Reklama

Kultura

Obrazy Jana Kazneckiego w rzeszowskim Muzeum Etnograficznym

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 08.06.2016
27700_wystawa-kazneckii
Share
Udostępnij
Jana Kazneckiego (1916-2012) nazywano „rzeszowskim Nikiforem”, ale bardzo nie lubił tego określenia. Wolał, by zwracano się do Niego „mistrzu Janie”. Malował dużo, ale większość swoich obrazów rozdał, bo lubił obdarowywać nimi ludzi. W piątek, 10 czerwca, o godz. 17, w Muzeum Etnograficznym im. F. Kotuli w Rzeszowie (Rynek 6), zostanie otwarta wystawa "Jan Kaznecki – malarz czystego serca". Będzie czynna do końca września.

Ukończył jedynie szkołę powszechną; w domu nie było warunków, by mógł się kształcić. Uczestniczył w kampanii wrześniowej jako żołnierz Wojska Polskiego. Po wojnie pracował jako kościelny w rzeszowskiej farze, a od 1949 r. jako portier w Okręgowych Zakładach Mleczarskich. W 1982 r. przeszedł na emeryturę.

Malował od 14. roku życia. Jego twórczość zdominowała tematyka sakralna (wizerunki Chrystusa, Matki Bożej i świętych, sceny biblijne), kombatancko-patriotyczna (m.in. wydarzenia II wojny światowej) oraz ulice, zaułki i świątynie rodzinnego Rzeszowa. Był wielkim, samorodnym talentem, przedstawicielem nurtu malarstwa zwanego prymitywizmem lub sztuką naiwną. Cechy charakterystyczne jego twórczości to szczerość wypowiedzi, prostota środków wyrazu oraz wielka odwaga, bo twórca naiwny nie boi się, że się nie mieści w klasycznych regułach malowania. Jego obrazy przemawiają do odbiorców, bo są malowane z miłością do przedstawianych postaci i pejzaży. Pewnie dlatego znawcy tematu uważają, że twórczość „rzeszowskiego Nikifora” najlepiej opisuje określenie „malarz czystego serca”.

Kaznecki uczestniczył w ogólnopolskich i zagranicznych wystawach sztuki nieprofesjonalnej, głównie dzięki wsparciu prof. Aleksandra Jackowskiego z Uniwersytetu Warszawskiego i Instytutu Sztuki PAN, badacza sztuki naiwnej. W 1965 r. prof. Jackowski zorganizował w Zachęcie ogólnopolską wystawę zatytułowaną „Inni”. Kaznecki miał do dyspozycji, tak jak Nikifor czy Ociepka, małą salkę, podczas gdy inni malarze mogli zaprezentować jeden, dwa obrazy. Takie szczegóły biograficzne powodują, że łatwiej zrozumieć, dlaczego Kaznecki nie lubił, gdy go przyrównywano do Nikifora. Wolał, gdy zwracano się do niego „mistrzu Janie”.

Prace Kazneckiego mogli podziwiać miłośnicy malarstwa m.in. w Rzeszowie, Krakowie, Szczecinie oraz Rzymie, Stuttgarcie i Norymberdze. A On z niezmiennym entuzjazmem przygotowywał i przeżywał kolejne wernisaże..
Kaznecki, zatrudniony jako nocny portier, poświęcał długie godziny na malowanie. Portiernia przy ul. Grodzisko stała się osobliwą galerią Jego obrazów. Będąc już na emeryturze, od dyrektora Muzeum Okręgowego Tadeusza Aksamita otrzymał na pracownię jedno z pomieszczeń muzealnych przy ul. 3 Maja. To był strzał w dziesiątkę, ponieważ spędzał w swojej pracowni codziennie 3-4 godziny. Wtedy powstało najwięcej jego prac.

Wówczas mistrz Jan stał się charakterystyczną postacią Rzeszowa. Codziennie rano przemierzał drogę z ul. Hetmańskiej, przy której mieszkał, do swojej pracowni. Z laską, teczką ze świńskiej skóry, w której nosił mnóstwo ołówków, pędzli i szkiców, w charakterystycznym berecie i długim zielonym płaszczu, uszytym na wzór wojskowy, dziarsko stukając podkutymi butami.

Kiedy na początku nowego wieku Kaznecki stracił swoją pracownię w muzeum, nie miał już dogodnych warunków do pracy. W domu było to trudne ze względu na uciążliwy zapach farb olejnych. To był Jego dramat. Kiedy złamany staw biodrowy przykuł Go do łóżka, rodzina opiekowała się Nim 24 godziny na dobę. W ostatnich trzech latach życia przebywał w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Niechobrzu. Był jeszcze na tyle sprawny, że jeździł na wózku niemal do końca życia.

Mistrza Jana cechowała prostota i głęboka wiara w Boga. Był też człowiekiem bardzo szczerym. Co miał w sercu, to na języku. Chętnie rozdawał swoje obrazy. Nie chciał za to pieniędzy, mawiał: „Nie płać, zmów pacierz”. Często zapraszał swoich znajomych, by przyszli do Niego i wybrali sobie jakiś obraz. Swego czasu śp. red. Stanisław Szczepański podjął starania, by miasto przyznało Kazneckiemu tytuł honorowego obywatela Rzeszowa, ale ostatecznie do tego nie doszło. Może dlatego, że wielu tych, od których to zależało, w swej niewiedzy uważało Jego twórczość za „dziecięce bohomazy”.

 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy