Reklama

Kultura

Amir Or: Pochodzę z wielu miejsc

Aneta Gieroń
Dodano: 14.09.2014
14714_Amir_118
Share
Udostępnij
– Czuję, że Polska jest moją utraconą ojczyzną, ale i cmentarzyskiem przodków. Jest jak Matka i Niszczycielka, budzi strach,  a jednocześnie sympatię i ciekawość – mówił Amir Or, znakomity izraelski poeta w sobotę w Rzeszowie, w pierwszym mieście, jakie zobaczył po raz pierwszy w życiu przybywając do Polski, skąd jego dziadkowie wyemigrowali w latach 30. XX wieku. Spotkanie z Amirem Orem było największym wydarzeniem „Pretekstów Kulturalnych. Dziedzictwo Żydowskie” zorganizowanych w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa 2014 w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie.  Przyciągnęło też tłum gości, co potwierdza, że nie ma podziału na kulturę wysoką i niską. Możliwość dowiedzenia się czegoś o sobie samym i świecie wzbudza dużo większe zainteresowanie niż na siłę promowane infantylne imprezy masowe. 
 
"Preteksty Kulturalne. Dziedzictwo Żydowskie”, to pomysł Krystyny Lenkowskiej, rzeszowskiej poetki, anglistki, organizatorki spotkań „Preteksty Literackie” oraz Muzeum Okręgowego w Rzeszowie i jego dyrektora, Bogdana Kaczmara. Niewykluczone, że „Preteksty Kulturalne” na stałe wejdą do kalendarza rzeszowskich imprez, a w kolejnych latach koncentrowałyby się na dziedzictwie polskim, żydowskim, ukraińskim, w ogóle na dziedzictwie, czyli na tym, z czego Podkarpacie, jako miejsce na pograniczu kultur, języków i narodów, wyrosło i co jest jego największym dziedzictwem.
 
Sobotnie spotkanie z Amirem Orem, potwierdziło, że zainteresowanie tego typu imprezami jest bardzo duże. Na pewno ogromna w tym zasługa samego Amira, który jest gwiazdą współczesnej poezji nie tylko w Izraelu, ale i w Stanach Zjednoczonych i Europie. Na pewno nie bez znaczenia jest też jego urok osobisty i charyzma. Nie przypomina bynajmniej stereotypowego artysty zatraconego w używkach, raczej filmowego gwiazdora. Bardzo interesująca jest też jego historia rodzinna. On sam urodził się w Tel Awiwie w roku 1956, ale jego dziadkowie wyemigrowali z polskiego Radomska w latach 30. XX wieku. Or jest potomkiem słynnej dynastii rabinów, Elimelecha z Leżajska i Rashiego, a w jego rodzinie rabinów doliczyć się można kilkunastu. On sam do dziś nigdy nie odważył się pojechać do Niemiec, choć jak sam przyznał, w jego domu nigdy nie rozmawiało się o Holokauście. 
 
– Bardzo długo zwlekałem też z przyjazdem do Polski. Tu sięgają moje korzenie, ale ja nie czułem się z Polską związany. Dziadkowie, mimo że znali języki, mówili tylko po hebrajsku, moja babka dzień przybycia z Polski do Izraela świętowała jako swoje urodziny – opowiadał w sobotę Amir Or. – Ja sam postanowiłem, że moje spotkanie z Polską musi się odbyć za pośrednictwem języka i tak się stało. Poezja sprowadziła mnie do Polski.
 
Wieczór z Amirem Orem w Muzeum Okręgowym był tym ciekawszy, że nie sprowadził się do rozmowy z poetą, ale można było usłyszeć wiele jego wierszy, czytanych w oryginale, po hebrajsku przez samego Amira. Można powiedzieć w języku dla artysty niezwykłym, bo bardzo metaforycznym. Hebrajski przez prawie 2 tys. lat był językiem w uśpieniu. W tym języku czytano Torę, ale nie mówiono. Dziś język hebrajski jest językiem urzędowym Izraela, a jego wyjątkowość polega na tym, że gdyby zmartwychwstał biblijny król Salomon bez problemu porozumiałby się ze współczesnymi izraelskimi chłopcami kopiącymi piłkę. 
 
Dla porównania słownik angielski ma 30 razy więcej słownictwa niż język hebrajski. To sprawia, że język angielski jest wybitnie precyzyjny, a hebrajski wybitnie wieloznaczny.
 
 
Amir Or studiował filozofię i religię porównawczą na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, gdzie później wykładał na starożytnej greckiej religii.  Publikował eseje na temat poezji, klasyki i studiów religijnych, do dziś uczy kreatywnego pisania w uczelniach w Izraelu, Europie, USA i Japonii. W Polsce jego wiersze możemy czytać dzięki tłumaczeniom prof. Beaty Tarnowskiej z Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego w Olsztynie, która na język polski przełożyła również dwie jego książki „Twarze” i „Wiersz”. Prof. Beata Tarnowska poprowadziła też sobotnie spotkanie z Amirem Orem, w trakcie którego można było usłyszeć m.in. wiersze: „Język mówi”, „Epitafium”, „Kidusz”, „Kot” i „Piwo”.
 
Ten ostatni, to próba skonfrontowania własnych lęków związanych z zagładą Żydów i wlanych niejako do kufla piwa. W wierszu następuje próba oswojenia demonów przeszłości w dość nietypowy sposób, bo w przywołaniu wspomnień esesmana, który wspomina obozowe życie jako chwile swojskie i miłe. – Próbowałem zrozumieć tego człowieka w kategoriach bardzo ludzkich, chciałem zrozumieć jak on funkcjonował w obozie jako człowiek, bo tak przecież było – tłumaczył w sobotę Amir Or.
 
Ciekawa dyskusja wywiązała się też przy okazji wiersza „Kot” – błahego zdawać być się mogło na pierwszy rzut oka, a tak naprawdę prezentującego dwie postawy ludzkie; obserwatora i wybierającego działanie. Ten drugi w swoim pożądaniu się spełnia, ale ceną spełnienia jest śmierć. Obserwator się przygląda i …. Być może nigdy nie zazna miłości. Jaką wybieramy drogę ?!

W trakcie spotkania z Amirem Orem nie mogło zabraknąć nawiązań do jego kilkuletniego pobytu w komunie w Indiach, gdzie m.in. medytował, uprawiał jogę i o wpływ hinduizmu na jego twórczość. Było też o poezji erotycznej i bliższych związków ze sztuką Zen, czy może jednak Tantrą.
 
Amir Or żartobliwie rozwiał wątpliwości. – Jest mi blisko do Zen i do Tantry – mówił. – Zen to coś czystego, niewinnego, sterylnego, a Tantra to coś więcej niż tylko pozycje miłosne. Tantra to droga doświadczenia i poznania.
 
Amir Or jest autorem w sumie jedenastu tomów poezji. Jego wierze publikowane były były w języku angielskim, niemieckim, duńskim, holenderskim, szwedzkim, norweskim, francuskim, hiszpańskim, włoskim, irlandzkim, greckim, rosyjskim, ukraińskim, chorwackim, czeskim, perskim, arabskim, chińskim, japońskim, koreańskim i w wielu innych. Jego pierwszy w historii przyjazd do Polski cieszy się dużym zainteresowaniem. Sobotę i niedzielę spędza w Rzeszowie, 16 września będzie gościem Żydowskiego Muzeum Galicja w Krakowie, a 18 września Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. 
 
 
I choć Amir Or pozostaje największą gwiazdą „Pretekstów Kulturalnych. Dziedzictwo Żydowskie”, sama impreza ma wiele ciekawych prezentacji. M.in. w sobotę Marzena Lorens z Muzeum Okręgowego w Rzeszowie wystąpiła z multimedialną prezentacją „Symbolika wody w religii i życiu Żydów galicyjskich”. To nieprawdopodobne jak ważna była woda w życiu codziennym tradycyjnych rodzin żydowskich. Choćby za pośrednictwem osobnych zlewów do mycia mięsa i potraw mlecznych, które nie mogły być przechowywane w tych samych naczyniach, ani nawet myte w tych samych zbiornikach.
 
Ogromne było też znacznie wody w rytualnych kąpielach i myciu rąk, co bynajmniej nie ma żadnego związku z brudem fizycznym.
 
Rytualne mycie rąk odbywało się tuż po wstaniu z łóżka i wykonaniu mniej niż 3 kroków, przed każdą modlitwą w domu i synagodze, a nawet po każdym obcięciu paznokci. 

Równie ważne były rytualne kąpiele, które odbywały się w mykwach zwanych potocznie łaźniami. Kto i kiedy musiał brać takie kąpiele, to już długa opowieść, ale wiele można się na ten temat dowiedzieć na trwającej właśnie w Muzeum Okręgowym wystawie dotyczącej obrzędowości Żydów galicyjskich.

 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy