Reklama

Lifestyle

Polska narta ponad 100 lat temu powstała… na Podkarpaciu

Antoni Adamski
Dodano: 27.12.2020
2232_Cieklin3
Share
Udostępnij
Pierwsza w Polsce narta powstała nie w  Zakopanem, nie w Worochcie na Huculszczyźnie lecz w Cieklinie – wiosce nieopodal Jasła (gmina Dębowiec). Przypomina o tym miejscowe Muzeum Narciarstwa – jedno z nielicznych w Polsce.
   
Twórcą pierwszych nart był Stanisław Barabasz (1857-1949), krakowski architekt i artysta: autor ważnych dzieł sztuki zdobniczej. Jego prace możemy oglądać w katedrze wawelskiej. Są to srebrne lampy w kształcie orłów przy trumnie św. Stanisława, srebrna trumienka z relikwiami bł. Wincentego Kadłubka i lampa nad jego grobem.  Dla Kaplicy Zygmuntowskiej wykonał ramy antepedium, zaś dla Kościoła Mariackiego: kratę w skarbcu i cztery epitafia. Barabasz był zapalonym myśliwym. Pasja ta przywiodła go w 1888 r do Cieklina, gdzie przyjechał na zaproszenie kolegi, Karola Detloffa. Ogromne śniegi utrudniały polowania. Wtedy Barabasz przypomniał sobie to, co czytał o skandynawskich i syberyjskich myśliwych, którzy używali nart. Te syberyjskie zwane „łyżwami” znał lepiej z opowiadań Polaka – zesłańca, uczestnika powstania 1863 r.
   
Barabasz wspominał:  „W Cieklinie koło Jasła, brnąc w głębokich śniegach przypomniałem sobie o tych łyżwach, że gdybyśmy je mieli, to latalibyśmy po śniegu, a nie brnęli tak głęboko i nie męczyli się tak strasznie.
   
– Czy są jakie twarde deski we dworze? – pytam kolegi.
– Są, a o co ci chodzi?
– Wiesz, zrobimy łyżwy do śniegu.
– Jest stelmach dworski, ten potrafi wystrugać, tylko powiedz mu jak ma to zrobić.
   
Znalazły się dwie deski, jedna jesionowa a druga bukowa. Ale to nic nie szkodzi, dobrze że takie są. Wystrugał je stelmach ale tak cienko, jak gdyby miały służyć za linię do tablicy szkolnej, równo szerokie w całej długości. Zaostrzone końce wyparzyło się w gorącej wodzie i wygięło nad ogniem. Łyżwy były gotowe, teraz trzeba je przypiąć do nóg, ale czem i jak? Oczywiście sznurkiem na razie. Całej stopy przywiązać nie podobna, bo nie dałoby się wykroczyć, zatem pięta musi się podnosić i być wolna. Kombinowało i głowiło się niemało, zanim udało się jako tako to wiązanie uskutecznić. Wreszcie zrobione. Teraz na śnieg, i latać.”
   
Ale ba, to się nie udawało, szamotał się człowiek, przewracał i z trudem dźwigał, bo te przeklęte deski trzymały nogi i wykręcały na wszystkie strony. Wreszcie okrążywszy z trudem dwór, zmęczony i mokry od potu jak w rzymskiej łaźni, do czego i futerko się przyczyniło, odwiązało się z ulgą te wściekłe deski.

– No, teraz na ciebie kolej Karolu, lataj ty.
   
Rezultat był podobny, kolega jeszcze lepiej się spocił, bo był tęższy i bardziej zażywny.
   
– Wiesz, jutro nie weźmiemy tych desek na polowanie, bo jakby się człowiek przewrócił, to nabije do lufek śniegu i gotowo je rozerwać przy wystrzale.
   
Wziąłem te deski do Krakowa, zrobiłem do nich upięcie z rzemieni i jeździłem po błoniach, następnie pod kopcem Kościuszki, gdzie nauczyłem się zjazdów i zrozumiałem całą przyjemność użycia nart. Później, gdy wpadła mi do ręki broszura Schneidra z Berlina: „Der Wintersport", dowiedziałem się niektórych szczegółów o „Ski", między innymi i o tym, że pod podeszwę stopy umieszcza się kawałek sukna, aby noga nie ześlizgiwała się na boki i śnieg się nie gromadził. Jeździłem sam jeden, bo nikogo do tej tak miłej zabawy nie mogłem namówić, nawet ćwiczących członków Sokoła.
 
– To u nas nie ma zastosowania, bo nie ma takich wielkich śniegów jak na Syberji, zresztą co to za przyjemność uganiać po śniegu na mrozie, gdzie mnie nikt nie widzi, ani ja nikogo. Wolę sto razy rower.
– Tak ale w zimie rowerem tam nie zajedziesz, gdzie narty zaniosą…
   
Nie pomogły namowy, widocznie przyszedłem z nartami za wcześnie” – kończy wspomnienie Barabasz, który w Krakowie ćwiczenia narciarskie uprawiał nocą, aby uchronić  się przed drwinami kolegów. 
   
Okazało się jednak, że nowy sport nie przyszedł za wcześnie. W Wielki Piątek 1894 dotarł na nartach do Czarnego Stawu Gąsienicowego, a w następnych latach odbył na deskach kolejne długie wycieczki górskie. Z tych wypraw przywoził pierwsze zimowe zdjęcia Tatr, z którymi związał się na stałe. W 1901 został dyrektorem zakopiańskiej Szkoły Przemysłu Drzewnego, gdzie do programu nauczania wprowadził motywy zaczerpnięte ze sztuki Podhala. W 1907 r. Stanisław Barabasz został prezesem Zakopiańskiego Oddziału Narciarzy Towarzystwa Tatrzańskiego. W 1909 powstało Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. W tym samym roku Barabasz uczestniczył w tragicznej wyprawie po ciało zasypanego przez lawinę kompozytora Mieczysława Karłowicza. Jej przebieg utrwalił na fotografiach.
   
Pierwsza narta z Ciekliny zachowała się w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego (druga spłonęła w czasie wojny). Była to prosta, nieprofilowana deska z filcową podkładką pod but. Wiązaniami były rzemienne paski, którymi przytwierdzano do deski masywne buty z cholewami. Na przełomie XIX/XX stuleci nie istniał strój narciarski. Panowie ubierali się w kurtki, pod którymi noszono marynarkę z kamizelką i białą koszulą – obowiązkowo z krawatem. Stroju dopełniał kapelusz z szerokim rondem. Więcej problemów miały udające się na narty panie. Zakładały uproszczony strój spacerowy. Stroje narciarskie z prawdziwego zdarzenia pojawiły się dopiero w okresie międzywojennym.
 
fot. T. Poźniak
   
Pierwsze narty zachowane w cieklińskiej kolekcji pochodzą z roku  1917. Wszystkie egzemplarze są starannie profilowane: oba końce są cieńsze: o szerokości ok. 1 cm, zaś część środkową – tam, gdzie przytwierdzane były buty – mają grubszą (na 2 cm). Od spodu  wyżłobiony został rowek, czyli ślizg. Przednie końce są wysoko podgięte ku górze  i zakończone  kostką w kształcie prostopadłościanu. Widać w niej wywiercony otwór, do którego przywiązywano sznurek służący do transportu. Narty  ciągnięto bowiem po śniegu „na pieska”(tak jak psa prowadzonego na smyczy). Znacznie późniejszy jest zwyczaj noszenia ich na ramieniu.  Po zimie narty skręcano specjalnymi klamrami, wkładając między nie rozpórki, które utrzymywały właściwy kształt nart.
   
„Deski” produkowali wysokiej klasy stolarze; w okresie międzywojennym powstały wyspecjalizowane wytwórnie w Zakopanem i Szaflarach. Natomiast parę nart z napisem: „Iwonicz 1925” wykonał jakiś „skończony” amator. Są grube, ciężkie i niezgrabne, profilowane jakby za pomocą siekiery. Wygięte do góry przody osiągnięto poprzez wycięcie ich w klocu drewna – bez wyparzania w gorącej wodzie i wyginania w wysokiej temperaturze. Nic dziwnego, że wyglądają na nieużywane. Nikt nie byłby w stanie przejechać na nich nawet kilkunastu metrów.
 
Część górną nart pokrywano meblarską politurą. Kolorowe lakiery i krzykliwe napisy to moda ostatnich dziesięcioleci. Nie znaczy to, by pierwsze narty pozbawione były skromnych ozdób: jak dekoracyjne okucia na szpicach czy wykłuwany w drzewie monogram wykonawcy. Później przybijano firmowe blaszki (np. z napisem: VOHRALIK V.STRNISLE – BRNO) i przyklejano kalkomanie z nazwami wytwórni. Od dołu wcierano w deskę wosk pszczeli; z czasem pojawiły się specjalne smary zapewniające lepszy poślizg na śniegu. W Muzeum Narciarstwa w Cieklinie z dumą pokazywany jest rzadki egzemplarz ze spodami pokrytymi futrem z foki. Zamocowano je tak, by ustawienie futra „pod włos” wytwarzało opór i pozwalało na wspinanie się strome zbocza, zaś „z włosem” zwiększało poślizg przy zjeździe z góry.
       
Pierwsze narty miały metalowe wiązania z grubej blachy unieruchamiające przód buta. Był on przytwierdzany za pomocą skórzanych rzemieni. Przełom przyniósł dopiero początek lat 30-tych XX wieku, kiedy rozpowszechniły się wiązania linkowe. Linka, czyli gruba stalowa sprężyna okalała nogę i wchodziła w specjalne wyżłobienie w obcasie buta. Za pomocą znajdującej się z przodu dźwigni można ją było rozluźnić lub zwolnić, błyskawicznie oswobadzając but z uścisku. Wiązania takie zyskały miano „typu Kandahar”. Produkowano do nich specjalne buty zakrywające kostkę, z grubą skórzaną podeszwą i jeszcze grubszym obcasem. But wyścielany był w środku drugą warstwą skóry. Nową skórę od zewnątrz nasączono tranem by nie przepuszczała wody, a później konserwowano specjalnym tłuszczem.   
   
Po wojnie zaszły kolejne zmiany. W latach 60-tych pojawiły się bezpieczniki, a później znakomite wiązania Markera, Tyrolic i innych firm. Produkcja „desek” przeżyła rewolucję: narty pokryto od spodu warstwą plastiku, a później wykonywano je w całości z tego materiału. Zdarzają się wśród nich rarytasy. Za parę olimpijskich nart firmy Kastle z cieklińskich zbiorów pewien Austriak oferował samochód. Z plastiku zaczęto produkować buty o opływowych kształtach. Stolarskie rzemiosło zastąpiła nowoczesna technika.
   
Nie piszę jednak historii nart i narciarstwa. Daleko ważniejszy jest fakt, iż znalazła się grupa zapaleńców, którzy potrafili w dziejach swej miejscowości dostrzec ważne wydarzenie i stworzyć tu unikalne muzeum. Warto wymienić m.in. Ryszarda Cygana, ks. Franciszka Motykę, Mariana Rygla. Nowoczesna ekspozycja narciarska znalazła miejsce w wybudowanym w 2008 r. Wiejskim Domu Kultury w Cieklinie dzięki wójtowi gm. Dębowiec, Zbigniewowi Staniszewskiemu.
     
Pierwsza narta St. Barabasza oraz inna para jego nart pozostają w magazynach Muzeum Tatrzańskiego. Nie są dostępne dla zwiedzających. Zakopane nie ma stałej ekspozycja historii narciarstwa. Istnieje taka w Muzeum Regionalnym w Piwnicznej. To kolekcja Zygmunta Bielczyka obejmująca eksponaty od przełomu XIX/XX w. do lat 50-tych. Jest o niej jednozdaniowa wzmianka w Internecie – bez fotografii (strona Muzeum Narciarstwa w Cieklinie jest bardzo rozbudowana). Dodać należy placówkę w Wiśle poświęconą sukcesom Adama Małysza. To pełna lista.
   
Trzon ekspozycji Muzeum w Cieklinie stanowi kolekcja Józefa Kusiby (1922-2004). Od 1944 był on zawodnikiem odnoszącym duże sukcesy w karierze sportowej, działaczem i sędzią narciarskim w Krośnie. Posiadał stopień sędziego międzynarodowego. Jego kolekcję opracował naukowo dr Leon Rak z Częstochowy, który jest autorem ekspozycji. Lista darczyńców liczy ponad 30 osób z kraju i zagranicy. W grudniu ub.r. spadkobiercy słynnego polskiego narciarza, Tadeusza Wowkonowicza z Chamonix przekazali Muzeum jego prywatne archiwum. Zobaczyć je można na wystawie „Ze Lwowa do Chamonix”.
   
– Rzadko się zdarza by takie zbiory wracały do kraju – mówi opiekun Muzeum, Wiesław Czechowicz. We wnętrzu zaczyna brakować miejsca. Czas pomyśleć o poszerzeniu ekspozycji.
                           

MUZEUM NARCIARSTWA  im. Stanisława Barabasza w Cieklinie
38-222 Cieklin
tel: +48 013 479 19 19
e-mail:muzeumnarciarstwa@op.pl    
 

DNI I GODZINY OTWARCIA:
środa 9:00 – 14:00
sobota 9:00 – 11:00
 
fot. T. Poźniak
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy