Reklama

Ludzie

W komiksowym świecie Wojciecha Birka

Aneta Gieroń
Dodano: 27.07.2017
33926_glowne
Share
Udostępnij

Był dzieciakiem, gdy zakochał się w"Kapitanie Żbiku" i z komiksu nie wyrósł już nigdy, na szczęście. Dziś jest jednym z najlepszych polskich tłumaczy komiksu, komiksowym autorytetem, jurorem we wszelkiego rodzaju festiwalach i konkursach komiksowych, ale też pracownikiem naukowym Uniwersytetu Rzeszowskiego.Dzięki niemu od ponad 20 lat zachwycamy się polską wersją kultowego "Thorgala", a to i tak tylko skromny wycinek komiksowej i naukowej twórczości Wojciecha Birka. Autora nowego odczytania historii Henryka Sienkiewicza jako rysownika i autora powieści, na podstawie których powstało ponad 80 komiksów na świecie. Książka ukaże się jesienią tego roku, a dla rzeszowianina będzie domknięciem komiksowego spotkania z Sienkiewiczem. Już pod koniec lat 90. XX wieku, gdy do kin wchodziła filmowa adaptacja "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana, on na komiksowy warsztat wziął historię Jana Skrzetuskiego i Heleny Kurcewiczówny. Całej historii nie rozrysował, ale sienkiewiczowska fascynacja pozostała i właśnie doczekała się książkowego finału.

Twórca, tłumacz, teoretyk komiksu. Pasjonat – byłoby pewnie najtrafniej. Absolwent legendarnego Liceum Sztuk Plastycznych im. Stanisława Wyspiańskiego w Jarosławiu, do którego przez kilka lat codziennie dojeżdżał pociągiem z Rzeszowa. On, chłopak wychowany na popularnym w mieście osiedlu Dąbrowskiego, bardzo wcześnie zakochał się w historiach opowiadanych rysunkiem i nigdy nie miał wątpliwości, że komiks będzie mu towarzyszył już zawsze. Przez długie lata na szkolnych tablicach rzeszowskiej podstawówki  nr 18, gdzie biegał z tornistrem, wisiały jego pierwsze rysunki. Gdy wybierał liceum, Jarosław był najlepszą miejscówką – renomowana szkoła z długą listą utalentowanych i cenionych absolwentów – artystów. Gdy w tamtym czasie, rok od rozpoczęcia przez niego nauki w Jarosławiu, także w Rzeszowie powstało Liceum Sztuk Plastycznych, dosłownie kilkaset metrów od jego domu rodzinnego, miał przez chwilę pokusę, by ułatwić sobie życie i przenieść się do pobliskiego "plastyka". Nijak jednak nie potrafił, ot tak, zostawić Jarosławia.

– Do dzisiaj czuję się takim troszkę niespełnionym rysownikiem, który od dziecka kochał się w rysunkach Grzegorza Rosińskiego – mówi Wojciech Birek. – To była epoka "Kapitana Żbika", który mnie zachwycił, i tak zaczęły się moje pierwsze, dziecięce próby komiksowe.

I przez te wszystkie lata, aż do teraz, w każdym komiksie forma interesuje go niezmiernie, choć to historia jest najważniejsza.- Kluczowa jest rola rysownika. Jeśli jest wybitny, tym łatwiej o sukces – dodaje. – Pomiędzy technologią a historią komiksu jest jeszcze forma historii, czyli sposób, w jaki zaaranżujemy obrazki, jakich użyjemy środków wyrazu. Czy będziemy chcieli opowiedzieć historię w sposób zredukowany, czy może zdominuje ją bogata aranżacja i kompozycja. Dlatego jestem entuzjastą "holistycznego" – wielowymiarowego i wszechstronnego podejścia do komiksu. Dla mnie forma jest bardzo ważnym elementem przekazu treści. Czytam przez formę, przede wszystkim.

Komiksowy debiut – „Kacper i kryształowy klucz” w „Wiadomościach Skierniewickich”

Jego najwcześniejsze ślady fascynacji komiksem przetrwały w 20 numerze „Relaxu” z 1978 roku. Jako niespełna osiemnastolatek wysłał do redakcji list ze swoimi rysunkami. – Pamiętam, że zamieszczono wówczas fragment listu, gdzie piszę, że zostanę rysownikiem, oraz opublikowano kilka moich rysunków – wspomina Wojciech Birek.  – Redaktorzy bardzo pozytywnie ocenili młodzieńcze próby i zachęcali mnie, bym nie porzucał rysowania.

Faktycznym jego debiutem był jednak cykl „Kacper i kryształowy klucz” w „Wiadomościach Skierniewickich” w 1988 r. Ważne były też: „Naznaczony mrokiem” opublikowany w 3. numerze „Komiks Forum”, który to komiks sam autor uważa za najciekawszy w swoim dorobku, oraz „Uczta na pustkowiach”, która ukazała się w „Antologii komiksu polskiego”. Warte zauważenia jest też niedokończone „Miasto trędowatych”, opublikowane w 3. i 4. numerze „Awantury”.

W kolejnych latach Wojtek Birek coraz bardziej odchodzi od samego rysowania na rzecz tłumaczenia i analizowania komiksu. Zmienia się również sam gatunek literacki i kreska w komiksie, która jest jego najważniejszym wyróżnikiem.

– Zróżnicowała się – wyjaśnia autor i tłumacz komiksów. – Mamy w tej chwili bardzo wielu twórców, zawłaszcza młodych, którzy rysują tylko za pośrednictwem komputera, chociaż papier nadal żyje. A sama komputerowa rewolucja ma to do siebie, że nie ma się oryginału komiksu. Choćby dlatego coraz częściej spotyka się rysowników, którzy oryginał rysują tradycyjnie na papierze, skanują rysunki i dopiero potem pracują z użyciem komputera.

Dziś Wojtek Birek to bardzo ceniony w środowisku tłumacz komiksu. Z języka francuskiego przetłumaczył prawie 300 tytułów, ale dla niewtajemniczonych na zawsze pozostanie tłumaczem kultowego "Thorgala", który z Grzegorza Rosińskiego uczynił bardzo popularnego, europejskiego rysownika.

Sam "Thorgal" to seria komiksowa z gatunku fantasy, której twórcami są Grzegorz Rosiński oraz Jean Van Hamme, belgijski scenarzysta komiksowy, filmowy oraz pisarz. Od 2014 roku scenarzystą "Thorgala" jest Xavier Dorison. Pomysł na cykl narodził się już w 1976 roku; pierwszy odcinek ukazał się w w 1977 roku na łamach belgijskiego magazynu „Tintin” i w polskim czasopiśmie komiksowym „Relax”. Głównym bohaterem serii jest Thorgal Aegirsson, który wychowuje się wśród wikingów, ale nie jest jednym z nich. To „gwiezdne dziecko” – jego rodzice nie mieszkali na Ziemi – i tylko przez przypadek trafia jako niemowlę do kraju wikingów. Oni też nadają mu imię – posłaniec Thora (Thorgal), boga piorunów, i syn Aegira (Aegirsson), władcy wód – ponieważ niemowlę znaleziono na brzegu morza po potężnym sztormie.

– To jest seria, która ma już 41 lat, startowała od zera, z rysownikiem zza żelaznej kurtyny, czyli z Rosińskim, a która odniosła nieprawdopodobny sukces, także komercyjny – mówi Birek.  – Rosiński był wówczas traktowany jako ciekawostka wydawnicza, a swoje rysunki w kopertach przesyłał z komunistycznej Polski. Co ciekawe, Rosiński zdeterminował też samą tematykę komiksu. Było bowiem oczywiste, że nie może to być współczesna historia o Zachodniej Europie, gdyż utalentowany polski rysownik nie miałby o tym żadnego pojęcia. Niemożliwe były też tematy polityczne, bo polska cenzura mogłaby skomplikować sytuację, i tak powstała uniwersalna historia o wikingach, która na kilka dekad stała się wydawniczym przebojem.

Na europejskiej mapie komiksu Polska zajmuje też całkiem dobrą pozycję. Mamy ciekawy rynek, świetnych autorów, znakomitą szkołę komiksu, dobrych rysowników i scenarzystów, ale… nie mamy rynku czytelników. Gdzieś po drodze rozbiegli się pasjonaci książek Papcia Chmiela i dopiero dorasta kolejne pokolenie, które nieco znudzone grami komputerowymi, znów wraca do komiksów.

Inteligentny, zabawny, wysublimowany – komiks dobry na wszystko

A warto tym bardziej, że komiks jest rodzajem publicystyki, inteligentnej, zabawnej, wysublimowanej, szalenie inspirującej i pobudzającej wyobraźnię. Od kilku lat bardzo popularne są m.in. komiksy faktu i autobiograficzne. I tutaj znowu przebijają się polskie sukcesy – scenarzystka Marzena Sowa, wyjechała do Belgii, gdzie poślubiła belgijskiego rysownika komiksów i zainspirowana przez męża, napisała opowieść o swoim dzieciństwie za żelazną kurtyną. Komiks osadzony w polskich, komunistycznych realiach bije rekordy popularności wśród czytelników Zachodniej Europy.

– Najważniejsze są talent, oryginalność, determinacja. Sam dzięki komiksom dobrze nauczyłem się języka francuskiego i jako tłumacz czuję się bardzo spełniony – śmieje się teoretyk komiksu z Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz animator Rzeszowskiej Akademii Komiksu, która w tym roku będzie obchodziła okrągłe, 20 urodziny. Wychowała ona całe pokolenie komiksowych zapaleńców, którzy w barwne, rysunkowe opowieści wprowadzają już swoje dzieci. I… to nie jedyne komiksowe akcenty w stolicy Podkarpacia. W Rzeszowie jest też jedna z nielicznych w Polsce firm, która zajmuje się składem komiksów, czyli wpisywaniem "dymków" do polskich wersji.

Za pewną przewrotność w życiorysie Wojtka Birka można natomiast uznać fakt, że po kilkunastu latach intensywnych kontaktów z europejskimi wydawcami, coraz częściej ma propozycje już nie tylko jako tłumacz, ale i twórca komiksu, o czym zawsze marzył, a na co ma najmniej teraz czasu. – Dlatego, jeśli się kiedyś  na to zdecyduję, to bardziej jako scenarzysta niż rysownik – mówi. I nie kryje, że największą radość sprawiają mu przyjaźnie i zawodowe dysputy z najbardziej utalentowanymi twórcami komiksu.

Współpracuje m.in. z urodzonym w Jugosławii Gradimirem Smudją, jednym z najciekawszych dziś twórców komiksowych. Ten absolwent belgradzkiej Akademii Sztuk Pięknych najpierw przez lata tworzył rysunki satyryczne dla jugosłowiańskiego dziennika "Dnevnik" (opublikowano ich ponad 4000), a po dojściu do władzy Slobodana Milosevica wyemigrował do Szwajcarii, gdzie dał się poznać jako niezrównany kopista dzieł francuskich impresjonistów i postimpresjonistów. Dziś mieszka we Włoszech, a świat pokochał jego komiks "Vincent i van Gogh". Fabuła albumu opiera się na pomyśle, że van Gogh w rzeczywistości był pozbawionym talentu nieudacznikiem, którego życie nabrało barw dopiero po tym, jak pojawił się w nim niesforny kot Vincent. Mimo skłonności do alkoholu i kocic lekkich obyczajów, Vincent okazał się również niezwykle utalentowanym malarzem, który stworzył dzieła dziś przypisywane holenderskiemu mistrzowi.

– Innym świetnym komiksem Gradimira jest "Z biegiem sztuki", gdzie czytelnik wraz z dwójką bohaterów poznaje historię sztuki, od malowideł z groty w Lascaux, poprzez Monę Lizę Leonardo da Vinciego, aż po Goyę i Picassa – mówi Wojciech Birek. – Gradimir zaproponował, by do polskiej wersji tego albumu dołożyć rozdział o polskim malarzu, a którego ja byłbym scenarzystą. Rzecz miała być o Janie Matejce, ale czas pędził i nie zdążyliśmy zrealizować tego pomysłu. Podobnie jak innej wersji, której bohaterem jest Bruno Schulz – artysta, którego twórczość wzbudziła autentyczną fascynację serbskiego rysownika.

Obaj panowie nie rezygnują jednak ze współpracy i planują realizację obu scenariuszy w formie osobnej publikacji, która ukaże się przy okazji Festiwalu Komiksowa Warszawa 2018.

– I zabrzmi to nieprawdopodobnie, ale swego czasu odbyliśmy rozmowę jak z filmu. Gradimir namawiał mnie do napisania scenariusza komiksu, w którym bohaterem byłby żydowski malarz mieszkający w Polsce, który w czasie wojny trafił do obozu, gdzie malował, być może nawet portret Hitlera. Gdy to usłyszałem, od razu wykrzyknąłem: Ja nic nie muszę wymyślać, w Polsce w I połowie XX wieku żył świetny malarz żydowskiego pochodzenia – Brunon Schultz z Drohobycza. Mam nadzieję, że tym razem komiks o dwóch polskich malarzach powstanie i będzie rozdawany na przyszłorocznym festiwalu.

Rodzinnie "zainfekowani" sztuką, literaturą, komiksem

Takich ważnych inspiracji w życiu Wojtka Birka jest więcej. Jego żoną od czasów studiów na Uniwersytecie Łódzkim, gdzie oboje ukończyli kulturoznawstwo, jest dr hab. Magdalena Rabizo-Birek, znana w Rzeszowie krytyk sztuki i literatury, redaktor naczelna kwartalnika literacko-artystycznego "Fraza".

– I choć zazwyczaj wieczory w naszym domu wyglądają podobnie, czyli każde z nas pochłonięte jest swoimi literackimi i naukowymi badaniami, to nieustannie wymieniamy się swoimi zachwytami i rozczarowaniami, a te dyskusje i uwagi są bardzo inspirujące dla nas obojga – śmieje się tłumacz komiksów.

Ten twórczy ferment "zainfekował", ale na swój sposób, także trójkę dorosłych ich dzieci. Na pewno wszystkie czytały i nadal czytają komiksy. Średni syn Mikołaj jest grafikiem, pracownikiem naukowym w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, a niedawno jego obrazy można było oglądać w Galerii Na Najwyższym Poziomie w Rzeszowie. Najmłodsza córka Joanna jest absolwentką kulturoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim (podobnie jak rodzice przed laty) i rozpoczęła niedawno pracę w Łódzkim Centrum Komiksu. Kocha film, ale komiks też jest jej bliski. Najstarszy z młodych Birków – Lech jest informatykiem, który zawodowo związał się z ośrodkiem badawczym Jaguara w Wielkiej Brytanii.

Dla samego Wojtka Birka nastał teraz czas bardzo "sienkiewiczowski". W pewnym sensie przeżywa powrót do końca lat 90. XX wieku, kiedy to na fali filmowej adaptacji powieści Henryka Sienkiewicza przymierzał się do komiksowej adaptacji "Ogniem i Mieczem". To był też jego pierwszy komiks rysowany tylko na komputerze. Napisał scenariusz pierwszego tomu, rozrysował w formie storyboardu kilkanaście stron… i na tym się skończyło. Tym razem jest bardziej zdeterminowany. We wrześniu ukaże się książka, której pierwsza inspiracja wyszła od prof. Tadeusza Bujnickiego, znanego badacza twórczości Henryka Sienkiewicza, który namówił Wojciecha Birka do współczesnego odczytania Sienkiewicza jako rysownika. To badanie okazało się równie ciekawe, co absorbujące, bo choć słynny powieściopisarz jest autorem około setki zachowanych do dziś rysunków, to powstawały one zwykle przy okazji korespondencji i towarzyskich zdarzeń. Dotychczas, akurat tej jego działalności rysowniczej nikt szerzej nie badał i nie opisywał, co aż dziwne, biorąc pod uwagę popularność twórczości i samego Sienkiewicza. W publikacji znajdzie się też próba opisu i analizy komiksowych adaptacji jego powieści oraz opowiadań, a było ich ponad 80.

– Wspaniała naukowa przygoda zwłaszcza dla mnie, człowieka, który patrzy na to jako rysownik, teoretyk komiksu i… właściciel największej dziś w Polsce kolekcji komiksowych adaptacji dzieł Sienkiewicza z całego świata- z uśmiechem kwituje Wojtek Birek.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy