Reklama

Lifestyle

20 lat bieszczadzkiej Galerii “Barak”

Aneta Gieroń
Dodano: 13.07.2014
13560_Galeria_Barak_139
Share
Udostępnij
To było szaleństwo, które nigdy nie powinno się udać, a jednak! Dwadzieścia lat temu w niewielkim baraku w Czarnej Róża i Krzysztof Franczakowie założyli galerię sztuki, a ta przetrwała dwie dekady i… Stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Bieszczadach, z dobrą bieszczadzką sztuką.  9 sierpnia "Barak"obchodzi "mały", a właściwie "wielki" jubileusz – 20 lat istnienia.

– Miejscowi sceptycznie kręcili głową i sugerowali; może lepiej bar ze smażonym pstrągiem, spożywczak, albo chociaż lumpeks, ale nie galeria sztuki – wspomina ze śmiechem Krzysztof Franczak. – Ale uparliśmy się z Różą, że będzie galeria i żadnych argumentów nie przyjmowaliśmy do wiadomości. Tym bardziej, że w naszym baraczku już inne biznesy były realizowane i wszystkie upadły. Widać to miejsce czekało na nas, swoje przeznaczenie i tak szczęśliwie powstała Galeria „Barak”.
 
Czy nas samych to dziwi? Może trochę, ale dwadzieścia lat temu byliśmy młodzi, w Bieszczadach odnaleźliśmy dla siebie miejsce, wierzyliśmy we wszystko, co robimy, wkładaliśmy w to całe serce i tak nam pozostało do dziś.  
 
Tym bardziej, że obydwoje od początku swojej bieszczadzkiej historii zajmują się sztuką. Róża maluje, Krzysztof rzeźbi, a od kilku lat ich artystyczne światy połączyła ceramika, która stała się dla nich najważniejszą aktywnością artystyczną.
 
 
– Jesteśmy dumni, że po 20 latach Galeria „Barak” jest właściwie bieszczadzką marką, swego rodzaju domem kultury, miejscem spotkań artystów, naszych gości, przyjaciół, znajomych, ludzi tworzących i inspirujących się historią, kulturą oraz przyrodą Bieszczadów – opowiada Róża Franczak. –  Na pewno nie jest to masowa sprzedaż, ale swego rodzaju pośrednictwo pomiędzy światem twórcy dzieła, a wrażliwością odbiorcy i pośrednictwo to jest rodzajem misji, której chcemy nadać najwyższy poziom profesjonalizmu. 

Przez ostatnie lata do „Baraku” ściąga coraz więcej świadomych klientów, którzy wiedzą, czego szukają i cenią sobie miejsce, gdzie znajdują rzeczy autentyczne, dalekie od kiczu i niepowtarzalne. Przez ostatnie dwa lata część prac z Galerii „Barak” można też znaleźć w galeryjce plenerowej na tarasie widokowym w Lutowiskach.
 
To pomysł twórców „Baraku” na promocję Bieszczadów – poprzez sztukę wychodzącą spod rąk ludzi stąd; mądrych, wrażliwych, bywa, że profesjonalnie wykształconych artystów, ale i utalentowanych drwali, urzędników, albo i zwykłych ludzi. Wspólnym mianownikiem dla wszystkich jest talent i wrażliwość na piękno.
 
Dzięki temu galeria, choć z miejscówką daleką od aglomeracji nigdy nie miała kompleksów. Przez dwie dekady udało się jej zorganizować wiele wystaw zbiorowych m.in. w Krakowie, Warszawie i Niepołomicach, goście ściągali tutaj na wystawy indywidualne, choćby wystawę ikon  tworzonych przez bieszczadzkie kobiety, „Dom z kwiatów” Katarzyny Szulc – Rozmysłowicz, czy witraży Jacka Pysia. Galeria stała się opowieścią o Bieszczadach, jaką Róża i Krzysztof dzielą się z każdym, kto choć raz do „Baraku” zawitał.  A takich osób nie brakuje, bo powracających gości ciągle przybywa.
 
Miłość nie tylko do gór…
 
Może tak działa opowieść o kobiecie i mężczyźnie, którzy ponad dwadzieścia lat temu przybyli pod bieszczadzkie połoniny, z różnych stron Polski, ale miłość osiedliła ich tu na stałe?!
 
 
Róża, od zawsze zakochana w teatrze, w Bieszczady przyjechała po pierwszym roku studiów wiedzy o teatrze w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie, zaraz na początku lat 90.  Elitarne studia oraz towarzystwo zdawało się być przysłowiowym złapaniem Pana Boga za nogi, ale ona młodziutka dziewczyna z Rzeszowa, nie mogła dla siebie znaleźć miejsca w Warszawie.
 
Po pierwszym roku studiów postanowiłam na wakacjach wyjechać w Bieszczady. Tutaj chciałam wszystko przemyśleć, poukładać sobie w głowie. To był czas, kiedy miałam różne pomysł na siebie, myślałam nawet o założenie ośrodka teatralnego w Bieszczadach, albo w Beskidzie Niskim. Ale życie jest życiem, a to poważne zadanie, które trzeba realizować, nawet gdy nie ma się nic. Nie ma się domu, pracy, a jedyne, co się ma, to głowę w chmurach i wiarę, że wszystko może się udać. To okroiło, ale nie ograbiło z marzeń. I… tak ten wyjazd przedłużył się do dziś – uśmiecha się Róża Franczak. 
 
W domu Prezesa, czyli Ryszarda Krzeszowskiego, znanego bieszczadnika z Chmiela, poznała Krzysztofa i stało się oczywiste, że chcą być razem, w Bieszczadach i to na swoich warunkach. Różę wciągnęło malarstwo, Krzysztofa rzeźba, naturalnym wyborem stała się galeria sztuki, w której znalazłyby się prace ich dwojga oraz tych wszystkich artystów, których szanują i podziwiają.
 
– Niekiedy pół żartem pół serio mówimy, że stworzyliśmy miejsce, gdzie udowodniliśmy, że sztuka bieszczadzkich artystów ma swoją artystyczną i komercyjną wartość, a nie jak to nierzadko bywało, może być kupowana za przysłowiową „półlitrówkę” – opowiada Krzysztof.
 
 
On sam w Bieszczady przyjechał ze Szczecina i była to świadoma decyzja 27-letniego mężczyzny, który szukał dla siebie wolności i przestrzeni.  – A jak się człowiek tą przestrzenią zachłyśnie, różnie może być, co udowodniło wiele bieszczadzkich historii z niekoniecznie dobry zakończeniem – opowiada Krzysztof. – Mnie uratowała Róża, miłość po prostu. 
 
Co ciekawe, mówiąc o Bieszczadach, zwykle zapomina się o tutejszych kobietach, które są bohaterkami drugiego planu. Wszyscy znają Ryśka Krzeszowskiego, Andrzeja Pawlaka, Janusza Grzecha, ale już ich żony, współtwórczynie sukcesu i bieszczadzkiej legendy, niekoniecznie. Te zwykle skromnie trzymają się z boku. A Róża i Krzysztof w Bieszczadach zaistnieli w świadomości miejscowych i gości na równorzędnych prawach. Może dlatego, że od zawsze mieli swoje światy osobne, a te stykały się w Galerii „Barak”. Róża malowała, Krzysztof rzeźbił, do tego ona nigdy nie zrezygnowała ze swoich teatralnych fascynacji.
 
 Bardzo interesuje ją terapeutyczna rola teatru, angażuje się w warsztaty teatralne z osobami niepełnosprawnymi ( teatr dla życia i szeroko pojęta edukacja edukacja teatralna), od zawsze prowadzi amatorskie grupy teatralne, sama próbuje sił w teatrze autorskim. Oswoiła też Warszawę – w 2009 roku z wyróżnieniem i stypendium Ministra Kultury ukończyła w Akademii Teatralnej przerwane studia z wiedzy o teatrze. To domknięty i bardzo szczęśliwy rozdział, bo jej spotkanie z teatrologią już jako dojrzałej kobiety, mamy Joachima i Julii pozwoliło jej faktycznie cieszyć się i intelektualnie skorzystać z tych studiów.
 
Cały świat ukryty w ceramice
 
Dziś Róża i Krzysztof mają dużą satysfakcję z ceramiki, jaką wykonują, a z której ich galeria staje się coraz bardziej znana. I jak to zwykle bywa, ta pojawiła się w ich życiu trochę przez przypadek. – Pociągała mnie od dawna, ale człowiek czasem boi się czegoś nowego spróbować – wspomina Krzysztof. – Idealna okazja nadarzyła się, gdy Róża będąc kilkanaście lat temu dyrektorem Domu Kultury w Czarnej, napisała projekt nagrodzony przez Fundację Batorego. W ramach tego projektu do Czarnej mieli przyjechać studenci i wykładowcy z dużego miasta, by środowisko miejscowe zintegrować ze środowiskiem wielkomiejskim tak, by wszyscy wynieśli z tego spotkania korzyści. Przyjechali więc studenci oraz wykładowcy z Akademii Sztuk Pięknych z Wrocławia, gdzie jest wydział ceramiki i szkła i tak powstały pierwsze ceramiczne prace. 
 
– Studenci z Czarnej wyjechali, a ja zakomunikowałem Róży, że kupujemy piec elektryczny do wypalania i tak zaczęła się nasza przygoda z ceramiką, która dziś pochłania nas najbardziej – mówi Krzysztof.
 
 
Na różne sposoby. Krzysztof lubi lepienie, a jego osobowości odpowiada delikatna porcelana. Róża też nie stroni od lepienia, ale woli szorstki szamot. Jednocześnie ceramika daje jej możliwości malarskie, a Krzysztofowi rzeźbiarskie. Każdy wyrób jest indywidualny, ręcznie wykonany, szkliwiony i ozdobiony.  W ich pracowni powstaje ceramika użytkowa i dekoracyjna, a serwisy wykonywane przez Różę na długo zatrzymują na sobie wzrok każdego gościa galerii.  
 
Proszę się rozejrzeć dookoła – zachęca Róża. – W Bieszczadach plenery mamy wszędzie, wychodzi się przed dom po marchewkę, a miejsce jest tak piękne, że aż chce się w jakiś sposób zatrzymać je w czasie.  Może tym należy tłumaczyć u tak wielu osób w Bieszczadach chęć tworzenia i może stąd Galeria „Barak” od 20 lat ciągle jest tak chętnie odwiedzana. 9 sierpnia będziemy obchodzić nasz "mały", a właściwie "wielki" jubileusz – 20 lat Galerii.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy