Reklama

Lifestyle

Zamieszkali na plaży na Filipinach. Budują tu Arkadię i smakują wolność

Alina Bosak
Dodano: 11.07.2017
33711_main
Share
Udostępnij

Cztery miesiące temu Joanna Klich i Tomasz Kosiński, wraz z 3,5-letnim synkiem, Jasiem zamieszkali na plaży jednej z filipińskich wysp. Wraz z drugą zaprzyjaźnioną parą budują tu Arkadię. Chętnych do pomieszkania z nimi na rajskiej plaży jest tylu, że już szukają kolejnych działek pod dzierżawę.

Tomek, licencjonowany pilot wycieczek zagranicznych, certyfikowany nurek i żeglarz, od lat jeździ po świecie. Zwiedził ponad 100 krajów. Obok Europy, całą Azję i Amerykę Środkową. Jest założycielem Klubu Globtroterów Tramper, właścicielem agencji reklamowej i prezesem fundacji, promującej regionalną kulturę. Joasia jest artystką, malarką, członkiem ZPAF Okręgu Świętokrzyskiego, prowadzi też agencję turystyczną. Oboje mieszkali wcześniej w Kielcach. Joasia została tu po studiach na Akademii Świętokrzyskiej. Pochodzi natomiast z Mielca na Podkarpaciu. Tuż przed wyjazdem na Filipiny prezentowała swoje prace w Galerii Nierzeczywistej RSF w Rzeszowie. W lipcu wróciła tu znów. Razem z Tomkiem podczas spotkania pt. „Arkadia na Filipinach” opowiedzieli, jak się żyje na rajskiej plaży. Mieszkają na niej od 10 marca br. Do Polski wpadli na miesiąc i jak mówią, już tęsknią za Filipinami.

Dlaczego Filipiny? Zaczęło się od wizyty Tomka u Polaków, mieszkających na filipińskich wyspach w 2015 roku. Odkrył tu plaże równie piękne jak na Karaibach i w Tajlandii, za to w dużo przystępniejszych cenach. Dlatego w listopadzie 2016 roku wraz z przyjacielem, z którym już wcześniej zwiedził kawał świata – Gerardem – wrócił na Filipiny na rekonesans. Szukali także działki, którą można wydzierżawić. – Cudzoziemcy nie mogą kupować tam ziemi, dlatego tylko długoletnia dzierżawa wchodziła w grę – tłumaczy Tomek. – I znaleźliśmy wymarzone miejsce – na wyspie Palawan, przy Panaguman Beach – hektarową działkę pełną palm kokosowych. Nasza plaża sąsiaduje z parkiem narodowym, a w zatoce obok wypływa Podziemna Rzeka Puerto Princesa zaliczana do jednego z 7 Światowych Cudów Natury.

Tomek mówi, że decyzja jego i Joasi o przenosinach z Polski na plażę wynikła z kilku przyczyn.  –Urodziło nam się dziecko, zaczęliśmy zwracać coraz większą uwagę na nasze zdrowie i życie. A co decyduje o zdrowym życiu? Woda, powietrze, jedzenie, otoczenie, ludzie. W Europie woda jest czysta, ale chlorowana, powietrze zatrute smogiem, bo bez ogrzewania nie da się żyć, jedzenie z konserwantami. Do tego dochodzi stres związany z codziennym życiem. Na Filipinach woda jest niechlorowana, powietrze czyste, jemy świeżo wyłowione ryby, krewetki, kokosy zerwane z drzewa i inne, pyszne owoce. Do tego mamy poczucie wolności, możliwości rozwoju i realizowania swoich marzeń.

Najpierw wynajmowali lokum, a pod koniec maja przenieśli się już do wybudowanych na plaży domków. Są lekkiej konstrukcji, z bambusa i drewna, na palach, w lokalnym stylu, ale z europejskimi wygodami – jak łazienka czy folia pod utkanym z liści dachem. – To małe domki, z jednym pokojem i łazienką, ponieważ tylko takie – do 22 mkw. powierzchni można wybudować bez pozwolenia. A my szybko chcieliśmy się przenieść z wynajętego lokum na swoje. Teraz jesteśmy na etapie uzyskiwania pozwoleń na kolejne domki w Arkadii. Będą to domki komercyjne, na wynajem, ale także większy dla nas – opisuje Tomek i dodaje: – W Polsce robiłem wiele rzeczy, miałem firmę, pieniądze, ale brakowało czasu, by je wydawać. Nigdy nie myślałem o emigracji. Dostawałem nagrody na promocję regionu i jego kultury. Zacząłem pisać książki historyczne, ale dopiero na Filipinach, mimo poszukiwań działki, zakładania firmy i załatwiania pozwoleń na budowę, miałem możliwość skończyć wszystkie trzy. Pierwsza – „Rodowód Słowian” -ukaże się w sierpniu w Wydawnictwie Bellona w Warszawie. Na Filipinach, gdzie korzystam z Internetu, ale obywam się bez telewizora, mam czas, by wieczorem siąść na plaży i pisać książkę o Polsce.    

– Ja robię bardzo dużo zdjęć, wprawiam się w wykonywaniu mebli, dekoracji, teraz zabieram farby i będę także malować – opowiada Joasia.   

Na plaży, z której do najbliższego miasta jest ok. 1,5 godziny, mieszka im się dobrze. Obok domku postawili kantynę, magazyn, wiaty, miejsca do relaksu. Wybronowali plażę, żeby pozbyć się roślinności, w której chowały się uciążliwe meszki. Posadzili bananowce i ananasy. 134 drzew kokosowych już tam było. Stąd kokosy często goszczą w menu osadników.

– Zaprzyjaźniliśmy się z mieszkańcami pobliskiej osady. Pracują u nas – pomagając zagospodarować działkę, robiąc meble, sprzedając nam żywność. W miejscowej szkole Tomek już prowadził lekcję o Polsce. Był też proszony na świadka na filipińskim ślubie. – Musiałem kupić elegancki strój na tę okazję – uśmiecha się. – Ale znalazłem tylko koszulę. Garnitury szyte na drobnych Filipińczyków na mnie nie pasowały.

– Ubrań wzięliśmy najmniej – opowiada Joasia. – Do sześciu walizek zapakowaliśmy oprócz potrzebnego sprzętu, najwięcej rzeczy dla Jaśka, sporo mleka w proszku i kosmetyków, bo Tomek po pierwszych pobytach na Filipinach zauważył, że te rzeczy są drogie.

Zdaniem jej i Tomka, ich synkowi Jasiowi pobyt na Filipinach służy. Dogaduje się w trzech językach – po polsku, angielsku i filipińsku. Bardzo rozwinął zdolności manualne i  nie choruje jak w polskim przedszkolu. – Opieka zdrowotna jest dobra. O edukację też się nie martwię. Na Filipinach ludzie mają ogromny szacunek do nauczycieli i  szkół. W stolicy naszej wyspy, która liczy 200 tysięcy mieszkańców, są aż cztery uniwersytety. A Filipiny to dziś najszybciej rozwijający się kraj azjatycki.

Filipiny to pomysł na całe życie, ale nie chcą się zarzekać, że nie wrócą już do Polski. – Może będziemy mieszkać trochę tu, trochę tam – mówi Tomek. – Ale na razie widzę, że po zaledwie dwóch tygodniach w Polsce, już tęsknimy za naszą plażą. Niespodziewanie szybko znaleźli się też chętni Polacy, którzy chcą dzierżawić na naszej plaży domki, przyjeżdżać tu na miesiąc, pół roku. Wiem, że to brzmi może cukierkowo, ale naprawdę mamy tam raj. Temperatura 32-36 st. C, bryza od morza, zachody słońca jak z pocztówki i kilometr cudownej plaży. W kwietniu w wodzie podziwialiśmy świecący plankton. Było jak w „Avatarze”.      

Poczynania ekipy i losy projektu „Arkadia na Filipinach” można śledzić na Facebooku

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy