Reklama

Kultura

Esencja muzycznego piękna w wykonaniu Diny Yoffe

Elżbieta Lewicka
Dodano: 25.05.2017
33027_Untitled-1
Share
Udostępnij
Gdzie schowaliście słońce? – zapytała z uśmiechem Dina Yoffe witając się ze mną przed swoim środowy recitalem w Sali Balowej łańcuckiego Zamku. Bezpośrednia, serdeczna, niezwykle pogodna – kilka minut przed swoim recitalem szybko ubrała wieczorową kreację i …już. Wie co i jak zagrać, więc zamykanie się w garderobie przed koncertem nie było potrzebne. Tylko kilka minut skupienia i dziarskie wejście na scenę.

Kto z Państwa był na wtorkowym koncercie z muzyką Haydna i Mozarta, ten jeszcze doskonale mógł przez chwilę pozostać w estetyce muzycznej poprzedniego wieczoru – choć nie do końca, bowiem rozpoczynająca środowy recital Diny Yoffe XVI Sonata G-dur op.31 nr.1 L.van Beethovena to dzieło zwiastujące nadejście nowego stylu, modyfikacja formy sonatowej. A więc muzyka pełna emocji i zaskakujących pomysłów, powstała na początku XIX w. /1801-1802/. Kompozycja ze wszech miar intrygująca, z wyjątkową, środkową częścią, gdzie linia melodyczna „naśladuje” pełen figuracji śpiew.

Adagio grazioso w wykonaniu Diny Yoffe naprawdę śpiewało!

A zaraz po flirtującym z muzyką romantyczną Beethovenie zabrzmiało 7 Fantazji Johannesa Brahmsa z opusu 116. Te kompozycje „spóźnionego romantyka” to muzyka mocno refleksyjna, ale nie melancholijna. Wprowadza słuchacza w pewien specyficzny nastrój. Nastrojowo, nokturnowo zabrzmiały pod palcami Diny Yoffe zwłaszcza IV i V Fantazja – onirycznie i magicznie. A po przerwie artystka uraczyła nas muzyką Chopina, która w jej wykonaniu brzmi absolutnie wyjątkowo – jak zresztą każda inna muzyka. Zabrzmiał Nokturn Es- dur op.55 nr.2 – muzyka nocy, w którą zanurzyliśmy się dzięki wyrafinowanej kreacji Diny Yoffe. Ostatnim oficjalnym punktem recitalu była III Sonata h-moll op. 58, dzieło, które znają chyba wszyscy melomani. Gra pianistki była porażająco piękna. Wielka artystka zgłębia muzykę Chopina odponad 40- tu lat, jest przecież zdobywczynią II miejsca na IX prestiżowym warszawskim Konkursie Chopinowskim, gdzie w finale konkurowała z samym Krystianem Zimmermanem, zasiada w jury światowych konkursów pianistycznych ( m.in. na ostatnim Konkursie Chopinowskim w Warszawie). Sztuka interpretacji muzycznej to sztuka dojrzewania artysty i rozumienia muzyki. Wielką sztuką jest wypracowanie własnego tonu. Dina Yoffe tę sztukę niewątpliwie posiadła. Artystka ma na swoim koncie m.in. koncerty wykonywane na starych fortepianach – np. marki Pleyel ( na takich grał F.Chopin)  i to właśnie tego rodzaju doświadczenia powodują, że ta wyśmienita pianistka interpretuje muzykę nieśpiesznie, z rozmysłem, bo – jak sama mi powiedziała- ze względu na konstrukcję, na XIX- wiecznych instrumentach nie da się grać w oszałamiających tempach, więc Chopin też nie grał „na wyścigi”, ale za to pięknym, wysublimowanym dźwiękiem. Tak też sama stara się grać. Usłyszeliśmy więc muzykę Chopina inną, niż przyjęte powszechnie wzorce. Dźwięki finałowej części Sonaty sypały się jak perły, choć grane w dynamice piano i pianissimo, a w mocnych akordach nie było cienia przesady i siłowego grania. „Muzykę trzeba rozumieć. Być muzykiem, nie maszyną” – powiedziała mi Dina Yoffe. Już zupełnie na koniec zagrała dwa bisy – przedstawiając swoją, bardzo nowatorską koncepcję łączenia preludiów. Na jej najnowszej płycie „Scriabin& Chopin: Preludes” znajdują się łączone wg tonacji preludia obu kompozytorów. Swój mistrzowski recital artystka zakończyła chopinowskim, brawurowym Preludium nr.14 pozostawiając nas w zachwycie i wielkim niedosycie.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy