Reklama

Lifestyle

Prywatne fortece wokół Przemyśla

Antoni Adamski
Dodano: 12.06.2020
40220_fort-ostrow
Share
Udostępnij

Przez pół wieku: w latach 1955 – 2005 Fort XII Werner w Żurawicy pod Przemyślem był wojskowym magazynem uzbrojenia i amunicji. Otoczony solidnym ogrodzeniem, pilnie strzeżony, pozostawał niedostępny dla osób postronnych. Nawet najstarsi mieszkańcy Żurawicy przyznawali, iż nigdy tu nie byli. Po likwidacji magazynu Fort odkupił od wojska prywatny przedsiębiorca. Urządził go tak atrakcyjnie, że w ostatnich latach odwiedzało go po 16 tysięcy turystów rocznie. Spośród 44 przemyskich fortów dwa są w rękach indywidualnych właścicieli: Fort XII Werner w Żurawicy oraz Fort Ostrów.

Fort, nazwany tak od nazwiska swego projektanta, generała Antona Wernera, powstał w latach 1882-86. 22 marca 1915, kiedy komendant twierdzy gen. Herman Kusmanek rozkazał wszystkie umocnienia Twierdzy Przemyśl  wysadzić w powietrze, w Forcie XII zniszczeniu uległy tylko tunele oraz kaponiery, czyli bunkry obrony fosy. 90 procent umocnień ocalało. Stało się tak dlatego, że Werner był fortem artyleryjskim starszego typu. Nie dorównywał przykrytym  kopułami ze stali fortom pancernym. Kryły one armaty, które za pomocą wymyślnych dźwigni i przekładni żołnierze z kazamatów wysuwali na powierzchnię.

Przy budowie Fortu XII pracowało 3,5 tysiąca robotników: od inżynierów i techników austriackich, niemieckich i włoskich, po niewykwalifikowanych robotników, których werbowano w okolicznych wsiach. W walkach o Wernera poległo 3 tysiące szeregowców obu walczących stron. Ciężkie karabiny maszynowe i szrapnele (o których będzie mowa niżej) zbierały krwawe żniwo. Pchani do ataku żołnierze ginęli dziesiątkami, setkami. Martwe ciała tworzyły stosy „armatniego mięsa”, po którym nacierały kolejne fale piechoty. Na przedpolach fortów były miejsca, gdzie zalegał stos nawet pięciuset okaleczonych ciał. To już nie była walka, lecz rzeź.

Wnętrze dawnych koszar zajmuje ekspozycja. Zbiory właściciela fortu (powiększone o dary i depozyty) są imponujące. Przedstawiają codzienne życie w czasach pokoju oraz Wielkiej Wojny.  Warunki były spartańskie: lampy naftowe dawały skąpe światło. Izby o grubych murach i betonowych, kolebowo sklepionych stropach ogrzewały „kozy” – niewielkie żelazne piecyki. W sieni, w pobliżu wejścia znajdowała się – zamknięta od góry i pilnie strzeżona przed możliwością zatrucia – głęboka studnia, dziś zasypana. Po wojnie stała się wysypiskiem śmieci i złomu. Odgruzować studni nie sposób, gdyż mogą znajdować się w niej także materiały wybuchowe. W Forcie XII nie było ani instalacji wodnej ani kanalizacji (tylko na zewnątrz założono ścieki burzowe, które do dziś działają tak sprawnie, iż wokół nie tworzą się kałuże). W łaźni stały ogromne beczki, w których myło się kolejno po kilkunastu żołnierzy.  Oficer kąpał się w wygodnej blaszanej wannie. W kilkuosobowych latrynach żołnierskich kwitło życie towarzyskie. Oficerowi przysługiwało odgrodzone pojedyncze pomieszczenie z wykonanymi z betonu profilowanymi ustępami z drewnianymi sedesami.

Fort Ostrów. Fot. Archiwum VIP Biznes&Styl

W koszarach Fortu Werner stacjonowało 300 żołnierzy oraz sześciu oficerów. Zrekonstruowany został pokój komendanta ze skromnymi meblami, portretem generała Kusmanka oraz wizerunkami świętych. Wśród nich św. Barbary – patronki artylerzystów. W jednym z kolejnych pomieszczeń obejrzymy dorożkę z epoki oraz wóz strażacki, olbrzymi silnik benzynowy i dobrze zachowaną kasę pancerną znanej wiedeńskiej firmy Wertheima. Sejf jest szeroko otwarty. Wszystkie przechowywane w nim dokumenty zostały zniszczone przed poddaniem twierdzy w marcu 1915 r.

Na wale artyleryjskim fortu, pomiędzy schronami pogotowia stało na wysokich łożach dwanaście armat starego typu. W jednej z sal pokazane są ich lśniące mosiężne łuski, z których żołnierze produkowali pamiątki. To popielniczki, lichtarze oraz wazony o najfantastyczniejszych kształtach i o bogatych dekoracyjnych wzorach. Wytwarzali je głównie zamknięci w kazamatach aresztanci. W innych gablotach kolekcja fragmentów śmiercionośnych szrapneli. To pociski artyleryjskie wypełnione okrągłymi metalowymi kulami. Pocisk wylatywał z lufy armatniej, po czym – dzięki zapalnikowi czasowemu – rozrywał się nad okopami. Żelazne kulki z ogromną prędkością rozlatywały się na wszystkie strony, zabijając i raniąc dziesiątki żołnierzy. Była to broń niesłychanie skuteczna. Wywoływała panikę wśród atakowanych, którzy chroniąc się przed śmiercią konstruowali nad okopami specjalne daszki osłonowe. Nawet zranienie szrapnelem mogło powodować śmierć, gdyż kulki zostały nasączone siarką, która powodowała jątrzenie się ran.         

Dopiero na przełomie lat 1915/16 wprowadzono do wyposażenia armii metalowe hełmy o różnych kształtach. Francuzi używali hełmów płytkich z charakterystycznymi grzebieniami. Prusacy i Austriacy – bardzo głębokich, osłaniających także tył głowy. Miały one po bokach wystające kołki pełniące rolę zaczepów do ochraniającej twarz przyłbicy. Nie zastosowano jej jednak w praktyce wojennej.  (Takie egzemplarze hełmów – używane przez żołnierzy austriackich – oglądamy w forcie Werner). Rzadkość stanowi półpancerz osłaniający korpus żołnierza przed szrapnelami. Wzięte wprost ze średniowiecza hełmy i zbroje były na wyposażeniu bawarskich oddziałów szturmowych, które zdobywały Twierdzę podczas odbijania jej z rąk Rosjan. (Bawaria jako suwerenne królestwo była wówczas sojusznikiem Austrii).

Stanisław Kontek. Fot. Archiwum VIP Biznes&Styl

 Armaty transportowano do fortów wagonikami kolejki fortecznej, które ciągnęły końskie zaprzęgi. Widoczne na dokumentalnych fotografiach moździerze miały kaliber od 350 mm do 420 mm. Produkowano je w czeskiej fabryce Skoda. Jeden pocisk mógł ważyć nawet 850 kg. Do fortów przywożono ciężkie działa i moździerze w częściach, i montowano je na miejscu. Kontrastowały z nimi niewielkie, stosunkowo lekkie moździerze przenoszone przez dwóch żołnierzy. W Forcie Werner oglądamy także ich najmniejszą wersję używaną przez pojedynczego artylerzystę. Jedno ze sklepień Fortu XII zniszczył pocisk działa największego kalibru. Ogromną, poszarpaną wyrwę w betonowej kolebie załatało dopiero po II wojnie światowej Ludowe Wojsko Polskie. W ten sposób uczyniono zdatnym do użytku korytarz główny koszar zamienionych na magazyny.

Nową bronią było w czasie I wojny lotnictwo. Obok fortu nr XII usytuowano jedno z lotnisk. Samoloty dopiero wchodziły do użytku, lecz dzięki nim Twierdza w czasie oblężenia mogła utrzymywać łączność z sztabem. Samoloty były jedyną – i to dla nielicznych – szansą wydostania się z oblężonej Twierdzy Przemyśl. Sterowce, zwane zeppelinami, sporadycznie przylatywały tu z Niemiec. Za to powszechnie używano balonów obserwacyjnych. Unieruchomiony w koszu obserwator przekazywał meldunki za pomocą sieci telefonicznej. Cała Twierdza Przemyśl była znakomicie stelefonizowana. Miedziane przewody w ołowianej obudowie wydawały się niezniszczalne, dopóki nie uległy powojennemu rabunkowi, którego dokonywali zbieracze złomu.

Oprowadzają mnie Bogdan W. Motyl oraz Stanisław Kontek, autorzy przewodnika po Forcie. Tekst i zdjęcia pokazują całe bogactwo miejscowej kolekcji. Nie ogranicza się ona do spraw czysto wojskowych. Zgromadzone przedmioty, zdjęcia oraz dokumenty pokazują, jak wyglądało tutaj codzienne życie żołnierzy i oficerów. Kolekcja fotografii to zbiór wizerunków poddanych Franciszka Józefa II z różnych krain Cesarstwa: bogatych i biednych, cywilizowanych oraz o prymitywnym rolnictwie. Są tam także portrety kobiet o pospolitych twarzach, jak i o egzotycznej urodzie. Dokumenty wskazują, iż od kandydatek na żony oficerów armia wymagała świadectwa moralności.

Kolekcja butelek po koniakach, gatunkowych wódkach oraz po różnych gatunkach piwa przypomina, iż jakość wody ze studzien fortecznych nie była dobra. Aby uzyskać wodę pitną, przelewano ją przez filtr węglowy wprost do żołnierskich manierek. Biesiadom towarzyszyło palenie tytoniu w ozdobnych żołnierskich fajkach. Te porcelanowe zdobione były kalkomanią o tematyce wojskowej i myśliwskiej (jest nawet egzemplarz z aeroplanem). Oprócz porcelanowych z długim drewnianym cybuchem używano także fajek o cybuchu krótkim, z tzw. pianki tureckiej (porcelany nieglazurowanej) oraz z korzeni wrzośca.

Fort żyje dzięki turystom. W ciągu sezonu zwiedza go ok. 16 tysięcy osób. Są goście z całej Polski, Czesi, Słowacy, Austriacy, a także przybysze ze Stanów Zjednoczonych. Dla Węgrów to miejsce szczególne. To tutaj mężnie walczyli ich dziadowie, o czym świadczą tablice pamiątkowe oraz wieńce z szarfami w tym języku. Werner to także miejsce biesiad, dla których przeznaczone są specjalne sale.

Właściciel fortu nawiązał kontakty z francuską Twierdzą Verdun – największym polem walk w czasie Wielkiej Wojny, skąd cztery lata temu przyjechała do Żurawicy specjalna wystawa. Pozostały po niej dokumentalne zdjęcia oraz plakaty. W roku stulecia Niepodległości oglądamy specjalną ekspozycję poświęconą polskim tradycjom pancernym. W Żurawicy po austriackiej Twierdzy pozostały wojskowe koszary. W 1920 r. przeznaczono je na stacjonowanie drugiego batalionu 1. Pułku Czołgów, który przybył tu po wojnie polsko-bolszewickiej, a w dwa lata później został przeniesiony do Poznania. W 1933 r. utworzono w Żurawicy 2. Pułk Pancerny, do którego dołączono 7. Dywizjon Samochodowy. W roku 1935 przeformowano go na 2. Batalion Pancerny. Z chwilą wybuchu II wojny światowej wszedł on w skład stacjonującej w Rzeszowie 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej pod dowództwem gen. Stanisława Maczka. Najważniejsze bitwy pancerniaków pokazują makiety plastyczne wykonane przez Bogdana W. Motyla. Po wojnie odtworzono jednostkę pancerną, która stacjonuje w Żurawicy do dziś.

Fort Werner w Żurawicy. Fot. Archiwum VIP Biznes&Styl

W Forcie Ostrów

 „Fort Ostrów(…) jest chyba najładniej położonym ze wszystkich fortów w Przemyślu. Wygląda jak gdyby przykucnął z boku miasta i pozwala nam zobaczyć, co dzieje się w grodzie. Z góry możemy zobaczyć: bliższe i dalsze osiedla mieszkaniowe, wieże kościelne, przekaźnik, za którym schowany jest Kopiec Tatarski, pięknie oświetlony wieczorem stok narciarski z ludźmi poruszającymi się w oddali jak mrówki, okoliczne forty na wzgórzach i zataczając koło – słońce odbijające się w tafli wody na Żwirowni, za którą wije się rzeka San.

Najpiękniej wygląda to wieczorem, kiedy całe niebo jest żółto-pomarańczowo–czerwone i wszystko odbija się w wodzie. Jako że obok jest las ciągle słychać odgłosy natury: śpiewy ptaków, trzepot ich skrzydeł, brzęczenie pszczół i inne dźwięki. W nocy widać świecące robaczki świętojańskie. Aż dech zapiera, jeżeli ktoś umie zatrzymać się na chwilkę i to wszystko zobaczyć i usłyszeć. Można to zrobić wygodnie siadając na ławeczkach przegryzając wojskowe suchary i popijając szklanką herbaty lub kawy” – tak zachęca do odwiedzenia Fortu Ostrów VII1/2 Tarnawiec jego właściciel, Sławomir Hanus.

Nie ma w tym opisie ani słowa przesady. Znakomicie opracowana strona internetowa podaje, iż Fort został zbudowany na początku XX stulecia na narysie dawnego umocnienia ziemnego z połowy poprzedniego stulecia. Usytuowany pomiędzy miejscowościami Ostrów i Kuńkowce mieścił koszary na 130 żołnierzy i stanowiska dla czterech armat. Pełnił rolę pomocniczą, osłaniając przedpola fortów głównych: VII „Prałkowce” oraz VIII „Łętownia” – szczególnie zaś dolinę, w której położona jest ta ostatnia miejscowość. Głównym zadaniem Fortu był ostrzał dróg prowadzących doliną Sanu z Przemyśla do Krasiczyna oraz dalej przez Sanok na Węgry. Z drugiej strony osłaniał drogę do Dubiecka i dalej – na zachód w kierunku Krakowa. W dniu kapitulacji Twierdzy Przemyśl 22 marca 1915 r. wysadzono w Forcie Ostrów budynek koszar oraz kaponiery – stanowiska artyleryjskie.

Sławomir Hanus odkupił umocnienia Ostrowa w roku 2008. Były one własnością gminy oraz spółki rolnej, która zbankrutowała. Przez czterdzieści powojennych lat teren pozostawał nieużytkowany. Wyjątkiem był barak, postawiony jako noclegownia dla ukraińskich turystów, którzy w latach 80. przywozili do Przemyśla swój sprzęt gospodarstwa domowego. Zalążek „handlu zagranicznego” w Forcie Ostrów był równie nieudany jak wizyta Aleksandra Krawczuka – ówczesnego ministra kultury – który już w tamtych czasach widział Przemyśl jako ośrodek turystyczny. Wizja ta okazała się przedwczesna. Tak pozostaje do chwili obecnej.

Nowy właściciel przejął zdewastowane cztery hektary. Ich uporządkowanie oraz zagospodarowanie wymagało trzech lat harówki. Wycięto sto kubików dziko rosnącej akacji. Jej pocięte pnie posłużyły do wyłożenia ścieżek. Po wyplenieniu dzikiej zieleni ukazał się zarys fortu. Usunięto gruz oraz nieczystości zapychające malowniczy, długi tunel prowadzący do kaponiery – stanowiska ogniowego. Z fosy wywiezione zostały cztery ciężarówki szklanej stłuczki – pozostałości po libacjach dwóch – trzech pokoleń meneli. Odgruzowana została studnia. Powstały ścieżki spacerowe na nasypach oraz wokół umocnień, a na przedpolu malownicze jeziorko. Toaleta dla turystów ustawiona w miejscu żołnierskiej latryny, odpowiada standardom europejskim. Pooglądać można rzadkość: resztki oficerskiego WC z żeliwną, emaliowaną na biało muszlą. 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy