Reklama

Ludzie

Historyk o ludobójstwie na Wołyniu: Zginęli, bo nie byli Ukraińcami

Z Arturem Brożyniakiem, historykiem z rzeszowskiego oddziału IPN, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 11.07.2016
28239_wolyn_1
Share
Udostępnij
Jaromir Kwiatkowski: Zbrodnie OUN-UPA na Wołyniu to ciąg wydarzeń, które miały miejsce w latach 1943-44, a nawet później. Jednak szczególnie podkreślamy datę 11 lipca 1943 r., kiedy nastąpiła ich kulminacja. Co się wówczas wydarzyło?

Artur Brożyniak:
11 lipca 1943 r., w niedzielę, miał miejsce skoordynowany napad OUN-UPA na ponad 90 miejscowości. Mordu dokonywano zazwyczaj według jednego scenariusza: atakowano przed końcem porannej mszy św., by wymordować ludzi zgromadzonych w kościołach. Ten scenariusz powtarzał się także w późniejszym okresie, i to nie tylko na Wołyniu. W ten sam sposób próbowano np. wymordować rok później Polaków w Baligrodzie. Zbrodnia była zaplanowana, skoordynowana, a jej celem było wymordowanie Polaków na tym terenie, co należy uznać za ludobójstwo.

Była to zbrodnia nie tylko zaplanowana i skoordynowana, ale także bardzo okrutna.

Rzeczywiście, zbrodnie dokonywane przez nacjonalistów ukraińskich z OUN-UPA cechuje bardzo duży stopień okrucieństwa. Ofiary mordowano ze szczególnym bestialstwem, znęcano się nad nimi.

Zachowały się relacje świadków mówiące, że niektórych Polaków palono żywcem, innych wrzucano do studni, wymyślnie torturowano ofiary przed śmiercią, a także gwałcono kobiety.

Wyjątkowo podły i obdzierający z resztek godności był nakaz mordowania swoich bliskich. W rodzinach mieszanych dziedziczyło się narodowość i religię wraz z płcią. Synowie byli takiej samej narodowości i wyznania jak ojciec, a córki przejmowały narodowość i wyznanie po matce. W czasie rzezi kazano tym ludziom mordować polską część rodziny, np. siostrę, matkę, żonę. Takie przypadki opisano w literaturze. Ja sam rozmawiałem z Ukraińcem, którego stryj dostał nakaz zamordowania własnej żony. Działo się to nie na Wołyniu, lecz w Bieszczadach, w okolicach Wołkowyi.

Użył Pan słowa „ludobójstwo” i dla tych, którzy wiedzą, co się kryje pod tym terminem, nie ulega wątpliwości, że na Wołyniu doszło do ludobójstwa. Natomiast jeszcze dziś mamy w Polsce pewien problem z oficjalnym nazwaniem tej zbrodni po imieniu; niektóre środowiska wolą widzieć w tamtych wydarzeniach przejaw wojny polsko-ukraińskiej. Z czego to wynika?

Sądzę, że bierze się to z niewiedzy, nieznajomości źródeł historycznych, m.in. tych wytworzonych przez OUN-UPA. Uznanie tej zbrodni za ludobójstwo jest bardzo ważne dla Kresowian i ich potomków. Zamierzano przecież wymordować wszystkich Polaków dlatego, żeby wybudować jednolite pod względem etnicznym państwo ukraińskie.

Czyli oni ginęli i mieli ginąć tylko dlatego, że byli Polakami.

Tak to można ująć. Ginęli dlatego, że byli Polakami czy – może jeszcze bardziej precyzyjnie – ginęli dlatego, że nie byli Ukraińcami. Trzeba bowiem w tym miejscu wspomnieć, że mordowano nie tylko Polaków, lecz także Żydów, Ormian, Czechów… Jednak odpowiedzialnością za ludobójstwo nie można obarczać całego narodu ukraińskiego. Mordowali ukraińscy nacjonaliści, banderowcy. Są wśród Ukraińców osoby, które uznają, że było to ludobójstwo dokonane na Polakach. Zmarły przed kilku laty, Ukrainiec, prof. Wiktor Poliszczuk, wręcz zarzucał naszym historykom, że nienależycie dbają o prawdę historyczną o ludobójstwie.

A z drugiej strony na Ukrainie rozwija się kult Stepana Bandery, którego uważa się tam wręcz za bohatera narodowego.

Niestety, na Ukrainie są ludzie, którzy wokół kultu OUN-UPA próbują zbudować tożsamość ukraińską. Następuje więc rozmywanie problemu ludobójstwa, próbuje się poddawać w wątpliwość czy wręcz zaprzeczać faktom, licytować z Polakami na liczbę ofiar…

…kto od kogo więcej wycierpiał.

Właśnie. Jeszcze jedno moje spostrzeżenie: im więcej było ludzi, którzy pamiętali okres działań ukraińskich nacjonalistów, tym lepiej było z pojmowaniem historii na Ukrainie. Teraz weszło nowe pokolenie, które tych czasów już nie pamięta i przyjmuje wyidealizowaną wersję historii OUN-UPA. Natomiast starsi ludzie, z którymi się kiedyś rozmawiało, doskonale pamiętali zło, jakie banderowcy wyrządzili Polakom, ale pamiętali także zło, które banderowcy czy nacjonaliści ukraińscy wyrządzili narodowi ukraińskiemu.

Czy da się ludobójstwo na Wołyniu zobiektywizować na poziomie naukowym, na szczeblu kontaktów historyków polskich z ukraińskimi?

Te kontakty trwają. My staramy się przedstawiać obiektywną wersję o ludobójstwie, natomiast oni próbują przedstawiać swoją wersję, przekonywać nas do niej czy wręcz wmawiać, że to była dziejowa konieczność.

Nie da się budować dobrych stosunków między dwoma narodami, państwami na kłamstwie, więc wypada mieć nadzieję, że na Ukrainie zrozumieją, iż nie ma innej drogi jak nazwanie tej zbrodni po imieniu.

Taka refleksja u części Ukraińców, części tamtejszych badaczy, nastąpiła, ale ci, którzy próbują zaprzeczyć tej prawdzie historycznej, znajdują się w większości i krzyczą głośniej, wręcz zakrzykują tych, którzy zachowali w tej kwestii zdrowy rozsądek.

No dobrze. Powszechne uznanie ludobójstwa na Wołyniu przez Ukraińców to pewnie daleka droga. Ale życzyłbym sobie na początek, aby prawdy na ten temat nie rozmydlali polscy politycy, co niestety obserwowaliśmy w ostatnich dniach przy okazji sejmowej uchwały na ten temat. Świadomie nie mówię o historykach, bo myślę, że większość z nich ma na ten temat właściwy pogląd.

Polscy historycy, w tym pracujący w Instytucie Pamięci Narodowej, od lat zajmują się kwestią ludobójstwa na Wołyniu. Z ich ustaleń mogą korzystać również politycy.
 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy