Reklama

Ludzie

Józef Wilkoń. Genialny ilustrator i jego ślady na Podkarpaciu

Antoni Adamski
Dodano: 24.07.2017
33908_glowne
Share
Udostępnij

Książki z ilustracjami Józefa Wilkonia wydano niemal we wszystkich krajach Europy, w obu Amerykach, w Azji i Afryce. Opublikowano je nawet w kilku narzeczach murzyńskich.  Dwadzieścia woluminów ukazało się w Japonii, gdzie w kilku muzeach pokazywanych jest w sumie pół tysiąca dzieł Józefa Wilkonia. W maju br. w Korei Południowej wystawa jego prac  w czteropiętrowej Galerii Albus w Seulu zainaugurowała działalność Muzeum Ilustracji Książkowych.

         Artysta urodził się w roku 1930 w Bogucicach koło Wieliczki, ale jego rodzice i dziadkowie pochodzili z Podzwierzyńca – wioski położonej nieopodal Łańcuta. On sam przyjeżdżał tu na każde wakacje – najpierw jako chłopiec, później jako student. W rodzinnym domu namalował swoją pracę dyplomową, obronioną w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Tematem obrazów dyplomowych stały się ogrody Podzwierzyńca. Za ogrodem babki była droga, za drogą drewniany młyn, który zmieniał kolory z zależności od pory dnia. Inaczej wyglądał w mgle, inaczej w promieniach słońca, we mgle i w szarówce zapadającego zmierzchu. W Podzwierzyńcu Wilkoń odkrył bogactwo widzialnego świata, prawdę tego, co dzieje się tu  i  teraz.  To wtedy namalował trzy obrazy. Każdy z nich przedstawia dziewczynę kupującą kwiaty u ogrodnika. Każdy z nich był inny,  zatopiony w intensywnych barwach palety Vincenta van Gogha

Zwierzęta z Podzwierzyńca

W Podzwierzyńcu babka hodowała cały przydomowy zwierzyniec – wspomina Józef Wilkoń. To było jego kolejne odkrycie: tutaj poznał bohaterów swoich przyszłych ilustracji do bajek. A jeszcze później – swoich rzeźb. Artysta – malarz Jerzy Majewski, kolega Wilkonia opowiada: Pomyślałem, że czterdzieści lat temu zwierzęta z  Podzwierzyńca zrobiły na artyście ogromne wrażenie. Stały się inspiracją jego późniejszej twórczości. Począwszy od ławicy ryb i ptactwa aż po psy i koty – wraz z ich egzotycznymi kolegami (…) To magia Podzwierzyńca była początkiem cyklu „Arka – podróż w strony rodzinne”. Tak Józef Wilkoń nazwał swój bestiariusz.

Tu po raz pierwszy zadał sobie pytanie: jak malować zwierzęta? Po latach opowiedział o tym w czasie jednego z wernisaży. Mówił, że najpierw trzeba poznać zwierzęta Zapamiętać jak wyglądają, jak zachowują się w ruchu. A później należy nauczyć się je namalować w różnych pozach, o różnej porze dnia i nocy. Jeżeli artysta chce namalować zwierzęta rzetelnie, musi pokazać jak wyrażają emocje: radość, smutek, zadumę. Gdy artysta jest zdolny, potrafi oddać nawet zapach i smak owoców, które one zjadają.

W końcu, gdy już to wszystko umie,  winien wiedzieć jak wizerunek zwierzęcia będzie funkcjonował w tekście książki. W jakim miejscu umieścić ilustrację, aby współgrała z nastrojem – zamiast go burzyć – budując dramaturgię opowieści. Na wernisażu w Rzeszowie Józef Wilkoń wspominał swoje pierwsze doświadczenia z ilustracją. Po przyjeździe do Warszawy w roku 1956 zaczął rozglądać się za jakimś zajęciem. Dostał pierwsze zlecenie na ilustrację bajki o kotku, który szukał czarnego mleka. Nie był zadowolony z rezultatów swojej pracy. Uważał, że można zrobić to lepiej. To była pułapka – podkreśla. Wtedy otrzymał kolejne zlecenie. Zaczął poprawiać, zmieniać, udoskonalać. Aż „wsiąkł” w ilustrację i uprawia ją już ponad pół wieku.

Arka Wilkonia

 Wilkoń zajął się rzeźbą kilkanaście lat temu. To zajęcie pomagało mu w opowiadaniu bajek dzieciom, którymi się opiekował. Figurki miały je rozbawić. Z czasem zauważył, że stają  się one coraz większe. I wtedy zaczął na poważnie rzeźbić w drewnie. Z grubo obrobionych pni wyczarował całą menażerię. Jest tam potężny tur, łoś, niedźwiadek – wszystkie ponadnaturalnej wielkości. A także groźny krokodyl, tygrys, ławica ryb oraz chmara ptaków, które zrywają się do lotu po otwarciu drzwi zaczarowanej „Szafy z ptakami” – jak nazwał swoją kompozycję. Po ścianie łażą ogromne muchy, a z sufitu zwieszają się morskie drapieżniki o fantastycznych kształtach. Żeglują w przestrzeni jaki w morzu, kręcą się wokół własnej osi, poruszane prądem powietrza. Atakują widza, który nieruchomieje patrząc na te wspaniałości. A później poddaje się, płynąc wraz z rybami po oceanie wyobraźni.

Tamtego Podzwierzyńca już nie ma

Cykl malowanych i rzeźbionych zwierząt nosi tytuł „Arka Wilkonia – Podróż w strony rodzinne”. Właściwie – powrót po wielu, wielu latach. W roku 1955 po ukończeniu studiów Wilkoń przyjechał do Rzeszowa wraz z grupą absolwentów (tzw. Grupa XIV). Razem pracowali i wystawiali, starając się ożywić miasto:

– Rzeszów miał swój wdzięk, choć trochę prowincjonalny. Wracam tu z sentymentem – mówi artysta.

 W 2008 r. przywiózł w rodzinne strony swoją Arkę – pełną zwierząt, które chce ocalić przed upływającym czasem. Bo „tamtego Podzwierzyńca już nie ma. Przeminął tak, jak mija młodość” – dodaje z żalem. Pozostanie sztuka, która jest wieczna.

Architektem arki był Bóg, który udzielił Noemu dokładnych wskazówek jak ją zbudować: przypominała raczej pływający dom niż statek. Ale to człowiek – „jedyny sprawiedliwy” miał w niej ocalić przed potopem siebie, a także po parze zwierząt każdego gatunku. W ten sposób arka stała się symbolem przymierza między Stwórcą i stworzonymi przez Niego istotami ludzkimi oraz światem ożywionym. Jak pisze J.E.Cirlot w „Słowniku symboli” arka wyraża przywrócony po kataklizmie ład. Wskazała go tęcza, oznaczająca zakończenie potopu. Arka symbolizuje zatem moc, dzięki której wszystko może się odrodzić. W sensie biologicznym przyrównywana była do serca lub macicy, gdyż przechowała esencję życia – materialnego i duchowego – do czasu odrodzenia egzystencji na Ziemi.

Józef Wilkoń we własnej Arce ocalił przed upływającym czasem zapamiętane przed pół wiekiem zwierzęta z Podzwierzyńca. Uratował przed zatarciem wspomnienia z dzieciństwa i młodości. Stworzył swój własny bestiariusz – malowany i rzeźbiony traktat o stworach realnych i fantastycznych. W sztuce dawnej bestiariusz był ulubionym tematem rzeźby romańskiej. Na kapitelach kolumn w świątyniach i krużgankach klasztornych artyści utrwalali całe traktaty teologiczne o zbawieniu i potępieniu, o potędze dobra i podstępnej mocy zła. Wilkoń podróżuje w przeszłość tworząc swój własny cykl „W poszukiwaniu straconego czasu”. Najważniejsza dla artysty jest jego część ostatnia: „Czas odnaleziony”. Patrząc jak Marcel Proust „jasno w zachwyceniu” zyskał wrażliwość  z jaką tylko artyści i dzieci oglądają świat.

Figury zwierząt powstały ze starannie wybranych pni, konarów lub bezkształtnych – z pozoru – kawałków drewna. Józef Wilkoń dobiera sobie tworzywo w sposób tak przemyślany i celowy, iż każdy z tych elementów staje się niezastąpiony. Tak jak ponacinane piłą polano zmienia się w łapę tygrysa z groźnymi pazurami, a bezkształtny kloc drewna przybiera postać poczciwego hipopotama. Rzeźbiarz wykorzystuje naturalne właściwości drewna, obciosując je z grubsza, dodając elementy metalowe (gwoździe jako zęby rekina i krokodyla), pokrywając oszczędną polichromią. Za pomocą najprostszych środków wydobywa istotę danego zwierzęcia, jego cechy charakterystyczne, rozpoznawalne na pierwszy rzut oka. Rzeźbiarz dąży do syntezy, unikając stylizacji i niepotrzebnych szczegółów.

 Na trawniku rozsiadło się stado gęsi. Ptaki są poruszone jakby dostrzegły kogoś obcego. Jedna z nich podnosi skrzydła do lotu. Ten niewidoczny obserwator to widz, którego obecność została wprowadzona w ramy kompozycji. Ogromny hipopotam podnosi zdziwione oczy; inny wesoło gra na harmonii. Rekin szczerzy zęby, zaś wokół niego unoszą się w powietrzu najfantastyczniejsze gatunki ryb. Bestiariusz Wilkonia składa się ze zwierząt legendarnych – jak skrzydlaty smok i tych spotykanych na co dzień, jak występujący w corridzie byk z charakterystycznymi białymi rogami. Nierzadko artysta wkracza w świat fantastyki jak w kompozycji z muzykującym koziołkiem (drugi wtóruje mu na bębenku). Melodii przysłuchują się ptaki. Te ostatnie to także bohaterowie „Szafy z ptakami” zbudowanej na kształt gotyckiego tryptyku. Siedzące nieruchomo, wysuwają ku widzowi dzioby.

Ten sam charakter: zarówno bajkowy jak i realny posiadają zwierzęta z ilustracji książkowych Wilkonia, znanych na różnych kontynentach: od krajów północnej Afryki po Japonię. Tu także pojawia się motyw arki przedstawionej dwojako. Raz jest ona zamkniętym korabiem, żeglującym po wodach wzburzonego oceanu, po raz drugi – okrętem wypełnionym wesołą, bajkową menażerią. Jerzy Majewski usłyszał kiedyś jak artysta szepcze do świeżo ukończonej rzeźby zwierzaka ze swojej Arki: „no stary, ja skończyłem teraz ty zaczynasz.”

Komu potrzebny jest Wilkoń?

24 maja br. wystawą prac Józefa Wilkonia zapoczątkowała swą działalność prywatna Galeria Albus w Seulu. Na czterech kondygnacjach gmachu pokazano jego ilustracje książkowe oraz rzeźby – w sumie kilkadziesiąt obiektów,  które pozostaną  tam na stałe. Galeria powstała z inicjatywy pani Jinyi Chang, która po obejrzeniu dzieł artysty w muzeum Azumino w Japonii postanowiła udostępnić je południowokoreańskim dzieciom. Kuratorką ekspozycji była pani Jiwone Lee – historyczka sztuki, literaturoznawca i tłumaczka z języka polskiego. Wcześniejsza przygoda twórcy z Japonią rozpoczęła się w końcu lat 80-tych, gdy mer miasta Oshima założył muzeum ilustracji książkowej i do planowanego osobnego pawilonu polskiego artysty zakupił kilkaset jego prac. Pawilon nie powstał z powodu śmierci pomysłodawcy. W sumie ok. 400  prac Wilkonia eksponowanych jest w japońskich muzeach:  w Museum of Picture Books w Oshima, Chihiro Art Museum w Azumino i w Koruisaua. Zrealizowany w Seulu projekt nawiązuje do pomysłu mera japońskiego Oshima.

 Lista najważniejszych wystaw i nagród artysty przekroczyłaby rozmiary tej publikacji. Z europejskich wymienię przykładowo – obok Niemiec i we Włoch – Muzeum Ilustracji w Moulin we Francji, a także prezentację w Bibliotece Centrum Pompidou w Paryżu. Wśród tegorocznych największy oddźwięk wywołały ekspozycje: „Don Kichot Wilkonia” w Galerii Opery i Teatru Narodowego, „Don Kichot i Sancho Pansa” na Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena w Filharmonii Narodowej , "Plakaty Józefa Wilkonia" w Bibliotece Uniwersyteckiej (wszystkie ekspozycje w Warszawie). W naszym regionie jego prace pokazywano w Domu Sztuki w Rzeszowie (2008), w bibliotece w Łańcucie (2011), Muzeum Narodowym Ziemi Przemyskiej (2016). Aktualnie  czynne są wystawy: "Zwierzogród Józefa Wilkonia" w Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu  oraz "Muzyka u Józefa Wilkonia", Muzeum i park w  Radziejowicach. Na Rynku w Tarnowie – zakupione przez Urząd Miasta – staną w lipcu cztery wspaniałe hipopotamy. Mój projekt Muzeum Wilkonia w rodzinnym Łańcucie lub w Rzeszowie spotkał się z zupełnym milczeniem władz samorządowych. A dziś już nikt o nim nie pamięta.    

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy