Reklama

Kultura

Ostatki w Siemaszce – widownia pękała w szwach

Alina Bosak
Dodano: 08.02.2016
24801__NAM3154
Share
Udostępnij
Wprawdzie po zmianie sobotniego spektaklu, w którym miał zagrać Jerzy Stuhr, na monodram Krystyny Jandy, około 60 osób zażądało zwrotu pieniędzy za bilet, a zaplanowana na sobotę biesiada przy ognisku została odwołana, ale i tak Rzeszowskie Spotkania Karnawałowe w Teatrze im. W. Siemaszkowej można uznać za udane. Widownia pękała w szwach, a na scenie brylowali znakomici aktorzy.
 
Rzeszów widać spragniony był lekkich, teatralnych sztuk, bo bilety na tegoroczne, 22. Rzeszowskie Spotkania Karnawałowe sprzedały się w tydzień. Ostatecznie, z powodu nagłej zmiany repertuarowej, aż tak lekko nie było, ale podczas trzydniowego maratonu publiczność dobrze się bawiła. 
 
W dobry nastrój wszystkich wprawił już w piątek Teatr Bagatela z Krakowa wystawiając "Szaleństwa nocy" na podstawie sztuki Davida Greiga i Gordona McIntyre’a. Błaha historyjka o przypadkowym spotkaniu kobiety po przejściach i mężczyzny z przeszłością ubrana została w smaczną formę na pół muzycznego widowiska, w którym aktorzy brylowali scenicznymi umiejętnościami. Kamila Klimczak, Przemysław Redkowski, Kamila Pieńkos, Marek Bogucki, Marcel Wiercichowski i Tomasz Lipiński nie potrzebowali zbyt wielu rekwizytów, by stworzyć iluzję świata niemal równie namacalnego, jak w komediowym filmie. Scena, w której naśladowali padający deszcz, była tak sugestywna, że chciałoby się ją zobaczyć jeszcze raz. 
 
Solówka Jandy
 
W sobotę publiczność czekała w teatrze niemiła niespodzianka. Nie dość, że odwołano biesiadę z ogniskiem (zawiniła ponoć gospoda, w której miała się ona odbyć), to jeszcze okazało się, że zamiast "32 omdleń" z Jerzym Stuhrem, Krystyną Jandą i Ignacym Gogolewskim zaprezentowany zostanie monodram "Ucho, gardło,nóż" w wykonaniu Krystyny Jandy. Benefisowy spektakl Jerzego Stuhra ("32 omdlenia" powstało, by uczcić 40-lecie jego pracy artystycznej) nie mógł się bez niego odbyć. A to jego bardzo poważna choroba, jak szeptano w kuluarach, była powodem, dla którego zamiast aktorskiego trio wystąpiła jedynie Krystyna Janda. "Jedynie" wypada dać tutaj w nawias, ponieważ akurat to nazwisko gwarantuje przedstawienie na wysokim artystycznym poziomie. I tak było tym razem. Spektakl "Ucho, gardło, nóż", w którym 50-letnia kobiebohaterka opowiada o swoich tragicznych doświadczeniach podczas wojny na Bałkanach, zaraz po premierze w 2005 roku, recenzenci uznali za wybitną kreację aktorską Krystyny Jandy. Rzeszowska publiczność najwidoczniej także, ponieważ właśnie sobotni spektakl nagrodzono owacją na stojąco. Można jednak zrozumieć tę grupkę osób, która zażądała zwrotu pieniędzy za bilety. Odwołane "32 omdlenia"  to sztuka wręcz oblegana w Teatrze Polonia i na pewno gwarantująca więcej zabawy niż wystawiony monodram. Ten drugi wielu kojarzył się raczej z ciosem w żołądek, znośnym jedynie dlatego, że momentami jakimś jednym zdaniem, czy dwoma aktorka zaskakiwała komicznym spostrzeżeniem i zmuszała słuchaczy do śmiechu. 

Zapolska uwspółcześniona  
 
Karnawałowe spotkania zakończył spektakl wielokrotnie nagradzany na  teatralnych przeglądach poprzedniego sezonu. "Ich czworo", sztukę Gabrieli Zapolskiej Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi, potraktował zgodnie z tradycyjną, sceniczną poetyką , dorzucając jednak do akcji sporo seksu, by zdradę żony uczynić bardziej dosadną i czytelną dla współczesnego widza. Pikantnym scenom nie brakowało komizmu – publiczność śmiała się w głos. W głównych rolach brylowała Gabriela Muskała jako żona i wcielający się w kochanka Sambor Czarnota. Oboje znani także z telewizyjnych seriali. Warto tu dodać, że Gabriela Muskała w 2011 r. otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki w roli drugoplanowej na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni (za film "Wymyk"), a rok później została nagrodzona za najlepszą główną rolę kobiecą na koszalińskim Festiwalu Młodzi i Film za film Anny Wieczur-Bluszcz "Być jak Kazimierz Deyna".
 
Mało przekonywująca wydawała się jedynie postać Męża – profesora filozofii. Takiego nudziarza trudno bowiem wyobrazić sobie nawet na uniwersytecie. Gdyby grał trochę energiczniej, może i widzowie przez moment powspółczuliby mu odrobinę z powodu przyprawionych rogów. 
 
Czy dziś są tacy mężczyźni, i czy są takie kobiety – publiczność dywagował po spektaklu, zasłuchana w "The Girl form Ipanema" i inne jazzowe standardy, którymi raczył wszystkich w foyer zaproszony przez gospodarzy band. Podsumowania karnawałowych spotkania padały na ogół pochlebne. Niech więc się odbędą także za rok.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy