Reklama

Ludzie

Bałagan pod kołdrą i pod czaszką. Felieton Magdy Zimny – Louis

Magdalena Zimny - Louis
Dodano: 20.04.2016
26449_Magdalena-Zimny-Louis
Share
Udostępnij
Niezależnie od czasów, w jakich żyjemy i środowisk, w jakich przyszło nam się obracać, publiczne wygłaszanie szczerej, z głębin naszego gustu płynącej opinii, zawsze wiąże się z ryzykiem.  Jeśli  chcemy, by nam spalono dom lub wyrzucono  z pracy, wykopano z rodziny lub kręgu przyjaciół, walmy śmiało, co myślimy.  Własne zdanie, wyrobione starannie niczym ciasto drożdżowe, przeważnie ciężko oburza, wkurza i obraża innych, zamyka drzwi, gasi światło nad radosnymi stosunkami międzyludzkimi.  Polityczny, światopoglądowy, religijny spór na niejednej rodzinnej tafli zrobił rysę i niejeden łańcuch przyjaźni rozerwał.
 
Język mój czasami do krwi gryzę, kiedy go próbuję poskromić, żeby tego swojego zdania nie wygłosić komentując cudze życie, konkretniej jeszcze, cudze stosunki małżeńskie lub sposób wychowywania dzieci, upodobania modowe, dietetyczne czy wybory wakacyjne. Dodać trzeba, absolutnie niezgodne z moimi! 
 
Ach jakby się chciało, prosto z mostu sypnąć, co się naprawdę myśli o mężu tyranie koleżanki, który jej grosz na zakupy wydziela jakby księgowym w spółce był, choć tylko ubezpieczeniami handluje, w ciężką depresję wpędza licząc jej zmarszczki oraz wypite kieliszki wina. O zupie sąsiadki spod czwórki, smakującej jak wywar ze ścierki, swoje zdanie wyrazić… Ech… Znajomym o ich dzieciach wreszcie prawdę w oczy powiedzieć i uświadomić, że wprawdzie chłopaki rosną szybko jak chwasty na działce, ale też jak to chwasty, do niczego się w przyszłości nie nadadzą, jeśli ich tak dalej będą rozpuszczać. Jakaż pokusa wielka człowiekiem targa, aby powiedzieć temu, co głosował na inną partię, że on dureń jest, tępy jak łeb karpia i niech ze wstydu spłonie, bo tyle mu tylko zostało. 
 
Szlachetne własne zdanie, które niczym pieśń rewolucyjna z piersi się wyrywa, wypowiedziane głośno, przynieść nam może natychmiastową ulgę … ale nic poza tym. Neutralna rozmowa przechodzi w wykład, walec rusza z ochotą tratować cudze szczęście, aby sobie ulżyć. Ty sobie to kup, ty tam jedź,  tego nie rób, to powinieneś, tego ci nie radzę dotykać, z tamtym się rozstań, wyłącz, przełącz, nie płać… Wszystko to w dobrej wierze, bo przecież chcemy pomóc, intencje mamy czyste, troskę w sercu, więc dlaczego, do cholery jasnej, posądzają nas o wstrętne, natrętne wtrącanie się w cudze sprawy?! Jakie to wtrącanie, skoro my z sympatii chcemy podzielić się naszym zdaniem z drugą osobą, obdarzyć ją skarbem naszego doświadczenia, pomóc, oświecić, uratować… Według naszej receptury będzie wam się żyć godniej i weselej, więc skąd ten chłód, niechęć i obraza? My chcemy dla was dobrze… 
 
Niestety osaczeni jesteśmy również przez osoby, które wciąż NAM grzebią w osobistych sprawach, naciskając na wszystkie odciski, jakie mamy. Mówią nam, co warto, a czego nie wolno, gdzie kupić, gdzie sprzedać, jak się ubrać, w którym banku pieniądze trzymać i gdzie zjeść kolację przy świecach, dokąd pojechać na weekend, kiedy zmienić opony z letnich na zimowe.  Te osoby są po prostu źle wychowane, przemądrzałe, wścibskie i wydaje im się, że wszystko wiedzą najlepiej, a prawda jest taka, że guzik  wiedzą! Po prostu NAM zazdroszczą! Pakują się na nasze prywatne salony  w butach i usiłują rozstawiać po kątach nasze psy, naszych mężów,  lodówki oraz książki, tymczasem same mają wielki bałagan pod kołdrą i pod czaszką. Czerpią przekonanie o własnej nieomylności z oceanu pychy i zarozumialstwa, a przy tym udają, że nam dobrze życzą… A fuj! 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy