Reklama

Ludzie

Jesteśmy przekonani, że nauka w liceum powinna trwać 4 lata

Z posłanką Krystyną Wróblewską (PiS), członkinią sejmowej komisji edukacji, nauki i młodzieży, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 31.08.2016
28967_wroblewska_1
Share
Udostępnij

We wrześniu ma być gotowy projekt ustawy o zmianie systemu oświaty. Rząd chce, by ustawa została uchwalona jeszcze w tym roku. Ma ona zacząć obowiązywać od 1 września 2017 r.

Tak, rzeczywiście takie są plany. Nie rozpatrywaliśmy jeszcze tych propozycji na komisji edukacji. Pierwsze posiedzenie Sejmu po wakacjach mamy 5-6 września i wtedy mamy otrzymać informację rządu na temat wdrażania reformy i harmonogramu działań, jakie zamierza on podjąć w tej sprawie. Temu będzie poświęcone najbliższe posiedzenie komisji edukacji.

Największe emocje budzi sprawa likwidacji gimnazjów, tak jak zresztą kilkanaście lat temu wielkie emocje wzbudzał pomysł ich powołania, a później ich tworzenie.

Zgadzam się z panem. Każda zmiana, zgodnie z teorią zarządzania, powoduje opór. I tutaj też mamy pewien opór, ale myślę, że jest on nieuzasadniony.

Ten opór wynika, moim zdaniem, stąd, że wszyscy kolejni ministrowie edukacji, począwszy przynajmniej od Romana Giertycha, cierpieli na swoiste ADHD w reformowaniu oświatowej rzeczywistości. Nieważne, czy te zmiany były mądre, czy głupie, przede wszystkim było ich za dużo.

Ma pan rację. Funkcjonuję w oświacie już prawie 30 lat i mogę powiedzieć, że edukacja jest w stanie permanentnej zmiany. Jak już wcześniej wspomniałam, zmiany powodują opór, ale ideą obecnej zmiany jest powrót do 4-letniego liceum i 5-letniego technikum. Jeżeli pan redaktor porozmawiałby z nauczycielami, uczniami i rodzicami dzieci ze szkół ponadgimnazjalnych, to wniosek jest jeden: przygotowanie ucznia do matury trwa bardzo krótko, a przecież jest to bardzo ważny etap w życiu młodego człowieka. Likwidacja gimnazjum daje szansę lepszego przygotowania dziecka do matury, a z drugiej strony do tego, by ten młody człowiek dobrze sobie później radził na rynku pracy. Rozdrobnienie systemu edukacji na szkołę podstawową, gimnazjum i szkołę ponadgimnazjalną, powodowało, że dziecko nigdzie nie zagrzało miejsca na dłużej. Przechodzenie z jednego szczebla edukacji na następny powodowało konieczność ciągłej adaptacji do nowego środowiska. To z kolei powodowało, że ten młody człowiek był zagubiony. Nawet uczelnie skarżyły się na złe przygotowanie maturzystów i później różnie sobie ta młodzież radziła na studiach. Zmieniamy system, ale nie to jest najważniejsze. Chcemy przede wszystkim, by młody człowiek był lepiej przygotowany do funkcjonowania na rynku pracy.

Zwolennicy likwidacji gimnazjów – oprócz tego, że, ich zdaniem, szczebli edukacji jest zbyt dużo – wskazują na jeszcze jedną rzecz: na okres gimnazjum przypada dziś bardzo trudny dla młodego człowieka, ale także dla nauczycieli i rodziców, czas dojrzewania i akurat w gimnazjum kumulują się problemy z tym związane.

Zgadzam się. Okres dojrzewania młodego człowieka pomiędzy 13. a 16. rokiem życia jest bardzo trudny. Wcześniej ten trudny okres przypadał na 7 i 8 klasę szkoły podstawowej.

Uczeń był wtedy dobrze znany nauczycielom, a zatem łatwiej mogli do niego dotrzeć. Dziś jest to o tyle utrudnione, że w tym trudnym okresie uczeń jest w gimnazjum nowy, a nauczyciele go prawie nie znają. A gdy go już poznają – odchodzi. Na to nakłada się – co jest charakterystyczne dla każdej zmiany – strach nauczycieli przed zwolnieniami.

Pani minister zapowiedziała, że będzie duża debata na temat zmian w oświacie. Napisała list do samorządowców i dyrektorów szkół, w którym uspokajała, że nie będzie zwolnień nauczycieli. Oczywiście, będą zwolnienia, które wynikają z niżu demograficznego, a nie z reformy systemu. Ta reforma spowoduje, że będzie lepsza dotacja dla małych szkół wiejskich – chodzi o to, by te małe szkoły uratować. Naszym celem jest to, by dziecko uczyło się blisko swego miejsca zamieszkania.

Myślę więc, że te wszystkie obawy są nieuzasadnione, ale trudno nie zauważyć, że edukacja jest polem walki politycznej. Natomiast ja uważam, że edukacja powinna być ponad politycznymi podziałami. Powinniśmy się wszyscy spotkać, także wszystkie związki zawodowe, i porozmawiać na ten temat. Wydaje mi się, że ZNP niepotrzebnie się tak zachowuje (kontestuje propozycje zmian – przyp. JK), ponieważ rodzice uważają, że zmiana jest dobra. Oczywiście, zawsze znajdą się obrońcy gimnazjów, ponieważ przez te lata trochę się już do nich przyzwyczailiśmy.

To nie jedyny argument obrońców gimnazjów. Samorządy przez te kilkanaście lat zainwestowały w ich funkcjonowanie – jak przeczytałem – niebagatelną kwotę 130 mld zł. A jeszcze co do potencjalnych zwolnień: podobno najbardziej przerażeni są nauczyciele „ze środka”, czyli ci, którzy uczą dziś w klasach IV-VI, bo ci z klas I-III i szkół ponadgimnazjalnych perspektywy mają lepsze.

Pani minister będzie wprowadzała rozwiązania, które uspokoją nauczycieli, m.in. będzie 3-letni okres ochronny. Pewnie, że dużo będzie zależało od tego, jak zachowają się jednostki samorządu terytorialnego. Zmiany mogą spowodować pewne niezadowolenie tego, jak pan powiedział, „środka”, ale kiedy nauczyciele nauczania zintegrowanego tracili pracę, jakoś nikt o tym nie mówił. Zmiana w edukacji będzie i musi być ze względu na to, że musimy młodego człowieka lepiej przygotować do matury i funkcjonowania na rynku pracy. Jesteśmy przekonani do tego, że liceum powinno być 4-letnie. Gdyby się pan wybrał do nauczycieli ze szkół ponadgimnazjalnych, to by się pan przekonał, że bardzo chwalą propozycję pani minister, bo mają więcej czasu na przygotowanie ucznia. Poza tym, jak już wspomnieliśmy, gimnazja powodowały wiele trudności wychowawczych. My dzisiaj jako Prawo i Sprawiedliwość – bo to my odpowiadamy za tę zmianę – chcemy postawić na wychowanie młodego człowieka, bo jest to bardzo ważne. Mówimy o zwiększonej liczbie godzin historii, która była w szkole traktowana bardzo po macoszemu. Nastawiamy się na szkolnictwo zawodowe, bo jesteśmy przekonani, że warto. Trzeba zwrócić uwagę, że przez ostatnie 8 lat kolejni ministrowie tylko mówili, że chcą zreformować szkolnictwo zawodowe. My po prostu to zrobimy. To szkolnictwo było wcześniej traktowane również po macoszemu dlatego, że było za drogie. Wszyscy chcieli posyłać dzieci do liceum, mówili, że tak będzie najlepiej. To nie jest prawdą, bo gros dzieci sobie w liceum nie radzi, jest obniżony poziom nauki, natomiast okazuje się, że dobry zawód to szansa na rynku pracy dla młodego człowieka. Chcemy więc przywrócić świetność szkolnictwu zawodowemu, chcemy je promować i dofinansować. Wydaje mi się, że jeżeli ziszczą się te założenia reformy, które planuje pani minister, to będzie to krok w dobrym kierunku. Owszem, były zakusy, że może lepszy byłby system 4 + 4 + 4, czyli 4 lata podstawówki, 4 lata gimnazjum i 4 liceum, ale badania, które prowadziła pani minister, pokazały, że lepiej jest dobrze przygotować dziecko na poziomie szkoły powszechnej, a 4 lata liceum bądź 5 lat technikum lepiej przygotuje dziecko do matury i do funkcjonowania na rynku pracy. Chcemy dokonać tej zmiany i kibicuję w tym pani minister.  

 

 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy