Reklama

Ludzie

Piotr Nowak, były basista Breakout: Nie kopiujemy Tadeusza Nalepy

Z Piotrem Nowakiem i członkami zespołu Piotr Nowak Band rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 21.01.2016
24418_piotr-nowak-band2
Share
Udostępnij
Piotrze, kiedy w jesieni ub.r. graliście na rzeszowskim Rynku w ramach Breakout Days, zapowiadając jeden z utworów powiedziałeś, że jesteś ostatnim żyjącym członkiem grupy Breakout w składzie z 1969 r.
 
Piotr Nowak (PN): Tak. Mira zmarła pierwsza, Tadeusz dwa lata później, a w ub. roku Józiu (Mira Kubasińska zmarła w październiku 2005 r., Tadeusz Nalepa – w marcu 2007 r., a perkusista Józef Hajdasz w maju 2015 r. – przyp. JK). Zostałem tylko ja.
 
Grałeś w grupie Breakout na gitarze basowej. Powspominajmy trochę tamten czas. 
 
PN: Jestem jedynym basistą, który grał z Tadeuszem we wszystkich jego formacjach: począwszy od grupy Blackout, poprzez Breakout, po solowe projekty. Do Blackoutu przyszedłem w 1966 r., na miejsce nieżyjącego już, niestety, Andrzeja Soleckiego. Tadeusz powiedział mi: „Piotrek, przychodzisz na bas. Ale w tej chwili na basie gra Krzysiu Potocki. Andrzej Solecki odchodzi na studia, więc ty na razie wskakujesz na jego miejsce na gitarę. Kiedy Krzysztof kupi sobie jakiś klawisz, to wskoczy na niego, a ty na bas”. Jednak Krzysiu Potocki odszedł z zespołu, a w jego miejsce przyszedł Krzysiu Dłutowski, który wcześniej grał w Dzikusach. To był ustabilizowany skład Blackoutów, czyli Tadeusz na gitarze, ja na basie, na organach Krzysztof Dłutowski, za bębnami Józiu Hajdasz. No i wokaliści: Mira Kubasińska, Stan Borys (wówczas jeszcze Stanisław Guzek – przyp. JK) i Tadeusz, ja się włączałem do chórków. Później odszedłem z Blackoutów, a mówiąc precyzyjniej – Tadeusz mnie urlopował, mówiąc, że się muszę wyspać, bo mu nawalałem z przychodzeniem na próby. W tym czasie Tadeusz zmienił nazwę zespołu na Breakout.

I zaczęło się bardziej bluesowo-rockowe granie.
 
PN: Wtedy Stan Borys poszedł w odstawkę; Tadeusz i Mira występowali na początku z Dłutowskim na klawiszach, Michałem Muzolfem na basie i Józiem Hajdaszem na bębnach.  Wyjechali wtedy po raz pierwszy do Holandii, gdzie grali w jakichś klubach. Kiedy wrócili, Tadeusz zadzwonił do mnie i przyszedłem do Breakoutu. Już nie było Dłutowskiego i Muzolfa, tylko Tadek, ja i Józiu jako muzycy oraz śpiewająca Mira. No i oczywiście współpracujący z zespołem Włodzimierz Nahorny. Zagraliśmy m.in. na festiwalu w Sopocie, sporo graliśmy na Wybrzeżu i wyjechaliśmy po raz drugi – na razie bez Włodka Nahornego – do Holandii. Daliśmy bardzo piękny koncert, transmitowany na żywo, w programie w ośrodku telewizyjnym w Hilversum. Graliśmy tam ze znanymi kapelami – The Hollies, The Who, Jethro Tull. Później, już z Włodkiem, który dojechał ze Szwecji, gdzie nagrywał muzykę do jakiegoś filmu, zagraliśmy w Hadze jako support przed Led Zeppelin. W drodze powrotnej zagraliśmy cudowny koncert na festiwalu bluesowym w Essen w Zagłębiu Ruhry, gdzie przez tydzień przewinęła się cała bluesowa „śmietanka” światowa. Stamtąd pojechaliśmy do Berlina Zachodniego, gdzie zagraliśmy w Operze Berlińskiej.
 
Jak się pracowało z Nalepą? Miał on opinię człowieka trudnego, co chwilę wymieniał muzyków i uważał, że „Breakout to ja”.
 
PN: Rzeczywiście, Tadeusz tak do tego podchodził. Ale uważam, że miał do tego prawo. Był niekwestionowanym liderem. Ja zresztą nigdy nie miałem z tym problemu, wiedziałem, że to jest szef, który włada nazwą Breakout, koniec, kropka. A jakim był człowiekiem? Jako szef – surowym. A z drugiej strony był znakomitym przyjacielem, kumplem. Wymagał od siebie i innych. Ale bywało też, że krytykowaliśmy go, gdy coś muzycznie było nie tak, a on się nie obrażał. Coś tam fuknął, ale przemyślał i na drugi dzień wszystko było jak trzeba. W Blackoutach pracowaliśmy dużo, ale już w Breakoutach mieliśmy bardzo mało prób. Mieliśmy większe doświadczenie, więc nie było potrzeby, żeby „tłuc” materiał muzyczny do oporu. Numery przygotowywało się w autobusie, hotelu, bo cały czas byliśmy w rozjazdach. Tadek był płodny, szybko pisał nowe utwory. Zrobił wiele dobrego dla polskiego bluesa. No i chciałem podkreślić, że z nim się naprawdę lekko grało.
 
W jakim sensie?
 
PN: Tak cyzelował dźwięki, że palce same za nim szły. Nie grał dużo dźwięków, lubił oszczędną grę.
 
Czytałem, że  np. nie lubił basistów, którzy „biegali” palcami po całym gryfie.
 
PN: A dlaczego mu się ze mną dobrze grało? Mówił: „ty grasz konkretnie”. Grał w Breakoutach taki basista, Janusz Zieliński, który jak zaczął numer w jednym końcu gryfu, to musiał skończyć na drugim końcu. Kupa niepotrzebnych dźwięków, nie wiadomo po co, ale nie było w tym timingu, „jaja”.
 
Okres, kiedy grałeś w Breakoutach, to był czas po ukazaniu się w 1969 r. płyty „Na drugim brzegu tęczy”, na której grał na basie jeszcze Michał Muzolf.
 
PN: Zgadza się. Graliśmy „Gdybyś kochał, hej”, „Poszłabym za Tobą”, „Na drugim brzegu tęczy”, „Wołanie przez Dunajec”. Przygotowałem też częściowo materiał na płytę „70a”, tę tzw. konserwę (tak  ją nazywano ze względu na motyw konserwy, z której wychylają się członkowie zespołu, na okładce – przyp. JK).
 
Ale na basie zagrał na tej płycie już Józef Skrzek… Znowu Nalepa Cię urlopował?
 
PN: Nie, moje odejście było „planowe”. Ożeniłem się i wyjechałem do Gorlic. Zresztą, jak przychodziłem do Breakoutów, powiedziałem Tadkowi, że będę się żenił i wtedy „odpadam”. Ale cały czas „łatałem” dziury. Skrzek grał w Breakoutach zaledwie kilka miesięcy, nagrali płytę, zrobili jedną trasę.

Odszedł, bo pokłócił się z Hajdaszem w czasie transmisji meczu piłkarskiego.
 
PN: Po odejściu Skrzeka, zanim na bas przyszedł Jerzy Goleniewski, ja „doskoczyłem” na 2 miesiące.
 
Ożeniłeś się i…?

PN: Cały czas mieszkałem w Gorlicach. Ale miałem kontakt z Tadkiem na bieżąco. On u mnie bywał, ja u niego, często dzwoniliśmy do siebie. Grałem w knajpach, miałem też bandy bluesowe, ale od 20 lat grywałem jedynie sporadycznie: w Gorlicach jest trochę zespołów bluesowych, więc czasami brałem bas i grałem z nimi. Dopiero Robert (Bartusik, perkusista – przyp. JK) mnie „wskrzesił”. Jak Łazarza (śmiech). 

Robert, jak to było?
 
Robert Bartusik (RB): Totalny przypadek. 4 marca ub. roku zagraliśmy w dużym studiu Radia Rzeszów z Sebastianem (Stachurskim, gitarzystą – przyp. JK) i Wojtkiem (Kwiecińskim, basistą – przyp. JK) z okazji rocznicy śmierci Tadeusza Nalepy.
 
Sebastian Stachurski (SS): Zaprosił nas brat Tadeusza Nalepy, Czesław, który napisał do mnie na Facebooku, a potem zadzwonił. Szczerze mówiąc, byłem niechętny, bo miałem na głowie inne projekty i trochę ociągałem się z odpowiedzią. Ale Czesław Nalepa naciskał, więc zadzwoniłem do chłopaków, a oni szybko się zgodzili. Tak się szczęśliwie złożyło, że Czesław Nalepa zaprosił na to spotkanie również Piotra. Myśmy się wcześniej nie znali i szczerze mówiąc, przepraszam Cię, Piotrze, nie wiedziałem nawet o Twoim istnieniu. Piotr stwierdził po koncercie, że fajnie gramy. Wtedy Tadeusz Niedzielski i Andrzej Klee zaproponowali, byśmy zrobili coś razem. Ja się akurat spieszyłem, więc odpuściłem temat, ale Robert wziął od Piotra telefon i zaczął intensywnie myśleć o tej propozycji.
 
RB: Kiedy opuszczaliśmy radiowe studio, usłyszałem zza szyby, że Piotr udziela wywiadu. Miał tak niski głos, że pomyślałem sobie, iż byłoby świetnie nagrać z nim piosenkę. Poznałem go oficjalnie dosłownie w drzwiach studia. Przedstawili mi go Andrzej Klee z Tadkiem Niedzielskim. Wymieniliśmy się telefonami. Nic zobowiązującego. Skomponowałem utwór, który – jak stwierdziłem – będzie w sam raz dla Piotra. Wysłałem mu go i poprosiłem, żeby pomyślał nad tekstem, bo ja napisałem, ale nie byłem z niego zadowolony. To miał być hołd dla Tadeusza Nalepy. Piotr wymyślił, żeby zrobić tekst z tytułów piosenek Tadeusza.
 
PN: Nie mogłem sobie poradzić z tym tekstem, więc poprosiłem przyjaciela, Arkadiusza Zawilińskiego, by go napisał. Zadzwoniłem też do Bogdana Loebla (poety, autora tekstów piosenek Breakoutów – przyp. JK), żeby tego nie potraktował jako plagiat. Bogdan stwierdził, że zestawienie tytułów to nie jest żaden plagiat. Poprosił także, bym mu wysłał ten tekst. Wysłaliśmy mu z domu Arkadiusza. Za chwilę telefon: „Bogdan mówi. Genialny tekst!  Żaden plagiat, spokojnie nagrywaj”.
 
RB: Kiedy Piotr nagrał z Wojtkiem w moim studiu partię basu, powiedziałem mu: „No to teraz śpiewaj”. „Jak to, śpiewaj?”. Nie wiedział w ogóle, że będzie śpiewał; był bardzo zdziwiony. Zaśpiewał 2-3 razy i „siadło” tak, że pomyślałem, iż coś z tego będzie.
 
PN: Wysłaliśmy ten utwór do Loebla, bo o to prosił. Loebl napisał do Roberta: „kto to śpiewa?”. Robert odpowiedział, że ja. Później, gdy Loebl do mnie zadzwonił, powiedział: „k…, dlaczego ciebie Nalepa do mikrofonu nie dopuścił?”. Ten numer dotarł także do Cześka (brata Tadeusza Nalepy – przyp. JK), a zaraz potem zadzwoniła Grażyna (wdowa po Tadeuszu Nalepie – przyp. JK), która powiedziała, że słuchając popłakała się, oraz Piotrek (syn Tadeusza Nalepy – przyp. JK), który stwierdził: „genialny numer!”.  
 
Przypomnijmy, że chodzi o utwór „Pamięć”, poświęcony pamięci Tadeusza Nalepy, którym promujecie swoją debiutancką płytę, która ukaże się 1 lutego. Opowiedzcie o tej płycie.
 
PN: To miał być jeden utwór.

Jak rozrósł się do rozmiarów płyty?
 
RB: Kiedy Andrzej Klee zaprosił nas do swojej audycji i wyemitował utwór „Pamięć” na antenie Radia Rzeszów, była burza telefonów jeszcze w czasie trwania audycji. Odbiór był tak pozytywny, że Andrzej Klee i Tadeusz Niedzielski powiedzieli nam, że jeżeli nie nagramy płyty, to oni się na nas pogniewają. Powiedziałem więc do Piotra, że musimy wziąć się do roboty, mamy własne studio, więc nie ma problemu, a chłopaki są chętne do tworzenia. Każdy z nas dołożył swoją cegiełkę do tej płyty. Pomogło nam doświadczenie na rynku bluesowym, na którym działamy od 20 lat jako Portal Blues.
 
PN: Teraz Portal istnieje pod nazwą Piotr Nowak Band (śmiech).
 
SS: Piotr chciał, żebyśmy się nazywali Portal, ale my chcieliśmy zmienić tę nazwę.
 
PN: To prawda, nie za bardzo chciałem, by zespół nazywał się tak, jak się nazywa.
 
RB: Bo Piotrek jest skromny.
 
PN: Nie o to chodzi… Ale może opowiem o tych utworach. Na płycie jest 6 utworów Roberta, z czego 5 – poza „Pamięcią” – jest jego pełnego autorstwa: muzyka i tekst. Dalej: dwa bardzo piękne utwory Sebastiana, w tym jeden do tekstu Bogdana Loebla, a drugi do tekstu Zbigniewa Działy (wokalista RSC – przyp. JK). Jeden utwór jest mój, ponownie do tekstu Arkadiusza Zawilińskiego. Jest też jeden „rodzynek” – utwór „Dziewczyna moja”, dołączony jako bonus, który odtworzyłem z pamięci sprzed 50 lat, kiedy w grupie Blackout wykonywaliśmy go na scenie wspólnie z Andrzejem Soleckim. Nie był nagrany na żadnej płycie, ani nie był nigdzie zapisany. Niewiele zapamiętałem, a czego nie zapamiętałem – dorobiłem (śmiech).
 
SS: Super piosenka, moja ulubiona.
 
PN: Na koniec, jako jedenasty, będzie dołączony nasz teledysk do „Pamięci”. Okładkę zaprojektowała – z duma to powiem – moja córka Marysia.
 
SS: Rynek wydawniczy w Polsce jest trudny. Mówię to w kontekście znalezienia wydawcy takiej niszowej muzyki, jaką uprawiamy.  Dzięki kontaktom Roberta udało się pozyskać wytwórnię płytową z Krakowa – RKDF, której właścicielem jest Krzysztof Roman. On uwierzył w nas i podpisał z nami bardzo korzystną dla nas, 5-letnią umowę. Zobowiązał się w niej, że w tym czasie będzie wydawał wszystko, co będziemy nagrywać. Fajne jest to, że pierwszy raz zaistniejemy jako zespół na rynku ogólnopolskim, bo płyty będą dostępne w sieci sklepów Empik w całej Polsce. Niebawem mamy jechać do Teleekspressu i do radiowej Trójki, która zresztą gra ten utwór.

Czy gracie muzykę „breakoutowską”, czy wręcz przeciwnie – jest to tylko i wyłącznie Wasza muzyka?
 
PN: Jeżeli chodzi o „Pamięć” – owszem, jest tu klimat breakoutowski. Ale nie kopia. Tu wielki ukłon w kierunku Roberta, że potrafił to tak napisać, żeby ta „chmura klimatyczna” była, ale żeby nie było to „zerżnięte” z Nalepy. Uważam też, że każda z kompozycji jest fajna. Opowiem o szczególnym utworze, który napisał Robert – „Gdzie są przyjaciele moi”. Gdy patrzę na zdjęcie Breakoutów z 1969 r., to myślę: no właśnie, gdzie oni są? Ja jestem i obiecałem sobie, że z „setki” nie spuszczę. A potem… się zobaczy (śmiech). Robert trafił tym numerem w moje serce i moją pamięć o tych ludziach.
 
RB: Uwielbiam komponować muzykę i pisać teksty dla osób, które znam, a jednocześnie – które cos przeżyły, mają cos do powiedzenia. Kiedy poznałem Piotrka, po pierwszym dniu zauważyłem, że jest to facet, który nosi serce na dłoni, jest nieprawdopodobnie szczery. To człowiek, z którym pracuje się tak, jakby się go znało całe życie. 
 
Trudno nazwać Was debiutantami na scenie muzycznej, bo macie już całkiem spore doświadczenie. Ale wiekowo Piotr mógłby być Waszym ojcem. Jak się pracuje w takim składzie? 
 
RN: W naszych kontaktach nie ma żadnej różnicy wieku.
 
RB: Wręcz przeciwnie, to my jesteśmy starsi od Piotra. On się zachowuje jak 18-latek, musimy go poprawiać (śmiech).
 
PN: Moi znajomi mówią: „Piotrek, ty odmłodniałeś!” (śmiech).
 
SS: Piotr ma do nas bardzo mało uwag, a ja bym chciał, żeby nas więcej „cisnął”. Mówię mu czasami: „Piotr, bądź szefem z prawdziwego zdarzenia, nakaż nam coś!”. Ale on nie chce; lubi to, jak gramy na co dzień. Czujemy się wolni grając z nim.
 
PN: Uważam, że gdy jest za dużo uwag, to tak, jakbyś komuś nakładał pęta. To są tak sprawni i wytrawni muzycy, że nie ma co gadać; oni wiedzą, co robić.
 
Wasza płyta ma swój debiut 1 lutego, w tym dniu gracie także o godz. 19 koncert w dużym studiu  Radia Rzeszów.
 
PN: Ale wcześniej, od godz. 16.30 do 18, w księgarni Libra przy ul. Jagiellońskiej będziemy podpisywać płyty. 
 
Co dalej? Macie kontrakt płytowy. A koncerty?
 
RB: Sami sobie je organizujemy. Perspektywy są bardzo dobre, mamy zapytania w tej sprawie nawet z Wybrzeża. Oczywiście, ci, którzy pamiętają Blackout, Breakout i Tadeusza Nalepę, będą chcieli zobaczyć Piotra. 
 
PN: Niedawno rozmawiałem z Markiem Surzynem (perkusista, który współpracował z Tadeuszem Nalepą – przyp. JK). Jego menedżerka jest dyrektorem organizacyjnym Rawy Blues. Surzyn przesłuchał utwory z naszej płyty i powiedział: „Piotrek, jeżeli chcecie, to ja z wami zagram na Rawie Blues”. On miał mieć godzinny koncert jako Marek Surzyn. A byłoby: Piotr Nowak Band plus gościnnie Marek Surzyn. Jest to w tej chwili w trakcie załatwiania. Poza tym na pewno zagramy na Bluesie nad Bobrem w Boleslawcu i prawdopodobnie na festiwalu w Suwałkach.
 
Piotr Nowak Band występuje w składzie: Piotr Nowak – wokal, bas; Robert Bartusik – bębny, wokal; Marcin Dyś – klawisze, wokal; Wojciech Kwieciński – bas, wokal; Sebastian Stachurski – gitary, wokal.
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy