Reklama

Ludzie

Branża IT będzie mocnym atutem Podkarpacia

Z Wojciechem Materną, prezesem Stowarzyszenia Informatyka Podkarpacka, rozmawiają, Katarzyna Grzebyk i Anna Olech
Dodano: 02.03.2015
18209_IMG_0947
Share
Udostępnij
Katarzyna Grzebyk, Anna Olech: Branża IT doskonale się rozwija, również na Podkarpaciu. Od lat chwalimy się np., że co dziesiąty informatyk w Polsce kształci się w Rzeszowie. 
 
Wojciech Materna: Owszem, branża rozwija się. W lipcu 2014 r. powstał raport Komisji Europejskiej badający miejsce branży ICT w każdym z ok. 1300 regionów w UE. W badaniu brano pod uwagę m.in. liczbę naukowców, ilość inwestycji, wzrost przychodów, wzrost zatrudnienia, ilość prowadzonych badań itd. W raporcie pokazano pierwsze 30 regionów w każdej z tych kategorii. W dwóch lub trzech kategoriach znajduje się Warszawa jako jeden z 30 najbardziej rozwiniętych ośrodków informatycznych, głównie pod kątem liczby naukowców pracujących w branży IT. Jedynym poza Warszawą regionem w Polsce, który pokazał się w pierwszej trzydziestce, jest subregion rzeszowski. Miał np. drugie miejsce pod kątem wzrostu zatrudnienia w całej UE. Pierwsze miejsce zajęła Lizbona, drugie Rzeszów. I co ważne – to było badanie wieloletnie. Subregion rzeszowski miał też bardzo wysokie miejsce w kategorii dotyczącej wzrostu przychodu z branży informatycznej. Znalazł się też w pierwszej 30 w zakresie inwestycji w branży informatycznej. Wiele osób o tym w ogóle nie wie.
 
Skoro podkarpacka branża IT jest tak dobra, to dlaczego nasze firmy są trochę niewidzialne na rynku?
 
Ponieważ większość tego, co robią, nie sprzedają tutaj, na miejscu, lecz eksportują. Firmy zrzeszone w Klastrze IT większość zleceń wykonują poza Podkarpaciem, często poza Polską. Poza tym pracownicy zazwyczaj siedzą przy komputerach, stukają sobie w klawiaturę i tak wygląda ich praca. To nie jest medialne. Branża IT nie jest specjalną strefą ekonomiczną, gdzie inwestor postawi halę, kupi maszyny, zatrudni kilkadziesiąt osób. Nasza działalność nie jest tak widoczna, a tymczasem firmy informatyczne zatrudniają dziesiątki, czasem setki ludzi. 
 
W takim razie wszystko, co dotyczy branży informatycznej, rysuje się w tak pozytywnych barwach?
 
Niestety, od kilku lat ze smutkiem obserwujemy pewne niepokojące tendencje. Właściwie w całej Polsce, na Podkarpaciu również, nie rośnie np. liczba ludzi chcących zajmować się informatyką. Według statystyk dotyczących różnych zawodów, w ciągu dziesięciu lat spadła o połowę liczba absolwentów kierunków informatycznych na Podkarpaciu. W tym tych, którzy zajmują się „czystym” programowaniem, czyli są najcenniejsi dla branży IT, jest zaledwie kilkanaście procent. To jest tendencja niezrozumiała i wręcz szalona. W Unii Europejskiej przypada średnio 4,9 tysiąca informatyków na milion mieszkańców. Najwięcej jest w Danii – około 10 tys. informatyków na milion mieszkańców. W Polsce jest to zaledwie 3,9 tys. informatyków na milion mieszkańców. Jedyne co nas ratuje, to fakt, że jesteśmy stosunkowo dużym krajem. W związku z tym te 3,9 tysiąca informatyków na milion mieszkańców robi w sumie dosyć sporą liczbę. Jednak to nie odzwierciedla zapotrzebowania, ponieważ ono wszędzie jest większe. 
 
A zatem jeśli o połowę spadła liczba studentów informatyki, a jednocześnie wzrosło zapotrzebowanie na pracowników w tej branży, czy to oznacza, że każdy, kto studiuje informatykę, znajdzie pracę?
 
Informatyka jest szeroką dziedziną. Informatykiem nazywa się kogoś, kto jest grafikiem lub ciągnie światłowody. W podstawowym znaczeniu informatykiem jest ktoś, kto coś tworzy w informatyce, kto używa jej w sposób świadomy. Rozsądny student pracuje już na pierwszym roku studiów, a pod koniec studiów pracuje już właściwie sto procent studentów. Niepracujący student informatyki jest rzadkością, bo jeśli się nią naprawdę interesuje, to nie ma możliwości, by nie znalazł pracy. W informatyce rynek należy absolutnie do pracownika, również w naszym regionie. I co ciekawe, coraz częściej do pracy u nas aplikują osoby z większych ośrodków – z Warszawy, Poznania, Krakowa, ale też z Ukrainy.
 
Jak Pan ocenia studentów, którzy trafiają do pracy w firmach zrzeszonych w Klastrze IT. Są wystarczająco pomysłowi? Kreatywni? Mają w sobie tę chęć zmieniania świata?
 
Z tym jest chyba najgorzej. Jednak to nie jest problem wyłącznie branży informatycznej, ale całej naszej gospodarki: innowacyjności i kreatywności w zasadzie wszyscy uczymy się w pracy. Kwestią pozostaje więc to, czy taki student trafi do firmy inspirującej do działania, mającej w sobie kulturę innowacyjności i kreacji. Moim zdaniem, to wszystko powinno mieć miejsce wcześniej, stąd mój zarzut do systemu nauczania, uczącego słupków, wielu pojęciowych rzeczy, które są przydatne w ogólnym rozwoju człowieka, ale zawężają możliwość dociekania szczegółów w jakiejś konkretnej branży.
 
W ostatnich dekadach świat przeszedł całkowitą metamorfozę. Na naszych oczach przeistacza się z analogowego w cyfrowy. Jaki udział w tych przemianach ma Polska?

Europie trudno jest konkurować z Azją w zakresie produkcji elektroniki, ze względu na koszty produkcji. We wprowadzaniu innowacji w tzw. miękkie rzeczy, software’owe, króluje oczywiście Dolina Krzemowa. Ale mimo że ta siła technologiczna drzemie głównie poza Europą, to jest tu trochę mocnych firm, szczególnie w branży oprogramowania dla przedsiębiorstw. Oczywiście w każdej części świata trafiają się perełki, czyli firmy, które wymyślają bardzo oryginalne rozwiązania technologiczne. W Polsce przykładem jest Ivona Software z Pomorza, produkująca genialny syntezator mowy. Po kilku latach działalności została kupiona przez zachodni koncern, który sprzedaje ich rozwiązania na całym świecie. Ta firma, choć doskonale sobie radziła, sama nie byłaby w stanie sprzedawać się tak globalnie, jak obecnie. 
 
A sam Rzeszów? Nasza rodzima branża IT ma jakieś atuty, którymi jest w stanie pokonać konkurencję?

Rzeszów doskonale odnajduje się w tej branży. W mojej ocenie, wpływ na to miała Politechnika Rzeszowska bardzo mocna technologicznie w latach, gdy zaczynała się ta powszechna informatyka. Wiele firm, które wystartowały w tamtym czasie, i które wciąż działają na Podkarpaciu, to są albo pracownicy, albo absolwenci PRz. To właśnie, mocniej niż w innych regionach, skutkowało rozwojem branży. A czym wyróżnia się nasz region? Oczywiście mamy u siebie grupę Asseco. To ewenement, korporacja na skalę światową. Ze stosunkowo niewielkiego przedsiębiorstwa umiała się przekształcić w bardzo duży organizm. Naszym atutem jest jakość. Stosunkowo łatwo pracuje się nam na rzecz podmiotów zagranicznych. Po pierwsze, jesteśmy tańsi. Nie tak jak kiedyś, ale mimo wszystko tańsi. Po drugie, jesteśmy bardziej uniwersalni. Dobry polski programista nie boi się niestandardowych rozwiązań. Bardzo często potrafi zrobić więcej niż tylko to, czym się zajmuje. Posłużę się tu przykładem znajomego, który jest informatykiem. Kiedyś pracował w dużej firmie, a w tej chwili jest uniwersalnym serwisantem dla przedsiębiorstwa w Stanach Zjednoczonych. Jego praca polega na tym, że raz w miesiącu leci na tydzień do Stanów i jest tam człowiekiem od wszystkiego – naprawi serwer, bazę danych, „postawi” system komputerowy, który padł, „urobi” trochę brakującego kodu.
 
Czyżby ujawniała się nasza typowa polska cecha?
 
(śmiech) Tak. Takiego człowieka bardzo trudno znaleźć w Stanach, więc firmie opłaca się opłacić mu przelot i dobrze zapłacić, ponieważ on nie boi się żadnej pracy z branży informatycznej. Polak potrafi. To jest jedna z takich cech, która nas wyróżnia. Miałem kilka rozmów z przedstawicielami różnych organizacji zagranicznych, którzy pytali mnie, dlaczego warto pracować właśnie z nami? Przecież mają świetne układy z Hindusami, z ogromnymi ośrodkami informatycznymi w rejonie Bangalore, gdzie na rzecz wszystkich korporacji na świecie pracuje tysiące informatyków. W czym my możemy być lepsi? Dlaczego do nas warto przenosić centra usług wspólnych? Co zresztą się dzieje, bo coraz więcej takich centrów przenosi się do Polski. Po pierwsze,  z nami łatwiej się porozumieć. Nawet jeśli kiepsko mówimy po angielsku, to jesteśmy bardziej zrozumiali niż Hindusi. Poza tym podobnie myślimy, łączy nas wspólna kultura i tradycja świata zachodniego. No i gdy Azjaci do rozwiązania jakiegoś problemu siadają w 100 osób, my to robimy w 10. Szybciej i skuteczniej. Jesteśmy bardziej kreatywni, lepiej zmotywowani, szybciej myślący. Dowodzą tego choćby wyniki konkursów informatycznych, w których polskie zespoły od lat są w ścisłej czołówce. Oczywiście chcielibyśmy coś wykreować, być kimś więcej niż tylko konsumentem. Być dostawcami i programistami tego wysokiego poziomu potrzeby, być kreatorami technologii i rozwiązań, które pójdą w świat. Jednak do tego jest potrzebna baza, a tej bazy tutaj nie ma. Spójrzmy np. na przemysł elektromaszynowy na Podkarpaciu. To są jeszcze tradycje COP-u. Kto tak naprawdę zajmował się rozwojem branży informatycznej i jej globalnym postrzeganiem? To wszystko działo się oddolnie, niejako samo. Nie jest to wynik polityki jakichkolwiek władz czy inwestorów. Branża rozwija się tylko dlatego, że ludzie chcą to robić. Dlatego uważam, że takie nadzieje i szanse przed branżą na Podkarpaciu są. Udaje się nam jako branży wpływać w pewnym stopniu na politykę i zachowania władz. Pomagają nam w tym m.in. wspomniane statystyki, bo pokazują, że coś w tej branży się dzieje. A trzeba pamiętać, że większość tych firm zaczynała prawie od niczego, od komputera i biurka. Trzeba było lat, by zrobić coś dużego.
 
I nie ma szans na zmianę tego w szerszym zakresie? Tak, by firmy, które w rzeczywisty sposób mogą wpłynąć na rozwój tego regionu, miały choć odrobinę łatwiej?
 
Dzisiaj o tyle się to zmienia, że coraz więcej firm współpracuje z uczelniami, wprowadza swoje produkty, coraz więcej firm szuka nowych szans. Nie chcą być tylko dostawcą stosunkowo prostych rozwiązań czy rozwiązań lokalnych, ale zaczynają szukać swojego miejsca w nowych ideach. Potrzebny jest czas, żeby to wszystko się wzmocniło. Nasza branża rośnie sobie sama. Nie jest podlewana, nie ma sprzyjającego środowiska venture capital, które by ją wspierało. Coś oczywiście się dzieje, ale to są takie nieporadne starania. Jeszcze tego nie umiemy. Nie umieją nasze uczelnie, nasze inkubatory przedsiębiorczości dopiero się tego uczą. 
 
Klaster IT będzie próbował na to wpływać?
 
Owszem, mamy swoje pomysły, jak zmienić sposób nauczania w szkołach średnich, ponieważ na tym etapie powinno się inaczej niż obecnie pokazywać nauki techniczne. Najbardziej interesowałaby nas zmiana modelu kształcenia właśnie na taki, który będzie popychał uczniów do kreatywności. Mamy dużo sprytu pozwalającego radzić sobie w wielu sytuacjach, ale skłonność do kreacji i innowacji jest w nas dosyć niska. Głównie dlatego, że nie sprzyja jej otoczenie. Innowacyjność podziwianych przez nas ośrodków, jak Dolina Krzemowa, nie wynika jedynie z tego, że tam są tacy kreatywni, inspirujący ludzie. To jest pewna kultura. Innowacyjność zawsze jest ryzykiem i w wielu miejscach na świecie jest wspierana, a jej niepowodzenie nie przekreśla innowatora. Przeciwnie, usiłuje się go wspierać, żeby ponowił chęć ryzyka. Natomiast w naszych warunkach ekonomicznych i społecznych nie ma miejsca na porażki. Porażka przedsiębiorcy jest porażką jego pracowników i ich rodzin. 
 
Jednak mieliśmy programy wspierające innowacyjność, jak Innowacyjna Gospodarka. Czy one coś zmieniły?
 
Było też mnóstwo pięknie powiedzianych słów, jak po latach realizacji tych programów, będzie wyglądała nasza gospodarka. Programy były innowacyjne, ale co zakładały? Osiągnięcie twardych celów. Nie było w nich miejsca na ryzyko, a przecież nie można budować innowacji nie wspierając funduszy ryzyka. Kultura pozytywnej współpracy, dzielenia się pomysłami, wspólnego przezwyciężania trudności miały decydujące znaczenie w stworzeniu potęgi Doliny Krzemowej. Rozmawiałem z niejednym człowiekiem stamtąd i wiem, że tamto sprzyjające środowisko przyciąga do niej kreatywnych ludzi. Jeżeli pomysł tam okazuje się sukcesem, to jest to sukces wielu osób. Jeżeli ktoś się potyka, to jest wiele osób, które pomogą powstać. A u nas? Dopiero dyskutuje się o projekcie ustawy dotyczącej tego, żeby niejasności w prawie interpretować na korzyść przedsiębiorcy. Po drugiej stronie oceanu jest to tak oczywiste, że nie trzeba tego regulować ustawą. Natomiast w Polsce mamy np. ponad 120 rodzajów podatków.
 
I jak ma się w tym odnaleźć młody człowiek? I jeszcze być kreatywnym?
 
Często, kiedy rozmawiam z młodym człowiekiem na temat jego pomysłu na biznes, nie ma on zielonego pojęcia o ZUS-ach czy KRUS-ach, regulacjach, ustawach. Kiedy chce zatrudnić pracownika, musi dowiedzieć się mnóstwa rzeczy, wypełnić szereg deklaracji, zatrudnić księgową, zapłacić jej. Sam tego nie ogarnie.
 
I zapał do realizacji pomysłu stygnie…
 
Oczywiście, jeśli człowiek jest mocno zdeterminowany, to wytrwa. Ale dlaczego mamy tworzyć system, w którym tylko najodporniejsi dadzą radę żyć, a cała reszta stwierdzi, że to ponad ich siły.
 
Czy Klaster IT będzie próbował przenieść na nasz rodzimy grunt tej branży namiastki owej kultury pozytywnej współpracy, z jakiej słynie Dolina Krzemowa?

Próbujemy. Chcemy stworzyć kapitał venture na wspieranie młodych ludzi i ich projektów, głównie start-upów. Mamy plany na system mentoringowy, który w pewien sposób już prowadzimy organizując spotkania z osobami, które w biznesie już sporo przeżyły, z początkującymi w branży. Na ile dajemy radę, promujemy młodych. Chcemy stworzyć ekosystem współpracy na naszym podwórku, co pomalutku się udaje i jest wspierane nawet przez władze. Końcem ubiegłego roku w Dolinie Krzemowej odbył się Polsko Amerykański Tydzień Innowacji organizowany przez MSZ. W kategoriach cudu traktuję fakt, że urząd marszałkowski sam zwrócił się do nas z zapytaniem, czy ktoś z Klastra chciałby w tym wydarzeniu uczestniczyć. Oczywiście, kilka osób od nas było już zapisanych, ale w rezultacie ci, których było stać, polecieli do USA za własne pieniądze, natomiast dzięki pomocy ze strony władz wysłaliśmy trzech startupowców, których nie stać na podróże do Kalifornii za kilkanaście tysięcy złotych. Podkarpacie miało więc silną reprezentację, a sam wyjazd zaowocował.
 
Czyli współpraca branży IT z samorządem dopiero kiełkuje. A jak układa się współpraca z podkarpackimi uczelniami?
 
W teorii wszystko układa się dobrze, gorzej jest z praktyką, ale staramy się współpracować na różnych frontach. Kierunki informatyczne na uczelniach w Rzeszowie i innych podkarpackich miastach, są stosunkowo młode, z ograniczoną liczbą kadry. Próbujemy namówić uczelnie do wprowadzenia zamawianych tematów prac dyplomowych, współpracujemy z biurami karier, chcemy wpływać na program kształcenia, co powoli się udaje – Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Krośnie sama poprosiła nas o konsultację programu kształcenia, skądinąd bardzo dobrze napisanego. Niestety, uczelnia jest trudnym partnerem dla każdego biznesu, nie tylko IT. W biznesie korporacyjnym nastawionym na długofalowe cele z długofalowym finansowaniem współpraca z uczelnią może być łatwiejsza. W firmach z sektora MŚP czas od reakcji do akcji musi być szybki, ponieważ takich firm nie stać na prowadzenie kilkuletnich badań, jak to się dzieje na uczelniach. Polskie uczelnie dostają pieniądze głównie za dydaktykę, tymczasem na Uniwersytecie Yale 80 procent dochodów pochodzi z badań i patentów pracowników uniwersytetu. Na Yale „się dzieje” – uczelnia cały czas coś knuje z biznesem, fabrykami, przedsiębiorcami. W ogóle w Dolinie Krzemowej w ciągu jednego dnia można iść na kilka spotkań, konferencji, posłuchać o nowinkach technologicznych, które u nas byłyby projektem ściśle tajnym. W Polsce zamknięto by z trzysta drzwi, byle ktoś nie podsłuchał, o czym mowa. U nas nie ma jeszcze kultury dzielenia się informacją, wiedzą. Nie potrafimy przełamać bariery innowacyjności.
 
Może się po prostu boimy, że ktoś ukradnie nam pomysł?
 
Dzielenie się wiedzą polega przecież na tym, że jeśli coś robisz, powinieneś mówić o tym. Jeśli usłyszy to ktoś, kto może coś cennego wnieść w twój pomysł, zaczniecie współpracować. Jeśli nie wniesie nic, nie zrozumie cię, to odejdzie. Przestańmy myśleć, że chce nam coś ukraść. W branży IT marzymy, aby uczelnie były ogniskami innowacji. Od kilku lat myślimy nad powstaniem wspólnego miejsca, które odwróciłoby tę sytuację. Ponieważ nie sądzę, żebyśmy byli w stanie namówić uczelnie na większe zmiany, chcemy stworzyć miejsce, w którym cały czas będzie się coś działo, w którym będzie można dzielić się pomysłami na biznes, spotkać się z pracownikami uczelni. Dlaczego to chcemy robić? Bo udało nam się to samo w Klastrze IT: zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, dzielić się wiedzą i pomysłami i ta współpraca zaczyna już przynosić efekty.
 
Skoro nie ma wzorowego modelu współpracy uczelni z biznesem IT, nie ma kultury dzielenia się wiedzą ani odpowiedniego miejsca na stworzenie ku temu warunków, w czym może tkwić potencjalny rozkwit branży IT na Podkarpaciu?
 
Niedawno w Internecie widziałem mapę specjalizacji województw w Polsce i Podkarpacie miało najwyższy kapitał społeczny ze wszystkich województw. To znaczy, że u nas ludzie chcą ze sobą współpracować bardziej niż w innych regionach w Polsce. Chcą się spotykać, rozmawiać, współpracować ze stowarzyszeniami i zakładać je. Trzeba ten fakt wykorzystywać.
 
Prognozowanie w branży IT jest dość ryzykowne, ale czy możemy spróbować powiedzieć, jak będzie się ona rozwijać w najbliższych latach na Podkarpaciu?
 
Drobne, niszowe rozwiązania pojawiają się co chwilę. Te, które mogą coś zmienić w branży, co rok lub dwa. W tej chwili duże znaczenie ma wprowadzenie standardu Bluetooth 4.0, czyli sposobu komunikacji urządzeń między sobą, który ułatwi rozwój Internetu rzeczy. Jak będzie u nas? Mam nadzieję, że nadal będzie rosło zatrudnienie w branży; że z uczelniami będziemy współpracować nie tylko w kwestii kształcenia studentów, ale tworzyć projekty badawcze. Mam nadzieję, że będą się rozwijały nasze rodzime firmy IT. Nie łudźmy się, nie będzie żadną innowacyjnością dla regionu stworzenie w Rzeszowie kolejnej filii światowej firmy IT. Rozwój branży IT na Podkarpaciu nic na tym nie zyska; powstaną tylko nowe miejsca pracy. Sukces byłby wtedy, gdyby tutejsza firma stała się globalnym graczem. A szansa na to jest. Z punktu widzenia Klastra IT ważna jest rosnąca chęć współdziałania. Już sam fakt, że kilkadziesiąt firm IT planuje robić wspólną inwestycję, jest dużym sukcesem. Bo skoro wspólnie utrzymujemy jedno biuro w Warszawie, z którego może skorzystać każda z firm należących do klastra, to znak, że razem można robić więcej. 
 
Ale jednak rozwój branży IT i postępująca cyfryzacja ma też drugą stronę medalu, o której niewiele się mówi. 
 
Od cyfryzacji nie ma odwrotu. Jedynie globalny brak prądu mógłby jej zaszkodzić. Jej rozwój powoduje, że masowo stajemy się odbiorcami usług cyfrowych. Dziś prawie nikt już nie robi analogowych zdjęć czy filmów. W efekcie musimy zacząć uczyć ludzi korzystania z technologii cyfrowej, bo bez tej umiejętności staniemy się tylko odbiorcą, który nie może wpływać na rzeczywistość, kształtowaną przez systemy cyfrowe. Za dziesięć lat życie współczesnych nastolatków będzie wyglądało zupełnie inaczej niż dziś. Musimy się do tego przygotować, a na tym polu jest wiele do zrobienia. Nie ma prawodawstwa ery cyfrowej, zabezpieczeń ery cyfrowej, systemów społecznych ery cyfrowej. Podejrzewam, że dla młodego pokolenia zorganizowanie milionowego poparcia dla partii na Facebooku nie byłoby niczym trudnym. Partiom pewnie to sobie trudno wyobrazić. Jednak taka cyfrowa rzeczywistość niesie zagrożenia. Kilka osób może przecież decydować o losach całego kraju. Niestety, nie pracujemy dziś nad kształtem przyszłości i rzadko komu chce się pochylić nad potencjalnymi zagrożeniami. A będą one ogromne. Sporo przedsiębiorstw i instytucji nie zastanawia się jakoś szczególnie nad zabezpieczeniami ich systemów. Ludzie, którzy o nich decydują, są z ery analogowej, stąd np. awaria systemu liczenia głosów w wyborach czy ciągle problemy ze służbą zdrowia. Jedyną nadzieją, będzie to, że cyfrowość zmieniająca świat będzie realizowała to w sposób pozytywny. Tzn. że my wszyscy będziemy popychać rozwój cyfryzacji w dobrym kierunku i dzięki temu student z podkarpackiej wioski będzie mógł uczestniczyć w wykładach uczelni w Berkley korzystając z własnego komputera.
 
Wojciech Materna, współzałożyciel i prezes Stowarzyszenia Informatyka Podkarpacka, którego misją jest tworzenie i rozwój Podkarpackiego Klastra Informatycznego, właściciel firmy TOP S.A. produkującej systemy informatyczne dla przedsiębiorstw.
 
Sesję zdjęciową przeprowadzono w Centrum Innowacji i Transferu Wiedzy Techniczno-Przyrodniczej Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy