Reklama

Kultura

Wygrana bitwa w Siemaszkowej. Po premierze spektaklu o Beksińskim

Alina Bosak
Dodano: 30.05.2016
27446_43_Beksinski_2G
Share
Udostępnij
Dla każdego miłośnika sztuki Beksińskiego najnowszy spektakl Teatru im. Wandy Siemaszkowej to dzieło obowiązkowe. Jednak nie tylko oni znajdą w wypełnionej obrazami artysty i muzyką Jerzego Satanowskiego sztuce wzruszenie. „Beksiński. Obraz bez tytuł” to przejmujący esej o twórcy i cenie, jaką płaci za swój dar.

Jerzy Satanowski w wywiadach nie ukrywał, że koncepcja spektaklu, do którego realizacji w pierwszej chwili się zapalił, a później dał dopaść zwątpieniu, czy w ogóle można twórczość Beksińskiego w udany sposób przenieść na scenę, zmieniała się. Do samej premiery coś wyrzucał, dodawał, poprawiał, a i po niej w foyer Teatru im. Wandy Siemaszkowej zapowiedział, że to jeszcze nie koniec ulepszeń. Dążenie do doskonałości cechowało również Beksińskiego, więc to dobrze, że sztuki tych dwóch spotkały się w Rzeszowie. Zderzenia dwóch światów dzieją się w tej sztuce wielokrotnie.

Najpierw scena. Po lewej mieszkanie Beksińskiego. Króluje sprzęt Unitry z lat 70-80-tych – kultowe słuchawki, wieża, a na samym środku telewizor Antares. Półki ciasno zastawiona kasetami. Wszędzie poprzykręcane lampy biurowe, także nad sztalugami wciśniętymi między meblościankę. W kuchni dużo coca-coli, czajnik, garnek, stół. Skrzecząca, mało ciekawa rzeczywistość. A w głębi sceny okno, za którymi pulsują obrazy Beksińskiego, zaprzeczenie świata, w którym zostały stworzone. Fascynujące abstrakcje, z dziwadłami jak w baśniach braci Grimm, trochę przerażające, a zarazem piękne. Wyświetlane w olbrzymim powiększeniu oddają głębię i przestrzeń dzieł artysty, która staje się kontrą dla ciasnego mieszkania, małego kącika, w którym powstawały. 

Każdej z dziesięciu scen, na jakie podzielono spektakl, towarzyszy jeden obraz. To subiektywny wybór Jerzego Satanowskiego i jak on sam zastrzega, każdy zapewne dokonałby innego, szukając swojego ulubionego zestawu. Ten dokonany przez reżysera dobrze oddaje różne odcienie sztuki malarza, a czy układa się w przesłanie? Niekoniecznie. To bardziej nastrój niż uchwytne zdanie. Dziwność świata, jakiś smutek, przemijanie. Przedłużeniem świata z obrazów jest prawa strona sceny – plątanina korzeni, a może żył, w której środku tkwi dwójka aktorów – Dagny Cipora i Mateusz Mikoś. Wykonywane przez nich piosenki i recytacje są łącznikiem pomiędzy kolejnymi scenami. Kilka tekstów specjalnie napisał Jan Wołek. Jest poezja Leśmiana, Rilkego, Tymoteusza Karpowicza, Borhesa. Wszystko z muzyką Jerzego Stanowskiego, która wypełnia cały spektakl. Melancholijna, nieco smutna towarzyszy widzowi nieustannie. Beksiński słuchał muzyki przecież godzinami. Im głośniej, tym lepiej. Stale szukał wzmacniacza idealnego.


W tej scenicznej przestrzeni mieszkania z kasetami, sprzętem audio, pędzlami i coca-colą ruchem przypominającym manekina przemieszcza się Malarz – wspaniała rola Roberta Chodura, świetnie odgrywającego drobiazgowość, pedantyzm, z jednej strony dziwaczność, a z drugiej i normalność artysty. Głos Chodura płynie non stop, chociaż on sam w trakcie spektaklu nie wypowiada ani jednego słowa. Porusza się, „żyje” do nagrań, których tekst stanowią wyimki z zachowanego na taśmach dziennika mówionego Beksińskiego, z jego listów do przyjaciół. Podobnie milcząca jest obecność na scenie Żony Malarza (doskonała Karolina Dańczyszyn) i Syna Malarza (udana rola gościnnie występującego Stasia Godawskiego). A jednak kiedy Zosia umrze, a Tomek popełni samobójstwo ich brak na scenie będzie do widza „krzyczał”, a samotność artysty stanie się uderzająca.
 
Głos płynący w spektaklu z taśmy to także odwołanie do przemijania. Ci ludzie niby tu są, niby wciąż coś przeżywają na naszych oczach, ale przecież ich już nie ma. 

Z taśmy w pewnym momencie płyną słowa: „Chciałbym, by moje obrazy i rysunki przetrwały. Oczywiście jest to pragnienie absurdalne. Nikt lepiej ode mnie nie widzi tego, że jakiekolwiek przetrwanie jest niemożliwe”.

Nie wierzący w to, że możliwe jest przetrwanie po śmierci, Beksiński dokumentował swoje życie. Niemal wszystko nagrywał, fotografował, filmował. Więc jednak za jakąś formą zwycięstwa nad przemijaniem tęsknił. Spektakl Jerzego Satanowskiego w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej jest jedną wygraną bitwą. Co potwierdza zresztą wygłoszona tuż po sobotniej premierze recenzja i uznanie Wiesława Banacha, któremu Muzeum Historyczne w Sanoku zawdzięcza największy na świecie zbiór prac Beksińskiego. 
 
Beksiński. Obraz bez tytułu

Scenariusz, reżyseria i muzyka:


Jerzy Satanowski

Obsada:

Malarz: Robert Chodur
Żona Malarza: Karolina Dańczyszyn
Syn Malarza: Stanisław Godawski/ Michał Stępniak (kreacja dziecięca, gościnnie)
Aktorka: Dagny Cipora,
Aktor: Mateusz Mikoś

Scenografia: Anna Tomczyńska
Kostiumy: Jolanta Łobacz
Ruch sceniczny: Marta Szumieł
Multimedia: Marcin Pawełczak
Asystent scenografa: Elwira Szyszka
Inspicjent i sufler: Anna Jochym

 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy