Reklama

Kultura

Muzyczne legendy na scenie w Łańcucie

Elżbieta Lewicka
Dodano: 26.05.2017
33034_muzyka_1
Share
Udostępnij
W czwartek na festiwalowej scenie łańcuckiej Sali Balowej wystąpiły dwie muzyczne legendy: genialny wiolonczelista Ivan Monighetti, ostatni uczeń Mścisława Roztropowicza i wybitny skrzypek, kameralista Jan Stanienda ze swoją orkiestrą Wratislavia. Artyści zaprosili nas w muzyczną podróż przez wieki i style muzyczne – a przewodnikami były dzieła Telemanna, Vivaldiego, Boccheriniego, Rossiniego i Dvoraka.
 
Koncert rozpoczęła Suita „Don Kichot” G.Ph.Telmanna , kompozycja o charakterze programowym, pobudzająca wyobraźnię słuchaczy. To elegancka, dworska muzyka, którą orkiestra kameralna Wratislavia zagrała bardzo sugestywnie, przedstawiając cały wachlarz emocji, jakie były udziałem tytułowego bohatera. Zespół popisał się olbrzymimi umiejętnościami zilustrowania muzyką tego, co kompozytor miał na myśli tytułując poszczególne części Suity, która jest formą zabawy muzycznej. Teorię barokowych westchnień orkiestra realizowała perfekcyjnie. Np. w „Przebudzeniu się Don Kichota” niespodziewanie pojawiły się dysonansowe, „ rozsypane” dźwięki klawesynu – czego nie ma w partyturze – ilustrowały niespokojny sen tytułowego bohatera. Pięknie, klasycznie barokowo zabrzmiał też  Koncert wiolonczelowy G- dur RV 413  w wykonaniu I.Monighettiego.
 
Kto lubi tzw. snucie motywiczne, ten miał wielką przyjemność w słuchaniu owego koncertu, po którym usłyszeliśmy wyjątkowo piękny i arcytrudny dla solisty Koncert wiolonczelowy D- dur L.Boccheriniego. Większość melomanów kojarzy twórczość tego kompozytora ze słynnym Menuetem, muzyką łatwą i przebojową. Tymczasem koncerty wiolonczelowe Boccheriniego (które zarejestrował na płycie I.Monighetti)  to muzyczne arcydzieła. To muzyka bardzo wirtuozowska i jednocześnie głęboka. Ivan Monighetti brawurowo zagrał swoją arcytrudną partię, napisaną w większości w wysokim rejestrze wiolonczeli. Grał z nieprawdopodobną lekkością i cudowną nonszalancją właściwą tylko geniuszom. Jakaż to pogodna i słoneczna muzyka! Wiolonczela artysty to instrument z roku 1732!. Pod palcami wirtuoza po prostu śpiewała. Ale – jak powiedział mi artysta- bez wielu lat ćwiczeń, nawet taki instrument  sam nie gra. Standing ovation publiczności i tylko jeden bis: „Gigue” z III Suity na wiolonczelę solo J.S.Bacha. Ivan Monighetti, grający nie po raz pierwszy na łańcuckim Festiwalu pośpiesznie odjechał na lotnisko – dziś koncertuje w Mediolanie.
 
Po przerwie znów rozkoszowaliśmy się najlepszymi z najlepszych wykonaniami muzyki kameralnej. Najpierw zabrzmiała jedna z cyklu Sonata a quarto G-dur ( ten cykl G. Rossini skomponował jako 12- letni chłopiec!). To 3- częściowa kompozycja o niezbyt skomplikowanej fakturze, mająca nutę dowcipu, ale też rys dramatyzmu – wczesne świadectwa rodzącego się geniuszu kompozytorskiego Rossiniego. I już prawie na koniec (bo zgodnie z programem) ze sceny popłynęła dobrze znana festiwalowym melomanom  ( ostatnio grana na festiwalu przez orkiestrę Amadeus) Serenada na smyczki E-dur op.22 A.Dvoraka. Ten utwór to ozdoba każdej orkiestry kameralnej, z rozkołysaną II częścią, czułą, romantyczną i wzruszającą IV, oraz Finałem – bardzo efektownym, lśniącym , okraszonym nutą liryzmu.

Serenada Dvoraka to prawdziwy sprawdzian dla orkiestry smyczkowej – sprawdzian gry zespołowej, słuchania się nawzajem, wrażliwości  i poczucia romantycznej frazy. Jest to esencja gry orkiestry kameralnej. Wratislavia pod wodzą Jana Staniendy to przykład mistrzowskiego opanowania kameralistyki. Skrzypek prowadził swój zespół oczywiście od pierwszego pulpitu skrzypiec z wielkim wigorem wiedząc, że jego zespół brzmi jak jeden instrument w rękach wirtuoza. Jan Stanienda przyjechał do Łańcuta z wielkim sentymentem – już chyba po raz 12-ty. Na bis orkiestra kameralna Wratislavia zagrała Intermezzo M. Regera, kompozycję, która powstała z okazji ślubu jej autora – ten ślub  jednak nie doszedł do skutku, ale pozostała wzruszająca muzyka.
 
I już zupełnie na koniec usłyszeliśmy  brylantową miniaturę – Sinfonię G-dur A.Vivaldiego, a jej wykonanie wprawiło w kolejny zachwyt i niemal osłupienie festiwalową publiczność. Zawrotne tempo i perfekcyjny popis gry tutti były frenetycznym finałem wczorajszego koncertu.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy