Reklama

Ludzie

Brylanty i rubiny z jubilerskiej pracowni Góreckich z Dębicy

Alina Bosak
Dodano: 15.03.2016
25554_0K3A9317
Share
Udostępnij
Kiedy firmie daje się własne nazwisko, trzeba dbać o jej dobre imię – mówi Zbigniew Górecki, prezes znanej jubilerskiej marki z Dębicy i były mistrz w zapasach. Pasjonat, który nie lubi drogi na skróty i od 25 lat z uporem uczy Polaków, na czym polega wartość tradycyjnego rzemiosła oraz niepowtarzalnych, szlachetnych kamieni.

Nie tylko brylanty, ale i szafiry o niespotykanych barwach, zielone szmaragdy i krwiste rubiny, korale łączone ze złotem, kunsztownie oprawione cytryny i oliwiny, kuszą oczy na wystawach z wyrobami Firmy Jubilerskiej "Górecki", której właścicielami są Zofia i Zbigniew Góreccy.
 
Biżuterię dębickiej marki oferuje dziś już ponad 250 sklepów w kraju i za granicą oraz trzy firmowe salony na Podkarpaciu. To małe, rodzinne przedsiębiorstwo zatrudnia 33 osoby, a jego kolekcje zdobywają nagrody na największych w Polsce targach złotniczych i zdobią kreacje wymagających elegantek. Rubinową przywieszkę nosiła m.in. śp. Maria Kaczyńska. W kraju nie ma drugiej firmy równie wyspecjalizowanej w łączeniu szlachetnych kamieni z wysokiej jakości wzornictwem. Co sprawiło, że właśnie w Dębicy narodziła się marka kojarzona dziś ze świetnym, złotniczym rzemiosłem? Po części – klub sportowy Wisłoka Dębica i jego sekcja zapaśnicza.
 
Od sportu do biznesu

To fakt, trafiłem do Dębicy za sprawą sportu – przyznaje Zbigniew Górecki. – Pochodzę z Jeleniej Góry. Jako młody chłopak trenowałem zapasy. Dostałem się do kadry Dolnego Śląska i zostałem mistrzem Polski młodzików. Wtedy zauważyli mnie kadrowcy z Klubu Wisłoka Dębica. Oni ściągnęli mnie do tego miasta, które słynęło wtedy nie tylko z opon, ale i ze świetnych zapaśników. Stąd wywodzili się mistrzowie świata i olimpijczycy.
 
16-letni chłopak zamieszkał w hotelu i wiódł życie sportowca, którego rytm wyznaczały treningi i zawody. – Za komuny odnoszący sukcesy zawodnik miał dobrze. Godziwie zarabiał i mógł podróżować po świecie – wspomina prezes Górecki, którego nazwisko znajduje się w książkach poświęconych historii polskich zapasów. Należał do kadry narodowej, czterokrotnie obronił tytuł mistrza Polski, a na mistrzostwach świata w Las Vegas zajął piąte miejsce. Największe sukcesy odnosił pod koniec lat 70-tych i na początku 80-tych. 
 
Twierdzi, że to liczne, sportowe podróże otworzyły go na świat, dodały pewności siebie i odwagi, by realizować marzenia. – Jeżdżąc za Żelazną Kurtynę, po bogatych, zachodnich krajach, widziałem rozmach i luksus. Jakież to było inne od tego, co głosiła oficjalna, polska propaganda – wspomina. – Od zagranicznych rówieśników dzieliła mnie przepaść. Oni w walizkach mieli po pięć dresów adidasa, a ja jeden, polsportu. W bogatym zachodnim świecie nic nie ograniczało wyobraźni, każdy pomysł wydawał się do zrealizowania. Dlatego potem nie bał się iść za marzeniem, jakim była firma jubilerska.
 
Natura sportowca w biznesie pomaga, uważa były zapaśnik. – Twardość charakteru, nieustępliwość, ciągłe dążenie do przodu. Sport to jest nieustanny trening, doskonalenie sylwetki, umiejętności. Jest w tym głód, żeby odkrywać, zdobywać, zwyciężać.
 
A porażka nie jest porażką – dopowiada Zofia Górecka, która dobrze zna swojego męża. – To tylko etap, który służy temu, aby wyciągnać wnioski, czegoś się nauczyć i pójść do przodu.
– Powiedziałbym raczej, nie ma słowa porażka. Jest tylko przystanek na drodze do sukcesu – ripostuje były zapaśnik. – W jego gabinecie w ramkę oprawiony jest cytat: "Kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu". W centralnym miejscu wisi natomiast obraz przedstawiający św. Eligiusza, patrona złotników. Gospodarze chętnie o nim opowiadają: – Był francuskim biskupem, który tak uczuciwie rozliczył się z władcą Franków, że dziś jest symbolem rzetelnego rzemieślnika. Dzień św. Eligiusza jest świętem złotników, jubilerów i zawodów pokrewnych. Szef firmy z Dębicy także wtedy świętuje, wraz z kolegami z cechu złotników w Krakowie, do którego należy.
 
Cztery razy zet

Prezes Górecki śmieje się, że jego życie jest pod znakiem litery "Z". Bo ma na imię Zbigniew, był zapaśnikiem, potem złotnikiem i ożenił się z Zofią.
 
Złotnictwo zawsze mi się podobało – mówi. – Myślę, że fascynację pięknymi przedmiotami, ich przepychem i uwodzicielskim błyskiem wyniosłem z dzieciństwa. Moi dziadkowie pochodzili spod Częstochowy. Pod koniec wojny stracili w pożarze cały dobytek. Dziadek dowiedział się, że można dostać gospodarstwo na Ziemiach Odzyskanych, a że nie miał nic do stracenia, pojechał i przydzielono mu piękny dom na przedmieściu Jeleniej Góry, pełen stylowych mebli i porcelany, pozostawionej przez poprzednich, niemieckich gospodarzy. Tamte tereny należały do bogatych. Między Jelenią Górą a Szklarską Poręba już przed wojną jeździł elektryczny pociąg. Obok nowego domu dziadków znajdowała się powozownia, w której stała najprawdziwsza kareta. Siedzenia wyścielone welurem, klamki z kości słoniowej. To był mój plac zabaw.
 
Z tego bajkowego dzieciństwa i podróży na kolorowy Zachód wzięła się fascynacja naturalnymi kamieniami i biżuterią. Dlatego po zakończeniu kariery sportowej postanowił otworzyć firmę jubilerską. Po '89 dla prywatnej inicjatywy zapalono zielone światło i tak w 1991 roku Zbigniew Górecki, przedsiębiorczy 33-latek, rozpoczął działalność gospodarczą.
 
Łatwiej wówczas było wejść na rynek niż dzisiaj – przyznaje. – Wprawdzie branża jubilerska zawsze była dość hermetyczna. Tworzyły ją małe, rodzinne firmy. Miałem jednak kontakty i kolegów w jubilerskich pracowniach w Krakowie. Na kursach uczyłem się rozpoznawać i oceniać kamienie. Do spółki wciągnąłem brata i zaczęliśmy od sklepu ze skromną kolekcją oraz usługami złotniczymi, ale stopniowo firma rozwijała się. Po pewnym czasie postanowiliśmy z bratem rozdzielić swoje biznesy, by każdy mógł realizować swoją wizję. Wyjeżdżałem na zagraniczne targi, gdzie miałem kontakt z technologią i specjalistami, ludźmi od dawna działającymi w tej branży. Zapraszali mnie do swoich firm, pokazywali, jak pracują. Podglądając i słuchając, przekładałem zdobytą wiedzę na możliwości naszego rynku i pod gust polskiego klienta.
 
Niech będzie z przepychem
 
Już na początku zdecydował, że nie interesuje go wyłącznie handel, ale chce także produkować. Postawił na tradycyjne techniki złotnicze i wysoką jakość wyrobów. To była dobra decyzja, ponieważ sklepów, które zaopatrywały się w Firmie Jubilerskiej "Górecki" z roku na rok przybywało. Prawdziwe uznanie branży przyniosła natomiast pierwsza ekskluzywna kolekcja – "Coral by Górecki", którą dębicka firma pokazała na Międzynarodowych Targach Biżuterii i Zegarków "Złoto, Srebro, Czas" w Warszawie w 2004 roku i otrzymała tam pierwszą Nagrodę Ministra Gospodarki. – Połączyliśmy koral z brylantem, co było nowatorskie – zauważa jubiler. – Pomysł  podsunęła mi dziewczyna w sklepie w Zakopanem. "Panie Zbyszku, z koralami coś by pan zrobił. Tylu klientów poszukuje takich wyrobów". 
 
Posłuchał, jednocześnie postanawiając, że będzie to coś z przepychem, co uszlachetni ten minerał. Kolekcja była odważna, zrobiona z rozmachem i świeżością. Ogromnie się podobała, co pomysłodawcę przekonało, że warto proponować ludziom oryginalną, od początku do końca zaprojektowaną i wykonaną w Polsce biżuterię. 
 
Weszliśmy w rolę firmy, która poszerza wiedzę Polaków na temat naturalnych kamieni szlachetnych – mówi Zbigniew Górecki. – Pokazujemy te, które na naszym rynku są nieznane. Zestawiamy z innymi, oprawiamy w złoto, szukając wzorów, które wydobędą ich piękno. To znak rozpoznawczy naszej marki. Teraz co dwa lata przygotowujemy kolekcję tematyczną, poświęconą wybranym kamieniom. Do tej pory było ich osiem i każda została doceniona nagrodą lub wyróżnieniem na targach jubilerskich. Na premierę przybywają przedstawiciele polskich elit, ludzie kultury i celebryci. Ukazuje się katalog z biżuterią, wzbogacony o opisy cech i właściwości wybranego przez nas kamienia. Ludzie wciąż wierzą w ich szczególną moc. Rubin kojarzy się z miłością, topaz ma właściwości lecznicze itp. 
 
Tak było z szafirem, który w Polsce jest znany z dwóch kolorów – szafirowego i niebiesko, natomiast w naturze występuje w szerokiej palecie barw, od białego, przez niebieski, zielony, po różowy i pomarańczowy. Wszystkie te odcienie dębicki jubiler zawarł w kolekcji "Szafirowe inspiracje", która ukazała się w 2014 roku. Przyciąga oczy różnokolorowymi wzorami wisiorków, kolczyków i pierścieni. Można  w niej znaleźć też linię pierścionków zaręczynowych z białym szafirem. – Biały szafir w szlifie diamentowym przypomina brylant, również jest kamieniem bardzo twardym, natomiast kosztuje znacznie mniej. Pierścionek z półkaratowym diamentem w sklepie jubilerskim kosztuje około 12 tysięcy złotych, a z półkaratowym szafirem – 1,5 tysiąca – wyjaśniają w dębickiej firmie. 
 
Budzę się i wiem

Od wejścia szafirów Góreckiego na rynek minęły już dwa lata. W tym roku firma szykuje więc kolejną kolekcję. Tym razem głównym bohaterem będą czarne diamenty. 
 
Zapowiada się olśniewająco – zdradza Zofia Górecka, która uwielbia czerń. Wcześniej pracowała w Urzędzie Miasta Dębicy, ale za namową męża postanowiła wesprzeć rodzinny biznes, w ktorym zajęła się sprzedażą detaliczną. To ona trzyma pieczę nad dwoma firmowymi sklepami w Dębicy i jednym w Rzeszowie. – Nasze dzieci podrosły, więc mogłam się zaangażować – mówi. Posiada tytuł międzynarodowego eksperta diamentów. Skończyła kurs w Antwerpii – stolicy diamentów, gdzie nauczyła się oceniać barwę brylantu, jego czystości, masę karatową, proporcje. – To nie jest łatwe i wymaga szerokiej wiedzy. W niektórych przypadkach kamień oddawany jest do ekspertyzy trzem niezależnym ekspertom. Każdy robi opis i potem zostawia się te, które są identyczne.
 
Fotografie Tadeusz Poźniak

Zofia i Zbigniew Góreccy, Fotografia Tadeusz Poźniak

 
Dwie córki państwa Góreckich to już studentki. Magdalena jest na trzecim roku architektury, a Aleksandra na drugim roku medycyny. Czy taka dominacja kobiet w rodzinie sprawia, że mają one decydujący głos przy wprowadzaniu do sklepów nowych wzorów biżuterii? – Czasem coś doradzę. Córki także. Mąż słucha, ale zawsze decyduje na końcu sam. Większość pomysłów powstaje w jego głowie. Sama nie wiem, skąd ich tyle jest. Wykonuje rysunki, konsultuje je z różnymi osobami i powstaje coś, co zachwyca klientów. Jest tego naprawdę sporo, ponieważ co roku proponujemy około 100 nowych wzorów.
 
Źródła inspiracji są różne. Firma ma rozbudowane kontakty z firmami, zajmującymi się przewidywaniem trendów. Od lat współpracuje z Akademią Sztuk Pięknych w Łodzi – jedyną uczelnią kształcącą projektantów biżuterii – organizuje konkursy dla studentów na najciekawsze wzory. Zbigniew Górecki prowadzi tu także gościnne wykłady. – Patrzę na współczesne trendy, czasem odnajdę coś interesujacego w biżuterii przedwojennej. Słucham także klientów. Potrafią nas zaskoczyć, zwrócić uwagę na jakiś trend. Mamy taką linię "Górecki – obrączki dla kreatywnych". Wykonujemy obrączki według projektu zamawiającego. Zgłasza się bardzo wielu młodych ludzi i dostarczają kapitalnych pomysłów. Tak samo, jak ta sprzedawczyni z Zakopanego, która radziła, abym zrobił "coś z koralem" – przypomina prezes firmy jubilerskiej. – Czasem budzę się rano i po prostu wiem, jak coś zrobić. To jakiś talent, boża iskra. Każdy taką ma, tylko w różnych dziedzinach. Jeśli to rozwijamy, udoskonalamy, staje się piękne. Ale można to też zaprzepaścić.
 
Cytryn za 42 tysiące, diament za 100
 
Zbigniew Górecki podkreśla, że w przypadku biżuterii trudno mówić o jakichś konkretnych trendach, ponieważ pomysłów na biżuterię jest miliard. – Jeśli chodzi o gabaryty, techniki każdy mówi, że to, co robi jest zgodne z aktualnymi trendami mody. Trendem bezsprzecznie staje się zamiłowanie do pożądnej biżuterii. Docenienie pracy ludzkich rąk, umiejętność posługiwania się tradycyjnymi technikami  rzemieślniczymi, szacunek dla profesjonalistów, którzy życie poświęcili na doskonalenie się w swoim zawodzie. Poszukiwanie biżuterii wartościowej, którą można zostawić dzieciom, czy wnukom, a więc wykonanej z metali i kameni szlachetnych, ale też ponadczasowej dzięki dobremu wzronictwu, które nigdy się nie zestarzeje.
 
Kamienie szlachetne mogą być dobrą inwestycją kapitału. Dotarcie do ich złóż staje się coraz trudniejsze i bardziej kosztowne. Korale, które Góreccy uczynili tematem swojej pierwszej ekskluzywnej kolekcji dziś kosztują o wiele więcej niż 10 lat temu. To dlatego, że jest ich bardzo mało w obrocie ze względu na embarga wymuszone dewastacją mórz i raf koralowych.
 
Najokazalszy kamień, jaki do tej pory zaoferowali na sprzedaż rzemieślnicy z Dębicy, znajduje się w kolekcji Cytrynowa Sonata. To największy cytryn oprawiony w biżuterii w Polsce – 236 karat. 
 
Duże kamienie są bardzo drogimi kamieniami – mówi Zbigniew Górecki. – Cytryn jest półszlachetny stąd cena 42 tysiące. Cena takiej wielkości diamentu byłaby gigantyczna. Pierścionek z 2-karatowym diamentem to już cena od 100 tys. zł w górę. Niełatwo jest sprzedać w Polsce taką rzecz. Porównując nasz rynek jubilerski do zachodniego, widać, że jesteśmy wciąż bardzo, bardzo biednym krajem. Jeżdżę po świecie, kupuję kamienie, czasem długo pochylam się, wybierając taki, który uda się sprzedać. Podchodzą, mówią: "Dlaczego tak się męczysz. Patrz, jaki piękny kamień. Kup go." Nie mogą zrozumieć, że ktoś nie doceni pięknej rzeczy. A Polacy doceniliby, tylko nie mają pieniędzy. Brakuje zamożnej klasy średniej. 
 
Na polskim rynku biżuterii, jak i na innych, dominują sklepy sieciowe, w których oferuje się klientom masowe produkty z Azji, dla wszystkich i dla nikogo. Tymczasem w zamożnych, zachodnich gospodarkach liczą się firmy jubilerskie okrzepłe na rynku, rodzinne, prowadzone od pokoleń, z siedzibą w zabytkowej części miasta. To tam kupuje się ponadczasową biżuterię. Sieciówki traktowane są jak sklepy z błyskotkami, które kupuje się na chwilę, by rzucić w kąt, gdy przestaną być modne. W Polsce jednak urosły do rangi świątyń, ponieważ skurczyła się wspomniana klasa średnia. Mniej zamożnych nie stać na dobrą biżuterię, a wśród najbogatszych modnie jest powiedzieć: "Byliśmy w Paryżu, kupiłem żonie pierścionek". Polskich marek wielu rodaków wciąż zdaje się nie doceniać. Zmiany pod tym względem widać dopiero w młodszym pokoleniu.
 
I dobrze, ponieważ, gospodarka to gra zespołowa – stwierdza prezes firmy z Dębicy, przyznając: – Nie jest łatwo trzymać się tej wytyczonej przed laty filozofii, która zakłada, że zamożna klasa średnia będzie chciała podkreślać swój prestiż i lokować kapitał w wartościowym, jubilerskim wyrobie rzemieślnika. Trzeba być kreatywnym w ograniczeniach. Układać strategię do rynku, który jest bardzo zmienny. Nieprzewidywalni bywają politycy i ruchy kapitału na świecie, a branża jubilerska jest najbardziej wrażliwa na sytuację w gospodarce. W biznesie potrzebna jest więc pokora i świadomość, że nie każdy pomysł trafi na podatny grunt. No i trzeba kochać to, co się robi, bo inaczej praca staje się więzieniem.
 
Nam to nie grozi – uśmiecha się Zofia Górecka. – Życie obok osoby, która posiada prawdziwą pasję jest olbrzymią radością. Taki entuzjazm się udziela. A dobrej roboty mąż się nie wyrzeknie na koprzyść łatwizny i samej sprzedaży. Zawsze mi powtarzał: "Nie dorabiajmy się w dwa lata – ale powoli, małymi krokami, pracując nad marką". Cały czas najważniejsze było inwestowanie w firmę. W siedzibę, urządzenia. Więcej w tym miłości, pasji, zadowolenia z pracy i troski o załogę, niż pogoni za szybkim zyskiem.
 
Sukcesja? Nie takie proste

Czy pasja jest zaraźliwa i która z córek szykowana jest na następczynię? 
 
Żadnej nie będę zmuszał – oświadcza prezes Górecki. – Z badań wynika, że przekazywanie firmy dzieciom jest trudne. W Polsce tylko 15 proc. sukcesji jest udanych i to w pierwszym pokoleniu, w kolejnym – jeszcze mniej. Nie można tego robić na siłę, bo kończy się dramatem. Nie można dziecku nakazać: "To firma, którą prowadził ojciec, dziad, więc ty też będziesz". W życiu trzeba iść za intuicją, powołaniem. Tylko to ma sens.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy