Reklama

Ludzie

Franciszek Wilk – ludowiec niezłomny

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 24.09.2015
22024_21909_Franciszek-Wilk_m
Share
Udostępnij
Był skromny, łagodny i kontaktowy, a po pobytach w sowieckich więzieniach i łagrach także schorowany i słaby fizycznie. Ale jednocześnie nieustępliwy, twardy, o wrodzonych zdolnościach przywódczych. Kto? Franciszek Wilk, następca Stanisława Mikołajczyka na funkcji prezesa emigracyjnego PSL. Właśnie ukazała się pierwsza biografia tej nieco zapomnianej, a przecież bardzo ważnej postaci ruchu ludowego, napisana przez dr. Roberta Witalca z rzeszowskiego oddziału IPN – „Franciszek Wilk (1914-1990). Biografia ludowca niezłomnego”.
 
Inspiratorką powstania książki była Krystyna Lenkowska, znana rzeszowska anglistka i poetka, spokrewniona z Franciszkiem Wilkiem, i to niejako podwójnie – był on bratem babci pani Krystyny od strony ojca, a jednocześnie jego matka była ciotką jej dziadka. Rzeszowska poetka uznała, że warto przypomnieć tę postać nie tylko dlatego, że Franciszek Wilk był jednym z liderów emigracyjnego ruchu ludowego. Była to dla niej także próba zmierzenia się z obecnością jej ojca na „liście Wildsteina”.
 
Inspiracją była książka o prof. Chrapkiewiczu

Kilka lat temu IPN wydał książkę „Pozyskać >>Dobrego<<”, poświęconą inwigilacji przez PRL-owski wywiad słynnego genetyka, osiadłego we Francji – prof. Franciszka Chrapkiewicza-Chapeville. Krystyna Lenkowska poznała profesora osobiście, mocno przeżyła lekturę książki o nim „Z Godowej w świat”, a nawet napisała opowiadanie o profesorze, opublikowane w literackim periodyku „Fraza”. Prof. Chapeville też musiał zmierzyć się z problemem inwigilacji ze strony tajnych służb, jak również z rodzinną tragedią, jaką było rozstrzelanie w czasie wojny jego rodziców przez oddział AK. – Byłam na promocji książki „Pozyskać >>Dobrego<<” w Strzyżowie, a potem na Uniwersytecie Rzeszowskim,  dyskutowałam z jej autorami – Piotrem Szopą i Robertem Witalcem – opowiada Krystyna Lenkowska. – Przyszło mi do głowy, że ci ludzie, którzy są tak blisko teczek, mogą odpowiedzieć na moje pytanie, a przy okazji przypomnieć, przynajmniej Podkarpaciu, taką osobę jak Franciszek Wilk.
 
Problem był następujący: ojciec Krystyny Lenkowskiej znalazł się na „liście Wildsteina” jako osobowe źródło informacji. – Kiedy to się stało, cierpiał już na chorobę Alzheimera w stadium zaawansowanym, więc nie można było go zapytać, co o tym wszystkim myśli – opowiada rzeszowska poetka. – Chorował bardzo ciężko, więc wtedy ta sprawa zeszła na dalszy plan. Ale kiedy umarł, w dniu pogrzebu wybrałam się do IPN. Za jakiś czas dostałam teczki dotyczące ojca w postaci kopii. A ponieważ tropy w tych teczkach już od lat 50. prowadziły do Franciszka Wilka, zrozumiałam, że mój ojciec był trochę „ofiarą” swojego wuja, z którym korespondował. W teczkach ojca są bowiem notatki UB, jeszcze z lat 50., że koresponduje z Wilkiem i stryjem, który mieszkał we Francji. 

Ciążąca rodzinna przeszłość
 
W latach 50. ojciec Krystyny Lenkowskiej, jako student filologii romańskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, pojechał z grupką studentów do Francji. Wcześniej umówił się listownie z Franciszkiem Wilkiem na spotkanie w Lille, gdzie mieszkał i pracował ów stryj. Spotkali się w trójkę. – Po pewnym czasie UB odkryło, że mój ojciec jest powiązany z tymi dwoma osobami – opowiada Krystyna Lenkowska. – Został wezwany, a ponieważ nie był może człowiekiem bardzo odważnym, przyznał się do tej znajomości. Po tej pierwszej rozmowie został zarejestrowany jako tajny współpracownik i dostał nawet pseudonim „Michel”, tak jak miał na imię stryj z Francji. Przez jakiś czas UB nagabywało ojca, by pojechał do Anglii i przekazał stamtąd informacje o Franciszku Wilku. Z teczek wynika, a także pan Witalec pisze o tym w swojej książce, że to się nigdy nie stało. Mój ojciec nie tylko nigdy nie pojechał do Anglii, ale przez następne kilkadziesiąt lat w ogóle nie wyjeżdżał na Zachód. I choć nigdy faktycznie nie został tym TW, to był zarejestrowany jako TW. A ponieważ to nas jako rodzinę dotknęło, chciałam tę sprawę zbadać. Zamiast jednak swój żal i gniew wykorzystać do tego, by ojca oczyszczać, pomyślałam sobie, że jest w tej historii na tyle nieistotną postacią, iż skupię się na Franciszku Wilku. 
 
Po spotkaniu promocyjnym książki o prof. Chrapkiewiczu na Uniwersytecie Rzeszowskim Lenkowska zapytała dr. Witalca, czy byłby zainteresowany postacią Wilka. – Obiecałem, że przyjrzę się tej osobie – wspomina dr Witalec. 
 
Historyk  z IPN po jakimś czasie odpowiedział, że podejmie się napisania biografii Franciszka Wilka. – Tak się złożyło, że w tym czasie odwiedziła mnie córka Wilka, Marta, która mieszka w Klagenfurcie. Zainicjowałam jej spotkanie z panem Witalcem. Wtedy już wiedzieliśmy, że ta książka „będzie się pisać” – dopowiada Krystyna Lenkowska. 
 
Robert Witalec sprawdza w komputerze, kiedy napisał pierwsze pismo w sprawie biografii Franciszka Wilka: – W 2011 roku.
 
Nie wyglądał jak typowy ludowiec
 
W 1978 r. Lenkowska, jako studentka filologii angielskiej, pojechała do Anglii, w myśl zasady, że warto mieć żywy kontakt z językiem, który się studiuje. Na lotnisku powitała ją żona Franciszka Wilka, Adela. – Przez tydzień mieszkałam w ich domu, który Franciszek Wilk, za 2,5 tys. funtów, o czym zresztą dowiedziałam się z książki dr. Witalca, odkupił od Stanisława Mikołajczyka – wspomina poetka i anglistka.
 
Wspomina też, że przegadali jedną z nocy – a właściwie to przede wszystkim Franciszek Wilk opowiedział jej całą swoją historię. – Oczywiście, gdybym słuchała tego dzisiaj, zapamiętałabym dużo więcej jako osoba starsza i bardziej doświadczona – podkreśla.
 
Swojego krewniaka zapamiętała jako przemiłego, skromnego, łagodnego, kontaktowego człowieka. Dopiero z książkowej biografii dowiedziała się, jak wielkim był „twardzielem”.  – Nie wyglądał jak typowy ludowiec, ani tak się nie zachowywał. Dla mnie był intelektualistą. Wyglądał jak intelektualista, mówił przepiękną polszczyzną – wspomina Krystyna Lenkowska.
A jaki obraz Franciszka Wilka, bezpośredniego następcy Stanisława Mikołajczyka w emigracyjnym PSL, wyłania się z biografii, autorstwa dr. Roberta Witalca?
 
Urodził się w 1914 r. w Wysokiej w pow. łańcuckim, w chłopskiej rodzinie wielodzietnej. Widział, jak wygląda sytuacja ubogiej ludności wiejskiej. Jednocześnie jednak tereny, z których pochodził, były bardzo ciekawe pod względem działalności spółdzielczej, rozkwitu idei samopomocy: w położonej nieopodal wsi Gać w XIX w. powstała druga w Galicji kasa spółdzielcza, założona przez Franciszka Stefczyka. W Gaci w okresie międzywojennym funkcjonował Wiejski Uniwersytet Orkanowy, jeden z pierwszych w Polsce, a w pobliskiej Markowej została założona pierwsza w Polsce wiejska spółdzielnia zdrowia. Franciszek Wilk jeszcze przed II wojną światową był mocno zaangażowany w tworzenie spółdzielni.
 
W wieku 19 lat wstąpił do Stronnictwa Ludowego. Działalność polityczna nabrała rozpędu podczas studiów z zakresu filologii polskiej na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Tam tworzył Polską Akademicką Młodzież Ludową – organizację skupiającą studentów pochodzących ze wsi; działał aktywnie w Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici” i w Stronnictwie Ludowym. – Jego działalność w SL polegała głównie na objeżdżaniu terenu, przede wszystkim województwa tarnopolskiego, i agitowaniu na zebraniach wiejskich do tworzenia struktur stronnictwa– opowiada Robert Witalec. – Ta jego praca została doceniona i jeszcze przed wojną powierzono mu kierowanie sekretariatem partii we Lwowie. Stał się więc jedną z bardziej znaczących postaci SL szczebla wojewódzkiego. 
 
W sowieckim łagrze i kamieniołomach
 
W czasie wojny Franciszek Wilk zaangażował się w działalność antysowiecką w strukturach Rewolucyjnego Związku Niepodległości i Wolności – lewicowej organizacji, utworzonej w 1939 r. we Lwowie przez działaczy SL, PPS, SD i związków zawodowych. Wilk był w strukturach kierowniczych Związku, kierował referatem wiejskim. 
 
1 marca 1940 r. został aresztowany na skutek wsypy, która miała miejsce miesiąc wcześniej wśród członków tej organizacji. Trafił do więzienia we Lwowie na ul. Łąckiej, a następnie na Zamarstynowie. – Do niczego się nie przyznał, nikogo nie obciążył swoimi zeznaniami – podkreśla Robert Witalec. – Na pytanie, z kim się kontaktował już po zajęciu Lwowa przez wojska sowieckie, wymienił kilkanaście nazwisk, lecz były to osoby, z którymi pracował oraz profesorowie uniwersytetu lwowskiego. 
 
 „Przełom” w śledztwie nastąpił po konfrontacji Wilka z Michałem Langiem, jednym z organizatorów Rewolucyjnego Związku. Lang zeznał, że sam werbował Wilka, przyjmował go do organizacji i polecił mu działanie na terenie wiejskim. Wilk nie zaprzeczył temu, ale konsekwentnie do końca śledztwa twierdził, że uczestniczył tylko w tym jednym spotkaniu z Langiem i nie składał mu żadnych sprawozdań, ponieważ nie udało mu się nikogo zwerbować, nie ma też żadnych innych kontaktów z członkami tej organizacji.
 
W lutym 1941 r. Kolegium Specjalne przy NKWD skazało go na 8 lat łagru za działalność kontrrewolucyjną. Wilk trafił do łagru w Republice Komi. Tam zorganizował tzw. trójkę obozową, która występowała w interesie innych osadzonych.  – Spotykały go za to represje. Gdy został podpisany układ Sikorski-Majski, w wyniku czego ogłoszono tzw. amnestię dla obywateli polskich przebywających w więzieniach i łagrach, w obozie, w którym przebywał Wilk, nie zwalniano nikogo – opowiada Robert Witalec. W związku z tym zgłosił się do kierownictwa obozu z żądaniem zwolnienia osadzonych Polaków i skierowania ich do tworzącej się polskiej armii. Gdy to nie odniosło skutku, zorganizował strajk głodowy oraz niewychodzenie do pracy (łagiernicy pracowali przy wyrębie lasów). Ta forma protestu odniosła pewien skutek, ponieważ zaczęto zwalniać Polaków, natomiast sam Wilk został zwolniony dopiero w listopadzie. Chciał przedostać się do armii polskiej, lecz transport został skierowany do Republiki Kazachskiej, gdzie Wilk trafił do pracy w kamieniołomach – pokazywało to fikcyjność jego zwolnienia.
 
W styczniu 1942 r. Wilkowi udało się wysłać depeszę do ambasady polskiej w Kujbyszewie. Ambasadorem był wtedy prof. Stanisław Kot, który wielokrotnie występował o zwolnienie m.in. właśnie jego. – Prof. Kot odpisał mu, że oczekują go w ambasadzie. Wilk przy pierwszej nadarzającej się okazji zbiegł z kamieniołomów i dotarł do Kujbyszewa – opowiada Robert Witalec. – W ciągu 1,5 miesiąca pokonał ponad 2,5 tys. km, przemierzył całą Republikę Kazachską. Do ambasady trafił pod koniec lutego, bardzo wyczerpany. 
 
Krystyna Lenkowska z opowieści samego Franciszka Wilka zapamiętała szczegół, który umknął źródłom historycznym: – Kiedy przemieszczał się w stronę Kujbyszewa, napadli go złodzieje i ukradli mu skórzane buty, które miał przez cały okres łagru i kamieniołomów. Szedł w  onucach po śniegu. Może to był jeden z powodów, dla których doszedł do Kujbyszewa w ciężkim stanie, z gruźlicą i zapaleniem płuc. 
 
Inny znów szczegół został zupełnie inaczej przedstawiony w źródłach historycznych, a inaczej w opowieściach rodzinnych. Robert Witalec, badając archiwa, odkrył, że w ambasadzie w Kujbyszewie spotkała Franciszka Wilka wielka radość: czekała na niego żona Adela, z którą wziął konspiracyjny ślub w październiku 1939 r., a która pracowała tam jako szyfrantka. W maju 1942 r. Wilk miał opuścić z żoną Kujbyszew i na pokładzie parowca popłynąć do Iranu.
 
Krystyna Lenkowska opowiada, ze zarówno ona, jak i córka Franciszka Wilka, Marta, zapamiętały ten epizod z jego opowieści inaczej:  że w Kujbyszewie rozminął się ze swoją żoną, którą już oddelegowano na Bliski Wschód. I że dopiero tam się spotkali. 
 
Na szczyt emigracyjnego PSL
 
W Iranie Franciszek Wilk przebywał kilka miesięcy. Był zaangażowany w działalność społeczną i polityczną, prowadził odczyty w obozach dla uchodźców. W Iranie istniały cztery takie obozy. Były administrowane przez Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej, ale przy dużym udziale wojska. Wilk kwestionował militaryzację obozów, ich słabą organizację, złe zaopatrzenie. Nie spodobało się to zarówno przedstawicielom armii, jak i PPS, którzy kierowali ministerstwem, a co za tym idzie – tymi obozami. 
 
W marcu 1943 r. Franciszek Wilk z Bliskiego Wschodu pojechał do Londynu, gdzie mieszkał już do końca życia. Późniejszy prezes PSL był już wtedy członkiem tzw. drugiej Rady Narodowej, namiastki polskiego parlamentu na uchodźstwie. Liczyła ona 31 członków, a zatem w jej skład wchodziły osoby z kręgów kierowniczych poszczególnych ugrupowań. Już sam ten fakt świadczył o znaczącej pozycji Wilka w strukturach ludowego stronnictwa. 
 
Kiedy Stanisław Mikołajczyk wyjeżdżał do Polski w czerwcu 1945 r., Franciszek Wilk zgłosił gotowość do wyjazdu wraz z nim. – Mikołajczyk miał jednak dla niego trochę  inne zadanie – podkreśla Robert Witalec. – Znając już dobrze Wilka, jego zdolności organizacyjne i lojalność, postanowił, że zostanie on w Londynie jako przedstawiciel SL (a później PSL) na terenie Wielkiej Brytanii i będzie dbał o to, by we właściwym świetle przedstawiać działania Mikołajczyka w Polsce. Mikołajczyk miał w rozmowie z Wilkiem stwierdzić, że ten już dobrze zna sowieckie więzienia i łagry, więc mu wystarczy. Ta decyzja Mikołajczyka uratowała Wilka co najmniej przed więzieniem, a może i przed śmiercią.
 
Wilk tworzył struktury PSL w Wielkiej Brytanii od samego początku, to było jego ukochane dziecko. Kierował nimi formalnie (bo faktycznie już wcześniej) od 1949 r. do końca życia. W 1955 r., podczas I Kongresu emigracyjnego PSL, został wiceprezesem, czyli drugą osobą w partii po Mikołajczyku. Prezesem został wybrany w październiku 1968 r., podczas IV Kongresu PSL w Brukseli, po śmierci Mikołajczyka w grudniu 1966 r. Od 1944 r. do końca życia  wydawał (a od 1954 r. także redagował) „Jutro Polski” – organ PSL na uchodźstwie.
 
– PSL w okresie prezesury Mikołajczyka działało w izolacji, nie uczestniczyło w pracach rządu na uchodźstwie, Rady Narodowej – mówi historyk z IPN. – Mikołajczyk był politykiem, który lubił kierować sprawami stronnictwa i innych organizacji, do których należał, jednoosobowo. Uważał, że jego autorytet jako premiera rządu emigracyjnego, a później premiera Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, przywódcy PSL – partii z olbrzymim poparciem społecznym, jako polityka, z którym spotykali się prezydenci USA i inni politycy zagraniczni, powoduje, że to on powinien kierować polską emigracją, wyznaczać kierunki jej polityki. Przywódcy innych ugrupowań emigracyjnych byli innego zdania, uważali Mikołajczyka i PSL za „kawalerów jałtańskich”, czyli tych, którzy zgodzili się na postanowienia jałtańskie, a więc rezygnację z Kresów wschodnich. 
 
Wilk początkowo popierał politykę prezesa PSL, natomiast gdy został wiceprezesem partii, sam doświadczył stylu kierowania stronnictwem, uprawiania polityki przez Mikołajczyka, który nie konsultował z nim żadnych decyzji. Wilk zauważył też, że trwanie w izolacji do niczego dobrego nie prowadzi, a jedynie powoduje, że PSL jest wyłączone z życia społecznego i politycznego emigracji. Wyjście z tego stanu i włączenie się stronnictwa w główny nurt działalności polskiej emigracji stało się możliwe dopiero po śmierci Mikołajczyka.
 
Nie zdążył wrócić do wolnej Polski
 
Franciszek Wilk był jednoznacznie krytyczny w swoich poglądach na PRL. W 1956 r., gdy część emigracji uwierzyła gomułkowskiej propagandzie, Wilk, podobnie zresztą jak Mikołajczyk i PSL, nie wierzył, że jest to posunięcie szczere, że nastąpi demokratyzacja. Uważał, że to drobny krok władz w tył, po którym nastąpi zwiększenie opresyjności tego systemu. Jak pokazało życie, miał rację. 
 
– Początkowo, jak cały emigracyjny PSL, Wilk był nieufny wobec postanowień okrągłego stołu, uznał, że to zaledwie krok – choć w dobrym kierunku – prowadzący do liberalizacji i demokratyzacji, natomiast nie do odzyskania pełnej niepodległości – podkreśla dr Witalec. – Zaskoczyło go natomiast tempo przemian w Polsce, które wywołały wybory z 4 czerwca 1989 r., a później powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego. Uczestniczył w spotkaniu z Mazowieckim, który na początku 1990 r. przyjechał do Londynu. Odniósł bardzo pozytywne wrażenie, stwierdził nawet po tym spotkaniu, że uważa, iż losy Polski spoczywają w dobrych rękach. Nie dane mu było wrócić do wolnej Polski, natomiast przynajmniej doczekał upadku systemu komunistycznego.
 
 W podtytule książki o Franciszku Wilku, historyk z IPN nazwał go „ludowcem niezłomnym”. – Jestem przekonany, że nie jest to określenie na wyrost – przekonuje dr Witalec. – Wilk był nieustępliwy, twardo bronił swoich racji i płacił za to często wysoką cenę, bo już w 1937 r. spędził kilka miesięcy w więzieniu za zorganizowanie strajków chłopskich. Był człowiekiem twardym, wierzącym w idee ludowe, a jednocześnie politykiem na wskroś demokratycznym, nie znoszącym jakichkolwiek przejawów dyktatury, autorytaryzmu.  
 
Ciekawą opinię o Wilku napisał rok po jego śmierci polski historyk emigracyjny, prof. Aleksander Blum: „(…) Ten spokojny, bardzo skromny i – zdawałoby się czasem – niepozorny i cichy działacz był w rzeczywistości prawdziwym mocarzem ducha i rzeczywistym rycerzem bez skazy, gdy chodziło o zasady, prawa i honor człowieka i dobro sprawy wyższej – gdy zagrożone były fundamenty rodziny i społeczeństwa oraz wiary i narodu. Wtedy Wilk przeobrażał się i promieniał dokoła".
 
Krystyna Lenkowska nie ma wątpliwości, że warto było przyczynić się do powstania tej książki. – Jeden z powodów jest taki, że trochę ze mnie zeszło odium „listy Wildstaina”, które ciążyło na mojej rodzinie – podkreśla. – Najważniejszym jednak powodem jest to, że spłaciłam dług rodzinny człowiekowi, który po Mikołajczyku był dozgonnym prezesem PSL, redaktorem „Jutra Polski”,  napisał pierwszą odkłamaną historię ruchu ludowego. Ta książka świadczy o tym, że był człowiekiem nieskazitelnym do tego stopnia, iż nie jest dobrym kąskiem na film fabularny, bo nie ma tu dramatyzmu postaci – śmieje się rzeszowska anglistka i poetka.
 
                                                                                                 

      

„Franciszek Wilk 1914–1990. Biografia ludowca niezłomnego” – to tytuł książki dr. Roberta Witalca z rzeszowskiego oddziału IPN, która zostanie zaprezentowana w czwartek, 24 września br., o godz. 18, w lobby Grand Hotelu w Rzeszowie. Wstęp wolny.
 
Treść książki przedstawi jej autor. Spotkanie będzie moderować Krystyna Lenkowska, poetka, inspiratorka powstania książki, bliska krewna Franciszka Wilka.
 
Współwydawcami książki są rzeszowski oddział IPN oraz Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego w Warszawie. Ukazuje się ona w ramach Centralnego Projektu Badawczego IPN „Polska emigracja polityczna 1939-1990”. Biografia liczy 374 strony tekstu (z bibliografią i indeksem osobowym) oraz 32 strony wkładki zdjęciowej. 
 
 
 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy