Reklama

Kultura

Artyści zjechali na Podkarpacie. Mówią, że sztuka otwiera głowy

Alina Bosak
Dodano: 06.08.2016
28614_0K3A2917
Share
Udostępnij
W Wiśniowej, Boguchwale, w Bieszczadach i na Pogórzu Dynowskim rozkwitły malarskie plenery. Artyści zjechali się z różnych zakątków Polski, a także z zagranicy i chwalą podkarpackie krajobrazy, a także genius loci, w którym wyczuwają ducha tych, którzy rozstawiali tu sztalugi sto lat temu. Chwalą tradycje regionu i zapewniają, że dziś tak samo, jak wtedy sztuka otwiera głowy i pomaga wypełnić sensem życie człowieka.
 
I jak tu się nie wybrać w wakacje do Wiśniowej? Jesteś malarzem, czy nie, musisz poznać niezwykłą historię dworu, który dziś w przewodnikach nosi dumną nazwę Zespołu Parkowo-Dworskiego i Folwarcznego w Wiśniowej. Działa on jak magnes na artystów, którzy na przełomie lipca i sierpnia przybywają tu na międzynarodowy plener malarski pn. „Wiśniowa pachnąca malarstwem”. Wprawdzie ich pracownie ulokowane są w tym czasie w nowoczesnym gimnazjum, ale kiedy tylko mogą, zaglądają do parku i dworu. W tym roku goszczą tu po raz dziewiąty. 
 
Historia plenerów w Wiśniowej nie zaczęła się jednak dopiero co, ale przed ponad stu laty, kiedy Mycielscy przeprowadzili się z Wielkopolski do Galicji. Najpierw do Krakowa, potem Przeworska, gdzie jeden z Mycielskich był administratorem ordynacji Lubomirskich ze słynną cukrownią. Majątek w Wiśniowej kupili ok. roku 1867 jako letnią rezydencję, a z czasem zamieszkali w nim na stałe, tworząc tu miejsce spotkań artystów.
 
–  Czytając ich wspomnienia odniosłem wrażenie, że Mycielscy uważali, że tu można swobodniej i bezpieczniej żyć – mówi Andrzej Szypuła, założyciel Towarzystwa im. Zygmunta Mycielskiego, które jest organizatorem malarskich plenerów. – Chociaż czasy i w Wiśniowej były burzliwe, ponieważ nie ominęły jej I i II wojna światowa. Właściciele majątku cenili sztukę malarską, a artyści zjeżdżali do gościnnego dworu. Od początku Franciszek Mycielski i Waleria z Tarnowskich Mycielska, wnieśli do tego domostwa europejską kulturę i staropolską gościnność. Byli ludźmi świetnie wykształconymi, oczytanymi, znali po kilka języków, studiowali filozofię. Otwarci na Europę i świat, ze znajomościami w Wiedniu i Paryżu, sprawili, że dwór tętnił życiem kulturalnym. Waleria Mycielska była wielką miłośniczką sztuki – muzyki, malarstwa, literatury. Uwielbiała porcelanę i posiadała jej ogromny zbiór. Ostatni właściciele – Jan Mycielski i Helena Bal Mycielska – studiowali malarstwo w Krakowie. 
 
Artyści przyjeżdżali tu zawsze chętnie, głównie latem, by podziwiać piękne pejzaże i korzystać z twórczej atmosfery dworu. Najwięcej twórców przyjmowano w okresie międzywojennym, od początku lat 20-tych aż do wybuchu II wojny światowej. Gościli tu tak znakomici malarze jak Józef Czapski, Hanna Rudzka-Cybisowa, Tytus Czyżewski, Alfons Karpiński, Felicjan Kowarski i wielu, wielu innych. 
 
– Stąd ukuto pojęcie Barbizon Wiśniowski, na wzór Barbizonu pod Paryżem – uśmiecha się Andrzej Szypuła. – Powstało tu wiele dzieł, z których znaczna część zaginęła, ale też wiele się uratowało i pozostaje w zbiorach muzealnych w Rzeszowie, Poznaniu, Warszawie, Raperswilu. Są rozproszone. Może kiedyś uda się je zebrać w zbiorowej pracy, czy na jednej wystawie w jakiejś szacownej galerii, co uświadomiłoby światu, jak inspirującym miejscem była dla artystów Wiśniowa.  
 
Po wojnie wiele osób marzyło o powrocie wiśniowskiego Barbizonu, ale jakoś się nie udawało. Sukces odniósł dopiero tu urodzony Andrzej Szypuła, który w 1988 roku postanowił w swojej rodzinnej miejscowości osiedlić się na stałe i jako muzyk zainteresował się biografią oraz twórczością Zygmunta Mycielskiego, jego twórczością kompozytorską i pisarską, a potem całą spuścizną Mycielskich i ich związkami z Wiśniową. 
 
– Jakieś 10 lat temu, wspólnie z Jackiem Kawałkiem, z którym organizowałem wspólne koncerty, wieczory artystyczne, postanowiliśmy na powrót przyciągnąć artystów malarzy do Wiśniowej. Tak narodził się plener – wspomina pan Andrzej. – Pierwszymi gośćmi byli artyści z Rzeszowa, a potem ten krąg się rozszerzał i obecnie gościmy twórców z całej Polski oraz zagranicy, głównie Słowacji i Ukrainy. W tym roku ponad 30 osób. To rekordowa ilość. Mamy nadzieję, że dzięki nim kolejne obrazy wzbogacą wiśniowską galerię malarstwa współczesnego. Jest bowiem przyjęte, że w podzięce za gościnę każdy artysta zostawia w niej jedno swoje dzieło. W tej chwili ten zbiór liczy już 150 obrazów. 
 
Dopełnieniem plenerów są sympozja, rozważania i konferencje naukowe o malarstwie. W tym roku temat brzmiał „Pomiędzy formą a kolorem”. Wcześniej były spotkania o Józefie Mehofferze, o kapizmie i inne. Te wydarzenia i dyskusje organizatorzy starają się potem wydać drukiem, więc refleksja towarzysząca spotkaniom zostaje na dłużej. Poplenerowa wystawa odbywa się najpierw w Wiśniowej, a później w Rzeszowie i innych miastach. W organizacji pleneru i wystaw pomaga Wydział Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego, z dr Łukaszem Gilem, kuratorem wystawy na czele. Wydarzeniu sprzyja też gmina i jej wójt, rozumiejący wartość wpływu, jaki na świat i obyczaje ma właśnie sztuka.
 
Tę gościnność doceniają artyści, którzy twierdzą, że historia miejsca i serdeczność ludzi, budzą wenę na długo. – Plener jest miejscem, na którym się spotykamy, rozmawiamy, inspirujemy nawzajem. Kiedy później wyjeżdżamy, wracając do swoich pracowni, nadal tworzymy „pod wpływem” Wiśniowej – podkreśla prof. Stanisław Białogłowicz z Uniwersytetu Rzeszowskiego. – To jest rzeczywiście szczególne, piękne miejsce. Byłem tu po raz pierwszy cztery, może pięć lat temu. I od tego czasu nie potrafię zapomnieć o Wiśniowej. O tych ludziach, którzy tak otwarci są wobec artystów.   
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Mirosława Rochecka, profesor na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, przyjechała na plener do Wiśniowej po raz pierwszy. – Ale wcześniej byłam tu na konferencji  towarzyszącej plenerowi i od razu poczułam szczególność i potencjał tego miejsca – mówi. – W tym roku przez dwa tygodnie gościłam tutaj z moimi studentami. To był czas intensywnie przeżyty. Owocny. Powstało mnóstwo obrazów.  
 
Kazimierz Rochecki, pochodzący z Jasła artysta malarz i również profesor UMK, podobnie jak żona debiutuje na wiśniowskim plenerze. – Wstyd się przyznać, ponieważ z tych okolic pochodzę – mówi. – W latach 70-tych, wciąż mijałem Wiśniową, jeżdżąc do Liceum Sztuk Plastycznych w Rzeszowie. I nie miałem pojęcia, jak niesamowita jest historia tej wioski i korzenie artystyczne. Odkrywam to teraz. Mam nadzieję, że uda mi się zgłębić tę tradycję, której intensywność bierze się z wielkich nazwisk artystów, którzy tu właśnie tworzyli. Genius loci odczuwalny jest szczególnie we dworze i marzy nam się, aby w przyszłości także tam mogły być ulokowane na czas pleneru malarskie pracownie.    
 
– Rzeczywiście jest coś magicznego w tym miejscu. Refleksje nasuwają się same – uśmiecha się dr Łukasz Gil. – Profesor Białogłowicz, gdy tylko tu przyjechał, od razu przez okno gimnazjum zobaczył swój obraz. Ja coś takiego czułem w parku, otaczającym dwór w Wiśniowej. 

– Wspaniałe jest, że pan Andrzej, gmina Wiśniowa i jej wójt Marcin Kut chcą wskrzeszać na powrót wiśniowski Barbizon –uważa Kazimierz Rochecki. – Na pewno mają siły ograniczone, więc warto ich wspierać, by to marzenie się spełniało. Z tą tradycją zróbcie coś wspaniałego. My artyści możemy to propagować w miejscach, do których docieramy. To może być perełka gniazda artystycznego, która zacznie promieniować. Na początku na region. Potem na kraj i nawet Europę. Ja nie unikam informacji o tego typu miejscach, a jednak o Wiśniowej dowiedziałem się późno, co oznacza, że potrzebuje ono mocnej promocji. Jak mówią, cudze chwalicie, swego nie znacie. Tu jest wielki skarb, który trzeba wyciągnąć na świat. 
 
– W Wiśniowej największym odkryciem okazał się dla mnie człowiek – stwierdza dr hab. Antoni Nikiel z UR. – I mam wyrzuty sumienia, że tego, co robi Andrzej Szypuła dla Wiśniowej, ja nie zrobiłem dla Zagórzan obok Gorlic. Wychowałem się obok dworu Skrzyńskich, w którym kiedyś gościł Artur Grottger. W tej chwili to miejsce jest w totalnej ruinie. 
 
Wskrzeszanie malarskich tradycji ma wpływ na społeczność Wiśniowej. – Tutaj ludzi nikt nie zmusza, by przyszli na konferencję, wystawę, spektakl. Ba! Jest koncert, podnosi dziewczyna rękę i mówi, że chciałaby przeczytać poezje. Pierwszy raz coś takiego widziałem – dodaje prof. Nikiel. – Pasjonaci potrafią porwać młodzież i czegoś ją nauczyć.
 
Nie tylko Wiśniowa
 
„Lokomotywy społeczne” to dziś główni organizatorzy malarskich plenerów, których na Podkarpaciu odbywa się sporo, bo to region równie atrakcyjny przyrodniczo, jak i lubiane przez artystów Mazury. W lipcu odbył się IV Międzynarodowy Plener Malarski w Niebylcu (poplenerową wystawę można już podziwiać w rzeszowskim BWA), a 7 sierpnia rozpoczyna się Międzynarodowy Plener Malarski Boguchwała 2016.
 
– W tym roku gościmy na nim 20 artystów – mówi Jacek Nowak z Podkarpackiego Towarzystwa „Zachęty“ Sztuk Pięknych, który od 12 lat organizuje to wydarzenie z pomocą władz gminy i wiernych sponsorów. Artyści przyjmowani są w klimatycznych wnętrzach Pałacu Lubomirskich. – A mieszkańcy na ich przyjazd zawsze czekają. Narodziło się nawet wiele przyjaźni i twórcy zapraszani są do prywatnych domów, w których też zawisło więcej dzieł sztuki. Na wystawie w Miejskim Centrum Kultury, która zakończy plener 19 sierpnia na pewno nie zabraknie zwiedzających. W międzyczasie, 13 sierpnia, odbędzie się koncert „Nasz Modigliani”, na którym wystąpią Katarzyna Rystok, Jerzy Filar oraz Andrzej „e-moll” Kowalczyk.
 
– Również i my zaprosimy na poplenerową wystawę do galerii TO TU w Rzeszowie – zapewniają Violetta Błotko i Marian Cypryś ze Stowarzyszenia Promocji Kultury i Sztuki „Pogranicze”, które od kilku lat organizuje plenery malarskie w gminie Jawornik Polski, w tym roku w Jaworniku-Przedmieście, pod hasłem: „Znaki Pogranicza”. Tym razem gościnne progi artyści znaleźli w odremontowanym domu, w którym goszczą przez całe lato. – Jedni przyjeżdżają, inni wyjeżdżają. Goście z całej Polski i Ukrainy. Podkarpacie przyciąga artystów, a i płodne jest w talenty, których wiele wysłało już w świat – zauważają twórcy „Pogranicza”.
 
Sztuka otwiera głowy
 
Dzięki plenerom i wystawom, które na ich zakończenie odbywają się w małych miasteczkach i wioskach, sztuka dociera pod strzechy i oswajają się z nią także ci, którzy rzadko bywają w znanych galeriach. 
 
– Ludzie nie muszą znać nut, by słuchać muzyki, nie muszą więc być znawcami sztuk wizualnych, by oglądać obrazy. Gdyby jednak dbano o odpowiednie kształcenie, uwrażliwiano dzieci o najmłodszych lat, nie królowałby pogląd, że obraz musi mieć temat, bo inaczej jest niezrozumiały – zauważa prof. Antoni Nikiel.
 
W edukacji pomaga chociażby ta galeria, która powstała w gimnazjum w Wiśniowej, z obrazów podarowanych przez gości plenerów. – Trafiają one do setek osób, które tędy przechodzą, chcąc nie chcąc patrzą, i uczą się mimowolnie, obywają ze sztuką – mówi Kazimierz Rochecki. – A co to im da? Wykonano kiedyś w Stanach Zjednoczonych badania na najwybitniejszych pod względem osiągnięć biznesowych osobach. Analizowano etapy ich nauki, wzrastania. W 90 proc. te osoby w swoim dzieciństwie przez dłuższy czas miał do czynienia ze sztuką. Nie tylko plastyczną, ale i muzyczną. Albo uczyły się, albo miały okazję wiele słuchać, oglądać. Dzięki sztuce nauczyły się myśleć niekonwencjonalnie. Sztuka otwiera głowy.
 
– Uczy kreatywnego myślenia, rozwija wyobraźnię i postawę refleksyjną, która jest potrzebna do wypełnienia naszej duchowej strony – przytakuje prof. Nikiel. – Człowiek wcześniej czy później zaczyna na coś chorować, jeśli nie wykształci w sobie wewnętrznej, kontemplacyjnej postawy. Jeśli nie zbuduje tego wewnętrznego świata, to w pewnym momencie dopada go pustka, a z nią inne nieszczęścia. Tym właśnie różnimy się od robotów, które mechanicznie wykonują różne czynności i produkują to, co zostaje im zadane.
 
Wernisaż poplenerowy i koncert odbędą się w Gimnazjum im. Orląt Lwowskich w Wiśniowej już w tę sobotę (6 sierpnia). Start o godz. 17.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy