Reklama

Ludzie

Grażyna Łobaszewska: Śpiewając, dzielę się emocjami

Z wokalistką i kompozytorką Grażyną Łobaszewską rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 12.10.2015
22664_P1440392-Resizer-800
Share
Udostępnij
Podczas koncertu usłyszałem uwagę jednego z widzów: „najbardziej czarny kobiecy głos w Polsce”. Pewnie ten komplement już Pani słyszała. Jak Pani na niego reaguje?
 
Jeżeli ktoś tak słyszy, to dlaczego nie? Czasem mi się wydaje, że mówią tak dlatego, iż moje frazowanie jest specyficzne.
 
Frazowanie, barwa głosu…
 
Barwa chyba też. Zresztą, ja od dziecka miałam taki głos. Nigdy nie miałam sopraniku. Zawsze byłam altem, miałam też dużo alikwot (przydźwięk współbrzmiący z tonem zasadniczym – przyp. JK), więc ten głos wydaje się jakiś taki pełny.
 
Ale też i Pani repertuar bywa często „czarny”, jazzujący.
 
No tak, to prawda. Wychowałam się na muzyce soulowej; od dziecka słuchałam jej w domu. Na pewno coś z tego zostało.
 
Zdecydowanie za rzadko można Panią usłyszeć na koncertach, że o obecności w mediach, zwłaszcza telewizji, nie wspomnę.
 
My, wykonawcy, nie mamy na to żadnego wpływu. To wszystko rządzi się swoimi prawami.
 
Tyle, że takie wykonawczynie, które zaczynały jeszcze w latach 70. XX w., jak Pani, Ewa Bem, Krystyna Prońko czy Hanna Banaszak, nie zdobywały sceny skandalami, ale po prostu umiały śpiewać. A publiczność to docenia, kocha i szanuje Was do dziś. 
 
Skandal dla samego skandalu jest bezsensem. Są ważniejsze sprawy niż skandal: dom, rodzina, przyjaciele. 
 
Obecnie – odnoszę takie wrażenie – robi się karierę na skróty. A wtedy skandal najlepiej się sprzedaje. Umiejętności wokalne spadają na drugi plan.
 
Też mam takie wrażenie, że dziś wszystkie chwyty są dozwolone. Lecz wydaje mi się, że to trochę słabe jest.
 
Słabe, czyli powoduje tylko tyle, że o danej osobie jest głośno.
 
Przez jakiś czas. I tak naprawdę nic to nie wnosi.
 
Słuchając Pani w czasie koncertu pomyślałem, że – oprócz pięknych kompozycji i mądrych tekstów – w muzyce chodzi o to, by przekazać uczucia, emocje. Pani robi to znakomicie.
 
Myślę, że o to przede wszystkim chodzi. O dzielenie się emocją. Jest wielu ludzi, którzy podobnie emocjonalnie opowiadają świat. I to jest fajne – być na tej samej fali. 
 
Spodobało mi się to, co powiedziała Pani swego czasu w wywiadzie dla „Zwierciadła”: „Tak rzadko mówi się i śpiewa o codziennych smutkach i przyjemnościach. Tak jakby życie toczyło się na billboardach, w komputerze, a nie na przykład w kuchni z rodziną”. Trzeba chronić te codzienne, proste, wręcz intymne czynności przed zalewem „fejsbukowej cywilizacji”?
 
Wie Pan, książkę Orwella „1984” przeczytałam już dawno temu. I coś mi się wydaje, że cały czas zdążamy w tym kierunku. Niedługo człowiek nie będzie miał już nic prywatnego. My sobie sami to robimy. Każdy mówi o sobie, co przeżył, z kim śpi, z kim nie śpi, co je – o tym wszystkim możemy przeczytać. To jest dla mnie straszne, że właściwie nie zostawiamy nic sobie. Ja się tego obawiam. Dobrze, że mnie to już tak nie dosięgnie. Ale co będzie dalej? Strach na to patrzeć… Tak nam zależy, by być na fali, na topie, być zauważonym, każdy chce być teraz gwiazdą. A później będziemy z tym walczyć, robić wszystko, by tego nie było. To, co się teraz odbywa, to taniec wariata.
 
Jak się przed tym bronić?
 
Ja się bronię przez cały czas.
 
W jaki sposób?
 
Nie mam czasu na odpisywanie, na Facebooka. Mój profil jest tylko zawodowy; ja na nim nie opowiadam o sobie prywatnie. Prywatność jest – jak sama nazwa wskazuje – dla mnie i moich najbliższych: rodziny i przyjaciół. Już bardziej nie mogę dzielić się sobą niż wykonując swój zawód. Dzielę się swoimi emocjami poprzez śpiewanie. I to jest wszystko, czym mogę się podzielić. Mogę się podzielić z biednym pieniędzmi czy jedzeniem, ale reszta to jestem ja, wszystko co stanowi o mnie. Nie mogę siebie „rozdawać”, bo to byłoby tak, jak z kobietą lekkich obyczajów. Nie można „rozdać” całej duszy i ciała, bo już nam nic nie zostanie.
 
Nagrała Pani płytę z piosenkami Czesława Niemena „Dziwny jest…”. W Rzeszowie przypomniała Pani trzy piosenki tego wielkiego twórcy: „Jednego serca”, „Płonie stodoła” i „Nim przyjdzie wiosna”. Niemen kojarzy mi się z „męską” muzyką. Skąd pomysł, by sięgnąć akurat do jego twórczości?
 
To się stało troszkę przypadkowo. W plebiscycie na 80-lecie Polskiego Radia, w głosowaniu słuchaczy pierwszą nagrodę zdobyła piosenka Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat”. Z 10 czy 12 piosenek, które zajęły czołowe miejsca, zrobiono później koncert w Opolu. Tylko jeden z wykonawców, czyli Czesław Niemen, był osobą nieżyjącą. Nie wiem, kto to wymyślił, ale nie mogłam zaśpiewać swojej piosenki „Czas nas uczy pogody”. Zaśpiewała ją Kayah, której żadna piosenka nie znalazła się w czołówce. No, ale wystąpiła w tym koncercie, nie wiem na jakich zasadach. Ja się ciągle dziwuję, bo niby są zasady, ale okazuje się, że te zasady są bez zasad. To jest ostatnia zasada: im mniej zasad, tym lepiej. Raptem ja musiałam zaśpiewać nie swoją piosenkę, właśnie „Dziwny jest ten świat”. Od tego się zaczęło. Po tej piosence zgłoszono się do nas, byśmy zrobili program z utworami Niemena, bo chcą nas zaprosić na festiwal niemenowski. Zrobiliśmy więc taki program. Oczywiście, włożyliśmy w to dużo pracy, bo zespół zrobił nowe aranże, a ja nauczyłam się tych numerów. Wcześniej trzeba było je wybrać. Piosenki Niemena dobrze się Panu kojarzą jako „męskie”, więc trzeba było wybrać te bardziej „kobiece”, żeby za bardzo nie ingerować w teksty. Stąd powstała ta płyta. Nigdy nie śpiewałam coverów. To jest moja pierwsza płyta z coverami. I nie żałuję, bo to był fajny artystyczny krok. Właściwie do wydania tej płyty zmusiła nas sytuacja. Kiedy zrobiliśmy program z piosenkami Niemena, przyszedł facet, który powiedział, że daje pieniądze na wydanie płyty, bo mu się to bardzo podoba. No to nagraliśmy tę płytę. Tak to jakoś się potoczyło.
 
Nagrywa Pani z muzykami, których – to nie przytyk do Pani wieku, tylko wyraz mojego podziwu dla Pani – w czasach, kiedy Pani zaczynała, prawdopodobnie nie było jeszcze na świecie. Mimo to widać świetną „chemię” pomiędzy Wami podczas występu.
 
Absolutnie tak. Zawsze powtarzam, że mam szczęście do dobrych muzyków. Z innymi nie za bardzo chciałabym pracować, tym bardziej, że jest tylu dobrych muzyków bez pracy. Ci muzycy mieszkają blisko mnie. To też jest wielki atut, bo miałam już zespoły np. z Warszawy, Krakowa czy Radomia. I ciągle musiałam dojeżdżać, bo trudno, by cała kapela do mnie przyjeżdżała. A teraz wsiadam w samochód i za pół godziny jestem w Tczewie, bo stamtąd są chłopaki. Oczywiście, są młodzi, ale z tych młodych można czerpać energię. Nie chodzi o to, że jestem jakąś „wampirzycą”. Oni coś biorą ode mnie, a ja coś czepię z nich. I tak się uzupełniamy. A z drugiej strony, to człowiek jako taki jest ważniejszy niż muzyk. Nie mogłabym współpracować z człowiekiem, który świetnie gra, ale jest mi wrogiem. Człowiekiem, który nie lubi tego, co ja. Albo nie patrzy w tę samą stronę. Wtedy nie byłoby tej „chemii”, o której Pan wspomniał.
 
Na wiosnę ukaże się Pani najnowsza płyta. Proszę o niej opowiedzieć. 
 
Będą to oczywiście nowe kompozycje. W sferze tekstowej będzie utrzymana nie tyle może w klimacie bardziej wesołym niż moja poprzednia płyta „Przepływamy”, co będą to teksty z większym dystansem i poczuciem humoru. Bo płyta „Przepływamy” była bardzo poważna. Była to moja wypowiedź dotycząca spraw bardzo ważnych dla człowieka: miłości, rodziny, dzieci. Teraz odchodzę od tego, bo już każdy wie, że te sprawy są dla mnie ważne. Na nowej płycie będę się bardziej bawić słowem i klimatem niż mówić o konkretach. 
 
Jaki będzie jej tytuł?
 
Tego jeszcze nie wiem. Na pewno będzie to coś bardzo kobiecego (śmiech).
 
Grażyna Łobaszewska występuje na scenie od ponad 40 lat. Znana z takich utworów jak „Czas nas uczy pogody”, „Piosenka o ludziach z duszą”, „Brzydcy” czy „Gdybyś”. Współpracowała z grupami E26 Andrzeja Ellmana, Ergo Band, Crash, zespołem Janusza Komana, Alex Bandem Aleksandra Maliszewskiego, Grupą Doktora Q Tadeusza Klimondy i orkiestrą Zbigniewa Górnego. Nagrywała ze znakomitymi muzykami jazzowymi, m.in. z Januszem Skowronem i Krzysztofem Ścierańskim. Współpracowała też z Triem Jarosława Śmietany. Obecnie występuje z grupą Ajagore (Sławomir Kornas – gitara basowa, śpiew; Maciej Kortas – gitara elektryczna; Michał Szczeblewski – perkusja), z którą w sobotę zaśpiewała w rzeszowskim Grand Hotelu. Organizatorem koncertu był Tomasz Drachus i Jazz Room.
 
 
 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy