Reklama

Kultura

Nie zapominajmy o Zbyszku Wodeckim! Wspomnienie Elżbiety Lewickiej

Elżbieta Lewicka
Dodano: 25.06.2017
33515_wodecki_1
Share
Udostępnij
22 maja zmarł Zbigniew Wodecki. Jego śmierć zaskoczyła wszystkich. Zwłaszcza, że artysta planował na sezon letni szereg koncertów jubileuszowych z udziałem zaproszonych gości, między innymi  Zdzisławy Sośnickiej. Jej ostatnia płyta – bardzo dobra pod każdym względem – nie została w ogóle zauważona i Zbyszek nie mógł się z tym pogodzić. Ostatni raz spotkałam go pod koniec lutego w Rzeszowie, gdzie dał świetny – jak zawsze – występ. Opowiadał wtedy o swoich planach koncertowych. To miał być wielki jubileusz 50 –lecia pracy tego wybitnego artysty.
 
Talent do muzyki odziedziczył po ojcu. Krakowskie środowisko artystyczne skupione w słynnej Piwnicy Pod Baranami bardzo szybko zaakceptowało nastoletniego, piekielnie zdolnego, wykształconego klasycznie, umiejącego improwizować skrzypka, trębacza, pianistę i gitarzystę. Od razu grał z najlepszymi: Ewą Demarczyk, zespołem Anawa i Markiem Grechutą, ale też z Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia i Krakowską Orkiestrą Kameralną.
 
Jako wokalista zadebiutował na scenie opolskiego Amfiteatru w 1972 r. Pierwszą płytą dopiero cztery lata  później i  jak czas pokazał- z wydawaniem kolejnych, solowych  krążków, nigdy się nie spieszył. W dyskografii Zbigniewa Wodeckiego znajdujemy zaledwie sześć albumów! Jest też kilka singli i oczywiście tzw. kompilacje ze wspaniałymi przebojami artysty. A tych w swoim repertuarze miał całe mnóstwo.
 
Oczywiście, najbardziej komercyjne piosenki to „Chałupy”, czy „Pszczółka Maja”, ale przecież Wodecki był znakomitym kompozytorem. „Zacznij od Bacha”, „Izolda”, „Z Tobą chcę oglądać świat” – to tylko niektóre tytuły świetnych piosenek napisanych przez Zbyszka. Był wielkim melodykiem, dysponował absolutnie wyjątkowym głosem, którym swobodnie operował w każdym rejestrze. Nigdy nie przejmował się warunkami, w jakich przyszło mu występować. Czy był to wietrzny plener, czy szacowna sala filharmonii – zawsze bez ceregieli wbiegał na scenę i (często bez próby) pewnie zaczynał solo na trąbce.
 
Słynny był jego niecodzienny, praktyczny futerał, zrobiony na zamówienie, mieszczący dwa instrumenty: skrzypce i trąbkę. Nigdy nie odmawiał wywiadu, co w dzisiejszych czasach jest coraz powszechniejszą manierą polskich „gwiazd” estrady. Był nadzwyczajnie towarzyski i bezpośredni. Wielokrotnie zdarzało mi się nagrywać ze Zbyszkiem rozmowę tuż przed jego wyjściem na scenę – nie protestował, co najwyżej przepraszał stojąc przede mną w skarpetkach, że musi się przebrać.
 
Miał figurę i temperament młodzieńca. Zabójczy uśmiech i błysk w oku. Skory do pomagania innym. Ciągle w drodze i pośpiechu, bo – jak mi powiedział – „Kiedy stoisz na scenie i ludzie biją ci brawo, to jest takie wspaniałe uczucie, że nie możesz przestać występować. A tu wokół konkurencja. I nie wiesz, co będzie jutro, więc wstajesz rano i zasuwasz dalej, bo boisz się, że nadejdzie taki dzień, kiedy cię już nie zaproszą”. Lubił z siebie żartować: " A co ja zrobię, jak mi zęby  i włosy wypadną? Wiem, niektórzy ludzie myślą , że noszę perukę!”
 
Miał uznanie polskiej publiczności – moim zdaniem jednak zbyt małe. A już zupełnie haniebnym jest fakt, że w ogóle nie upominał się o niego polski przemysł muzyczny. Nikt go nie prosił o nowe nagrania, choć dysponował olbrzymią ilością swoich niewydanych kompozycji. Dopiero kilka lat temu muzycy z awangardowej grupy Mitch&Mitch wpadli na genialny pomysł, aby nagrać płytę z udziałem Mistrza i wskrzesić piosenki z jego pierwszej, solowej płyty. Tak powstał album „1976: A Space Odyssey”. Wielka orkiestra, chór i Zbigniew Wodecki. To był rok 2015. Trasy koncertowe przyjmowane owacyjnie, przeszczęśliwy Zbigniew Wodecki i ….wielkie odkrycie zupełnie zapomnianych piosenek, wśród których kompozycja artysty „Rzuć to wszystko, co złe” otrzymała Fryderyka 2016 w kategorii Przebój Roku”.
 
30 czerwca ukazało się wznowienie pierwszej, solowej płyty Mistrza z roku 1976 – po raz pierwszy w wersji kompaktowej. Płytę zrealizowały Polskie Nagrania z udziałem orkiestry p/d Wojciecha Trzcińskiego i zespołu wokalnego Alibabki. Zbigniew Wodecki miał wtedy zaledwie niespełna 26 lat. Płyta „Debiut 1976” zawiera 12 nagrań, a to ostatnie jest absolutnym, nigdy wcześniej nie publikowanym  rarytasem, który nie znalazł się na płycie z 1976 roku …z powodu braku miejsca.
 
Drodzy Państwo! Nie zapominajcie o Zbyszku Wodeckim, bo wraz z Jego odejściem odchodzi chlubna epoka polskiej muzyki rozrywkowej, wielkich osobowości scenicznych i artystów przez duże A. Tylko nasza pamięć o nich sprawia, że wciąż są wśród nas.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy