Reklama

Lifestyle

W Rzeszowie zbudowali kajak z Aleksandrem Dobą

Alina Bosak
Dodano: 21.03.2016
25764_DSC_1896
Share
Udostępnij
Aleksander Doba, podróżnik, który samotnie przepłynął Atlantyk, był gościem II Festiwalu 7 Kultur Świata i wziął udział w warsztatach budowy kajaka. Przy okazji zdradził, że kajak, którym w połowie maja wyruszy na trzecią transatlantycką wyprawę właśnie jest poddawany przeróbkom. – Czeka mnie więcej sztormów, więc "Olo" musi być wytrzymalszy – tłumaczył Doba.

Specjalne spotkanie z Aleksandrem Dobą – zdobywcą tytułu Podróżnika Roku 2015 – odbyło się w Hammerland Workshop i było połączone z warsztatami budowy kajaka. – Chcieliśmy pokazać, że każdy może zbudować kajak – podkreśla Waldemar Kidacki, właściciel Hammerlandu, samoobsługowego warsztatu dla majsterkowiczów. 
 
Kajak majsterkowiczów z Rzeszowa jest mniejszy niż ten służący do transatlantyckich wypraw Aleksandra Doby. To konstrukcja drewniana, typu grenlandzkiego, tzw. skin on frame (SOF). Kiedyś robiono podobne z kości różnych zwierząt – fok, waleni i obciągano skórami foczymi. Dzieło rzeszowskie jest zbliżonym do tej idei. Konstrukcję drewnianą obciągnięto materiałem, przesączanym żywicą. Doba został zaproszony już na finałowe malowanie kadłuba. 
 
Narysowanie projektu zajęło 10 godzin, budowa – około 30 godzin. Kajak waży ok. 15 kg i ma 4,5 metra długości (15 stóp). Listwy są z sosny, sosnowa jest również sklejka, z której wycięte zostały wręgi. Na szkielet naciągnęliśmy poliestrową tkaninę, wszystko jest zabezpieczane lakierami i żywicami – tłumaczą Waldemar Kidacki i Adam Bieniasz.
 
Aleksander Doba, który w Hammerlandzie opowiadał także o swoich podróżach, na wybudowany w Rzeszowie kajak spojrzał fachowym okiem. 
 
Wygląda ładnie i zgrabnie. Mam nadzieję, że będzie wpływał – oświadczył podróżnik. – Kajak w tej technologii każdy mógłby zrobić, tym bardziej, że szlak został w warsztacie już przetarty. Są gotowe wzory na wręgi, które łatwo wyciąć na sterowanych komputerowo maszynach.
 
Pytany o ulubiony kajak, tłumaczył: – Nie ma kajaków uniwersalnych, które nadają się do wszystkiego.  Kiedy pływam po trudniejszych, górskich rzekach (Doba był dwukrotnym akademickim mistrzem Polski w kajakarstwie górskim), to odpowiednie są krótkie, mocne kajaki z polietylenu, strój z pianki, kask na głowie. Ale takim kajakiem na morze się nie wybieramy. Morskie kajaki są długie, wąskie, szybkie, o innej konstrukcji.      
 
Kajaki Aleksandra Doby

Pierwszy kajak, na którym płynąłem, to był kajak typu "San". Dwuosobowy, z dużym kokpitem, ale tzw. szklak, bo zrobiony z maty szklanej przesączonej żywicą. Miał 5 m długości i jakieś 70-80 cm szerokości. Wyprawa nim odbyła się w 1980 roku. Spływaliśmy Drawą, która do dziś jest moją ulubioną rzeką. Zaliczam ją do pierwszej piątki najciekawszych rzek szlaków nizinnych w Polsce. Od Zachodu: Drawa, Brda, Wda, Krutynia i Czarna Hańcza – opowiada Aleksander Doba.
 
Wtedy pływało się z całym bagażem i wyposażeniem w kajaku. W dodatku były problemy z zakupem żywności w puszkach. Kompletowało się cały ekwipunek znacznie wcześniej. Teraz idzie się do sklepu i wszystko jest, a kiedyś trzeba było wszystko gromadzić przez dłuższy czas.
 
Tamten pierwszy spływ Aleksandra Doby trwał dwa tygodnie. Z Prostyni do Krzyża
 
Płynąłem w kajaku razem z kolega, dla którego to również była pierwsza wyprawa kajakiem. Sterowałem ja. Pamiętam, jak na terenie dzisiejszego Drawieńskiego Parku Narodowego, ratowaliśmy koleżankę, której wywrócił się kajak. Brakowało nam wprawy, więc i nasz kajak zaczął się wywracać. My na pień, a kajaki nurt przepchnął i zaczęły odpływać. Wpław je goniliśmy. Potem postój suszenie rzeczy… Tak właśnie wpadłem w kajaki – uśmiecha się Doba. – Starałem się pływać na różnych kajakach. Byłem ciekawy, jak się będą spisywać. Po kilku latach zacząłem pływać jedynką. To już była wyższa szkoła jazdy. Jedynki uznałem za ciekawsze i starałem się takie kupić do klubu kajakowego, którego byłem już prezesem i organizowałem wyjazdy w Polskę, gdzie spotykaliśmy się z innymi  kajakarzami i wymienialiśmy się doświadczeniami. Zawsze miałem chęć poznawania czegoś nowego. Nasz klub szybko stał się najbardziej aktywny w województwie szczecińskim.
 
Potem Aleksander Doba przerzucił się na indywidualne pływanie. Jako pierwszy przepłynął Polskę od Przemyśla do Świnoujścia. A kiedy wreszcie otwarto dla kajakarzy polskie morze, ruszył na głębsze wody. 
 
Jako pierwszy wyruszyłem z Polic, gdzie mieszkam i opłynąłem całe wybrzeże, do Krynicy Morskiej, przepłynąłem Cieśninę Pilawską już na terenie Rosji, docierając do Elbląga. Pływanie morskie było dla mnie fascynujące
 
Wkrótce o tej fascynacji zaczęło być głośno. W  1999 r. podczas wyprawy "Kajakiem dookoła Bałtyku z Polic do Polic" samotnie opłynął Bałtyk. W 80 dni pokonał 4227 kilometrów. 
 
Dopłynąłem do Polic akurat w dniu moich urodzin, 9 września – wspomina. – Rok później znów samotnie ruszyłem z Polic za Koło Podbiegunowe – do Narwiku. To była moja najwspanialsza wyprawa, wzdłuż fiordów – ja na morzu, a obok wysokie, liczące po 1000 m, pionowe skały. Ośnieżone, bo pod koniec spadł śnieg. Podróżowałem 101 dni. Dopłynąłem do Narwiku 6 października 2000 r. 
 
W końcu jako kajakarz turysta postanowił dopłynąć do Ameryk. Do Ameryki Południowej dopłynął z Afryki, a do Północnej – z Europy, pokonując Ocean Atlantycki. 
 
Nie mam go jeszcze dość i  w tym roku ruszam na trzecią transatlantycką wyprawę kajakową. Ale tym razem popłynę z zachodu na wschód, z Nowego Jorku do Lizbony. Trasa ma być na wodach o wiele zimniejszych, na których jest znacznie większe prawdopodobieństwo wystąpienia częstszych i silniejszych sztormów. A to znaczy, że wyprawa będzie ciekawsza – oświadcza podróżnik. – Podczas drugiej wprawy miałem 8 sztormów z falami do 9 metrów wysokości, a teraz może być ich znacznie więcej. 
 
Kajak, którym Aleksander Doba pływa po oceanie jest znacznie większy od tego, który powstał przy okazji wizyty podróżnika w Rzeszowie – ma 7 metrów długości, 1 metr szerokości i razem z zapasami wazy ponad pół tony. Konstrukcja kadłuba na podróż transatlantycką została wykonana z przekładkowego laminatu węglowo-aramidowego. 
 
Kajak na trzecią wyprawę przez Atlantyk będzie ten sam, ale trochę przerobiony, aby był lepiej dostosowany do trudniejszych warunków
 
Jestem inżynierem mechanikiem i projektantem, więc podczas poprzedniej wyprawy, przyglądałem się, co mi dokucza, przeszkadza i po powrocie listę kilkudziesięciu rzeczy do poprawki przekazałem właścicielowi kajaka, Andrzejowi Armińskiemu – mówi podróżnik. – Kajak jest w trakcie przeróbek. Za dwa miesiące powinienem nim już płynąć z Nowego Jorku do Europy. Startuję w połowie maja. Moją wyprawę będzie można śledzić w Internecie, na stronie www.aleksanderdoba.pl. Tym razem proszę Rodaków i Rodaczki, by na mnie nie dmuchali, jak tego domagałem się podczas poprzednich wypraw. Teraz powietrze wciągajcie, by mnie do europejskich portów przyciągnąć.
 
Wyprawę Aleksandra Doby można wesprzeć poprzez stronę Polak Potrafi (www.polakpotrafi.pl/olekdoba). Dla darczyńców są specjalne nagrody. Nawet kajakowy spływ z podróżnikiem!
Ruszajcie na kajakowe spływy
 
Zdaniem Aleksandra Doby, każdy powinien spróbować turystyki kajakowej. – Można się wybrać na choćby jednodniowy spływ, najlepiej z grupą, która już coś potrafi. Ten rodzaj turystyki najlepiej uprawiać właśnie w towarzystwie. Podczas trwających kilka dni spływów, jest czas by posiedzieć przy ognisku, pośpiewać razem, pośmiać się. Można pływać całą rodziną. Moich dwóch synów zabierałam do kajaka już jako 3-latków. Była radość, przygoda. Wspaniały czas. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy