Reklama

Lifestyle

Torebki Czajkaczajka z Jasła kupują klienci z Azji, Australii i… Podkarpacia

Katarzyna Grzebyk
Dodano: 04.08.2017
34020_glown
Share
Udostępnij
Elżbieta Czajka ma do dyspozycji niewielką pracownię z jedną maszyną, dwoje własnych rąk do pracy, głowę pełną pomysłów oraz marzenia, by z sąsiadującej z pracownią starej stodoły uczynić prawdziwą autorską pracownię i sklep. Uszyła już kilka tysięcy torebek, które znalazły klientelę w Warszawie, Europie, a także za oceanem. Proste skórzane torebki z charakterystycznym logo (połączenie głowy czajki i dłoni) są już dobrze znane, a właścicielka marki chce poszerzyć ofertę o… buty.

Historia założenia firmy przez Elżbietę Czajkę jest podobna do historii wielu młodych mam, które po urodzeniu dziecka szukają dla siebie miejsca na rynku pracy. Rola matki nie zawsze jest do pogodzenia z pracą na etacie, dlatego często szukają takiego zajęcia, które można wykonywać w domu. Tak też było w przypadku Eli Czajki. – Wiedziałam, że wyjściem będzie praca, która polegałaby na sprzedaży przez Internet czegoś, co mogłabym robić w domu – przyznaje.

Biznes powstał z umiejętności, ale i z konieczności

Pomysł na torebki nie był zupełnie przypadkowy ani spontaniczny. Elżbieta Czajka ma wykształcenie artystyczne. Ukończyła edukację artystyczną w PWSZ w Sanoku, malarstwo na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz wzornictwo przemysłowe na krakowskiej ASP. Z szyciem jednak nie miała zbyt wiele wspólnego. Imała się zajęć dorywczych, przez jakiś czas pracowała jako nauczycielka plastyki. Po studiach trochę pomagała mamie, która zajmowała się szyciem, ale zajęcie to niespecjalnie jej odpowiadało. Opanowała maszynę, podstawowe ściegi i nauczyła się krawieckich przeróbek. Kiedy na świecie pojawił się syn, postanowiła założyć własny biznes. Miała maszynę do szycia, umiejętności manualne oraz Internet – to wystarczyło, żeby stworzyć własną markę, sygnować ją swoim logo i sprzedawać w sieci. Do działania mobilizował ją także kredyt studencki, który domagał się spłaty.

Zaczęło się od szycia prostych torebek ze skóry pochodzącej z recyklingu na różnego rodzaju jarmarki i kiermasze. Potem powstały modele nieco bardziej skomplikowane, a kiedy te znalazły nabywców, postanowiła stworzyć własną markę i kolekcję torebek. Torebki jej autorstwa są dosyć minimalistyczne, pozbawione zbędnych ozdób, a przy tym funkcjonalne i wygodne. – Proste, intuicyjne kształty najbardziej mi się podobały – mówi Ela Czajka.  

Szyje to, co jej samej się podoba

Zainspirował ją kształt teczki z czasów PRL-u, znalezionej na strychu. – Chciałam sobie kupić podobną, ale okazało się, że albo takich nie ma, albo mnie na nie nie stać. Większość torebek, które szyję, są wariacją na temat tej PRL-owskiej teczki. Jedne nawiązują do niej mniej, inne bardziej, ale pierwowzór jest ten sam. Staram się nadać jej bardziej nowoczesnego, przystępnego i kobiecego charakteru. Dodaję też elementy kojarzące się z tamtymi czasami, jak np. zapięcie tornistrowe – opisuje projektantka i zaznacza, że szyje to, co jej samej się podoba, ale inspiracji – zwłaszcza jeśli chodzi o łączenie kolorów – szuka przede wszystkim w naturze, sztuce oraz magazynach modowych. – Mam swój własny styl, nie podążam za modą. Klientki często proszą mnie, abym uszyła im torebkę wedle własnego gustu.

Kolory to najczęściej mocne, soczyste czerwienie, granaty, zielenie, brązy i czernie. W kolorystyce dużo do powiedzenia mają również klientki, które przekonują projektantkę do odkrywania barw wcześniej przez nią niedocenianych. Kiedyś nie mogła przekonać się do niebieskiego, a teraz dzięki klientkom z powodzeniem wykorzystuje ten kolor. Torebki szyje z naturalnych skór bydlęcych i świńskich, które zamawia we włoskich lub polskich garbarniach. Ponieważ nie zawsze może otrzymać skórę w kolorze, który jej pasuje, planuje w przyszłości zająć się także farbowaniem skór.

Pojedyncze egzemplarze, oryginalne nazwy

Torebki sprzedaje przede wszystkim w sklepach internetowych, jak. np. Pakamera czy Dawanda. Mówi, że dla niej jest to bardzo korzystny sposób. Gdyby sprzedawała tylko za pośrednictwem własnej strony internetowej, musiałaby bardzo dużo inwestować w reklamę, aby być widoczną dla potencjalnych klientów. Dla małej firmy są to zbyt duże koszty. Sprzedaż pośrednia pozwala jej docierać do klientów na całym świecie. Nie bez znaczenia jest też profil marki na Facebooku, na którym pokazuje kolejne torebki, często na pięknych, klimatycznych fotografiach. Torebki występują w pojedynczych egzemplarzach, niektóre w krótkich seriach.

Tym co jeszcze wyróżnia markę Czajkaczajka, są oryginalne nazwy, jakie nadaje wyrobom projektantka. Jej ulubioną torebką jest „Surowa baronowa”, którą uszyła dla siebie kilka lat temu i która wciąż jej dobrze służy. Nazwy torebek najczęściej nawiązują do ciekawych, interesujących i silnych kobiet oraz do znanych piosenek Jacka Kaczmarskiego, Eugeniusza Bodo czy Stanisława Staszewskiego – „Stój, Katarzyno” i „Ach, Ludwiko”. Obecnie hitem są plecaki z funkcją torby. To model najbardziej pożądany i najczęściej zamawiany.

Torebki z logo Czajkaczajka najczęściej trafiają do klientek z Warszawy, innych dużych polskich miast (Szczecin, Wrocław, Kraków), a także do mniejszych miast i miejscowości na Podkarpaciu – Polańczyka, Krosna, Woli Sękowej. – Dzięki sprzedaży na Dawandzie, która wywodzi się z Niemiec, wielu moich klientów to właśnie Niemcy. Ostatnio kilka toreb wysyłałam do Szwecji i Anglii – opowiada. – Poza tym do Kanady, USA, Australii i Japonii. Wiele klientek zamawia torebki regularnie, z niektórymi zdążyłam się nawet zaprzyjaźnić.

Plan na przyszłość? Prawdziwa pracownia i kurs projektowania obuwia

Firma Czajkaczajka rozwija się. Zamówień nie brakuje, więc właścicielka chce zatrudnić pracownika, bo na razie ma tylko dwoje własnych rąk do pracy. Ma też marzenia, aby zbudować pracownię i stacjonarną galerię, gdzie klienci mogliby na miejscu kupić torebki i teczki. Pierwszy krok w tym kierunku już uczyniła. Wraz z domem, w którym posiada małą pracownię, kupiła starą stodołę. – Aby mieć pracownika, potrzebuję więcej miejsca – mówi Elżbieta Czajka. – Mam też wiele pomysłów, które chciałabym zrealizować, aby rozwinąć firmę.

Pierwszy dotyczy starej stodoły, którą chce zaadaptować na autorską pracownię, biuro oraz galerię, łącząc stare budownictwo z nowoczesnymi rozwiązaniami. – Marzę, żeby powiesić szyld Czajkaczajka, tak, aby moi klienci, którzy jadą w Bieszczady, mogli mnie znaleźć. Dlatego szukam sposobów na dofinansowanie tej inwestycji – przyznaje.

W przyszłości chce też zrobić kurs projektowania obuwia. – O ile szycie torebek stopniowo opanowałam sama, o tyle projektowanie i szycie obuwia jest bardziej skomplikowane i związane z nowymi technologiami. Potrzebne są specjalne maszyny. To marzenie jest dość odległe, ale bardzo chcę je zrealizować – mówi projektantka.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy