Reklama

Biznes

Na 2013 rok przedsiębiorcy zachowują ostrożny optymizm

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 12.02.2013
2241_panow_3
Share
Udostępnij
Rok 2013 będzie dla podkarpackich przedsiębiorców trudny, ale – przynajmniej tych, z którymi rozmawialiśmy – ta świadomość nie paraliżuje. – Nie można przewidzieć, co się zdarzy, ale po poprzednich kryzysach jesteśmy już doświadczeni w radzeniu sobie z trudnymi sytuacjami – zapewnia Marian Burda, prezes rzeszowskiego Elektromontażu. Jedni przedsiębiorcy nastawiają się na utrzymanie status quo, dla innych kryzys jest dobrym czasem do podjęcia działań, które przyniosą efekty w okresie gospodarczego ożywienia.

Według raportu Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, obecny rok będzie prawdziwym wyzwaniem dla przedsiębiorstw: w pierwszej połowie br. możemy się spodziewać silnego spowolnienia, ale w drugiej jest szansa na powrót do nieco szybszego tempa wzrostu gospodarczego.

Gospodarka przyhamowała

Zdaniem Artura Chmaja, ekonomisty z Wyższej Szkoły Zarządzania w Rzeszowie, spowolnienie polskiej gospodarki było widać już pod koniec ub. roku. Jednym z jego symptomów było to, że nastąpiło wyraźne wyhamowanie konsumpcji. – Do tej pory Polacy nie bali się kryzysu, uważali, że będzie dobrze, a konsumpcja dość mocno nakręcała koniunkturę – tłumaczy Chmaj. – Ostatnie dane GUS pokazują wyraźnie, że konsumpcja wyhamowała i że nawet w końcówce 2012 roku – czyli w okresie świątecznym, związanym z zakupami i prezentami – wydaliśmy per saldo mniej pieniędzy niż rok wcześniej.

Drugim czynnikiem, który przyczynił się do spowolnienia gospodarki, jest – zdaniem ekonomisty – spowolnienie gospodarek państw UE, zwłaszcza Niemiec, gdzie wzrost jest symboliczny. A ponieważ nasza gospodarka jest z nimi silnie powiązana, a zwłaszcza z niemiecką, musiało się to odbić „czkawką” i u nas.

Nie wszyscy przedsiębiorcy, z którymi rozmawialiśmy, zauważają to spowolnienie. Czesław Altamer ze Świerczowa k. Kolbuszowej, współwłaściciel firmy „Oka” Spedycja sp.j., zajmującej się transportem międzynarodowym, mówi, że  choć pierwszy miesiąc nowego roku nie był za bogaty, to już luty zapowiada się lepiej. – Wiosna powinna być dobra – ma nadzieję Altamer. – Widzę to na podstawie ilości zamówień Kolbuszowskiej Fabryki Mebli, której meble wożę już ponad 20 lat. Przez cały ubiegły rok widać było u nich spowolnienie, zamawiali u mnie mniej samochodów, musiałem szukać roboty gdzie indziej. Zapowiada się jednak, że w tym roku zamówień będzie więcej i mam nadzieję, że sytuacja powróci do tego, co było w poprzednich latach.

Ostrożniejszy jest Robert Stefanowski, prezes Greinplastu – producenta chemii budowlanej. Przypomina, że w ub. roku zmniejszyła się o 15-30 proc. liczba pozwoleń na budowę, co pośrednio uderza w takie firmy jak właśnie Greinplast. Firma stara się jednak utrzymać udział w rynku.
– Przychody ze sprzedaży produktów od mniej więcej trzech lat mamy na tym samym poziomie, a w Rzeszowie nawet wyższe – informuje prezes.

Marian Burda, prezes Elektromontażu, jest optymistą, ale – jak podkreśla – to leży w jego naturze. Rok 2012, jeżeli chodzi o obroty, był, jak informuje, najlepszy w historii firmy. Rok 2013 nie będzie już tak dobry, ale nie powinno być problemu z zebraniem wystarczającego portfela zamówień. Ale trzeba też pamiętać, że branża budownictwa przemysłowego jest specyficzna: tu decyzje o realizacji inwestycji podejmuje się rok, dwa wcześniej i jeżeli na dziś inwestycja jest w znacznym stopniu zaawansowana, to inwestor zrobi wszystko, by ją dokończyć. Burda zauważa, że w roku 2013 niechęć do inwestowania deklaruje większy odsetek przedsiębiorców przemysłowych niż wcześniej, co – przy cyklu inwestycyjnym Elektromontażu – może spowodować, że decyzje podjęte przez nich dziś przesuną o rok, dwa ciężkie czasy w jego firmie.
 
Mniej chętnie podpisują przelewy
 
Zagrożeniem dla rynku może być malejąca płynność finansowa i zatory płatnicze. Przedsiębiorstwa w dalszym ciągu będą ostrożne w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych – twierdzą autorzy raportu PKPP Lewiatan. Artur Chmaj uważa, że to jest normalne: – Jeżeli przedsiębiorcy spodziewają się cięższych czasów, to mniej chętnie podpisują przelewy – przypomina ekonomista. Zwraca on jeszcze uwagę na jeden czynnik, który wpływa negatywnie na płynność finansową firm: – Banki znacznie przyhamowały finansowanie gospodarki. Zatory płatnicze były, są i będą, ale firmy mają z nimi mniej problemów, jeżeli zdrową rolę odgrywa system bankowy, który zasila je na bieżąco. W wielu branżach jest ciężko, ponieważ nie ma możliwości poprawienia płynności kredytem obrotowym, który jest przecież normalnym instrumentem w gospodarce. Paradoks polega na tym, że w systemie bankowym w Polsce jest nadpłynność, za dużo pieniądza, który można by zainwestować np. w gospodarkę. Jednak z racji tego, że banki nadmiernie „dmuchają na zimne”, raczej ograniczają one akcję kredytową. Skutek jest taki, że firmy „ledwo zipią”. One przetrwają, bo to nie jest tak, że będą padać jedna po drugiej ze względu na brak płynności. Natomiast mają związane ręce, bo jeżeli nie mogą posiłkować się kapitałem obrotowym, to to oznacza, że nie wyprodukują więcej, lecz będą trwać w oczekiwaniu na lepsze czasy. A  to, niestety, jest oznaka stagnacji, a nie rozwoju.
 
Problemu z płynnością nie ma Czesław Altamer, ale tu niebagatelną rolę odgrywa fakt, że ze swoim głównym kontrahentem – Kolbuszowskimi Fabrykami Mebli – współpracuje już bardzo długo, a współpraca opiera się na wzajemnym zaufaniu. – Pieniądze spływają mi na bieżąco – podkreśla przedsiębiorca. Jest on także w tym szczęśliwym położeniu, że w ub. roku sporo zainwestował – wymienił stare ciągniki siodłowe, które spalały dużo paliwa, na znacznie oszczędniejsze i nowsze mercedesy, a więc nie ma potrzeby czynienia większych inwestycji w tym roku.
Robert Stefanowski zauważa natomiast, że klienci gorzej płacą za towary nie od ostatniego roku, kiedy zaczęto mówić o kryzysie, lecz od kilku lat. To, jego zdaniem, spowalnia procesy gospodarcze. Prezes Greinplastu podkreśla, że w trudnym czasie, z jakim mamy do czynienia obecnie, firma stara się być bardziej powściągliwa i ostrożna w wydawaniu pieniędzy, ale to nie oznacza, że stała się zupełnie zachowawcza.
 
– Kryzys jest też dobrym momentem do działań – uważa Stefanowski. – My mamy mocną determinację do ich podjęcia, dużo na ten temat rozmawiamy. Może robimy to wbrew temu, co się dzieje na rynku, ale wierzymy w to, że pozyskamy nowych klientów.
 
– Najłatwiej jest zrobić oszczędności nie zaczynając inwestycji – tłumaczy Marian Burda. – Natomiast firmy, które myślą perspektywicznie, właśnie w czasie kryzysu usiłują przygotować się do następnego boomu. Dobrze jest być przygotowanym na to, że jak rynek „ruszy”, to my będziemy gotowi pokazać nowy, ulepszony czy tańszy produkt.
 
Co do zatorów płatniczych, prezes Elektromontażu uważa, że niektórzy przedsiębiorcy wykorzystują gorsze czasy do zachowań złośliwych, wyraźnie nacechowanych złą wolą. – Jeden z klientów tłumaczył mi kiedyś, że nie może mi zapłacić w terminie, bo za 2 miesiące kończy mu się lokata, w związku z czym zapłaci mi dopiero za 2 miesiące. A jak mi się nie podoba, to on mi następnej roboty nie zleci – opowiada Burda. Dodaje, że na szczęście takie przypadki stanowią znikomy odsetek.
 
Nie jest łatwo, ale unikają zwolnień
 
Jak mówią analizy, w 2013 r. wiele firm może nie uniknąć zwolnień pracowników, a poziom bezrobocia, które i tak rośnie od co najmniej kilku miesięcy, jeszcze wzrośnie. Szefowie firm, z którymi rozmawialiśmy, zgodnie stwierdzili, że nie planują wprawdzie przyjęć, ale zwolnień też nie będzie, bo – jak podkreśla prezes Greinplastu – nie ma takiej potrzeby. – To nie jest tak, że ci ludzie pracują, bo mi ich szkoda zwolnić – tłumaczy Robert Stefanowski. – Mamy podobny przychód, a więc podobną ilość czynności do wykonania. W zatrudnieniu zachowujemy status quo.

Specyficzna sytuacja panuje w Elektromontażu, który jest spółką pracowniczą, czyli akcjonariuszami w firmie są pracownicy. – Właściciela się nie zwalnia – śmieje się prezes Burda, po czym, już poważnie, dodaje: –  Jedną z priorytetowych rzeczy jest u nas utrzymanie potencjału ludzkiego. Myśmy nigdy nie zwalniali ludzi, z wyjątkiem odejść na emerytury czy zdarzeń losowych, i w ten sposób przetrwaliśmy wszystkie kryzysy. Po 1989 r. w Polsce było 18 Elektromontaży, z których dziś – oprócz naszego – zostały jeszcze trzy. Moi koledzy na początku lat 90., przy pierwszym załamaniu gospodarczym, zaczęli gwałtownie zwalniać ludzi, co nie dało żadnego rezultatu, bo to nie jest kopanie rowów, do którego można wziąć człowieka z ulicy. Tam, gdzie potrzeba fachowca, liczy się stabilność i doświadczenie. Z tym, że – aby realizować taką strategię – prezes musi przekazywać załodze prawdziwą wiedzę o sytuacji firmy, a załoga musi wykazywać zrozumienie dla jego działań.

Artur Chmaj przyznaje, że – jeżeli chodzi o ten rok – to w odniesieniu do rynku pracy jest pesymistą. Pod koniec ub. roku zamiar zwolnienia pracowników zgłosiło w Polsce kilkakrotnie więcej firm niż we wcześniejszych kwartałach, a przyrost oferowanych miejsc pracy był znikomy. – Jeżeli już zredukuje się miejsca pracy, to ich odbudowywanie trwa, bo jeżeli nawet firma potrzebuje tych ludzi, to w momencie, kiedy na rynku zaczyna się robić trochę lepiej, reaguje naciskiem na wzrost wydajności pracy obecnych pracowników, a nie przyjmowaniem nowych.  Przyjęcia zaczynają się dopiero wtedy, gdy dotychczasowe kadry „nie wyrabiają”.  Rynek pracy jest, niestety, pobudzany z kilkumiesięcznym opóźnieniem, dlatego nie spodziewam się w tym roku niczego dobrego, a stopa bezrobocia na koniec roku może być nawet wyższa niż w tej chwili – uważa ekonomista.
 
Na podwyżki nie ma o liczyć
 
Trudna sytuacja na rynku pracy spowoduje osłabienie presji pracowników na wzrost wynagrodzeń – twierdzą autorzy raportu Lewiatana. Na podwyżki będą mogli liczyć jedynie specjaliści. – I to raczej dość wąska grupa specjalistów wysokiej klasy, w dość wąskich specjalizacjach, i tylko tam, gdzie nie ma innego sposobu przyciągnięcia fachowca – uważa Artur Chmaj.
 
W firmach, z których szefami rozmawialiśmy, sprawa jest prosta: na podwyżki płac nie ma co liczyć. – Wynagrodzenia mamy od trzech lat na tym samym poziomie, bo wartości dodanej nie ma i choć w Rzeszowie odnotowujemy wzrost sprzedaży, to generalnie nie sprzedajemy większej ilości towarów – informuje Robert Stefanowski.
 
– Zawsze na początku roku zapowiadałem, jak dużą podwyżkę płac przewidujemy na dany rok – dopowiada Marian Burda. – W tym roku po raz pierwszy zapowiedziałem, że zarząd nie przewiduje żadnych podwyżek.
Przyspieszenie w II półroczu?

Czy zatem optymizm, płynący z raportu Lewiatana w odniesieniu do drugiej połowy roku, nie jest na wyrost? Zdaniem Artura Chmaja, niekoniecznie. – Okazuje się, że w Niemczech gospodarka zaczyna przyspieszać, więc być może i nasza szybciej „popracuje” – ma nadzieję ekonomista.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy