Reklama

Ludzie

Panie na Łańcucie

Elżbieta Lewicka
Dodano: 05.02.2020
33919_Glowne
Share
Udostępnij

W łańcuckiej rezydencji wszechobecny jest duch księżnej marszałkowej Izabelli Lubomirskiej – miłośniczki sztuki, ale przede wszystkim miłośniczki życia. To ona rozpoczęła dzieło, które kontynuowały kolejne księżniczki mieszkające w pałacu – zdecydowane i niezłomne w realizacjach swoich celów. I nic w tym dziwnego, bo pewność siebie, z jakiej słynęły, dawały im bogactwo i pozycja, które miały będąc Paniami na Łańcucie. A historię czterech wyjątkowych kobiet snuje Aldona Cholewianka- Kruszyńska, historyk sztuki, kustosz łańcuckiego Zamku, autorka wielu publikacji: artykułów, biografii polskich arystokratek oraz książek o rezydencjach, polowaniach, zaprzęgach i portretach.

Księżna Izabella z Czartoryskich Lubomirska z popiersiem swego ukochanego wychowanka Henryka Lubomirskiego. Kopia W. Śleńdzińskiego z 1875 r. wg portretu Élisabeth Louise Vigée-Le Brun z 1793 r.  Fot. Tadeusz Poźniak  | Reprodukcje Marek Kosior – Zbiory Muzeum-Zamek w Łańcucie

Jako niezwykłe barwna postać przeszła do historii Izabella z Czartoryskich Stanisławowa Lubomirska – jedna z najbogatszych Polek i Europejek. Była wielką kreatorką, estetką, muzykiem, mecenaską i kolekcjonerką sztuki. Od najmłodszych lat przejawiała bardzo silną osobowość i tak też była postrzegana przez swojego ojca, który traktował ją niemalże na równi z bratem Adamem Kazimierzem Czartoryskim (postać bardzo znana w polskiej kulturze i historii). Izabella urodziła się w roku 1736, a już w połowie XVIII w., kiedy miała lat kilkanaście, jej ojciec, książę August Aleksander Czartoryski, traktował ją jako osobę poważną i godną – pomimo jej młodego wieku i płci. Poświęcał jej swój czas, wprowadzając w arkana polityki, spraw majątkowych i innych, które go zajmowały. Izabella, która otrzymała staranne wychowanie, jeszcze bardziej zyskiwała na kontaktach ze świetnie wykształconym ojcem. Ten wydał ją za mąż za księcia Stanisława Lubomirskiego, właściciela m.in. Łańcuta (ślub odbył się w Warszawie 14 VI 1753 r.). Jako młoda mężatka wiodła prym na salonach Warszawy, była wyrocznią, autorytetem, liczono się z jej zdaniem. Zawsze też dużo podróżowała. Mając wiele posiadłości, zawiadywała swoimi rezydencjami niezwykle energicznie i kreatywnie.  Kiedy po rewolucji francuskiej osiadła w Łańcucie, to on stał się  jej główną siedzibą, chociaż często bywała też wówczas w Wiedniu, gdzie miała pałac. Pierwsze prace w zamku podjęła jeszcze wspólnie z mężem, który zmarł w 1783 (został pochowany w łańcuckiej krypcie). Po jego śmierci, już samodzielnie przez kolejne 33 lata przeistaczała Łańcut. Kazała wznieść, Oranżerię, Exedrę, Pawilon Biblioteczny, Zameczek, zasadzić aleję lipową (w miejscu rozsuniętych wałów otaczających fosę). W zamku nową dekorację otrzymały wnętrza, znane nam jako Pokoje Chińskie, Teatr, Galeria Rzeźb, Sala Balowa, Wielka Jadalnia zwana wówczas „Białą”, Salon Kolumnowy, niezwykłej urody – jak bombonierka – Gabinet w wieży, Apartament księżnej z Sypialnią i Salonem Zwierciadlanym, a na parterze Apartament Turecki i Apartament Brenny. Księżna miała niezwykle wysublimowany gust, ale też była wyjątkowo pewną siebie kreatorką. Znana jest historia mówiąca jak to Jan Chrystian Kamsetzer – wybitny, architekt i dekorator wnętrz, czołowy przedstawiciel klasycyzmu w Polsce, musiał zburzyć nową dekorację wnętrza w warszawskim pałacu księżnej, choć omówioną z nią wcześniej, bowiem przestała się jej podobać. Po wielu, wielu latach, imienniczka Izabelli (księżna tak naprawdę miała na imię Elżbieta, ale w XVIII wieku modne było używanie hiszpańskiej wersji tego imienia), Elżbieta Romanowa Potocka w podobny sposób jednym ruchem, pociągając za obrus, zniszczyła dekorację kwiatową, gdyż jej kolor nie przypadł do gustu hrabiny. Takie gesty świadczyły o bardzo silnych osobowościach tych pań, pewności siebie i artystycznego smaku.

Pomimo iż potomkowie księżnej Lubomirskiej – Potoccy, przez cztery kolejne pokolenia przeprowadzili w Łańcucie wiele remontów i modernizacji, to ciągle jednak ta jedna z najsłynniejszych rezydencji magnackich w Europie nosi kształt i estetyczne piętno nadane jej przez marszałkową.

 Józefina Potocka

Dziedzicami Łańcuta od 1816 roku byli: wnuk księżnej Lubomirskiej, Alfred Potocki i jego żona Józefina (Józefa) z Czartoryskich, zwana w rodzinie Juzią (takiej używano pisowni). Józefina była córką księcia Józefa Klemensa Czartoryskiego z Korca- postaci zasłużonej dla polskiej historii, a przede wszystkim gospodarki. Także jej mąż, Alfred Potocki, pierwszy łańcucki ordynat, był pochłonięty sprawami gospodarczymi – modernizował majątek i wznosił bardzo wiele związanych z rolnictwem, leśnictwem i przemysłem nowych obiektów. Za jego czasów powstał też nowy zamkowy zespół hippiczny. Natomiast Józefina Potocka w znacznym stopniu kreowała sposób urządzenia i funkcjonowania zamku. Była jednak niezwykle chimeryczna i dość wyniosła. Potrafiła zostawić gości i wyjść w czasie przyjęcia do swoich pokoi. W przeciwieństwie do męża nie utrzymywała też kontaktów z okolicznymi, mniej, lub bardziej zamożnymi sąsiadami. Ale to ona spowodowała wiele zmian, jakie wprowadzili ordynatowie w zamku. Za pierwszego ordynata wyremontowano wiele wnętrz pierwszego i drugiego piętra, sprowadzając z Wiednia i Londynu nowe wyposażenie. Wtedy też powstały słynne mozaikowe podłogi, które znajdują się w większości wnętrz na pierwszym piętrze. Józefina urządziła także apartament dla swego młodszego syna Alfreda Józefa i jego żony Marii, sprowadzając wówczas z Wiednia niezwykle piękną, neorokokową boazerię. Salonik ten, w jednym z apartamentów na drugim piętrze, zachował się do dziś w niezmienionym stanie i jest symbolem gustu tamtej epoki i samej hrabiny.

Hrabina Józefa [Józefina] Maria z Czartoryskich Potocka, żona pierwszego łańcuckiego ordynata na portrecie Française Gerarda z 1817 roku.  Fot. Tadeusz Poźniak  | Reprodukcje Marek Kosior – Zbiory Muzeum-Zamek w Łańcucie


Józefina słynęła z niezwykłej urody i prezencji. Była wysoka (pozostałe panie na Łańcucie były niskie), miała królewską postawę, kruczoczarne włosy, piękne oczy i brwi. Lubowała się w wytwornych strojach, a obraz Łańcuta, jako z wielkim smakiem urządzonego domu wynikał właśnie z jej wyczucia estetyki, ale i otwarcia na obce wzorce. Za czasów Józefiny Alfredowej Potockiej wprowadzono nowy, niespotykany w Polsce zwyczaj korzystania, o określonych porach dnia, ze stołów bufetowych zaopatrzonych w zimne mięsa i owoce nazywane fruktami. I choć jadano przy stołach nie była to jednak forma polskiego, długiego i hucznego biesiadowania z domownikami i gośćmi – co nie wszystkim się wówczas podobało. Dopiero po godzinie dwudziestej gromadzono się na dłużej przy stole, by zjeść wieczorny posiłek nazywany obiadem. Nie tylko dom, także stajnie prowadzono na sposób angielski. Łańcut był pierwszym, polskim majątkiem, w którym wprowadzono angielskie polowania par force, podobnie jak wyścigi konne. Alfred Potocki, a po nim jego potomkowie, był anglofilem. W czasach pierwszego ordynata było to sensacją – dotyczyło to, nie tylko prowadzenia domu, hippiki i sportów ale także form gospodarowania. I być może dlatego, że całe sąsiedzkie otoczenie było bardzo polskie, a Łańcut był tak bardzo angielski. Interesujące jest, że choć Józefina Potocka swoim wyglądem i strojami skupiała na sobie uwagę wszystkich, to dziś znany jest tylko jeden jej wizerunek, do tego tylko w formie fotografii ze starych, łańcuckich zbiorów. Gdzie obecnie znajduje się ów portret Józefiny – nie wiadomo. W przeciwieństwie do księżnej Izabelli Lubomirskiej, która ma bardzo wiele portretów – podobnie jak synowa Józefiny, czy żona jej wnuka Romana – sama pierwsza ordynatowa jawi się nam, jako dość tajemnicza osoba.

Maria Klementyna

Przeciwieństwem księżnej marszałkowej Lubomirskiej i pierwszej ordynatowej, Józefiny Alfredowej Potockiej była Maria Klementyna Sanguszkówna, żona drugiego ordynata. Urodziła się w roku wybuchu Powstania Listopadowego i już w kilka tygodni po urodzeniu została osierocona przez matkę. Jej ojciec, książę Roman Sanguszko przystąpił do Powstania w wyniku czego trafił na zesłanie. Mimo tragicznych losów udało mu się po kilkunastu latach wrócić do Sławuty, gdzie Maria wychowywana była przez jego rodziców – Klementynę z Czartoryskich (siostrę Józefiny Potockiej) i Eustachego Sanguszków – w kulcie córki zesłańca. Pisano na jej cześć wiersze, przyrównywano ją do białych konwalii, nazywano sierotą po hetmanie. Babka Klementyna, jako wotum za uwolnienie syna zrezygnowała z mieszkania w pałacu, który zamieniła na oficynę. Mała Maria przywykła więc do skromnych, wręcz siermiężnych warunków życia, choć była dziedziczką olbrzymiego majątku.  Kiedy dorosła, wszyscy kawalerowie pochodzący z najbogatszych, arystokratycznych polskich rodów starali się o jej rękę, choć znana była jako osoba krnąbrna i uparta, ale i o niezłomnym charakterze. Porównywano ją do stepowego rumaka. Została wydana za mąż za swojego dalekiego kuzyna, Alfreda Józefa, syna Józefiny. Kiedy w 1862 roku umierają Józefina i Alfred Potoccy, młodzi Alfred Józef i Maria zaczynają niepodzielnie rządzić Łańcutem i całą ordynacją – aż do roku 1889.  Ale przywykła do skromnych warunków Maria i nie lubiący blichtru Alfred, nie modernizują i nie remontują zamku. Maria polecała przy tym w listach, aby służba ogrzewała wnętrza tylko do temperatury 13 stopni. Zamek nie miał łazienek – goście przywozili sobie do kąpieli gumowe wanny. Słynne „jenerały”, czyli nocniki chowano w szafkach przy łóżkach. Nad Wielką Jadalnią zawalił się sufit niszcząc znaczną część cennego serwisu chińskiego po Janie III Sobieskim, którym szczycono się jednak podczas wizyty cesarza Franciszka Józefa (odwiedzał Łańcut dwukrotnie!). W ruinę popadł także teatr księżnej Lubomirskiej. Zamek nie miał nawet rynien. Mimo to Maria Potocka bardzo interesowała się historią i znała wartość zabytków. Sprowadzała do zamku kopie dokumentów rodzinnych z archiwów Potockich spoza Łańcuta ( także w swoim rodowym majątku  założyła archiwum i bibliotekę). Zgromadzone dokumenty eksponowała w gablotach, co na owe czasy było dużą ekstrawagancją. Kupowała też stare cenne meble – dwie szafy gdańskie i angielską szafę kredensowa – słynną „gruszkę” (jest wielką osobliwością – stanowi dzisiaj jedyny, znany na całym świecie tego typu mebel) możemy podziwiać w sali pod stropem na pierwszym piętrze. Podczas wizyty pary cesarskiej chlubiła się apartamentem po księżnej, jednak na co dzień był on zamknięty na klucz, gdyż zgromadzić tam kazała najcenniejsze dzieła sztuki po Marszałkowej. Tak jak jej teściowa, Maria urządziła apartament młodszych państwa na drugim piętrze, do tego dwa razy (jej syn Roman był dwukrotnie żonaty), kaplicę na parterze oraz na tarasie wschodnim altanę z datą 1863.

Hrabina Maria Klementyna z Sanguszków Potocka na portrecie F.X.Winterhaltera z 1857. Kopia.  Fot. Tadeusz Poźniak  | Reprodukcje Marek Kosior – Zbiory Muzeum-Zamek w Łańcucie

– W osobowości Marii jawi się pewna ambiwalencja: z jednej strony doskonale zdawała sobie sprawę z wyjątkowości miejsca, w jakim przyszło jej żyć i z wartości dzieł sztuki, jakie Łańcut posiadał, ale z drugiej nie czuła potrzeby otaczania się nimi – mówi Aldona Cholewianka- Kruszyńska.  Znając wartość zabytków, jednocześnie pozwalała na ich zniszczenie. Interesujący jest też fakt, że ówczesny, niekomfortowy Łańcut był obiektem podziwu, do którego, mimo niewygód, ściągali goście, uważając zaproszenie do zamku w czasach Marii i Alfreda za towarzyskie „Złote Runo”, a niewygody traktując z wyrozumiałością. Zapewne zaszczytem i wartością było dla nich obcowanie z samymi właścicielami.

 Elżbieta Matylda

 U progu XX wieku w łańcuckiej rezydencji znów pojawiły się wielkie zmiany. Łańcucki zamek zaczyna odzyskiwać swój blask – do rezydencji wkracza nowoczesność, choć zapewne gdyby nie okres stagnacji pod rządami Marii, kolejna para ordynatów nie miałaby tak wielkiego pola do popisu. Jako młodzi ludzie mieli przy tym wielką odwagę kreowania swojego otoczenia. Syn Marii dwukrotnie się żenił. Najpierw z piękną Izabellą Potocką z Brzeżan, swoją daleką, bardzo skromną kuzynką, w której był bardzo zakochany, a która po kilku miesiącach zmarła. Aldona Cholewianka- Kruszyńska stawia tezę, że gdyby Izabella żyła, Łańcut nigdy nie przeszedłby modernizacji na tak olbrzymią skalę, jaka miała miejsce za życia ostatniej ordynatowej. Trzy lata później Roman ożenił się z Elżbietą Matyldą z Radziwiłłów z linii berlińskiej, panną nieładną, ale niezwykle kreatywną, bystrą, o bardzo silnej osobowości, choć w momencie zamążpójścia nie mającą w ogóle gustu. – To kolejny fenomen! – stwierdza historyk sztuki, kustosz łańcuckiego Zamku. Jej pojawienie się we Lwowie wprowadziło wszystkich w konsternację, tak fatalnie była ubrana. Po kilku latach stała się arbitrem elegancji. Te zmiany prawdopodobnie spowodowało samouświadomienie ( a może ktoś to zrobił), inteligencja i spostrzegawczość, musiała też mieć wrodzone poczucie estetyki, nie wyzwolone wcześniej, którego raczej nie można się nauczyć. Być może asumptem były jej wizyty w Wiedniu słynnym z elegancji pań. Wszyscy z jej towarzystwa podkreślali z czasem, że Elżbieta Romanowa jest zawsze ubrana właściwie do okoliczności i miejsca – z wielkim szykiem i en vogue. To jej poczucie estetyki i wykwintnego smaku spowodowało, że w tak cudowny sposób zaaranżowała Łańcut (oczywiście przy pomocy architektów i przy aprobacie męża).

Hrabina Elżbieta Romanowa, na portrecie z lat.30. XX wieku, kiedy ordynatem łańcuckim był jej starszy syn Alfred Antoni Potocki.  Fot. Tadeusz Poźniak  | Reprodukcje Marek Kosior – Zbiory Muzeum-Zamek w Łańcucie

Teść Elżbiety zmarł w roku 1889, w Paryżu. Jego zwłoki przywieziono koleją do Łańcuta, gdzie szykowano wielką, pożegnalna uroczystość – specjalnym pociągiem przyjechało pół Wiednia i przedstawiciel cesarza, a także wdowa. Ale kiedy pani Alfredowa chciała udać się do swoich apartamentów, które miała na pierwszym piętrze ( apartament przejęty niegdyś po swojej teściowej Józefinie), jeden z jej dawnych służących wykrztusił, że hrabina musi udać się na drugie piętro! Faktem jest, że po tym incydencie pani Alfredowa już nie zasiadła z wszystkimi do stołu, a kiedy później przyjeżdżała na grób męża, nie zatrzymywała się w zamku. Jednak w zachowanej korespondencji pani Alfredowa zawsze ciepło i taktownie zwracała się do swej synowej, która z kolei dość obcesowo pisała do męża o jego matce. Elżbieta była osobą niezwykle ambitną – była Radziwiłłówną. Zwracano się do niej: ekscelencjo. Na biletach wizytowych do końca jej życia pisano „z Radziwiłłów Potocka”. Oczywiście – była księżniczką – ale wszystkie panie na Łańcucie były księżniczkami! Jednak poczucie swego urodzenia miała szczególne. I to ona przede wszystkim spowodowała wielkie prace, które wraz z Romanem podjęli w Łańcucie. Była przecież córką odnowicielki Nieświeża – księżnej Marii Radziwiłłowej. Wszystko to, co obecnie widzimy w Łańcucie: neobarokową elewację zamku, bramy i mosty, rozbudowany pawilon biblioteczny, wszystkie partery kwiatowe, odrestaurowaną oranżerię i wzorowane na wiedeńskich szklarnie, w których hodowano storczyki, amarylisy i goździki, kazali wznieść Romanowie. Obok stanęła wielka palmiarnia wzorowana, na tej słynnej, cesarskiej z Schönbrunn (w tym miejscu jest obecnie kort tenisowy). Kolejny ewenement to zespół hippiczny ze Stajnią na wzór słynnych stajni z Chantilly, i Wozownią, gdzie w dwóch oddzielnych, mniejszych wozowniach zgromadzono żółte, powozy czyli używane na wsi, oraz czarne do jazdy w mieście. Tak bogate wozownie były bardzo rzadkie. To był kolejny, łańcucki ewenement i pozostał nim do dziś. Oba imponujące budynki były zaprojektowane przez architekta Potockich – Amanda Bauque, który miał swoje biuro w Wiedniu. Stworzono także park okalający Wozownię i Stajnie tworząc tym samym reprezentacyjną cześć rezydencji. Wcześniej było to zaplecze nie pokazywane gościom.  Romanowie założyli też aleję czerwonolistnych buków, Elizin, staw, po którym pływały czarne łabędzie, powiększyli park od strony zachodniej zamku poprzez grunt zakupiony od miasta przez Romana, a cały park ogrodzili.

W zamku – główne wejście do niego, pełniące rolę przejazdowej Sieni, urządzili Romanowie jako pyszny westybul z fotelami, gdzie także jadano śniadania. Z wielkim przepychem stworzono Korytarz Biały, Korytarz Czerwony, amfiladę wnętrz recepcyjnych- salonów i jadalni, z własnymi mieszkalnymi apartamentami- odrestaurowane, na nowo urządzone, ale ze świadomym odwołaniem się do wszystkiego, co wcześniej było już w tych wnętrzach. Nie wprowadzano stylu w dekoracji, który kłóciłby się z historycznym, wcześniejszym. Projektowaną aranżację wnętrza często podporządkowywano wartościowemu dziełu sztuki czy ich zespołowi. Elżbieta pisała w swoich wspomnieniach, że z całym pietyzmem zachowano w zmodernizowanym i odrestaurowanym zamku pamiątki przeszłości. Ostatnimi budynkami, które wnieśli był Zarząd Dóbr obok Stajni i Wozowni. Wraz z wybuchem I wojny światowej kończą się wszystkie, wspólne prace Potockich – trzeci ordynat umiera w roku 1915. Elżbieta Romanowa Potocka, przy bezżennym ostatnim ordynacie – Alfredzie Antonim, panią na Łańcucie pozostała do końca.

Gdy dzisiaj patrzymy na łańcucką rezydencję, warto pamiętać o czterech księżniczkach  –  trzech łańcuckich ordynatowych i ich poprzedniczce, babce dobrodziejce Potockich, księżnej marszałkowej, które wykreowały to niezwykłe miejsce.

Aldona Cholewianka- Kruszyńska Fot. Tadeusz Poźniak

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy