Reklama

Ludzie

Grażyna Niezgoda: sfotografować ciszę

Antoni Adamski
Dodano: 06.05.2014
12236_fot-Marek-Janicki-Grazyna-Niezgoda
Share
Udostępnij
– Fotografia to coś mojego, własnego… – mówi Grażyna Niezgoda, dodając: Zarówno samo fotografowanie, decyzja kiedy nacisnąć spust migawki jak i proces wyboru właściwego zdjęcia, nadawanie mu wagi – to są te szczęśliwe chwile fotografa. Na ogół nie kadruję zdjęć, staram się tak wybrać kompozycję, aby była gotowa, skończona już w momencie powstawania. 
 
Grażyna Niezgoda – artystka – fotograficzka, antykwariuszka i krytyk sztuki do swego artystycznego powołania doszła po latach, okrężną drogą. Dzieciństwo spędziła w Jaworze – malowniczym dolnośląskim miasteczku położonym w pobliżu Wrocławia. Gotyckie budowle: kościół i zamek, słynna luterańska Świątynia Pokoju niedawno pieczołowicie odrestaurowana i wpisana na listę UNESCO, renesansowe kamieniczki w rynku z głębokimi podcieniami… Grażyna przyznaje, że do życia potrzebne jest jej niebanalne otoczenie. (To zadecydowało później o przenosinach do Przemyśla.) Po ukończeniu szkoły średniej studiowała we Wrocławiu bibliotekoznawstwo – przede wszystkim zbiory specjalne (kartografia, rękopisy, grafika; wrocławska biblioteka przechowuje znakomitą kolekcję grafik Rembrandta). 
 
Po studiach wraz z nieżyjący już mężem Waldemarem – z zawodu architektem – wyjechała w Bieszczady, gdzie Waldemar planował utworzyć skansen cerkwi. Zamieszkali w Ustrzykach Dolnych. Waldek współpracował z Jerzym Turem, historykiem sztuki, który uratował bieszczadzkie ikony zakładając ich składnicę przy Muzeum-Zamku w Łańcucie. Pomysłem skansenu nikt nie był zainteresowany: ani miejscowe władze, ani Ukraińcy, protestowali np. emigranci z Kanady. Przez dwa lata oboje zmagali się z powszechną niemożnością, a zabytkowe cerkiewki niszczały. Mieszkali na stadionie w pokoiku bez żadnych wygód. W 1973 przeprowadzili się do Przemyśla, gdzie władze miasta zaoferowały mieszkanie dla architekta. Także dla Grażyny znalazła się oferta pracy:
 
– Pamiętam jak zadzwonił Antoni Kunysz, dyrektor Muzeum w Przemyślu. Powiedział mi o projekcie pierwszego w województwie salonu DESY. Na początku broniłam się przed zawodem antykwariusza. Później propozycję przyjęłam i  zaocznie podjęłam studia z historii sztuki w Krakowie. Moim profesorem był m. in.  Karol Estreicher – wspaniała postać. Salon powstał w podcieniach jednej z rynkowych kamieniczek. Po wielu latach pomagałam w założeniu podobnego w Rzeszowie – wspomina.
 
Portret nieznanego mężczyzny z II połowy XX w.
 
Prowadzenie salonu antyków szybko przestało Grażynie wystarczać. W 1976 roku magazyn mebli przy ul. Fredry przekształciła w pierwszą w mieście galerię sztuki współczesnej. Pokazywała w niej prace krajowych znakomitości: Leszka Rózgi, Danuty Leszczyńskiej-Kluzy, Henryka Rachfalskiego, debiutowali tu artyści przemyscy: Tadeusz Nuckowski, Jurek Lis i inni. Po ogłoszeniu stanu wojennego galeria funkcjonowała jeszcze siłą rozpędu; szybko zaczął się bojkot ogłoszony przez artystów. Tymczasem rozpoczęło działalność środowisko kultury niezależnej, do którego Grażyna się włączyła. W pomieszczeniach dolnego kościoła oo. franciszkanów, w latach 80-tych przemyskie środowisko zorganizowało około 50 wystaw, w tym trzy edycje Festiwalu Diecezjalnego „Człowiek – Bóg – Świat”. Uczestniczyli w nim nie tylko artyści z całego kraju, lecz także z Niemiec, Anglii, Stanów Zjednoczonych i Australii. Innym ważnym polem nieoficjalnej i nielegalnej działalności było forum nazwane Strychem Kulturalnym. W prywatnym domu Marka Kuchcińskiego odbywały się spotkania m.in. z Wiktorem Woroszylskim, Leszkiem Moczulskim, Krzysztofem Karaskiem, Bogdanem Cywińskim. W antykwariacie DESY Grażyna sprzedawała rysunki Jacka Fedorowicza. Wśród nich – obok staroci – portret Lecha Wałęsy określony przez autora jako „portret nieznanego mężczyzny z II połowy XX w.” 
 
– Cenzor nie przychodził do sklepu z antykami. Nie przyszłoby mu to do głowy – wyjaśnia była kierowniczka DESY, dodając: – Gdy w roku 1989 wróciłam z Belgii po tygodniowej nieobecności, na płocie obok kościoła salezjanów zobaczyłam transparent: „Głosujcie na opozycję”. Nadchodziły nowe czasy, rozpoczęliśmy działalność Przemyskiego Komitetu Obywatelskiego. Po zmianie ustroju sprywatyzowałam desowski salon z antykami; prowadziłam go jeszcze przez 22 lata. W sumie antykami i galerią sztuki zajmowałam się 38 lat. Powoli wycofywałam się z działalności politycznej. 
Na początku lat 90.tych Grażyna wykonała swoje pierwsze zdjęcie. Był to widok zamarzniętego Sanu i jej jamnik Fąfel na spacerze. Pomyślała sobie, że powstała dobra kompozycja. Zaczęła robić następne. Były to krajobrazy, w tym pejzaże przemyskie, portrety, i tzw. „instalacje”, czyli wybrane z otoczenia przedmioty, które na fotogramie tworzą nową, zaskakującą rzeczywistość. W 1999 r. zyskała status zawodowca: została przyjęta do Związku Polskich Artystów Fotografików.
 
Kłamstwo fotografii
 
Grażyna mówi, że fotografować jest dziś zbyt łatwo: nie tylko taniutkim aparacikiem, lecz także telefonem komórkowym za złotówkę. (Kiedyś było to zajęcie tylko dla wtajemniczonych, którzy długo musieli uczyć się tajemnic warsztatu.)  Każdego dnia powstają miliony zdjęć. 
Opisy tego, co czujemy i widzimy odeszły w przeszłość wraz z całą sztuką epistolograficzną. List zastąpiła fotografia. Zdjęcie utrwala – czy jest to konieczne czy nie – naszą obecność, wypiera dłuższą informację prasową, dominuje w reklamie. Fotografia stała się tak gadatliwa i łatwa w odbiorze jak twórczość grafomanów. Już dawno upadł mit o jej obiektywizmie. Obrabiana przy pomocy wymyślnych programów komputerowych manipuluje naszą wyobraźnią. Nie po to by stać się sztuką, ale po to by osiągnąć cel, jaki stawia jej socjotechnika. Fotografia kłamie. „Ale czy kłamiąc nie ujawniamy prawdy o sobie?” – pyta Grażyna. Dewaluacja obrazu jest ogromna. Łatwiej dziś zrobić zdjęcie niż napisać kilka słów. I nadal sztuka fotografii jest równie trudna jak sztuka pisania wierszy.  Dostępność aparatów fotograficznych niczego tu nie zmienia. Nadal zdjęcia i wiersze dzielą się na konieczne i niekonieczne – podkreśla Grażyna.
 
Z banału powstaje sztuka
 
Czego szuka artysta fotografik?  Przemyska artystka jest mistrzem martwych natur. Z najzwyklejszych, otaczających nas przedmiotów tworzy kompozycje, w których odczuwamy atmosferę malarstwa dawnych mistrzów.  Szuka przedmiotów, które „tworzą wokół siebie intensywny byt, atmosferę”. Fotograficzka sztukę kreuje z banału, z codzienności, uważnie obserwując to co ja otacza. Decyzję podejmuje w ułamku sekundy. Przystaje i naciska spust migawki. To co widzi i utrwala w pamięci aparatu jest niepowtarzalne. Choć fotografuje martwe przedmioty, nigdy nie udaje się jej wrócić do sytuacji, która była impulsem powstania zdjęcia. Nigdy nie powtórzy się to samo oświetlenie.  Oto martwe natury Grażyny: wysłużone metalowe krzesło ze zużytą tapicerką, stojące w półmroku, prześwietlone promieniem słońca. Drewniany fotel na biegunach zastygł w półcieniu obok starej skrzyni.  Na tle surowej faktury pustej ściany utrzymanej w intensywnej czerwieni stoi krzesło z białego plastiku.  Dopełnieniem tej zdyscyplinowanej malarskiej kompozycji – choć powstała ona przypadkiem – jest plama białej farby na kamieniu. 
 
Instalacje: miejska i chłopska
 
Niekiedy oszczędna martwa natura skomponowana z dwóch-trzech przedmiotów ulega rozbudowaniu. Z potężnym murem z murszejącej cegły kontrastują przedmioty skarlałe, niezgrabne, pokraczne: jakaś koślawa drewniana ławka, siedzisko sklecone z kawałków desek, stary telewizor na plastikowej skrzynce. „Kącik wypoczynkowy” urządzony na podwórku starej kamienicy przekształca się w obiektywie fotografika w prawdziwą instalację artystyczną. Choć najczęściej „Instalacja miejska” posługuje się ubogimi środkami: to rząd okienek przemyskiej kamienicy, których ceramiczne parapety rysują długi cień na pustej ścianie, tworząc kontrast światła i cienia, płaszczyzny i głębi. Rozbudowana „instalacja chłopska”: ustawione pionowo obok siebie tyczki do fasoli tworzą fantastyczny – nierealny las, zaś opakowana w brudną, grubą folię kukurydza przekształca się w kompozycję abstrakcyjną o wysublimowanej kolorystyce. 
 
Dialog ze starymi mistrzami 
 
Grażyna potrafi sfotografować ciszę – jak w cyklu „Upływ czasu w mieście Przemyślu w 2012”. Na chropowatej powierzchni starych desek rysuje się cień  cyferblatu zegara z wieży katedralnej. Towarzyszy mu cień fotografika. Przez okienko widać zamek i fragment uliczki z sylwetkami przechodniów. Wbrew tytułowi czas stanął w miejscu; pozostaje kontemplacja znieruchomiałego świata. Tak jak w fotogramach przedstawiających przemyski pejzaż: bezlistny konar drzewa na pierwszym planie, w tle dachy i wieża kościoła franciszkanów. Zamglone, prześwietlone bladym jesiennym słońcem sylwety drzew na Rynku przypominają krakowskie Planty z pasteli Stanisława Wyspiańskiego. Częstym motywem kompozycji jest San w Słonnem zanurzony w oparach porannej mgły, eksponowany promieniami słońca lub poprzez głębokie cienie letniego południa.
 
Niekiedy pejzaż zredukowany zostaje do abstrakcyjnego znaku: to padający na rzekę cień wiszącego mostu czy odbijające się w nieruchomej wodzie kolorowe chorągiewki. Wynurzające się z rzeki łopaty pogłębiarki tracą swą realność, przypominając abstrakcyjną kompozycję Juana Miro, któremu fotogram jest poświęcony. Fotografia Grażyny Niezgody to dialog z tradycją i z konkretnymi artystami, którym dedykuje niektóre kompozycje. Ich dzieła są stale obecne w jej wewnętrznej wyobraźni: to błysk umysłu, refleks, skojarzenie, które prowokują naciśnięcie migawki. Bo – jak sama przypomina – przez całe życie oglądała obrazy.
 
„Próbuję przyłapać fotografowane obiekty w ich najlepszych momentach, w apogeum ich obecności: kiedy to świat wyraża się poprzez opuszczone krzesło, krzywy mur. Wyznaję teorię, że każdy ma swoją szczęśliwą chwilę, moment, kiedy "zachodzi zjawisko". Szukam tego w portrecie i w martwych naturach, w pejzażu i w wizerunku miasta” – mówi.
 
Portrety – kradzione chwile
 
Portrety Grażyny Niezgody wynikły z projektu dokumentowania pleneru malarskiego w Słonnem, wydarzenia artystycznego trwającego już ponad trzydzieści lat. Dokumentowała także Przemyską Wiosnę Poetycką. Stąd przedmiotem jej fotografii są często artyści. Wiąże się to także z innym ważnym cyklem „Pracownie”. Cierpliwie towarzyszyła w nich artystom przy pracy zyskując sobie status "niezauważalnej". Obiektem jej fotografii był Kazimierz Wiśniak, czy przemyski rzeźbiarz Marian Szajda.
Jej fotografie to chwile im skradzione, wykorzystane mgnienie, moment, bo zawsze co innego jest ważniejsze, pilniejsze…. W czasie takich błyskawicznych sesji fotograficznych stara się uchwycić charakterystyczny gest, skręt głowy, pochylenie, błysk w oku. „Lubię fotografię twarzy. Każdy ma swoją intymność, marzenia, toteż prawie każdy ma szanse na trafny portret”. 
 
Wykonuje kilka rodzajów wizerunków. Artyści lubią jej portrety przeznaczone do tomików poezji oraz do innych wydawnictw. W każdym ujęciu ukazuje się jakaś charakterystyczna cecha, często taka, o której nie wiedział sam portretowany. Niekiedy wizerunek staje się kreacją plastyczną, aranżowaną tak, by samo otoczenie pokazywało prawdę o człowieku, o wykonywanym przez niego zajęciu: o jego poezji, malarstwie. O jego życiu.
 
Wśród radości życia: podróżowania, czytania, mądrej rozmowy, jest także radość patrzenia, którą utrwala fotografia. Nie zawsze to się udaje ale jeśli się zdarzy, zachodzi zjawisko znane sztuce – można się swoim zachwytem podzielić się z innymi.
 
_________________________________________________________________________________________________________–
Grażyna Niezgoda: fotograficzka, antykwariuszka, galerzystka, krytyczka sztuki, rzeczoznawczyni Ministra Kultury w specjalizacji: ocena i wycena dzieł sztuki, biegła sądowa z zakresu sztuki, animatorka kultury. Członkini Związku Polskich Artystów Fotografików od 1999 roku. Dyplom na Uniwersytecie Wrocławskim. Autorka 20 wystaw indywidualnych fotografii. W roku 2010 wraz z Kazimierzem Wiśniakiem opublikowała album „Narodziny obrazu". Jej prace prezentowano m. in. w albumach „Sztuka fotografii”, „Fotografowie", „Mistrzowie polskiego pejzażu". W 2012 weszła w skład redakcji kwartalnika literackiego Nowa Okolica Poetów.  W przemyskiej Galerii Sztuki Współczesnej prowadzi wykłady o sztuce dawnej dla Przemyskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku – odbyły się 23 spotkania.
Brała udział w wielu plenerach i wystawach zbiorowych,  interdyscyplinarnych i fotograficznych. Współredagowała album  „25 razy Słonne”. Współpracuje z większością periodyków literackich, także z magazynami i wydawnictwami książkowymi.  W 2007 roku odbyła się wystawa „Twarze między wierszami, książki ilustrowane fotografiami Grażyny Niezgody".
Prace autorki znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, Galerii Sztuki Współczesnej w Przemyślu, Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku, ZPAF Warszawa, ZPAF Kielce, Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Radomiu; w kolekcjach prywatnych w Polsce, Szwajcarii, USA, Anglii, Szwecji i Słowacji.  Autorka mieszka i pracuje w Przemyślu.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy