Reklama

Ludzie

Tradycyjne smaki Podkarpacia. Kozie sery z Beskidu Niskiego

Ewelina Czyżewska
Dodano: 29.04.2020
33542_sery_12
Share
Udostępnij
Ojciec, dwóch synów, a teraz jeszcze i wnuk – prowadzone przez rodzinę Maziejuków Gospodarstwo „FIGA”, od lat specjalizuje się w wyrobie ekologicznych serów z mleka koziego. W dodatku pięknie posadowione, na granicy Beskidu Niskiego i Bieszczadów, w jednym z najczystszych przyrodniczo miejsc w Polsce – we wsi Mszana. Dzięki temu ich mleko jest aromatyczne, pełne wartości odżywczych, a wszystkie produkty charakteryzują się oryginalnym smakiem. Sery „Od Maziejuków” wytwarzane są na bazie tradycyjnych receptur, z niepasteryzowanego mleka. – Nasz ser wołoski zarejestrowany jest jako tradycyjny produkt regionalny – mówi Tomasz Maziejuk. I nie kryje, że sława Mazijuków już dawno wykroczyła hen, poza granice Beskidu Niskiego.
 
Obecnie w gospodarstwie jest około 300 kóz, ale początki nie były łatwe. – Wszystko zaczęło się od marzeń o wolności gospodarczej i od jednej kozy, którą dostałem od kolegi na przezimowanie jakieś 24 lata temu – ze uśmiechem wspomina Waldemar Maziejuk, założyciel gospodarstwa i nestor rodziny. – Koza urodziła trzy małe koźlątka, z których jedno zostało u nas, a pozostałe oddałem z powrotem koledze. Miałem wtedy 50 lat, czułem się młodo, a o prowadzeniu gospodarstwa ekologicznego zajmującego się produkcją serów z koziego mleka, myślałem od dawana. Niełatwo jednak było przekonać żonę do tej działalności. Miała obawy co do powodzenia przedsięwzięcia, tym bardziej, że wiązało się to z inwestycją finansową. 
 
Trudne początki…

Na początku całym gospodarstwem zajmował się Waldemar Maziejuk. – Po upadku PRL-u, wydzierżawiłem gospodarstwo, które wcześniej było częścią PGR-u. Dostałem też kilka kóz i drobny sprzęt do obsługi tego gospodarstwa – wylicza. – Doiłem kozy, robiłem sery, a później sam je sprzedawałem. Nie było łatwo, bo ludzie nie doceniali produktów z koziego mleka. Wynikało to przede wszystkim z małej wiedzy o korzyściach zdrowotnych, które te produkty posiadają. Jeździłem po całych Bieszczadach, a swoje produkty sprzedawałem na lokalnych imprezach. Wszystko było tak robione, by dało się jakoś z tego wyżyć. Ale, gdy dotrwaliśmy do momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej, odetchnęliśmy z ulgą. – Byłem pewien, że sobie poradzimy – dodaje. – Tym bardziej, że już nie byłem sam. Razem ze mną pracowali moi synowie Tomek i Wawrzyniec, a teraz również i wnuk Albert. 
 
W Polsce do niedawna sery kozie były produktem mało popularnym. Trudno było je znaleźć na półkach sklepowych. – Praktycznie nie mieliśmy konkurencji, śmiali się z nas, że chcemy hodować kozy – opowiada Tomasz Maziejuk. – Pomagałem ojcu w gospodarstwie, moja żona robiła masło, a w niedzielę pakowaliśmy sery do samochodu i rozwoziłem je do sklepów. Wtedy nie mieliśmy nawet samochodu chłodni, więc wszystko trzeba było jak najszybciej dostarczyć do klientów.
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Dziś w gospodarstwie Maziejuków z daleka widać duży budynek, w którym znajduje się zakład przetwórstwa. W momencie, kiedy pojawiły się unijne dopłaty, uznali, że czas zacząć rozwijać firmę. Wynikało to też z większej stabilności rynkowej i poczucia bezpieczeństwa. Ich produkty znane już były nie tylko na Podkarpaciu, ale też w Gdańsku, Warszawy, Łodzi, Krakowie, kupowali je również Włosi. A jak do gospodarstwa dołączył Wawrzyniec, który zajmuje się promocją i marketingiem, zaczęli organizować profesjonalną sprzedaż. W 2002 roku mieli już certyfikat gospodarstwa ekologicznego, a pierwsze dopłaty, które otrzymaliśmy po wejściu do Unii, pozwoliły nam spłacić zadłużenia z poprzednich lat. 
 
Sery kozie z niepasteryzowanego mleka
 
W gospodarstwie „FIGA” wszystkie produkty robione są z mleka niepasteryzowanego. To również jedyni producenci ekologicznej bryndzy w Polsce, która zdobywa nagrody na konkursach międzynarodowych. – Moim marzeniem było prowadzić gospodarstwo ekologiczne i się zawziąłem – tłumaczy Waldemar Maziejuk. – Jak komuna chyliła się ku upadkowi, zapisałem się nawet na studium podyplomowe, na kierunek Rolnictwo Biodynamiczne i Ekologiczne. Nie skończyłem go jednak, bo okazało się, że wykładowcy mają mniejszą wiedzę niż ja. Dziś w Europie wszystkie produkty mleczne, z wyjątkiem jogurtów, robione są z mleka niepasteryzowanego. Mało tego. W Unii Europejskiej w sześćdziesięciu procentach jest zapotrzebowanie na sery kozie, więc nie będziemy robić krowich, których są nadwyżki. 
 
Obecnie w sprzedaży jest trzynaście rodzajów serów, które różnią się smakiem i dodatkami. Wołoski naturalny i wędzony, bunc naturalny i wędzony, twarożek naturalny, twarożek smakowy, bryndza oraz pięć rodzajów farmerskiego w tym: wędzony, naturalny, z kozieradką,  pieprzem, jałowcem,  chili i czombrem. 
 
– Tworząc nowe sery, nie siedzimy nad deską kreślarską. Żaden z nas nie ma też wykształcenia w kierunku przetwórstwa, dlatego pracujemy metodą prób i błędów – wyjaśnia Tomasz Maziejuk. –  Zaczynaliśmy od serów wołoskich, później pojawiły się twarogi. Ale kiedy klienci zaczęli domagać się nowych smaków, zaczęliśmy szukać i tworzyć już typowo nasze, rodzinne sery. Obecnie bardzo popularny jest ser farmerski, dlatego staramy się bazować na nim, dodając nowe zioła. Wszystkie dodatki w serach, dobierane są tak, aby były bezpieczne np. dla ludzi cierpiących na różnego typu alergie pokarmowe. Tak powstał ser z kozieradką. Kozieradka sprawia, że ser ma smak orzecha włoskiego, ale orzecha wcale w nim nie ma. A ostatnio Wawrzyniec stworzył ser z chili i papryką, który wyszedł tak dobry, że już jest w sprzedaży. Ponadto cały rynek czeka na jogurty, ale ja ciągle zastanawiam się jak zrobić je z mleka niepasteryzowanego, by ich smak był niepowtarzalny.
 
– Jak tylko klienci o coś zapytają, zawsze sprawdzamy co z tego wyjdzie – wtrąca Waldemar Maziejuk. – Robimy też twarogi z czosnkiem i czombrem. Dodatkowym impulsem do tworzenia nowych produktów jest duża ilość mleka, którą trzeba przerobić, żeby się nie zmarnowało. 
 
Konkurencja wymusza jakość
 
– Każdy jadąc do nas, spodziewa się, że zobaczy ładnie ogrodzone, piękne drewniane budynki. Ale żeby dojść do tego wszystkiego, potrzebujemy i czasu i pieniędzy – tłumaczy Tomasz Maziejuk. –  Na początku mieliśmy stoisko z serami i kozę z siana, którą przygotował nasz przyjaciel, artysta ludowy. Obecnie mamy 200 dojnych kóz i dużo małych koźlątek. Przy kozach w sumie pracuje pięć osób. Mamy też biuro. Oprócz tego hodujemy krowy mięsne i mleczne, bo cały czas współpracujemy z mleczarnią. Korzystaliśmy też z dofinansowań, które otrzymaliśmy z funduszy szwajcarskich. Kupiliśmy za te pieniądze samochody dostawcze – chłodnie. Przeprowadziliśmy też rewitalizację zakładu i maszyn. Nasz ser wołoski wpisany jest też na listę tradycyjnych produktów regionalnych. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
– Byliśmy pierwsi na Podkarpaciu, którzy zarejestrowali swój produkt – wspomina senior rodu Maziejuków. – Gdy powstało obecne województwo podkarpackie, po reformie administracyjnej, polscy urzędnicy, zaczęli dostrzegać potencjał polskiej kuchni oraz bogactwo produktów regionalnych. Okazało się jednak, że formalnie żadne produkty nie są zarejestrowane i nie ma się czym pochwalić. Rozpoczęły się więc poszukiwania historyczne. W naszych okolicach, w starych księgach znaleziono zapis, że miejscowi podatki płacili serem kozim. Były też informacje, jak ten ser był robiony. Dzięki temu, mogliśmy odtworzyć starą recepturę, a nasz ser został wpisany jako tradycyjny produkt regionalny pod nazwą Ser Wołoski. To było z korzyścią dla nas i ale i Polski jako takiej, bo w związku z posiadaniem produktów regionalnych, nasz kraj otrzymuje granty finansowe, a dzięki projektom unijnym takie gospodarstwa jak nasze, mogą się rozwijać. 
 
Trzy pokolenia Maziejuków
 
W gospodarstwie „FIGA”, każdy ma swoją robotę. Tomasz nadzoruje chów i produkcję, Waldemar kontroluje pracę całego gospodarstwa, a Wawrzyniec zajmuje się marketingiem i sprzedażą. – Staramy się nie przeszkadzać sobie w pracy, co nie jest łatwe, bo wszyscy trzej mamy dość mocne charaktery i dużo do powiedzenia – śmieje się Tomasz Maziejuk. – A jakiś czas temu dołączył do nas Albert, mój syn. 
 
– To już trzecie pokolenie, które podejmuje wyzwanie – z uśmiechem dodaje Waldemar Maziejuk. – Długo chodził i zaglądał, aż w końcu postanowił nam pomóc, a nie da się ukryć, że dużo łatwiej podejmować kolejne ryzyko, kiedy widzisz, że jest komu kontynuować twoją pracę. – A pracy jest coraz więcej i konkurencja stale rośnie – wtrąca Tomasz Maziejuk.
 
Jak zaczęli pojawiać się nowi producenci kozich serów, to wszyscy zaczęli nas straszyć, że to będzie koniec firmy – wspomina założyciel gospodarstwa „FIGA”. – Wtedy mój młodszy syn powiedział: „konkurencja wymusza jakość”. No i tej zasady się trzymamy. Jeśli coś się nie uda, nigdy nie wypuszczamy na rynek. To gospodarstwo jest całym naszym życiem i pasją, a okoliczni mieszkańcy, są dumni z tego, co robimy. Ja i Wawrzyniec całym sercem jesteśmy też zaangażowani w rozwój naszej wiejskiej społeczności. Cieszę się, że synowie i wnuk kontynuują moją działalność. Razem z żoną, robimy wszystko, żeby naszemu życiu nadać jak najpełniejszy sens, a dzięki temu gospodarstwu czujemy jedność z Beskidem Niskiem i otaczającą nas tu przyrodą.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy