Reklama

Biznes

Metropolitalny Rzeszów – fakt, czy mit?! Debata BIZNESiSTYL.pl “Na Żywo”

Alina Bosak, Aneta Gieroń
Dodano: 03.06.2017
33108_0K3A4483
Share
Udostępnij
Mija dokładnie 18 lat, od kiedy Rzeszów został stolicą Podkarpacia i… rozpoczął się czas jego dynamicznego rozwoju infrastrukturalnego, mieszkaniowego, społecznego  i politycznego. Metropolitalny Rzeszów – coraz częściej mówimy o stolicy regionu, ale na ile, są to nasze mile połechtane ambicje i aspiracje, a na ile żartobliwe stwierdzenie, nie do końca mające odzwierciedlenie w rzeczywistości?! Bo, o ile rzeczywiście, doczekaliśmy się autostrady, lepszych dróg w mieście i  zauważalnego rozwoju biznesu, to jednak nijak nam stawać w jednym rzędzie z Warszawą, Wrocławiem, czy Krakowem.  A może wszystko jest kwestią proporcji  i punktu widzenia, a nie wielkości miasta?! Zastanawialiśmy się podczas debaty BIZNESiSTYL.pl "Na Żywo", jaka odbyła się w kawiarni "Graciarnia u Plastyków" na rzeszowskim Rynku. Nasi goście: Artur Chmaj, ekonomista, dyrektor Centrum Innowacji i Przedsiębiorczości Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie; Patricia Mitro, prawniczka, Prezes Zarządu Centrum Poradnictwa Prawnego „PRAWNIKON”, Przewodnicząca Rzeszowskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego oraz Waldemar Pijar, sekretarz powiatu rzeszowskiego, koordynator działalności Parku Naukowo-Technologicznego „Rzeszów-Dworzysko”, w przeszłości prezes RARR , starali się uchwycić sedno tego, co przesądza o metropolitalności Rzeszowa, nie unikając krytycznych ocen. 
 
Warto też przypomnieć samą definicję metropolii, która według Encyklopedii PWN oznacza  miasto danej prowincji, regionu lub kraju, spełniające na danym terenie funkcje centrum administracyjnego, kulturalnego, oświatowego, gospodarczego itp.
 
– Dlatego też ocena Rzeszowa jako miasta metropolitalnego zależy od punktu widzenia – zauważył Waldemar Pijar. – Gdy patrzy na nas mieszkaniec Warszawy, Krakowa albo Wrocławia, to metropolitalny Rzeszów może się wydawać nadinterpretacją. Ale z punktu widzenia mieszkańców Podkarpacia i samego miasta, śmiało można uznać, że  Rzeszów spełnia funkcje miasta metropolitalnego. Jest centrum administracyjnym, naukowym, tutaj też krzyżują się szlaki komunikacyjne.
 
– I chyba bliższe jest mi określenie funkcji metropolitalnych Rzeszowa, niż samego miasta jako metropolii. Jednocześnie Rzeszów ma duże szanse, by w przyszłości być  metropolią w dosłownym tego słowa znaczeniu – dodał Pijar. – Do tego czasu trzeba jednak w mieście wprowadzić kilka bardzo ważnych elementów zarządzania. Potrzebne jest profesjonalne i dalekowzroczne spojrzenie na politykę przestrzenną Rzeszowa. Najwyższy czas, by dla całego miasta powstał  dobry, z prawdziwego zdarzenia Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego. Istotny byłby też zintegrowany system transportowy, ale nie w obrębie samego miasta, ale zintegrowany z sąsiednimi gminami.
 
Sam prezydent Tadeusz Ferenc wielokrotnie twierdził, że dynamiczna rozbudowa Rzeszowa możliwa była między innymi dzięki inwestycjom na podstawie warunków zabudowy, co pozwalało je szybciej realizować, a co też wpływa na rozwój miasta. 
 
– Dla mnie jest to nieodpowiedzialne – stwierdził Pijar. – W tak dużym mieście jak Rzeszów, nie powinno dochodzić do sytuacji, w których na osiedlu domków jednorodzinnych wyrasta wieżowiec na kilkanaście  pięter. Trzeba podzielić miasto na budownictwo wysokie, niskie, strefy przemysłowe, tak, by nie przeszkadzać sobie nawzajem w codziennym życiu.
 
Warto jednak uzupełnić, że o metropolitalności bardziej przesądzają: transport, nauka i infrastruktura, niekoniecznie ład przestrzenny, który wpływa raczej na wygodę życia mieszkańców.
 
– Słowo metropolia brzmi bardzo dostojnie – zauważyła Patricia Mitro. – I rzeczywiście, w różnych raportach o polskich metropoliach, Rzeszów jest różnie oceniany. Według Polityka INSIGHT, stolica Podkarpacia znalazł się zaraz za Warszawą, czyli w czołówce miast, które mają największe szanse na dynamiczny rozwój. Z  kolei, w analizie PwC wytknięto Rzeszowowi jedne z najniższych w Polsce inwestycje na kulturę. Dlatego mam wrażenie, że w Rzeszowie za często używamy słowa metropolia i zazwyczaj sprowadzamy go do infrastruktury. Politycy, samorządowcy przekonują, że mając infrastrukturę drogową i przyłączając nowe tereny do Rzeszowa, będziemy bogatsi i bardziej metropolitalni. A dla mnie jest to jednokierunkowe i krótkowzroczne postrzeganie interesów miasta.  
 
Patricia Mitro, przewodnicząca Rzeszowskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego przyznała, że w trzecim sektorze (zwrot, którym określa się ogół organizacji pozarządowych – przyp. red.) bardzo często dyskutuje się o metropolitalności Rzeszowa, ale wnioski bywają smutne. – Zazwyczaj zderzamy się z postawą władz, w której ważne są "droga, chodnik, droga", a  kultura, rozwój społeczny i obywatelski  spychane są  na margines – mówiła. – Dlatego w debacie publicznej nieustannie warto przypominać definicję metropolii, która jest nie tylko dużym ośrodkiem administracyjnym, gdzie przecinają się szlaki komunikacyjne, ale też centrum kulturalnym. W Rzeszowie jest  bardzo wielu studentów, o czym często się przypomina i dobrze, że tak jest, ale to nie oznacza rozwoju kulturalnego Rzeszowa. W idei metropolitalności zbyt często zapominamy o inicjatywach oddolnych, które warunkują rozwój kulturalny, a który jest jednym z głównych wyznaczników metropolitalności. Za mało docenia się działalność organizacji wolontarystycznych, bo zawsze ważniejsza jest ta „droga i chodnik” w rozwoju miasta. 
 
 
Patricia Mitro. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Artur Chmaj nie miał natomiast najmniejszych wątpliwości, że z punktu widzenia definicji, Rzeszów spełnia wszystkie funkcje metropolitalne, choć przyznał, że jest to kwestią skali. – Z perspektyw Podkarpacia – metropolią będzie Rzeszów. Z perspektywy Polski -Warszawa. W Europie – Warszawa to już trzecia lub czwarta liga metropolii, bo wyprzedzą ją Londyn czy Paryż. Z punktu widzenia świata, amerykańskie megalopolis pozostaje bezkonkurencyjne. Warto jednak zadawać sobie pytania, jak Rzeszów spełnia swoje funkcje  metropolitalne – tłumaczył.
 
Nie bez znaczenia jest też współczesny wydźwięk słowa metropolia, a jest on pejoratywny. – Kogo na to stać, stara się opuścić duże miasto i osiedlić na przedmieściach, a przecież jeszcze nie tak dawno przeniesienie się ze wsi do miasta było symbolem awansu społecznego – mówił Chmaj. – Dziś centra metropolii zazwyczaj się wyludniają i stają centrami kulturalnymi, administracyjnymi, biznesowymi, ale nie skupiskami mieszkalnymi. Metropolia wiąże się z utrudnieniami komunikacyjnymi, hałasem, smogiem, itp. Życie w dużym miastem niesie za sobą mnóstwo trudności, zagrożeń i przeszkód,  wymusza więcej czasu na dojazdy, dowozy dzieci do szkół i wcale za metropoliami nie przepadamy, ale jednocześnie wszyscy chcemy  korzystać ze zdobyczy metropolii. Ta gwarantuje dużo lepszy niż na prowincji dostęp do pracy, wyższych zarobków, dóbr kultury i nauki.
 
Same próby nazwania Rzeszowa metropolią pojawiły się kilkanaście lat temu, gdy zostawał stolicą Podkarpacia, a w kolejnych latach zdobywał unijne pieniądze na rozwój i poszerzał swoje administracyjne granice, by w 2017 roku osiągnąć powierzchnię 120,4 km kw. i liczbę mieszkańców sięgającą prawie 190 tys.  W 2011 roku zostaliśmy też włączeni do klubu 12 metropolii Polski i od tego czasu regularnie pojawiamy się we wszystkich badaniach i analizach odnoszących się do naszej metropolitalności, mimo że ciągle nam daleko do spełnienia jednego z podstawowych warunków metropolii, czyli 300 tys. mieszkańców.
 
– Wracając do funkcji metropolitalnych Rzeszowa, to jesteśmy  bardziej metropolią lokalną, niż globalną – mówił Artur Chmaj. – Od kilku lat właśnie w Rzeszowie obserwujemy koncentrację przedsiębiorczości i biznesu, choć jeszcze nie tak dawno przedsiębiorcy stąd uciekali.  Z dwóch powodów, po pierwsze dawało się odczuć pazerność lokalnego aparatu skarbowego, który bardzo często odwiedzał lokalny biznes. Po drugie, ówczesne lotnisko było kiepskie, brakowało autostrady i Rzeszów zdawał się mocno zaściankowy. Dziś mamy zauważalną przewagę nad Lublinem, czy Białymstokiem – wygodną autostradę, nowoczesne lotnisko, warto  tu inwestować. Gdy w Warszawie żartują z Rzeszowa,  ja z przekąsem przypominam, że największa firma informatyczna w tej części Europy, siedzibę ma właśnie w Rzeszowie, podobnie jak koncentracja przemysłu lotniczego ma miejsce na Podkarpaciu i demograficznie się wzmacniamy, co jest ogromnym sukcesem na polskiej mapie.
 
Ale infrastruktura to nie wszystko, chciałoby się powiedzieć…  I zauważył to kilka lat temu  m.in. prof. Grzegorz Gorzelak z Centrum Europejskich Studiów Regionalnych UW, który stwierdził:  "Przed Expo 1992 Hiszpanie zbudowali autostrady i szybką kolej TGV między Sewillą a Madrytem. Te regiony zawsze dzieliła przepaść poziomu rozwoju. Liczono, że dzięki autostradzie Andaluzja zwiększy swoje możliwości rozwoju. Stało się przeciwnie. Wiele firm przeniosło się z Sewilli do Madrytu, bo autostrada ułatwiła połączenie pracy w Madrycie ze spędzaniem weekendów w Sewilli. Koszty pracy to nie wszystko – inwestor potrzebuje – kompetentnych tłumaczy, prawników znających prawo zagraniczne, projektantów, firm reklamowych. Liczą się także warunki życia – oferta kulturalna, kontakty z innymi biznesmenami, restauracje, atrakcyjność miasta."
 
Te słowa są też może wytłumaczeniem dla całkiem niedawnej decyzji biznesowej Lufthansy, która nie zdecydowała się na inwestycję w Rzeszowie, ale ostatecznie wybrała droższy, ale bardziej rozwinięty Śląsk?! Nie tylko więc infrastruktura i biznes przesądzają o metropolitalności.
 
– To jest szerszy i bardziej skomplikowany temat – przyznał Waldemar Pijar w nawiązaniu do Lufthansy, mającej inwestować w Parku Naukowo-Technologicznego „Rzeszów -Dworzysko”.  – I proszę mi wierzyć, brak tej inwestycji może nie jest aż tak dużą stratą dla Rzeszowa, gdyż  to nie miała być  produkcja, ale remontownia silników, gdzie zatrudnienie znalazłoby około 500, ale niekoniecznie wysoko wykwalifikowanych pracowników. 
 
Jednocześnie Waldemar Pijar podkreślił, że z punktu widzenia kadr dla branży lotniczej, to akurat Rzeszów nie ma powodów do kompleksów w porównaniu z innymi dużymi miastami. W Dworzysku lada chwila swoją działalność rozpocznie francuska firma z branży lotniczej, Creuzet i wszyscy specjaliści rekrutowani są z podkarpackich szkół średnich i uczelni wyższych. 
 
– Ale jeśli chodzi o kulturę, to rzeczywiście, poza filharmonią i niezłą ofertą teatralną, nie mamy dużo do zaproponowania – dodał Waldemar Pijar. – Zaczyna się to powoli zmieniać, ale mam świadomość, że proces zmian potrwa latami.
 
Mamy coraz więcej wsi w Rzeszowie, ale czy coraz więcej wielkomiejskości?! Jeszcze przed II wojną światową Rzeszów był małym, prowincjonalnym miastem z dużym odsetkiem ludności żydowskiej. Po wojnie, wraz z rozwojem  przemysłu, napłynęła do niego ludność wiejska. Czy ten brak tradycji miejskich, mieszczańskich, inteligencki, ogranicza nas też dziś, mimo że powierzchniowo i liczebnie staramy się gonić duże ośrodki miejskie?!
 
– W ostatnich latach, Rzeszów poszerzając swoje granice przejmuje wsie, ale nie przejmuje jeszcze lasów – żartobliwie zauważył Artur Chmaj – Wjeżdżając z niektórych kierunków do Włocławka albo do Częstochowy, wjeżdża się do lasu. Kapitał ludzki buduje się całe pokolenia, a drugiego Krakowa nie da się stworzyć za pomocą uchwały albo przyłączenia wsi do miasta. Dzisiejszej czasy, w ogóle nie sprzyjają kulturze, inteligencji, intelektualnemu rozwojowi. Masowo cierpimy na deficyt czasu, diametralnie zmieniają się miasta i sposób życia, ale to nie zmienia faktu, że jednak coś dobrego w Rzeszowie się dzieje. Rzeszowianie są dumni z tego miejsca i to podkreślają, co inni zauważają. Choćby w czasie ubiegłorocznego Kongresu 590 w Jasionce. Gdy padły bardzo przychylne dla Rzeszowa porównania, na sali słuchać było aplauz, co inni dostrzegli i nam tego zazdroszczą. Lokalna duma wcale nie jest taka powszechna wśród mieszkańców Wrocławia, czy choćby Poznania. Rzeszów „coś” w sobie ma i to się daje wyczuć.
 
 
Artur Chmaj. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Artur Chmaj zauważa, że mając dziś łatwość podróżowania, mieszkaniec Rzeszowa może porównywać swoje miasto do Berlina, Paryża czy Londynu. – Widząc to wszystko, ludzie doceniają to, co mają w Rzeszowie. Na Podkarpaciu i w jego stolicy świetnie się żyje. Potwierdzają to wyniki badań dotyczących jakości życia. Ten region cechuje wielopokoleniowość rodzin, duża dzietność, wysokie bezpieczeństwo i dobre zdrowie mieszkańców.
 
Skoro tacy jesteśmy z Podkarpacia zadowoleni, to po co nam zmieniać Rzeszów w metropolię? – Dlatego upieram się, że metropolia to hasło pejoratywne. Chcielibyśmy być w centrum wszystkiego, ale jednocześnie mieszkać daleko od blokowisk, blisko natury i oddychać świeżym powietrzem – podkreślał Artur Chmaj. – Stąd w rzeszowianach chęć do wyprowadzania się na przedmieścia i pustoszejące centrum. Chcielibyśmy mieć tętniące życiem staromiejskie uliczki z kawiarenkami jak w zabytkowych europejskich miastach, ale prawa rynku są bezlitosne.
 
Jeśli mam lokal i mały biznes po dziadkach w centrum, może się okazać, że lepiej opłaci mi się wynająć go bankowi, bo więcej na tym zarobię niż męcząc się np. ze średnio rentowną lodziarnią. Funkcje miasta przegrywają z kalkulacją – co się bardziej opłaci, a co mniej. Chodząc przez lata do pracy przez rzeszowski Rynek, widziałem jak w tych kamieniczkach pojawiały się rozmaite interesy. Był nawet sklep z gwoździami i klamkami. Niby nie do pomyślenia w takim miejscu. Ale to pokazuje, jak ludzie dostosowują się do zmieniających czasów i warunków. Człowiek z żyłką przedsiębiorczości jeden biznes zastępuje drugim. Rzeszów szybko ewoluuje, dopasowując się do czasów. To zasługa mieszkańców, którzy – jak to Polacy – szybko wychwytują możliwości, jakie stwarza świat. I skoro nie wyjechali do Anglii, czy innego kraju, wykorzystują je tutaj.
 
Rzeszów musi spełniać różne funkcje metropolitalne – administracyjną, naukową, gospodarczą, kulturalną. Z którą radzi sobie najlepiej? Waldemar Pijar stwierdził, że obszar metropolitalny Rzeszowa z pewnością jest centrum gospodarczym regionu i to o mocnej marce. – Jest magnesem ściągającym inwestorów – tłumaczył. – Leży na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych, a dzięki skutecznej promocji, nie jest już nieznanym miastem, kojarzącym się z niedźwiedziami na ulicach. Naszym olbrzymim atutem jest młode społeczeństwo. Średnia wieku jest najniższa w Polsce. Mimo dużej emigracji młodych, dobrze wykształconych ludzi, wciąż mamy mocny społeczny kapitał. On właśnie dla inwestorów jest najistotniejszy, bo dziś biznes nie ma kłopotów ze znalezieniem działki i kapitału, wyzwaniem jest stworzenie odpowiedniej kadry. U nas łatwo mu ją znaleźć. Wciąż natomiast obszar metropolitalny Rzeszowa i sąsiadujących gmin ma źle zorganizowaną komunikację. Przydałby się transport szynowy i parkingi na przedmieściach, na których kierowcy zostawialiby samochody i przesiadając się do szynobusu, szybciej docierali do centrum. Obecnie do miasta wjeżdża 200 tysięcy pojazdów na dobę. I to moim zdaniem zaburza jego funkcjonowanie. Trudno w oparach spalin delektować się kawą z przyulicznej kafejki.
 
Sprawny transport wymaga jednak porozumienia kilku samorządów, a wiadomo, że i ta międzyludzka komunikacja w aglomeracji rzeszowskiej kuleje. Konflikt nasila walka prezydenta Rzeszowa o poszerzanie granic miasta. – Jestem za powiększaniem Rzeszowa, ale poprzez połączenie go z całą gminą, a nie „wyrywanie” poszczególnym samorządom najatrakcyjniejszych sołectw, bo to osłabia sytuację ekonomiczną okrojonych gmin, na czym cierpią mieszkańcy – deklarował były prezes Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego. – Rozumiem dążenie prezydenta do osiągnięcia pułapu – 200 tysięcy mieszkańców, ale jeśli chodzi o obszar, na dzień dzisiejszy stolica Podkarpacia wydaje się już dostatecznie duża. Teraz trzeba nadać określone funkcje przyłączonym już terenem, aby opanować organizacyjny chaos.  
 
Zdaniem Patrici Mitro, agresywna polityka wobec gmin sąsiadujących z miastem może wywołać skutek odwrotny i zaostrzyć opór przed przyłączeniem. – Ludzie chcą znać plany, rozumieć wizję. Niestety, nie słyszałam o takich odnośnie przyłączonych dzielnic. Może nie mówi się o nich dostatecznie głośno i wyraźnie? Dalekosiężne projekty nie są naszą najmocniejszą stroną. Są nią natomiast infrastrukturalne inwestycje. Rzeszów, z dostępem do autostrady, lotniska i wypromowaną marką Doliny Lotniczej, cały czas utrzymuje dobre tempo rozwoju.
 
Kuleje funkcja kulturalna. Mamy halę na Podpromiu, scenę na Rynku, na których za mało się dzieje. Na pewno mają na to wpływ ograniczone środki finansowe. Ale skoro gospodarka tak dobrze się rozwija, a w strefach ekonomicznych przybywa firm, to stać nas także na kulturę. Wszystko powinno być sensownie rozwijane i łączyć się w kompletną ofertę. Ludzie z różnych stron Polski, z którymi rozmawiam, chwalą łatwy dojazd do Rzeszowa, przyjaznych mieszkańców, bliskość Bieszczadów, ale stwierdzają, że brakuje atrakcji w samym mieście. W takich metropoliach, jak Wrocław czy Kraków mogą pomarudzić nad bogatym kalendarzem imprez i wybrać coś, co im pasuje. U nas tego jest za mało. A to, co jest, to często praca oddolna pasjonatów, którzy mają do dyspozycji zbyt małe fundusze. To, co dostają od miasta, to kropla w morzu potrzeb – oświadczyła działaczka trzeciego sektora. – W wielu miastach polityka wobec trzeciego sektora jest prowadzona w sposób znacznie bardziej kompleksowy, zapewniający stałe wsparcie dla tych, co tak wiele dają od siebie. W momencie, gdy kulturę oraz działania proobywatelskie zaczniemy traktować w poważniejszych kategoriach i rozumieć jej potencjał, będziemy mocniejsi i bardziej interesujący jako miasto.
 
Na Podkarpaciu takim pozytywnym przykładem jest Krosno, które chętnie inwestuje w kapitał ludzki.
 
– Z ocenieniem, ile dać na infrastrukturę, a ile na kulturę, jest jednak spory kłopot – zwrócił uwagę Artur Chmaj. – Dla jednych ważniejszy jest chodnik, dla innych koncert. Jeśli w Rzeszowie jest tak, jak w całej Polsce, że na 100 osób 67 nie przeczytało żadnej książki, to gdybyśmy tu mieli nawet 10 teatrów, to wcale nie zwiększy nam to udziału w kulturze wysokiej.
Zapełnianiu widowni w operach i teatrach z pewnością sprzyja wysoki stopień urbanizacji, a ten w Rzeszowie jest bardzo niski. Ale ważna jest także siła elity. Jeśli nie ma w rodzinach tradycji chodzenia z dziećmi do filharmonii, jak to jest np. we Lwowie, to trudno się spodziewać, że wyrobimy w nich wielkomiejską mentalność. 
 
– To jest też kwestia rozwoju gospodarki. Do niedawna bardzo wielu rodziców nie stać było na takie uczestnictwo w kulturze. Bilet do teatru kosztuje od 40 do 100 zł, co dla rodziny oznacza spory wydatek – bronił rzeszowian Waldemar Pijar. – To się powoli zmienia, coraz więcej pieniędzy wydajemy na posiłki w restauracjach i w sferze kultury także będziemy coraz hojniejsi.  
 
– Nie da się niczego zbudować bez ludzi – dodał Artur Chmaj. – Kto był w Rzeszowie jeszcze 20 lat temu, kojarzy to miasto raczej jako nieciekawe. Teraz odkrywa je na nowo. Aby przyciągnąć tu jak najwięcej wybitnych osobowości, które przyspieszyłyby rozwój elitarności, potrzeba pieniędzy. 
 
Rozwój zaczyna się od infrastruktury – upierał się Waldemar Pijar. – Zawsze będę zwolennikiem budowania drogi w środku pola. Tam, gdzie dziś jest Strefa „Dworzysko”, rosły niedawno łany kukurydzy. Nic się tam nie działo, a teraz jest to moim zdaniem najlepszy teren inwestycyjny w Europie. W tym roku otwarte zostaną dwie pierwsze fabryki – Ok Office i Creuzet. Pozostałych pięć firm dostało pozwolenie i rusza z budową, na trzy kolejne działki ogłaszamy przetargi. Przybędzie miejsc pracy, które ściągną tu także ludzi spoza obszaru metropolitalnego. Będą potrzebowali mieszkań, będą zakładać rodziny, korzystać z restauracji i oferty kulturalnej.
 
 
Waldemar Pijar. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Od lat wpływają do regionu miliony z Funduszy Europejskich, a w mieście wciąż jednak brakuje miejsca, które zapewniałyby weekendową rozrywkę rodzinom z dziećmi. Nie ma parku rozrywki, aquaparku, centrum nauki z placem zabaw – przestrzeni, która by zapewniała rozwój, zabawę, inspirację. Jakim magnesem mogą być takie miejsca, pokazuje chociażby turystyczny sukces podkrakowskiej gminy Zator.   
 
– Dlatego wspólnie ze starostą za cel postawiliśmy sobie ściągnięcie do powiatu rzeszowskiego inwestora, który wybuduje  park rozrywki z aquaparkiem – obiecał Waldemar Pijar. – Taki obiekt powstałby w partnerstwie publiczno-prywatnym. Podjęliśmy już w tej sprawie rozmowy z potencjalnym inwestorem. Musimy kupić grunt, ale może za kilka lat uda się park otworzyć.
 
Rozmawiając o inwestycjach i pieniądzach, pytaliśmy naszych gości, czy budżet na poziomie 1,3 mld złotych, jakim dysponuje Rzeszów, jest budżetem „metropolitalnym”? – To znów kwestia skali – przypomniał Artur Chmaj. – Wielu włodarzy mniejszych podkarpackich „metropolii” wiele by dało, żeby takim dysponować, ale z perspektywy Krakowa, czy Warszawy to rzeczywiście mało. Dlatego ważniejsze jest nie to, ile się ma, ale co się z tymi pieniędzmi robi. I tu wracamy do wątku – na co powinno się je wydawać. Przeznaczanie wszystkiego na drogi i wodociągi, nie zwiąże dzieci, których liczebnością tak się szczycimy, z regionem na stałe. Dajmy im coś, co je będzie inspirować, cieszyć. Takie miejsce, jak wspomniany park rozrywki, jest naprawdę potrzebny.
 
Artur Chmaj nawiązał także do funkcji naukowych, jakie spełniać ma metropolia. – W kręgach naukowych liczy się słowo elitarność. Na rzeszowskich uczelniach trudno jest robić spektakularne badania naukowe, bo najwybitniejsi specjaliści wolą ośrodki naukowe cieszące się większą renomą. Grono tych bardziej elitarnych uczelni chce także ograniczyć Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W tym gronie nie znajdzie się nasz uniwersytet i politechnika. Paradoksalnie, mogłoby to dać im inną szansę – rozwój bardziej praktycznego podejścia do badań naukowych, silniejszą współpracę z przedsiębiorstwami, wyższy poziom komercjalizacji i innowacyjności.
 
Z szansami jest jednak tak, że nie wszystkie udaje się wykorzystać. Szansą były dla Polski i Rzeszowa także unijne dotacje. – Za chwilę ich nie będzie – przypomniał Artur Chmaj. – Wtedy zostanie twarde jądro biznesowe i głównie ono w powiązaniu z władzami publicznymi będzie decydować o rozwoju metropolii. Z tego, co słyszę, w strefie Dworzysko inwestuje obecnie jedna firma zagraniczna i aż sześć miejscowych. To bardzo dobry znak, świadczący o naszej rosnącej sile ekonomicznej. 
 
Rzeczywiście, przywoływany już wcześniej w naszej debacie prof. Gorzelak, powiedział, że dla tworzenia metropolii najważniejsze jest, by zwiększać własny potencjał gospodarczy i poziom przedsiębiorczości. Sprzyjają temu nie tylko drogi, ale i proinnowacyjny klimat – dobra edukacja, nauka, badania, współpraca międzynarodowa. 
 
– Bogatsi mieszkańcy zaczynają więcej wydawać na dobra wyższego rzędu. Organizacja koncertu może stać się dla przedsiębiorcy opłacalna i to może rozwijać ofertę kulturalną – opisywał Artur Chmaj. – Ale to nie dzieje się od razu. To proces, który musi trochę potrwać. 
 
Waldemar Pijar, wracając do wątku „życie po funduszach z UE”, stwierdził, że chociaż każdy rozwijający się samorząd, słusznie zadłużał się, by wybudować z pomocą dotacji, ile się da, Rzeszów może mieć nieciekawą sytuację po ustaniu unijnego dofinansowania. Stanowi ono znaczną część ponadmiliardowego budżetu stolicy Podkarpacia, która obecnie ma zadłużenie na poziomie 750 mln zł, a dochody własne z podatków – na poziomie 560 mln zł. 
 
– Nie jest tak źle – uspokajał Artur Chmaj. – Mamy trzy lata na przygotowanie się do końca unijnego finansowania.
 
Inwestycje, które na pewno będą po tym okresie wpływać na dalszy rozwój Rzeszowa, to położone w pobliżu: autostrada, Aeropolis, S19, lotnisko. – Takiej siły na pewno nie mają słynne inwestycje miejskie – okrągła kładka, czy Most im. Tadeusza Mazowieckiego – chociaż pozytywnie wpływają na wizerunek miasta i dobrze wyglądają w albumach – zauważył Waldemar Pijar, który na podsumowanie dyskusji przyznał, że przyszłość miasta widzi w jasnych kolorach. – Dobrze się tu żyje i jest siła młodych mieszkańców, którzy chcą zmieniać swoje miasto na lepsze. 
 
Artur Chmaj również pozostał optymistą:- Dla mnie Rzeszów jest miastem o dużym potencjale rozwojowym. Jeśli biznes nadal się będzie dobrze rozwijał, będą tu pieniądze, które wiele zmienią. Nie staniemy się Krakowem, ani Warszawą, ale będziemy metropolią w skali regionu większą i jeszcze atrakcyjniejszą niż dziś.
 
– Rzeszów i jego obszar metropolitalny wciąż uczą się funkcji, które mają spełniać. Ale zgodzę się, że jesteśmy na drodze do wielkomiejskości – dodała Patricia Mitro.
 
– Bardzo by nam w tempie dochodzenia do niej pomogli wpływowi liderzy, pochodzący z Rzeszowa, którym na stolicy Podkarpacia szczególnie by zależało. Życzmy ich miastu w samorządzie województwa, rządzie, parlamencie i partiach politycznych – taką puentą zgodnie zamknęliśmy debatę o metropolitalnym Rzeszowie.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy