Reklama

Kultura

Nagroda marszałka dla Vitolda Reka – ambasadora rzeszowskiego folkloru

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 29.06.2016
28051_rek_1
Share
Udostępnij
Vitold Rek, wybitny muzyk jazzowy pochodzący z rzeszowskiego Staromieścia, a obecnie mieszkający na stałe w Niemczech, znalazł się w gronie uhonorowanych doroczną nagrodą marszałka województwa podkarpackiego w dziedzinie kultury. Nagrody zostały wręczone we wtorek w WDK.
 
Wychował się – jako Witold Szczurek, rocznik 1955 – w rzeszowskim Staromieściu-Zakościelu, w domu na tyłach kościoła. Tam  spędził pierwsze 16 lat życia; skończył szkołę podstawową i rozpoczął naukę w II LO w Rzeszowie. Równocześnie chodził na zajęcia ogniska muzycznego, najpierw do staromiejskiej filii, później na ul. Słowackiego. Jako 8-latek zaczął uczyć się gry na akordeonie u nieżyjącego już Fryderyka Rajzera. Później była gitara klasyczna u Józefa Ruszla, wreszcie kontrabas.

Pierwsze doświadczenia sceniczne Witold zebrał w wieku 13-14 lat. Już  wtedy była to z jednej strony muzyka ludowa, z drugiej jazz. Zaczął grać na kontrabasie w kapeli ludowej Domu Kultury „Kolejarz”. Mniej więcej w tym samym czasie z kilkoma kolegami (Janusz i Robert Marcinkowscy, Mirosław Halemba, Włodzimierz Uchwat, Ryszard Nowak) założyli Widmo Jazz Combo, co było początkiem jego doświadczeń w muzyce improwizowanej.

Pierwszym momentem zwrotnym w muzycznym życiu Witolda było wysłuchanie w radiu audycji jazzowej, w której puszczono nagrania tria słynnego pianisty Oscara Petersona. Na kontrabasie grał Ray Brown. To było jak odkrycie Ameryki.
– Co mnie zafascynowało w tej muzyce? Rytm i swing, który nadawał jej sens. Było to coś, czego nie było zarówno w muzyce ludowej, jak i klasycznej. Tyle, że kontrabas na tych płytach był zbyt statyczny. Dopiero Ray Brown mnie „oświecił” – opowiadał mi dwa lata temu o początkach swojej fascynacji jazzem.

Konsekwencją zauroczenia Rayem Brownem była „życiowa decyzja” o przerwaniu nauki w II LO, wyjeździe do Krakowa i kontynuowaniu edukacji w słynnym liceum muzycznym im. Fryderyka Chopina. To był rok 1972.

Na jedną z prób licealnego zespołu został zaproszony Tomasz Stańko. – Posłuchał nas i właściwie nie mówił zbyt wiele, ale po tej próbie podszedł do mnie i powiedział: „świetnie brzmisz, ty będziesz grał”. Kilka lat później zostałem jego basistą na następne 12 lat – opowiada Rek.

Jeszcze jako licealista Witold zaczął grać jazz nowoorleański z grupą Beale Street Band i bardziej nowoczesny – z zespołem Zbigniewa Czarnieckiego. Z tym drugim w 1975 r., na Jazzie nad Odrą, otrzymał wyróżnienie indywidualne w kategorii solistów. Był wtedy w ostatniej klasie liceum. Później były studia w Akademii Muzycznej w Krakowie.


Wyróżnienie indywidualne na Jazzie nad Odrą było ważnym momentem w muzycznym życiu Witolda. – W ciągu zaledwie kilku lat od tego wyróżnienia zdarzyło się wiele ważnych dla mnie rzeczy. Dostałem angaż od Jana Jarczyka, przez dwa lata grałem z Ewą Demarczyk, później u Jana Ptaszyna Wróblewskiego i w zespole Sun Ship – wylicza muzyk.

Granie z Ptaszynem było właściwym „chrzestem bojowym” Witolda na scenie jazzowej. Z kwartetem Ptaszyna (oprócz lidera i Witolda grali w nim także perkusista Andrzej Dąbrowski i gitarzysta Marek Bliziński), muzyk z Rzeszowa nagrał w 1978 r. świetnie przyjętą płytę „Flyin’ Lady”. Trzy lata z grupą Sun Ship to był bardzo intensywny okres, z dużą ilością koncertów. Ważnym etapem w rozwoju kariery Witolda było trio pianisty Sławomira Kulpowicza. – Później to trio przejął Stańko i od tego zaczął się 12-letni okres mojej współpracy z Tomaszem – opowiada Witold. – Składy jego zespołów się zmieniały, ale ja byłem jego stałym basistą. Stańko po prostu lubił moje pewne rytmicznie, silne granie. Po roku, może dwóch latach współpracy, Tomasz powiedział mi to samo, co wiele lat wcześniej powiedział mu Krzysztof Komeda: „komponuj swoją muzykę, będziesz lepszym muzykiem”. To, że zacząłem komponować,  zawdzięczam Tomaszowi – opowiada muzyk.

Na płytach zespołów Stańki Witold publikował jedynie kompozycje na kontrabas solo. Pierwsze jego „pełne” kompozycje znalazły się na dwóch płytach Basspace – zespołu, który założył w 1984 r., a który – ze względu na mocny puls rockowy – wzbudzał ogromne kontrowersje w środowisku jazzowym.

W latach 80. XX w.Witold był nie tylko muzykiem aktywnym, ale także znanym i uznanym. W latach 1986 i 1988 wygrał prestiżowy plebiscyt miesięcznika „Jazz Forum” na najlepszych polskich muzyków jazzowych, w kategorii kontrabasu.


Pod koniec lat 80., wydawałoby się – u szczytu powodzenia, poczuł, że w Polsce już nic więcej nie „wyciśnie” i – jeżeli chce się nadal muzycznie rozwijać – musi wyjechać na Zachód. W 1989 r., kiedy Polska odzyskiwała wolność, wyjechał i osiedlił się w Niemczech, gdzie mieszka do dziś. To dało  mu możliwość kontaktu ze światową czołówką jazzową i realizacji kolejnych muzycznych projektów. Pracuje także jako pedagog na wydziale jazzowym wyższej szkoły muzycznej Hochschule für Musik w Mainz (wcześniej także we Frankfurcie).

Witold podkreśla, że po kilku latach pobytu w Niemczech stał się bardziej świadomy swoich muzycznych korzeni, swojego pochodzenia kulturowego. Dlatego zaczął coraz  śmielej sięgać do staromiejskiego, rzeszowskiego, polskiego folkloru. Staromiejski „evergreen” – utwór  „Lo-Bo-Ga” – wykonywał na koncertach od początku pobytu w Niemczech i zawsze bardzo się on podobał. Do repertuaru włączał kolejne utwory inspirowane polskim folklorem, nie tylko z Rzeszowskiego, ale także Lubelskiego czy Wielkopolski.

W 1999 r. ukazała się pierwsza płyta Witolda (już wtedy Vitolda Reka – skrócił nazwisko ze względna trudność, jaką na Zachodzie powoduje wymowa polskich głosek „sz”, „cz”), inspirowana polskim, także staromiejskim folklorem – „Bassfiddle alla polacca”. Dwa lata później poznaliśmy się przy okazji jej promocji w Rzeszowie. W jednym z napisanych z tej okazji tekstów nazwałem go „ambasadorem rzeszowskiego folkloru” i wiem, że to określenie sprawiło mu wiele przyjemności.

Szczytem tego nurtu muzycznej aktywności Witolda jest – jak dotąd – wydana w 2002 r. płyta „The Polish Folk Explosion”. To właściwie muzyczne spotkanie gwiazd światowego jazzu – Johna Tchicai, Charliego Mariano i Alberta Mangelsdorffa, z polskimi muzykami ludowymi, w tym z Podkarpacia i Podhala, wśród których znaleźli się i tacy, którzy w międzyczasie zyskali status supergwiazdy (Sebastian Karpiel-Bułecka).

W 2013 r. Rek został laureatem prestiżowej nagrody niemieckiej – Hessischer Jazzpreis, przyznanej przez Ministerstwo Kultury i Sztuki w Wiesbaden.

Realizuje równolegle kilka muzycznych projektów. Nadal jest muzykiem bardzo twórczym. I oby jak najdłużej – ku radości fanów jazzu.

 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy