Reklama

Lifestyle

Nie tylko “Ojciec Mateusz”. O fenomenie Sandomierza

Aneta Gieroń, Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 02.05.2013
3907_sandomierz3
Share
Udostępnij
Przez długie lata było to miasto odwiedzane głównie przez wycieczki zakładowe i szkolne. O fenomenalnych, wielowiekowych zabytkach niby wiedziano, ale Sandomierz, zwany nawet „małym Rzymem”, nigdy wyjątkowo modny nie był. Do czasu. Od kilku lat systematycznie „uciera nosa” Kazimierzowi nad Wisłą i masowo ściąga turystów z Warszawy, Śląska, Małopolski, o Kielcach i Rzeszowie nie wspominając. Nadawany od końca 2008 r. w TVP1 serial „Ojciec Mateusz” stał się „kołem zamachowym” popularności Sandomierza. Jednak miasto na medialnej sławie nie poprzestaje.
 
Cezary Łutowicz, sandomierski złotnik, popularyzator krzemienia pasiastego, uliczkami pamiętającymi czasy Kazimierza Wielkiego przechadza się od 40 lat. Dokładnie wtedy porzucił Słupsk i osiadł na stałe w Sandomierzu. – Przez kilka dekad naoglądałem się wycieczek pracowniczych i szkolnych spacerujących po moim mieście, ale trudno to było nazwać turystyką – wspomina. – Prawdziwy renesans miasto przeżywa od  kilku lat.
 
Łutowicz nie ma wątpliwości, że na prosperitę złożyły się co najmniej trzy czynniki. Najważniejszy to kręcony w Sandomierzu popularny serial „Ojciec Mateusz”. Po drugie, fenomen krzemienia pasiastego, kamienia rzadszego niż diament. Do tego dodać jeszcze trzeba politykę włodarzy miasta, którzy we wsparciu dla turystyki dostrzegli szansę dla Sandomierza i jego mieszkańców.
 
Promujemy się nie tylko przez serial
 
To ostatnie właściwie nie powinno dziwić, skoro odpowiedzialna za strategię promocji miasta wiceburmistrz Ewa Kondek z miejsca ujmuje rozmówcę bezpośredniością i dynamizmem. Pani burmistrz jest w Sandomierzu osobą napływową. Pochodzi z Puław, po studiach pracowała na wsi niedaleko Kielc, ale – jak mówi – „zaczynała się dusić”. Akurat urodziła dziecko, stale powtarzając przy tym mężowi, że muszą znaleźć jakąś ciekawszą pracę. Mąż dostał propozycję pracy z mieszkaniem właśnie w Sandomierzu. Pani Ewa zaczęła pracować w Urzędzie Miasta najpierw jako naczelnik wydziału, od 2010 r. jako wiceburmistrz.

Ewa Kondek potwierdza, że „Ojciec Mateusz” spowodował zwiększone zainteresowanie Sandomierzem ze strony turystów. Podkreśla, że – jako przyjezdnej – łatwiej jej było to zauważyć. – Wcześniej rynek po godz. 16 stawał się zupełnie „martwy” – opowiada. – Sama ekipa filmowa podkreślała, że jak przyjeżdżali na pierwsze zdjęcia, to nie trzeba było żadnej ochrony, bo nikt im nie przeszkadzał. Obecnie trzeba już zagradzać teren, gdzie są kręcone kolejne sceny.
 
Serial na pewno jest magnesem, który ściąga turystów do Sandomierza. Szukają tam, a jakże!, śladów ojca Mateusza. – Czasami mimowolnie słyszę ich rozmowy na rynku: „o, tędy przejeżdżał ojciec Mateusz”, „o, tu stała w filmie budka z warzywami” – opowiada Ewa Kondek. – Często poszukują filmowego kościółka, położonego tak naprawdę w Gliniance pod Warszawą. 
 
Pani burmistrz podkreśla, że – choć serial jest dla Sandomierza bardzo ważny, bo pomógł odkryć miasto na nowo – nie można oprzeć strategii rozwoju wyłącznie na przygodach sympatycznego detektywa w sutannie. Tym bardziej,  że – jak mówią telewizyjne badania opinii – do jednych grup społecznych „Ojciec Mateusz” dociera lepiej, do innych gorzej.  Serial stanowił natomiast bazę do akcji promocyjnej miasta z wykorzystaniem nie tylko TVP, ale także stacji komercyjnych, np. TVN, radia, internetu czy billboardów. – W ten sposób docieraliśmy także do innych odbiorców – mówi Ewa Kondek. – Akcję prowadziliśmy nie tylko w województwach ościennych, ale np. na Śląsku, gdyż ze statystyki wejść wiemy, że tamtejsi mieszkańcy oglądają nas w internecie często. Kiedyś śmialiśmy się, że Kraków nas nie odwiedza, a teraz okazuje się, że krakowskich rejestracji jest coraz więcej. Mówiło się także, iż cała Warszawa jeździ tylko do Kazimierza Dolnego. Naszą kampanią chcieliśmy pokazać, że warto przyjechać także do nas.
 
Wygląda na to, że przyniosło to pierwsze efekty. – Od naszych gości czasami słyszymy, że Sandomierz jest bardziej atrakcyjny od Kazimierza. Sporo gości wraca do nas wielokrotnie – podkreśla Eliza Sorbian, menedżerka hotelu i restauracji „Pod Ciżemką”. 
 
– Turyści są bardzo często zaskoczeni tym, że tak wiele jest tu do obejrzenia – dodają Anna Jeżowska i Marcin Borzęcki z Centrum Informacji Turystycznej w rynku. – Jedno z pytań, które nas najbardziej denerwują, brzmi: „przyjechaliśmy tu na godzinę, proszę powiedzieć, co tu można zobaczyć”.
 
Zatrzymać turystę na dłużej
 
Obecna strategia marketingowa Sandomierza zakłada, że jego „klimatyczność”, wspaniałe zabytki, „szlak ojca Mateusza” itd., pomagają wprawdzie „zakochać się” w tym mieście, ale stanowią atrakcję na 1-2 dni. Chodzi natomiast o to, by przyjeżdżający goście mieli zapewnione miejsca i imprezy, które pozwolą im mile spędzić czas wieczorem oraz zachęcą ich do pozostania w Sandomierzu dłużej i do przyjazdu nie tylko w weekendy i wakacje. Zarzewie potencjalnego sukcesu turystycznego miasto widzi w ciekawych cyklicznych imprezach. Organizowane są koncerty znanych wykonawców, wystawy, przeglądy filmowe, festiwale muzyczne czy kulinarne. 
 
Samorząd inwestuje w turystyczną infrastrukturę: powstają drogi, parkingi, ścieżki rowerowe, trasy spacerowe, jest ośrodek sportów wodnych z wypożyczalnią sprzętu. Ponad dwukrotnie wzrosła liczba miejsc noclegowych, coraz więcej osób chce prowadzić handel pamiątkami, sezonowo wzrasta zatrudnienie w kawiarniach i restauracjach.

Znajomi dotąd dziwią się, że wróciliśmy
 
Miasto jest urokliwe, spokojne, lecz można usłyszeć, że – ze względu na sytuację na rynku pracy – nie bardzo nadaje się na miejsce zamieszkania dla ludzi młodych. Potwierdza to analiza przygotowana w ub. roku przez Powiatowy Urząd Pracy na sesję Rady Miasta.  Można w niej przeczytać m.in., że brak w najbliższym rejonie ośrodków przemysłowych oraz centrów kształcenia i biznesu powoduje, że młodzież, która wyjechała na studia, z reguły nie planuje już powrotu.
 
O tym, że tak być nie musi, świadczy historia Anny Wnuk i Przemysława Gołębiowskiego. Ona, absolwentka stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Jagiellońskim, i on, jeszcze przed magisterium na hotelarstwie i turystyce na UJ, oboje sandomierzanie, swojego miejsca na ziemi nie szukali jednak w Krakowie, ale odważyli się wrócić do rodzinnego miasta.
 
– Znajomi ciągle jeszcze dziwią się naszemu powrotowi, ale to była przemyślana i dojrzała decyzja. Po siedmiu latach spędzonych w Krakowie uznaliśmy, że jest to świetne miejsce do studiowania, ale niekoniecznie do życia na stałe. Wróciliśmy do Sandomierza świadomie, ale od początku wiedzieliśmy, że nie szukamy tutaj pracy na etat, bo o taką bardzo trudno, lecz spróbujemy sił we własnym biznesie – opowiada Anna Wnuk. – Stanęliśmy do przetargu na lokal należący do miasta i… w rezultacie zapraszamy gości do „Iluzjon Art Cafe”, z przepięknym widokiem na rynek.
 
Anna i Przemysław już wcześniej przepracowali kilka lat w hotelach i restauracjach, dlatego branża, z którą się związali, nie była przypadkowa. Od początku mieli sprecyzowany pomysł na lokal, jego atmosferę, menu oraz wystrój. 
 
– Liczymy, że Sandomierz stanie się miastem ludzi młodych – ma nadzieję wiceburmistrz Ewa Kondek. – Choć zdajemy sobie sprawę, że nie da się tego zrobić szybko.

Pilkington przestraszył się powodzi

Dotychczas mówiło się, że sandomierski rynek pracy stoi na „trójnogu”: producent szkła Pilkington Polska – targowisko – turystyka. Na pewno znacząco wzrosła rola turystyki, ale to nie oznacza, że miasto tylko na niej stoi. Nadal bardzo poważnym pracodawcą jest Pilkington, który zatrudnia prawie 2 tys. osób. W 2010 r. była szansa na kolejną inwestycję w Sandomierzu, która dałaby kilkaset nowych miejsc pracy. Był to jednak czas powodzi i firma – zaniepokojona zagrożeniem z tego wynikającym – ostatecznie ulokowała tę inwestycję w Chmielowie. – Szukali terenów po bezpiecznej, lewobrzeżnej stronie Sandomierza, ale miasto nie ma tu terenów inwestycyjnych, jest małe obszarowo, zamknięte – ubolewa Ewa Kondek. 
 
Szansą dla Sandomierza jest, zdaniem Powiatowego Urzędu Pracy, dalsze rozwijanie bazy turystycznej oraz tworzenie nowych atrakcji dla turystów (np. parków rozrywki, ośrodków spa), poprawienie infrastruktury drogowej, rozwijanie usług gastronomicznych i wszelkich usług związanych z ruchem turystycznym, dbałość o tereny zielone, ich zadrzewianie i pielęgnacja.
 
Moda na krzemień pasiasty
 
Atutem do jeszcze lepszego wykorzystania jest na pewno krzemień pasiasty, zwany kamieniem optymizmu. Dziś Sandomierz jest światową stolicą krzemienia pasiastego, a w Muzeum Okręgowym można zobaczyć unikalną, największą na świecie kolekcję biżuterii z jego wykorzystaniem. Można powiedzieć, że biżuteria z krzemieniem pasiastym jest rodzajem „służbowego ubrania”, które chętnie manifestują sandomierzanki. Także pani Ewa Kondek, wiceburmistrz Sandomierza. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy