Reklama

Kultura

Rzeszowianka z Londynu i jej prace w rodzinnym mieście

Artykuł Partnera
Dodano: 25.03.2014
11502_Agnieszka_Koczot_1
Share
Udostępnij
Agnieszka Koczot, 32-letnia rzeszowianka obecnie mieszkająca w Londynie,  absolwentka Liceum Sztuk Plastycznych w Rzeszowie, gdzie studiowała malarstwo, rzeźbę, litografię pod kierunkiem profesora Józefa Gazdy oraz Uniwersytetu Kingston w Londynie na kierunku historia sztuki, projektowania i filmu, w szczególny sposób wraca do swojego rodzinnego miasta. Od 9 czerwca w Galerii Milenium Hall będzie można zobaczyć około trzydziestu jej obrazów powstałych na przestrzeni kilkunastu lat.
 
Agnieszka Koczot realizuje malarstwo sztalugowe stosując technikę olejną i akrylową. Tematyka jej obrazów to pejzaż, także akt, jednak kompozycje te nie są ograniczone przez realizm, ale ukazują pewien nastrój, wyrażają emocje i przedstawiają jedną chwilę w czasie. Jej prace znajdują się w kolekcjach prywatnych w Polsce i zagranicą. Rysunki Agnieszki wykonane w tuszu nacechowane są pewnego rodzaju nostalgią, inaczej niż w malarstwie, którego pastelowa kolorystyka wyraża optymizm i radość. W 2012 roku Agnieszka Koczot stworzyła ilustracje do książki „Pola” autorstwa Magdaleny Zimny-Louis, jest również autorką zdjęcia i pomysłodawczynią okładki tej powieści. Obecnie Agnieszka Koczot uczęszcza na warsztaty w galerii Debut Contemporary w Londynie, gdzie wystawiane są jej najnowsze obrazy. 
 
Biznes i Styl: Czym dla artysty malarza jest wystawa jego obrazów? Aktem ekshibicjonizmu, wyciąganiem głowy do pogłaskania czy może sprawdzeniem czy jego sztuka jest warta jakiś pieniądz? 
 
Agnieszka Koczot: Nie jestem wielką ekshibicjonistką. Przez wiele lat tworzyłam do szuflady. Pomysł wystawienia moich prac nie zrodził się w mojej głowie, choć wydaje się to logicznie uzasadnionym krokiem w życiu każdego malarza.  Myślę, że większość artystów chce się jednak w jakiś sposób zaprezentować, ponieważ  tworzenie sztuki to przyjemność, ale też  ciężka praca.  
 
Niełatwo jest zorganizować wystawę obrazów w Rzeszowie skoro namalowane zostały w Londynie, ale Tobie się udało?
 
Tak, ja się zawsze muszę wpakować w jakieś tarapaty (śmiech). Organizowanie wystawy jest dość skomplikowanym przedsięwzięciem, zwłaszcza jeśli nie jest się na miejscu jak to jest w moim przypadku.  Dlatego chciałabym wykorzystać tę okazję i podziękować mojej rodzinie za wszelką pomoc i wsparcie oraz pani Marcie Półtorak za udostępnienie miejsca w Galerii Millenium Hall. 
 
Rzeszów jest jeszcze twoim miastem? Po zdaniu matury w Liceum Plastycznym wyjechałaś studiować historię sztuki i filmu w Londynie i już nie wróciłaś.  
 
W Londynie udało mi się zaaklimatyzować, ale do Rzeszowa przyjeżdżam co roku, czasami nawet częściej, zawsze z radością i sentymentem, jakiego nie czuję w stosunku do innych miejsc. Rzeszów zawsze będzie moim miastem.
 
Twoją pierwszą miłością było projektowanie mody, malarstwo szło obok, teraz jest już zdecydowanie na czele, to oznacza, że definitywnie porzuciłaś myśl o tworzeniu trendów w modzie?
 
Malarstwo i sztuka w ogóle są dla mnie bardzo ważne, na pewno będę tworzyć dalej, ale muszę przyznać, moda nadal chodzi mi po głowie i jeśli nadarzy się jakaś okazja, nie odmówię.  
 
Obrazy, jakie wystawiasz 9 czerwca w Millenium Hall to są twoje „najpiękniejsze dzieci" ? Czym się kierowałaś przy wyborze? Zastanawiałaś się, które mogą podbić serca oglądających, czy wybrałaś te, które sama cenisz najbardziej?

Wybrałam obrazy, które najlepiej mnie charakteryzują i najwięcej o mnie mówią. Pokażę około trzydziestu obrazów powstałych na przestrzeni kilkunastu lat, wszystkie są mi bardzo drogie, ale przyszedł czas wypchnąć je na szersze wody.  

Czym dla ciebie jest malowanie obrazu? Przygodą, relaksem, hobby, czy potrzeba serca i umysłu?
 
Zdecydowanie wewnętrzną potrzebą, ale też predyspozycją genetyczną. W rodzinie od strony mamy prawie wszyscy są twórcami. Malują, piszą, tworzą muzykę… i chodzą do zwykłej pracy, ja również.

Jak znosisz krytykę? Czy znasz smak krytyki, czy jeszcze nie dotarł do ciebie ten gorzki smak?

Bardzo źle…Stosunkowo bardzo mało osób widziało moje prace, więc nie zalała moich obrazów wielka fala krytyki. Liczę na wyrozumiałość, artyści są wrażliwi, mają miękkie serca.
 
W jakich domach chciałabyś, aby wisiały twoje obrazy? 
 
Byłoby wspaniale, gdyby w każdym domu wisiał jakiś oryginalny obraz. Ja mam wielką nadzieję, że „moje dzieci" znajdą przyjazne sztuce domy i że sprawią komuś radość. 
 
Myślisz czasem o tym, jak ktoś zupełnie obcy, zawiesza obraz twojego autorstwa u siebie w domu i codziennie rzuca choćby jedno przelotne spojrzenie na ten obraz? To jest takie trochę zamieszkanie u ludzi, których się nie zna. 
 
Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Ale rzeczywiście, to trochę dziwne. Z drugiej strony, to przyjemne uczucie, że mnie ktoś wpuszcza do swojego domu, miejsca jak najbardziej prywatnego. Nie odkrywam Ameryki mówiąc, że bycie docenionym za swoją pracę jest bezcenne.
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy