” na taką skalę przygotowywanej przez Pekin.

Zdroworozsądkowy brytyjski „The Independent” zwraca uwagę na konsekwencje: „Połączenie Europy i Azji lądowymi szlakami handlowymi uniezależni dziesiątki krajów od szlaków morskich, kończąc tym samym zależność od Stanów Zjednoczonych, które dominują militarnie na oceanach i są w stanie zablokować krajom-outsiderom korzystanie z morskich tras handlowych. Ponowna integracja Azji z Europą w ramach Nowego Jedwabnego Szlaku, jest tym, czego Stany Zjednoczone obawiają się najbardziej” – pisze Independent. 

Chiny próbują znaleźć wyjście awaryjne –  dlatego przyjęły koncepcję rozmiarów XXL Nowego Jedwabnego Szlaku, na który złożą się trasy lądowa i morska. Będą one biec wzdłuż całego azjatyckiego kontynentu. Na lądzie – częściowo starym Wielkim Szlakiem, włączając do współpracy przy realizacji projektu azjatyckie poradzieckie republiki. Powstaną także nowe szlaki – przez Indie, Iran, Rosję, Bałkany, kraje UE, w tym Polskę (jako Unijną Bramę przez którą wjadą chińskie towary na unijny rynek).

Zaproszenie do współpracy przy realizacji projektu Nowego Jedwabnego Szlaku, składane z wielką pompą przez Chiny europejskim i azjatyckim państwom, przyjmowane jest na razie entuzjastycznie. Widać pierwsze efekty podpisanych umów z Chinami. Uzbekistan, beneficjent takiej umowy, jest wielkim placem budowy. Sąsiednie kraje podpisują podobne umowy – udział w wielkim projekcie w zamian za surowce.

Słowo „współpraca” będzie się często powtarzać  – to jest część strategii  gigantycznego chińskiego projektu. Forma propozycji współpracy wielostronnej, na której skorzystają wszyscy uczestnicy a nie tylko ten najsilniejszy, jest lepsza wizerunkowo i nie budzi obaw, że silniejszy partner zdominuje i uzależni od siebie pozostałych, bo to on ustala reguły gry.

A jak będzie? Pożywiom, uwidim – mawiają Rosjanie.

Strategia win win – wszyscy są wygrani jest w pewnym sensie repliką jednego ze starych chińskich forteli, który brzmi: „Oszukaj Niebo i przekrocz morze” (czyli  ukryj przed przeciwnikiem to, że istnieje między wami różnica interesów).

Stany Zjednoczone stosują tę taktykę wobec unijnej Europy. Ukraina, Syria to są tylko narzędzia do realizacji celu – hegemon pragnie podtrzymać swoją słabnącą pozycję za wszelką cenę.

Chinom uda się ich wielki plan? Jeśli tak, to za jaką cenę?

Zbigniew Brzeziński, doradca amerykańskich prezydentów, nie wybiega aż tak daleko w przyszłość. W  książce „Strategiczna wizja. Ameryka a kryzys globalnej potęgi”, układ sił w światowej polityce kreśli taki: „środek ciężkości przesuwa się z Zachodu na Wschód”, lecz za dziesięć lat nie Chiny, a chaos będzie rządził światem.

Na początku był chaos…

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy