Reklama

Ludzie

Hygge – wytrych do szczęścia. Felieton Krzysztofa Martensa

Krzysztof Martens
Dodano: 12.06.2017
33194_main
Share
Udostępnij

Co to za diabeł? Hygge oznacza, że jest fajnie, intymnie, sympatyczne, błogo. Najważniejszy jest nastrój, stonowane światło płynące z migoczących płonących świeczek, grupa przyjaciół i leniwe dyskusje przy lampce wina, lub kieliszku czegoś mocniejszego.

Możemy sobie wyobrazić chatkę w lesie, płonący kominek – wystarczą nawet świeczki – grupkę zaprzyjaźnionych ludzi wymieniających uwagi na temat ostatniej wizyty w muzeum sztuki w Kopenhadze. Czy to już jest hyggeligt – to znaczy fajne, cool, dające poczucie dobrostanu? Nie ma co ukrywać – przydałaby się jeszcze burza śnieżna i wyjące wilki pod oknami w celu zbudowania atmosfery niewinnej grozy. Oczywiście jakiekolwiek niebezpieczeństwo nie jest pożądane, ale delikatny dreszczyk emocji jest bardzo podniecający.

Duńczycy są narodem, który we wszystkich badaniach poziomu szczęścia i zadowolenia z życia jest zawsze na pierwszym miejscu.

Oczywiście ma to oparcie w zamożności społeczeństwa, ale też i w mentalności. Towarzyszy temu kult pracy i umiejętność cieszenia się z drobnych sukcesów i przyjemności.

Satysfakcja ze spędzenia wieczoru z książką w ręce i gorącą herbatą na pobliskim stoliku wydaje się być zupełnie nieznana w Polsce i wielu innych krajach, gdzie głównym zajęciem ludzi jest nerwowa pogoń za pieniędzmi, lepszymi samochodami czy mieszkaniami.

Duńczycy są skromni i lubią przeciętność. Prawo Jante to pojęcie stworzone przez norweskiego pisarza pochodzenia duńskiego -Sandemose’a, który opisał zasady rządzące społecznością lokalną w fikcyjnym duńskim miasteczku Jante. Najważniejsza z nich brzmiała: „Nikt nie jest kimś specjalnym. Nie próbuj wyróżniać się ani udawać, że jesteś pod jakimkolwiek względem lepszy od innych”.

Miłośnicy hygge uwielbiają świeczki – na jednego mieszkańca tego sympatycznego kraju przypada kilkaset kilo zużywanego wosku rocznie – to jest niewątpliwie rekord świata.

Dla mnie hygge, to nie jest po prostu szczęście – jest to harmonia pomiędzy pracą a korzystaniem z życia i jego drobnych przyjemności.

XXI wiek oczekuje od nas, abyśmy byli perfekcyjni, kreatywni, przebojowi i piękni. Hygge jest tego zaprzeczeniem – potrzebujemy dać sobie chwile przerwy, być na luzie i pomyśleć o karabinach z krzywą lufą. Lenistwo to bardzo przyjemna wada, byle tylko pojawiała się we właściwych momentach. W Danii panuje moda polegająca na tym, że codziennie członkowie rodziny poświęcają sobie dwie godziny. Wymaga to porzucenia tabletów, wyłączenia telefonów i innych gadżetów, ale daje poczucie hygge i jest bardzo hyggeligt.

Manifest hygge prezentuje kilka niezbędnych parametrów: spokój, harmonia, przyjemności, atmosfera (oczywiście świeczki), równość – nie JA lecz MY, tu i teraz, przyjemna drzemka, dobre jedzenie. Urocze kolacje są niezwykle hyggeligt – rozkosze podniebienia liczą się bardzo, ale kluczowa jest oprawa, piękne zadbane otoczenie.

Byłem w restauracji w Kopenhadze, w której na ostatnią lampkę wina i specjalne czekoladki właściciel zaprosił nas do osobnej sali, gdzie w wygodnych fotelach w półmroku mogliśmy absorbować hygge.

To było doświadczenie wyjątkowo hyggeligt.

Powiecie, że hygge jest sposobem na krycie się przed brutalną rzeczywistością. Czy to „zjawisko” powinno się dostosować do realiów XXI wieku? Nie powinniśmy udawać, że piętrzące się problemy nie istnieją. Mam jednak naiwną nadzieję, że to świat dojrzeje, dorośnie i dostosuje się do manifestu hygge.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy