Reklama

Ludzie

Aleksander Lwow: W Himalajach zwyciężyć znaczy przeżyć

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 05.12.2016
30460_glowne
Share
Udostępnij

Kolega psychiatra, prof. Zdzisław Ryn, alpinista, powiedział przed laty, że być może uprawiamy alpinizm dlatego, że daje nam rzadką możliwość spojrzenia poza granice śmierci przy zachowaniu życia – stwierdził w niedzielę w Filharmonii Podkarpackiej Aleksander Lwow. Spotkanie ze znakomitym himalaistą starszego pokolenia (rocznik 1953) było zwieńczeniem ósmej edycji Podkarpackiego Kalejdoskopu Podróżniczego, który odbył się w dniach 2-4 grudnia w WDK i Filharmonii.

Spotkanie, przebiegające pod hasłem „45 lat w górach świata”, zostało wypełnione barwną, dowcipną, podaną ze swadą, naszpikowaną zabawnymi anegdotami i refleksją bardziej na serio, opowieścią Aleksandra Lwowa o jego wspinaczkowej drodze – od skałek, przez Tatry, Alpy, Hindukusz i Pamir po Himalaje i Karakorum – oraz o jego najważniejszych dokonaniach w górach wysokich.

Lwow nie jest „kolekcjonerem ośmiotysięczników”; zawsze wolał wytyczanie nowych, trudnych dróg. Ale wszedł na 4 ośmiotysięczniki (Lhotse – 8516 m n.p.m.; Manaslu – 8156 m n.p.m.; Cho Oyu – 8201 m n.p.m. i Gaszerbrum II – 8035 m n.p.m.). W sezonie 1979/80 był członkiem słynnej polskiej wyprawy na Everest (8848 m n.p.m.), podczas której Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy dokonali pierwszego zimowego wejścia na najwyższą górę Ziemi. Był partnerem Macieja Berbeki podczas pierwszej, nieudanej próby zimowego zdobycia Broad Peaku (8051 m n.p.m.) w 1988 r. Jest autorem pierwszego polskiego i jak dotąd najszybszego w historii (7 godzin) wejścia na Pumori (7161 m n.p.m.). W 1991 r. zorganizował i kierował międzynarodową wyprawą Polish Jack Wolfskin Everest Expedition.

Dlaczego idziemy w góry? Bo są

Nie mogło zabraknąć rozważań, będących odpowiedzią na pytanie, dlaczego tacy ludzie jak Lwow chodzą po górach wysokich, choć z ocen ryzyka wynika, że jest to wielokrotnie bardziej niebezpieczne od innych dziedzin aktywności, choćby od skoków na spadochronie. Himalaista przypomniał słynne słowa George’a Mallory’ego, który w 1924 r. zginął na Evereście (do dziś trwają spory, czy osiągnął szczyt. Na pytanie dziennikarzy, dlaczego chce zdobyć najwyższą górę świata, odpowiedział: „Ponieważ istnieje”.

Według Lwowa, himalaiści nie wspinają się w góry wysokie dla nagród, zaszczytów, sławy i uwielbienia tłumu. Być może – jego zdaniem – dlatego, że góry są piękne; że takich widoków, jak ze szczytów, nie ma gdzie indziej, np. nad morzem, a być może dlatego, że mają nadzieję na „dokonanie niedokonanego”.

– Adam Bilczewski, dawno już nieżyjący kolega ze Śląska, był kiedyś w kryminale na prelekcji – opowiadał himalaista. – I w tymże kryminale jeden z więźniów zapytał: „dlaczego się wspinacie?”. Adam pomyślał chwilę i odpowiedział: „bo nam dobrze płacą”. „A ile?” – zapytał więzień. Adam przez ułamek sekundy myślał i powiedział: „złotówkę od metra”. A więzień, po krótkiej chwili, w której widać było, że przelicza, powiedział: „za takie pieniądze za ch.. bym nie poszedł”.

Opowiadał też o początkach polskiej specjalności – himalaizmu zimowego. W czasach, kiedy wyprawy w Himalaje uniemożliwiała „żelazna kurtyna”, zachodni himalaiści dokonali pierwszych wejść na wszystkie ośmiotysięczniki. – I kiedy my, Polacy, mogliśmy w końcu zacząć wyjeżdżać w latach 70., to można już było wymyślić tylko to, co zrobił Andrzej Zawada – zdobywanie tych ośmiotysięczników w zimie – stwierdził.

Możesz iść szybko albo wolno, ale nie możesz odpaść

„Górska” dewiza Lwowa zawarta jest w haśle „zwyciężyć znaczy przeżyć” – taki jest zresztą tytuł obszernej książki, w której opisuje kilka dekad swego życia spędzonych w górach. – Ktoś, kto wszedł na najwyższe góry świata, ale na nich zginął, przegrał tę walkę – podkreślił Lwow. Przypomniał słowa, które w latach 70. usłyszał od radzieckiego wspinacza: – Ktoś, kto odpada (od ściany – przyp. JK) – przegrywa. Możesz iść szybko albo wolno, ale nie masz prawa odpaść.

Wspominał najwybitniejszych wspinaczy świata, którzy pozostali w górach wysokich na zawsze. Jak Wanda Rutkiewicz, zdobywczyni 8 ośmiotysięczników (poprawienie tego dokonania zajęło innym himalaistkom aż dwie dekady), która – będąc już przed „pięćdziesiątką” – zaczęła realizować nierealny z czasowego punktu widzenia projekt „Karawana do marzeń”, polegający na zdobyciu pozostałych ośmiotysięczników w ciągu zaledwie półtora roku. W 1992 r. pozostała na zawsze na stokach Kanczendzongi (8586 m n.p.m.).

Rutkiewicz była wielką osobowością, jako pierwszy Polak (bez względu na płeć) zdobyła Everest i drugi co do wielkości szczyt – K2 (8611 m n.p.m.), co było przedmiotem zazdrości męskiej części środowiska wspinaczkowego. – Nie mogliśmy jej tego wybaczyć, dlatego do końca jej życia nazywaliśmy Wandę „babcią”, choć nie miała dzieci i wnuków – przyznał Lwow.

Albo jak Jerzy Kukuczka – pierwszy Polak i drugi wspinacz na świecie, który zdobył (w 1987 r.) Koronę Himalajów i Karakorum. – Kiedy ją skompletował, miał na koncie 17 wejść na ośmiotysięczniki – przypomniał gość 8. edycji PKP. Po czym dodał: – Ale kontynuował ten bezmyślny trend i próbował m.in. wejść nową drogą na południową ścianę Lhotse, czwartej góry świata. Odpadł od ściany, spadł na dół i było po nim.

Albo Maciej Berbeka i jego zimowe zmagania z Broad Peakiem. W 1988 r. wszedł na przedwierzchołek, myśląc, że zdobył szczyt. Kierownik wyprawy Andrzej Zawada nie wyprowadził go z błędu, ba!, puścił w eter informację o zdobyciu szczytu. O tym, że było inaczej, Berbeka dowiedział się trzy miesiące później z artykułu Lwowa opublikowanego w „Taterniczku”. No i rozpętała się, jak to określił wspinaczkowy partner Berbeki na tej wyprawie, „burza w szklance wody”.

– Berbeka obraził się na Zawadę, że mu nie powiedział. Zawada obraził się na mnie, że „wysypałem”. Zakopiańczycy powiedzieli, że jak przyjadę do Zakopanego, to więcej dzieci mieć nie będę. Burza na całe środowisko. Tylko dlatego, że Andrzej Zawada w którymś momencie skłamał – opowiadał w Rzeszowie Lwow.

Nie wiadomo, dlaczego niekwestionowany lider polskiego himalaizmu tak zrobił. Ale wielu komentatorów jest zdania, że dzięki temu Berbeka uratował wtedy życie. Na 25 lat. Bo w 2013 r. znów pojechał zimą na Broad Peak. Prawdopodobnie po to, by wyrównać rachunki z górą. Miał wtedy 58 lat. Zdobył szczyt – wraz z Adamem Bieleckim, Arturem Małkiem i Tomaszem Kowalskim. Tyle, że był to wielki sukces okupiony równie wielką tragedią – podczas zejścia zginęli Berbeka i Kowalski.

– Jak usłyszałem, że Berbeka tam jedzie, to najpierw pomyślałem, że chodzi o jakiś film, dokument – skomentował Lwow. – Nie, on pojechał, żeby wejść, żeby ten rachunek zapłacić. No i zapłacił.

Uratował się na Evereście, zginął w Tatrach

Byli i tacy znakomici himalaiści, którzy zginęli w niższych górach. W tym kontekście Lwow wymienił m.in. Erharda Loretana, szwajcarskiego wspinacza, który jako trzeci człowiek na Ziemi – po Reinholdzie Messnerze i Jerzym Kukuczce – zdobył Koronę Himalajów i Karakorum, a w 2011 r., w dniu swoich 52. urodzin, runął w przepaść prowadząc klienta na Grunhorn (4043 m n.p.m.) w Alpach.

Albo Andrzej Marciniak, zdobywca Everestu w 1989 r. Podczas zejścia z „Góry Gór” doszło do największej tragedii w historii polskiego himalaizmu: w lawinie zginęło pięciu kolegów Marciniaka z wyprawy. On jako jedyny ocalał. Zginął 20 lat później w słowackich Tatrach.

– Wydawać by się mogło, że ludzie z takim doświadczeniem już nie powinni ginąć w górach. A jednak – stwierdził Aleksander Lwow. – Ja w pierwszym wydaniu książki „Zwyciężyć znaczy przeżyć” napisałem, że prędzej czy później każdy himalaista musi się zabić w górach. To wywołało pewien ferment, poruszenie: jak to? Tak to. Pytanie tylko, czy odpowiednio długo próbujemy się zabić w tych górach. Pewność śmierci jest całkowita.

Największe wyzwanie: K2 zimą

Lwow, wspominając swoje samotne, rekordowo szybkie wyjście na Pumori, stwierdził, że to jest dla niego kwintesencja himalaizmu: „być w górach bez łączności, samotnie, face to face z górą”. Dlatego nie podoba mu się dzisiejszy komercyjny wymiar wspinania, który powoduje, że nawet na wejście na najwyższą górę świata ustawiają się 2-godzinne kolejki. Dlatego, choć kiedyś myślał o tym, na Everest „ani myśli się udawać”.

Czy więc w światowym himalaizmie nie ma już powodujących żywsze bicie serca wyzwań? Są. Największe z nich to wejście zimą na ostatni nie zdobyty o tej porze roku szczyt – K2. – Ale to już na pewno nie ja i nikt tutaj, chyba że dzieci – stwierdził Aleksander Lwow.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy