Reklama

Ludzie

Ortyl: Planowanie, strategia, realizacja – w tym czuję się najlepiej

Z Władysławem Ortylem, marszałkiem województwa podkarpackiego, zwycięzcą rankingu VIP-a w kategorii VIP Polityka, rozmawia Aneta Gieroń
Dodano: 24.11.2013
8971_4533_Ortyl
Share
Udostępnij
Aneta Gieroń: Panie marszałku, jak się Pan czuje jako najbardziej wpływowy polityk na Podkarpaciu, a za takiego został Pan uznany w rankingu magazynu VIP B&S – Najbardziej Wpływowi Podkarpacia 2013.

Władysław Ortyl: Zwycięstwo w rankingu traktuję jako wyróżnienie, ale i zobowiązanie, tym bardziej, że marszałkiem województwa jestem dopiero od sześciu miesięcy. Swoją wpływowość jako polityka postrzegam w wymiarze merytorycznym. Samorząd  dysponuje dużymi środkami budżetowymi, europejskimi, a ja jako marszałek mam wpływ na to, co będzie się działo w tym województwie w przyszłości i bardzo odpowiedzialnie podchodzę do tego zadania. Wpływanie na przyszłość Podkarpacia w sensie gospodarczym, społecznym, przemysłowym –  to jest dla mnie najważniejsze. Dlatego, jeśli ktoś uważa mnie za polityka wpływowego, to chciałbym, aby ta wpływowość utożsamiana była z moimi zaangażowanymi działaniami na rzecz gospodarki, przedsiębiorczości i innowacji.
 
Panie marszałku, w przeszłości był Pan już m.in. wiceministrem w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, senatorem, od pół roku jest Pan marszałkiem województwa podkarpackiego, ale domyślam się, że właśnie po tej ostatniej nominacji kolejka osób, które  pojawiają się pod Pana gabinetem, jest największa…
 
Trzy razy byłem senatorem, raz wiceministrem, ale rzeczywiście suma gratulacji i życzeń z tamtego okresu jest sporo mniejsza od  tej, jaką otrzymałem po tym, jak zostałem marszałkiem województwa (śmiech). 

Na stanowisku marszałka jest Pan od 6 miesięcy, w rankingu zebrał Pan prawie dwa razy więcej głosów niż zdobywca drugiego miejsca, prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc. Pana zdaniem, dlaczego te osoby głosowały akurat na Pana?
 
Po pierwsze, bardzo mi miło, że to wyróżnienie poparte jest dużą liczbą głosów. Sądzę, że jest to także szacunek dla urzędu, jaki zajmuję, oraz dla mojego wcześniejszego doświadczenia w strukturach administracji rządowej i samorządowej. Ostatnie pół roku w Urzędzie Marszałkowskim również spędziłem bez politycznych awantur, personalnej czystki. Najważniejsza była dla mnie merytoryczna praca, przygotowanie strategii, programu regionalnego i bieżąca praca na rzecz regionu.
 
To prawda, że wiele osób z Prawa i Sprawiedliwości ma do Pana żal,  iż w ciągu ostatniego pół roku tych zmian personalnych było za mało?

Już się przyzwyczaiłem, że zawsze jest się gdzieś pośrodku zarzutów, że albo zmian personalnych jest za mało, albo za dużo. Wszystko zależy od tego, kto krytykuje. I może nie był to żal, tylko były takie sygnały.
 
Mówią na Pana „technokrata”. To wada, czy komplement na stanowisku marszałka?

Rzeczywiście, mam charakter państwowca i to, co mnie najbardziej pasjonuje w polityce, to polityka przemysłowa, tworzenie miejsc pracy, pozyskiwanie inwestorów, wsparcie przedsiębiorczości. Planowanie, strategia, realizacja – w tym czuję się najlepiej i na pewno jest mi to bliższe niż polityka personalna. 
 
Po pierwsze gospodarka?

No tak.

W tym roku w rankingu najbardziej wpływowych polityków na Podkarpaciu w pierwszej „dziesiątce” znalazło się 4 polityków Platformy Obywatelskiej i 4 polityków Prawa i Sprawiedliwości, jeden polityk SLD, jeden samorządowiec i nikt z PSL-u, choć trzeba dodać, że Jan Bury, poseł PSL, w ubiegłym roku zwyciężył w naszym rankingu i w tym nie mógł już brać udziału. To w jakimś stopniu ilustruje polaryzację obecnej sceny politycznej w Polsce?

Sądzę, że tak. Ta polaryzacja między PO i PiS była i jest, zwłaszcza na szczeblu ogólnopolskim. Może trochę zaskakuje, że jest tak widoczna także na szczeblu regionalnym. Trochę mnie dziwi nieobecność polityków PSL-u, ale to pewnie wynika z tego, co stało się w maju tego roku, kiedy Mirosław Karapyta przestał być marszałkiem województwa.
 
Głosujący w rankingu wskazują zwykle na osoby, które mają realną władzę, decydują o dużych budżetach i polityce kadrowej. Nie obawia się Pan, że po zwycięstwie w rankingu na najbardziej wpływowego polityka w regionie większość będzie Pana uważała za „pierwszego kadrowego”?

Nie, nie. Pierwszym kadrowym mogłem zostać w pierwszych 6 miesiącach mojego urzędowania. Nie zostałem nim i nic w tym temacie się nie zmieni. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy