Reklama

Kultura

“Szklana menażeria” w Siemaszkowej – uciec dalej niż na księżyc

Alina Bosak
Dodano: 08.05.2017
32410_glowne
Share
Udostępnij

W nietypowej scenicznej przestrzeni, przy balladach Nicka Cave’a i ze znakomitą Anną Demczuk w roli Matki rozgrywa się na deskach Teatru im. Wandy Siemaszkowej „Szklana menażeria”. Jan Nowara wyreżyserował pierwszą z wielkich sztuk Tennessee Williamsa tak, by przypominała wydobywane z mroków pamięci wspomnienie. I udało mu się przekonać widownię, że to także jej pamięć.  

Stan wiedzy na dzień przed premierą – sztuka wystawiana jest na Dużej Scenie, z tą uwagą, że na scenie siadają także widzowie. Mieści się mniej osób niż na tradycyjnej widowni. Stąd podwójna premiera – w sobotę i niedzielę, 6-7 maja br. Wiadomo też, że „Szklana menażeria” to klasyk i pierwsza ważna sztuka Tennessee Williamsa, amerykańskiego dramatopisarza, któremu największą bodaj sławę przyniósł „Tramwaj zwany pożądaniem”. Powstała w 1944 roku i wystawiona w 1945 roku na Broadwayu „Szklana menażeria” była wielokrotnie filmowana i prezentowana na teatralnych scenach. Mocno powiązana z osobistymi doświadczeniami Williamsa oraz jego relacjami z matką, osadzona jest na amerykańskim Południu lat 30 i 40-tych. Mimo upływu lat pozostaje opowieścią uniwersalną, więc nie dziwi, że stała się także jedną z premier sezonu 2016/2017 w Teatrze im. W. Siemaszkowej. W przekładzie Jacka Poniedziałka.  

Początek to wejście widza w przypominającą pudełko przestrzeń. Białe ściany to pulsujące ruchomymi obrazami ekrany. Scena jest na środku. Narrator od razu wyjaśnia sytuację – będziemy odwoływać się do tego, co już się wydarzyło. We wspomnieniach obrazy wydobywane z pamięci czasem toczą się w przyćmionym świetle i towarzyszy im muzyka. A on zagra także jednego z głównych bohaterów – Toma Wingfielda. Syn-Narrator to  debiutujący na deskach Siemaszkowej Mateusz Marczydło. W roli jego Matki, wręcz przeciwnie, jedna z ulubionych aktorek rzeszowskiej publiczności – Anna Demczuk oraz również dobrze znani – Joanna Baran jako Córka Laura i Michał Chołka jako Jim O’Conor. Ta czwórka wciela się w sceniczne postaci z dużym talentem i skutecznie walczy o sympatię widza. A to wcale niełatwe charaktery i w dodatku powiązane toksycznymi zależnościami. Marzenie i aspiracje każdej z nich mocno się rozmijają. Matka chciałaby, aby jej wspaniałe przecież dzieci odniosły sukces. Tom ma zastąpić w roli głowy rodziny Ojca-uciekiniera, Laura dobrze wyjść za mąż. W gąszcz swoich planów wikła ich oboje, chociaż żadnemu matczyny scenariusz nie pasuje. Sprawę wikła wzajemna miłość, okazująca się raczej zniewoleniem niż drogą do szczęścia. Nie tylko w wydaniu rodzicielskim, ale i przy doborze życiowego partnera, czego obrazem jest związek O’Conora z porządną Irlandką.

Zniewolenie Jan Nowara odczytuje jeszcze szerzej – jako uwikłanie współczesnego człowieka w walkę o samego siebie – nie tylko z rodzicami – strażnikami narzuconych społecznych ról, ale także bezmyślną masą, która dążąc do ujednolicenia, jest wrogiem indywidualności. Reżyser przypomina słowa z opowiadania Thomasa Bernharda: „Życie, czy też egzystencja, to nic innego, jak nieustanna i na dobrą sprawę ustawicznie rozpaczliwa próba ratowania się z wszelkich możliwych relacji i przerzucania się w przyszłość, która za każdym razem otwiera przed nami tylko ten sam niepowstrzymany śmiertelny proces.” Realizacja własnych marzeń, podążanie za swoją nie cudzą myślą jest kruche jak kolekcja szklanych figurek Laury. Jednorożec może stracić róg i stać się zwyczajnym koniem. I czasem trzeba uciec dalej niż na księżyc, by odnaleźć siebie.   

Tak jak w opowiadaniach Bernharda, w spektaklu „Szklana menażeria”, komizm miesza się z tragizmem. Publiczność od smutku przechodzi w śmiech. Tego pierwszego jest jednak zdecydowanie więcej. Podkreśla go melodia tęsknych ballad Nicka Cave’a, które wybrał Paweł Nafus, autor oprawy muzycznej spektaklu. Scenografię-klatkę wspomnień zaprojektowała Magdalena Gajewska, w czym pomógł jej Marcin Pawełczak przygotowując multimedialne projekcje. Ruch sceniczny opracował Tomasz Dajewski – dzięki niemu wydarzenia rozgrywające się na położonej centralnie scenie wygodnie obserwować można z dowolnego miejsca otaczającej ją widowni. I w każdym przypadku poczuć się tak, jakby te obrazy rozgrywały się we własne głowie.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy