Reklama

Ludzie

Małgorzata Chomycz-Śmigielska – aktywna kobieta, wojewoda podkarpacki

Aneta Gieroń, Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 21.11.2012
359_chomycz_2
Share
Udostępnij
Małgorzata Chomycz-Śmigielska, 34 lata, od 2007 do 2010 wicewojewoda podkarpacki, od grudnia 2010 do października 2011 i ponownie od grudnia 2011 wojewoda podkarpacki. Absolwentka I LO im. Komisji Edukacji Narodowej w Sanoku i filologii klasycznej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracowała jako konsultant instytucji samorządowej w zakresie korzystania ze środków pomocowych Unii Europejskiej, tłumacz oraz nauczyciel języka angielskiego. Od października 2006 r. była dyrektorką Regionalnego Biura Platformy Obywatelskiej w Rzeszowie oraz wykładowcą języka łacińskiego. W ubiegłorocznych wyborach uzyskała mandat poselski, kandydując z listy PO w okręgu krośnieńskim. 12 grudnia 2011 r. została ponownie powołana na stanowisko wojewody podkarpackiego, w związku z czym zrzekła się mandatu poselskiego.
 
Aneta Gieroń, Jaromir Kwiatkowski: Jest Pani przykładem kobiety aktywnej, ale co dokładnie rozumie Pani pod tym pojęciem?
Małgorzata Chomycz-Śmigielska: Nie różnicowałabym aktywności ze względu na płeć. To, co robimy i jacy jesteśmy, wypływa z naszej osobowości, z tego, jakie cele sobie wyznaczamy i jak chcemy się realizować. Zwłaszcza, że każdy ma prawo realizować siebie i swoją aktywność na takim poziomie, na jakim chce. Dla jednych aktywnością jest tylko i wyłącznie aktywność sportowa: chodzenie po górach, jazda na rowerze oraz wszelkie inne sporty. Dla innych aktywnością jest nieustanne  angażowanie się w życie zawodowe.  Sądzę jednak, że trzeba nauczyć się łączyć aktywność zawodową z prywatną.
 
Jak Pani definiuje siebie samą w swej aktywności?
 
Udało mi się połączyć życie zawodowe z rodzinnym i to jest dla mnie pełna harmonia oraz pełne szczęście.

Bycie wojewodą nie wyklucza bycia kobietą. Jakie są zalety i wady kobiecości na takim stanowisku?

Nigdy nie definiowałam tego stanowiska w kategoriach, czy pełni je kobieta, czy mężczyzna. To jest stanowisko z dużą odpowiedzialnością. Wojewoda jest reprezentantem rządu w terenie, dlatego wszystkie decyzje, które podejmuje rząd i kierunki działania rządu w pierwszej kolejności są oceniane przez pryzmat urzędu wojewódzkiego. To my pierwsi doświadczamy akceptacji lub jej braku ze strony społeczeństwa. Niezależnie od tego, czy tę funkcję pełni kobieta, czy mężczyzna, musi mieć pewne predyspozycje osobowościowe oraz odpowiednie przygotowanie. Kobiecość na pewno nie przeszkadza w sprawowaniu władzy czy ważnych funkcji, jednak  uważam, że my kobiety, nie powinnyśmy jej w takiej sytuacji wykorzystywać.

Dlaczego?   

Bo trzeba być profesjonalistą. Trzeba znać swoje kompetencje, zadania i je realizować. Na pewno jednak kobiety wnoszą więcej ciepła do dialogu, łatwiej jest im prowadzić negocjacje w zawiłych sporach, lepiej potrafią prowadzić rozmowy z petentami, którzy przychodzą z bardzo trudnymi problemami, wreszcie – ostudzają agresję i mają większą empatię. Ale zawsze i wszędzie powinien decydować profesjonalizm. Nie wyobrażam sobie, aby – np. w celu zdobycia większych pieniędzy z budżetu państwa dla województwa podkarpackiego – zachowywać się w sposób niekompetentny podczas prowadzonych negocjacji.
 
Pani wojewodo, wymieniła Pani m.in. empatię i inne cechy, które pomagają w pełnieniu tej funkcji. A co przeszkadza?

Może będę nieskromna, ale od kiedy zostałam najpierw wicewojewodą, a potem wojewodą, czyli od ponad 5 lat, nigdy nie miałam problemu z faktem bycia kobietą i nigdy mi to w niczym nie przeszkadzało.
 
A młody wiek?

Również nie. Wychodzę z założenia, że autorytet buduje się w działaniu. Skoro potrafię współpracować z ludźmi i budować zespół, to z czasem ludzie zaczynają cenić mnie za pracowitość i fachowość. Wiek i płeć przestają mieć znaczenie. Nigdy nie wykorzystywałam swojego młodego wieku, nigdy nie szafowałam faktem, że jestem kobietą. Wychodziłam do pikietujących, nie zasłaniałam się tym, że jestem młoda, że jestem kobietą. Moja kobiecość jest moją prywatną sprawą. Jestem wojewodą i nie chcę być na tym stanowisku definiowana przez pryzmat płci, ale jako dobry urzędnik państwowy.
 
Ale przyzna pani, że kiedy mężczyzna zostaje ministrem, marszałkiem czy wojewodą, to nie roztrząsa się tak dużo i tak często, jak wygląda, jak się ubiera, czy ma żonę, czy nie ma. Natomiast, gdy kobieta zajmie wysokie stanowisko, to natychmiast zaczyna się debata: jak się ubiera, czesze, czy jest ładna czy brzydka, młoda czy starsza, szczupła czy gruba. To z czasem mija, ale może być męczące…
 
Zawsze znajdą się osoby, które będą krytykować. Ważne jest, by to przetrwać i nie dawać powodów do krytyki. Nie wyobrażam sobie, aby na kolację z ambasadorem czy konsulem innego kraju ubrać dżinsy. Staram się wyglądać i zachowywać poprawnie. Nawet w największy upał nigdy nie pokusiłam się o to, by wystąpić w letniej sukience. Zakładałam garnitur, ponieważ reprezentuję urząd wojewody.
 
Nie da się ukryć, że sytuacja, gdy w Podkarpackim Urzędzie Wojewódzkim dwa najważniejsze stanowiska piastują kobiety, jest niecodzienna. Jak reagują Pani podwładni – mężczyźni? Czy nie szepczą po kątach o parytecie?

(śmiech) Myślę, że nie. Współpracownicy już dostatecznie mnie poznali, wiedzą, jaka jestem, jak reaguję. I nie sądzę, by oceniali mnie w kategoriach kobieta-mężczyzna, ale dobry lub zły szef.
 
Więc po co w parytetach zastosowano kompletnie pozamerytoryczne kryterium płci?

Zgadzam się, że parytety są zbędne.  Nie zmuszajmy mężczyzn, by byli pielęgniarzami i nie zmuszajmy kobiet do zarządzania. To powinno wypływać z nas samych. Zarówno kobieta, jak i mężczyzna powinni zdefiniować swoje cele, marzenia i je realizować. Jestem absolutnym przeciwnikiem wprowadzania czegokolwiek na siłę.
 
Czy to przypadek, czy znak czasu, że wojewodą, wicewojewodą, jednym z marszałków województwa i jedną z dwójki europosłów są kobiety? A więc można powiedzieć, że w rękach kobiet spoczywa bardzo duża część władzy w naszym województwie.

I proszę wziąć pod uwagę, że wszystkie te kobiety osiągnęły swoje stanowiska bez parytetów (śmiech). To wynik naszej ciężkiej pracy.
 
Jeszcze co do parytetów: dlaczego nie ma ich w biznesie?

Bo by się biznes „wyłożył”.
Ale polityka również się „wyłoży”, gdy będą się nią zajmować kiepskie panie. Jak również kiepscy panowie.
 
A poza tym ustawianie parytetów na poziomie 30 czy 35 proc. już jest dla kobiet dyskryminujące. Bo czemu nie 50 proc.?

No, nie wiem, co by pan premier powiedział, gdyby przeczytał ten wywiad (śmiech). Ale myślę, że zgodziłby się ze mną, iż trzeba postawić przede wszystkim na profesjonalizm, osobowość. Nic na siłę. Na pewno te panie, które chcą, to będą się realizowały.
 
Obecnie w Polsce można wyróżnić trzy najpopularniejsze modele kobiet: feministki, model skrajnie konserwatywny, czyli kobieta skoncentrowana tylko na dzieciach i rodzinie, oraz trzeci model, najliczniejszy, czyli kobiety, które chcą pracować, być aktywne, a jednocześnie wychowywać dzieci, prowadzić dom…

Ten balans pomiędzy różnymi rolami kobiety jest bardzo ważny. Ale trzeba dać kobiecie narzędzia. Jeżeli chce, pracując zawodowo, urodzić dziecko – niech urodzi, ale niech ma później możliwość powrotu na stanowisko, które zajmowała przed macierzyństwem. Ważne jest rozwinięcie sieci żłobków i przedszkoli. Rządowy program tworzenia sieci żłobków i klubów opieki nad dzieckiem do lat 3, który rozpoczął się w ub. roku, to jeden z elementów, który może pozwolić kobiecie na aktywność zawodową.
 
Pani wojewodo, czy jak Pani urodziła dziecko, to choćby przez moment pomyślała Pani: „Boże, wszystko mi ucieknie”?

Nie, nigdy tak nie myślałam. Wręcz przeciwnie, we wszystkich wywiadach, których udzieliłam, podkreślałam, że dziecko zawsze było dla mnie motywacją do tego, by pracować, rozwijać się. Bo wiedziałam, że nie żyję tylko dla siebie, że mam wspaniałą córkę i warto się rozwijać także po to, by ona miała skąd czerpać pozytywne wzorce. Oczywiście, w moim życiu – tak jak w życiu każdego – były trudne momenty. Ważne jest, aby umieć je przezwyciężać, znaleźć w sobie siłę, determinację i motywację, by w trudnych chwilach nie roztkliwiać się nad sobą, tylko wziąć się w garść.
 
Gdy ktoś – tak jak Pani – musi być w pracy decyzyjny, to ma pokusę, by być taki sam w domu, innymi słowy – by także i tam „rządzić”, czy wręcz przeciwnie?

Z moim mężem stanowimy duet decyzyjny, aczkolwiek ja nigdy nie miałam takich ambicji, że muszę decydować, kreować, być liderem. Moja osobowość, charakter stwarzają mi takie predyspozycje, ale nigdy nie chciałam na siłę o wszystkim decydować.

Czyli w domu panuje partnerstwo, podział ról?

Tak, dokładnie. Jesteśmy z mężem partnerami. I nie przenoszę swoich obowiązków zawodowych do domu. Zresztą nigdy tego nie robiłam, zawsze uważałam, że dom to miejsce, w którym odpoczywam, odrywam się od spraw zawodowych po to, by móc później efektywnie pracować. Mówiąc kolokwialnie, w domu mam inną robotę, bo trzeba posprzątać, ugotować, zająć się ogrodem.
 
Bycie wojewodą nie zwalnia od prozy życia?

Nie, absolutnie. Wręcz przeciwnie, trzeba znać prozę życia. Po to, by przy pełnieniu swojej funkcji być normalnym. Jeżeli osoby, które zarządzają, oderwą się od normalności, to, przepraszam, jak będą zarządzały? Stracą kontakt z realnym życiem. Ja sobie tego nie wyobrażam.

Zapewne są takie sytuacje, kiedy musicie występować z mężem razem publicznie. Jak on się czuje jako mąż wojewody?

Dla mojego męża jestem jego żoną Małgosią, a nie wojewodą. Jeżeli jesteśmy razem na jakiejś uroczystości, to jesteśmy tam jako małżeństwo. Zresztą, drodzy Państwo, znacie mnie już trochę i obserwujecie. Zawsze staram się być sobą. Nie przypominam sobie sytuacji, abym wykorzystywała swoją funkcję do pokazywania się na siłę. Jestem człowiekiem, który jeśli trzeba – pogłaszcze, jeśli trzeba – pokrzyczy, a jeśli trzeba – zwolni. Ale bez eksponowania swojego „władztwa”. Największym komplementem, który usłyszałam, były słowa mojej mamy: „wiesz, Gosia, gdy zaczynałaś karierę polityczną, trochę martwiliśmy się z tatą, czy się nie zmanierujesz. Ale widzimy, że jesteś nadal naszą Gosią”.

Gdy Pani tak mówi, można uwierzyć, że kobieta łagodzi obyczaje. Z drugiej strony mówi się, że kobiety potrafią być bardziej bezwzględne od mężczyzn. Na ile te dwie prawdy są sprzeczne z sobą, a na ile się uzupełniają?
 
Uzupełniają się i są prawdziwe. Kobiety łagodzą obyczaje. Dzięki swojej intuicji wiedzą, w którym momencie można zrobić krok do tyłu, a kiedy trzeba przeć do przodu, by czegoś ważnego nie stracić. A czy kobiety potrafią być bardziej bezwzględne od mężczyzn? (chwila namysłu) Potrafią.
 
A Pani potrafi?

Jeśli trzeba (śmiech).
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy