Reklama

Kultura

“Blackstar”. Ostatnia płyta Davida Bowiego

Elżbieta Lewicka
Dodano: 29.01.2016
24642_bo_1
Share
Udostępnij
O zmaganiach z chorobą nowotworową David Bowiego wiedzieli tylko najbliżsi, rodzina i współpracujący z Nim artyści. Przez ostatnich 10 lat nie koncertował i nie udzielał wywiadów. W obliczu nadchodzącego końca Bowie stworzył dzieło życia. Premiera płyty “Blackstar” miała miejsce 8 stycznia i zbiegła się z 69. urodzinami Bowiego. Dwa dni później świat obiegła wiadomość o Jego śmierci. Album “Blackstar” to szczytowe osiągnięcie artysty.

To płyta z muzyką wymykająca się wszelkim klasyfikacjom, które w przypadku Bowiego nigdy przecież nie miały sensu. To artysta- kameleon, wielokrotnie zmieniający oblicze, niezmiennie zaskakujący skrajne różnymi “osobowościami”: od londyńskiego dandysa, kolorowego hipisa, androgenicznego sybaryty, kosmicznego Ziggy’ego Stardusta, pirata, aryjskiego księcia, po faceta w czarnym garniturze i wyznawcę mody techno.
 
Z upływem lat coraz mniej było u Bowiego ekstrawagancji i zmian stylistycznych. Jednak krytycy i fani nieodmiennie darzyli Go wielkim szacunkiem. To sprawiała wielka osobowość  artysty- muzyka, aktora, mima, plastyka, mistrza autokreacji, wokalisty, który zawsze wiedział, jak używać swojego charakterystycznego głosu. Po wydaniu 25. studyjnego albumu Bowie milczał 10 lat. W 2013 r. pojawiła się płyta “The Next Day”- nostalgiczna i przewidywalna, czyli nie w stylu Bowiego. Być może już wtedy artysta miał problemy zdrowotne ( przeszedł przecież zawał serca). 
 
Ostatnią płytę Bowiego otwiera tytułowy “Blackstar”, trwający prawie 10′  utwór składający się z dwóch odmiennych nastrojowo części. Pierwsza oparta jest na niepokojącym backgroundzie perkusji stanowiącym tło dla onirycznie brzmiącego, rozpływającego się  głosu Bowiego, który przechodzi w melodyjną, przebojową sekwencję,  po czym wraca poprzedzona łącznikiem orientalizująca część pierwsza , pełna elektronicznych, dysonansowych brzmień, zakończona z pozoru bezładnym solem fletu. To pierwsze, niezwykle interesujące zaskoczenie, których na tej płycie jest mnóstwo.
 
W nagraniach krążka “Blackstar” wzięli udział wybitni instrumentaliści, m.in. saksofonista i flecista Donny McCaslin, którego przejmujące sola doskonale oddają sens poszczególnych kompozycji. Perkusista James Murphy swoją niezwykle swobodną grą wprowadza nastrój rozedrgania, niepokoju, ale także mocnego, uporządkowanego drive’u.
 
Zwracają uwagę rewelacyjne sola gitarowe Bena Mondera (zwłaszcza w ostatnim na płycie “I Can’t  Give Everything  Away”, jasno brzmiącym, choć utrzymanym w minorowej tonacji).
 
Producentem  płyty “Blackstar” jest wieloletni współpracownik Bowiego, Tony Visconti, który perfekcyjnie wywiązał się z powierzonego mu zadania i stworzył z wielu różnych estetycznie brzmień ( elektonika, akustyczny jazz, rock) spójną jakość. Przy pierwszym słuchaniu muzyka z “Blackstar” totalnie zaskakuje, intryguje, zachwyca, “wciąga” do ponownego słuchania i analizowania. “Blackstar” nie zawiera wyłącznie nowych kompozycji (np. “Lazarus”), ale aranżacje, pomysły brzmieniowe, wykonawcze i cała produkcja tworzą najwyższą z możliwych jakość muzyczną. Osobną, niezwykle ważną kwestią są teksty utworów – w kontekście śmierci ich twórcy nabierają szczególnej wagi. Teksty wieloznaczne, pełne symboliki (począwszy od tytułu płyty), poczucia alienacji i bezradności, ale też potrzeby bycia sławnym.
 
Prosty w środkach wyrazu, jednocześnie przerażający i przejmujący w swej wymowie jest teledysk do przepięknej kompozycji “Lazarus”  – ” Mam blizny, których nie widać. Mojego dramatu nie można ukraść. Teraz wszyscy już mnie znają” – to fragment tekstu , to też być może opowieść Bowiego o cenie sławy, który w teledysku wchodzi do szafy mogącej być symbolem trumny. “Jestem wolny” – śpiewa Bowie jako pacjent szpitala psychiatrycznego.
 
Przebogata i różnorodna twórczość Dawida Bowiego sytuuje się na tle wszechobecnej i tak mocno odczuwalnej komercjalizacji wszelkich sztuk pięknych jako przejaw wielkiej osobowości artystycznej. Ostatnią płytą Bowie udowadnia, że w sztuce najbardziej cenne i interesujące jest mówienie własnym głosem . Tylko ono zapewnia nieśmiertelność.
 
Dawid Bowie odszedł w wielkim stylu. Współpracujący z nim artyści wspominają, że w planach miał nagranie kolejnej płyty.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy