Reklama

Ludzie

Eugeniusz Kwiatkowski i COP przesądziły o wielkości dzisiejszego Rzeszowa

Z Andrzejem Szymankiem, historykiem, dyrektorem II LO w Rzeszowie, rozmawia Aneta Gieroń
Dodano: 30.07.2020
37875_szymanek
Share
Udostępnij
Aneta Gieroń: Jak 100 lat temu wyglądał Rzeszów. Jakim miastem była dzisiejsza stolica Podkarpacia, gdy w 1918 roku Polska odzyskiwała niepodległość? To było małe, zapyziałe, powiatowe miasteczko pomiędzy Lwowem i Krakowem, w sąsiedztwie którego nawet Tarnów i Przemyśl miały większe znaczenie?
 
Andrzej Szymanek: Warto cofnąć się w czasie do 1772 roku, kiedy do Galicji wkroczyły wojska austriackie. Pierwszy rozbiór Polski to było wielkie nieszczęście dla państwa, ale w przypadku samego Rzeszowa na pewno nie była to katastrofa. Liczne decyzje Austriaków w kolejnych latach okazały się bardzo pozytywnymi dla rozwoju miasta.
 
Rzeszów stał się ważny z punktu widzenia administracyjnego. Galicja w 1773 roku została podzielona na 6 wielkich cyrkułów (województw). Siedzibą cyrkułu pilzneńskiego został Rzeszów. Po reformie administracyjnej w 1782 roku zwiększono liczbę cyrkułów do 18,a jednym z nich był cyrkuł rzeszowski. W jego skład wchodziło 12 powiatów, w tym  powiat rzeszowski. Powiat ten liczył 6 mil kwadratowych powierzchni, a w 1860 roku zamieszkany był przez 31 737 mieszkańców w 75 gminach i 37 parafiach rzymsko-katolickich.
 
W okresie zaborów Rzeszów po raz pierwszy w swej historii stał się siedzibą władz administracyjnych. Oprócz urzędu cyrkularnego i powiatowego znajdowały się tutaj także siedziby innych instytucji i urzędów państwowych: pocztowego, budowlanych, drogowych, skarbowych, szkolnych, garnizonu wojskowego, a także sądów: obwodowego i kryminalnego. Swój „awans” zawdzięczał Rzeszów w dużej mierze urzędnikom austriackim, którzy tutaj się osiedlali i szybko asymilowali z miejscową ludnością. 
 
W 1861 roku Rzeszów stał się przystankiem na linii kolejowej Kraków – Lwów, co dało kolejny, bardzo silny impuls do rozwoju miasta. Ważna była też linia kolejowa, która w 1890 roku połączyła Rzeszów z Jasłem. I mimo że Rzeszów sukcesywnie się rozwijał, to rzeczywiście, na tle innych miast, nie wyglądał imponująco.
 
Największym problemem Rzeszowa przed 1918 rokiem był brak przemysłu. Istniejące wówczas zakłady przemysłowe, to były niewielkie wytwórnie zatrudniające po kilkadziesiąt osób.
 
Zanim w latach 30. XX wieku pojawiły się fabryki w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego, było to miasto żyjące głównie z handlu?
 
W okresie międzywojennym przemysł w Rzeszowie był niewielki. Największa firma – Wytwórnia Kuchni Polowych i Sprzętu Wojskowego „Mars” – zatrudniała około 300 osób, a w całym przemyśle zatrudnienie miało około 1600 pracowników. To niewiele, biorąc pod uwagę, że w 1936 roku Rzeszów miał 27 tys. mieszkańców.
 
W drugiej połowie lat 20. XX wieku pojawił się pomysł zlokalizowania w Rzeszowie zakładów azotowych, ale opór społeczny był tak duży, że te ostatecznie ulokowano w Tarnowie. Rozważano też otwarcie „Stomilu” w Rzeszowie, czemu władze miasta były bardzo przychylne. Mimo to fabryka stanęła w Dębicy. Przełom nastąpił w latach 30. XX wieku. W 1937 roku powstała tutaj filia Fabryki Obrabiarek H. Cegielskiego Oddział w Rzeszowie, która uruchomiła produkcję obrabiarek,  działek przeciwpancernych i przeciwlotniczych, a także pomocniczego sprzętu artyleryjskiego. Do pracy tylko w tym jednym zakładzie przyjęto około 1600 osób.
 
Drugim bardzo ważnym zakładem, jaki w ramach COP w 1937 roku powstał w Rzeszowie, były Państwowe Zakłady Lotnicze Wytwórnia Silników nr 2. Produkowano w nich silniki tłokowe na licencji czeskiej firmy Walter, stosowane jako napęd lekkich samolotów szkolno-treningowych polskiej konstrukcji, takich jak RWD-8 i RWD-13, oraz silniki na licencji angielskiej firmy Bristol. Do 1939 roku zakład wyprodukował 50 silników kompletnych i 50 w częściach – to uzmysławia, jak nieprawdopodobne na tamte czasy było tempo pracy, zapał i entuzjazm wolnej Polski. PZL zatrudniały około 1300 osób i siedzibę miały… daleko poza granicami Rzeszowa, na końcu ulicy Hetmańskiej, w okolicach Lisiej Góry. Dziś brzmi to jak żart, ale proszę pamiętać, że w przedwojennym Rzeszowie granice miasta wyznaczały okolice Zamku Lubomirskich. 
 
Budowa obu zakładów musiała spektakularnie ożywić gospodarczo Rzeszów. Choćby ze względu na prawie 3 tysiące dobrych miejsc pracy. 
 
Statystki mówią same za siebie. W 1936 roku w Rzeszowie mieszkało około 28 tys. osób, a w 1939 roku już 41 tys. mieszkańców. Inwestycje COP-u to był nieprawdopodobny impuls rozwojowy. W tamtym czasie do miasta zjeżdżali inżynierowie i fachowcy ze wszystkich zakątków Polski. Cała kadra inżynierska i kierownicza to była ludność napływowa, która w znacznej części na stałe wrosła w miasto. 
 
To był też czas, gdy zaczęły powstawać w Rzeszowie nowe osiedla mogące zakwaterować napływającą ludność. Zaczęto budować pierwsze bloki na osiedlu Dąbrowskiego i przy ulicy Hetmańskiej, zaś przy ulicy Poznańskiej powstało osiedle domków jednorodzinnych dla kadry inżynierskiej.
 
To był też czas nieprawdopodobnego awansu w zarobkach. Podczas, gdy zakłady „Mars” płaciły 2,2 zł dniówki, to w zakładach COP-u zarabiano 2 zł, ale na godzinę, czyli prawie 10 razy więcej, że już nie wspomnę o wynagrodzeniach dla kadry kierowniczej. Mieszkańcy Rzeszowa otrzymali wówczas ogromny zastrzyk gotówki. Co więcej, jestem przekonany, że gdyby nie inwestycje COP-u w latach 30. XX wieku w Rzeszowie, na pewno nie bylibyśmy miastem wojewódzkim od 1945 roku, a od 1999 roku stolicą Podkarpacia. I aż żal, że do dziś w Rzeszowie nie mamy pomnika Eugeniusza Kwiatkowskiego, któremu Rzeszów tak wiele zawdzięcza.
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Z okresu międzywojennego, oprócz inwestycji COP-u w Rzeszowie, co zasługuje na przypomnienie? 
 
Wielkich inwestycji nie było. Pierwsze lata po I wojnie światowej były nieprawdopodobnie ciężkie i biedne. Warto jednak przypomnieć, że jako Rzeszów niepodległość odzyskaliśmy 1 listopada 1918 roku. Już w październiku do ówczesnego burmistrza miasta, dr. Romana Krogulskiego, docierały informacje, że powstaje Polska Komisja Likwidacyjna w Krakowie, ale i niepokojące wieści ze Wschodu o Ukraińskiej Radzie Narodowej, która ogłosiła, że przejmuje kontrolę nad wschodnią Galicją, Bukowiną i wszystkimi ziemiami zamieszkanymi przez Łemków. Dla Rzeszowa i jego mieszkańców był to nerwowy i niespokojny czas. Krogulski, adwokat, człowiek bardzo związany z Rzeszowem, postanowił działać i prowadzić negocjacje z Austriakami. Sprawa była delikatna, gdyż w Rzeszowie stacjonowały jednostki wojskowe. Rozmowy z dowódcą tutejszego garnizonu doprowadziły do pokojowego opuszczenia Rzeszowa przez wojska austro – węgierskie bez broni i sprzętu wojskowego. 1 listopada 1918 roku urzędnicy w Rzeszowie składali już przysięgę odradzającemu się państwu polskiemu, a na najważniejszych budynkach w mieście pojawiły się biało-czerwone flagi. 
 
Cieszyliśmy się z wolności, ale realia były tragiczne. Przyszła sroga zima, w mieście i w okolicznych miejscowościach szalała grypa – hiszpanka, tyfus, do tego panowały bieda i głód, co jeszcze zwiększało śmiertelność. W tamtym czasie Austriacy wycofywali ze Wschodu wszystko co się dało m.in. żywność i zwierzęta hodowlane, które to transporty rzeszowscy kolejarze zatrzymywali i nie pozwalali, by wywozić je z Rzeszowa. Żywność i krowy lokowano w miejscowościach wokół Rzeszowa, co łagodziło dramatyczną sytuację. Burmistrz Krogulski zawierał też porozumienia z dziedzicami okolicznych majątków, także z Alfredem Potockim z Łańcuta, by dostarczali do Rzeszowa żywność i opał. Po 123 latach niewoli, entuzjazm w wolnej Polsce był ogromny, niestety nie mniejsza była bieda.
 
Przez kogo ówczesny Rzeszów był zamieszkały, bo przecież określenie galicyjska Jerozolima, już tylko we wspomnieniach, ale podkreśla, jak wielonarodowościowym miastem byliśmy przed laty. 
 
W roku 1900, czyli na przełomie XIX i XX wieku Rzeszów liczył około 15 tys. mieszkańców i dopiero w pierwszych latach XX wieku, gdy do Rzeszowa przyłączono Staromieście, Staroniwę i Drabiniankę, liczba mieszkańców wzrosła do około 20 tys. Przed wspomnianym przyłączeniem, społeczność żydowska stanowiła około 50 proc. mieszkańców. Po przyłączeniach Żydzi stanowili około 30 proc. ludności miasta, nadającą ton w obrębie handlu i drobnych usług. Rzeszów, wspominany jako galicyjska Jerozolima albo Mojżeszów to dowód, że Żydzi byli bardzo ważną, znaczącą częścią tego miasta, ale nie jedyną. Sporo mieszkańców stanowili też wojskowi, urzędnicy i nauczyciele, bo Rzeszów był istotnym ośrodkiem edukacyjnym. Do 1904 roku funkcjonowało tu tylko I Gimnazjum, szkoła ze wspaniałymi tradycjami, a w 1903 roku decyzja cesarza Franciszka Józefa przesądziła o budowie II Gimnazjum, czyli dzisiejszego II LO w Rzeszowie. W 1904 roku ukończono budowę II Gimnazjum według projektu inż. Bałbana z fundacji im. Jana Towarnickiego, a we wrześniu 1904 roku pierwsi uczniowie rozpoczęli w nim naukę. 
 
Żydzi zamieszkiwali okolice dzisiejszego Placu Ofiar Getta? 
 
Pierwsi Żydzi pojawili się w Rzeszowie na początku XVII wieku, za czasów Mikołaja Spytka – Ligęzy, i mogli się wówczas osiedlać w wyznaczonych do tego miejscach. Rzeszów miał wtedy ok. 2,2 tys. mieszkańców, 450 domów, a 7 pierwszych rodzin wyznania mojżeszowego skupiło się w okolicy dzisiejszej Synagogi Staromiejskiej przy ulicy Bożniczej. Z czasem kolejni Żydzi osiedlali się w okolicach współczesnego Placu Ofiar Getta, ale w latach międzywojennych Żydzi posiadali też swoje kamienice przy ulicy 3 Maja i Kościuszki – na pewno nie byli zamknięci w wyizolowanym kręgu. Wśród nich były osoby zamożne, związane z wolnymi zawodami, ale i nie brakowało biedoty. 
 
Miasto jarmarków i garnizonów – tak mówiono o przedwojennym Rzeszowie. 
 
Bo rzeczywiście, Rzeszów miał wielowiekową tradycję jarmarków. Organizowanie jarmarków było przywilejem i dobrodziejstwem dla miasta. Na te największe, organizowane raz albo dwa razy do roku – w Rzeszowie najsłynniejszy był jarmark w grudniu, na św. Barbarę, zjeżdżali kupcy z bardzo odległych stron, z bardzo rzadkimi i wyszukanymi towarami. To był też czas, kiedy w drogie materiały i narzędzia mogło się zaopatrzyć lokalne rzemiosło. Targi lokalne odbywały się często, zazwyczaj raz w tygodniu, kiedy to do miasta zjeżdżali mieszkańcy okolicznych wsi. 
 
Dziś trudno sobie to wyobrazić, ale miasto w tamtym czasie po kolana tonęło w błocie, a dróg właściwie nie było.
 
W okresie międzywojennym Rzeszów zarządzał około 42 kilometrami ulic, z czego tylko 8 proc. było brukowanych. Nieco ponad 40 proc. były to drogi żwirowe, a cała reszta gruntowe. Jak padał deszcz, miasto tonęło w błocie, gdy przychodziła susza, mieszkańcy dusili się w prochu i kurzu. Aż trudno w to uwierzyć, ale do zakładów PZL przy ulicy Hetmańskiej prowadziła zwykła, gruntowa droga.
 
Jednocześnie to było miasto, które zaczęło mieć swoje wielkomiejskie ambicje.
 
Inwestycje COP-u obudziły aspiracje i marzenia. Dwóch wybitnych polskich architektów: Kazimierz Dziewoński i Władysław Śmigielski, w związku z przemysłowymi inwestycjami w Rzeszowie, opracowało plan, który zakładał rozbudowę przestrzenną i ludnościową Rzeszowa do ok. 100-150 tys. mieszkańców do 1969 roku z możliwością adaptacji Zamku Lubomirskich na potrzeby administracji wojewódzkiej. Większość zamierzeń tego planu zrealizowano w okresie powojennym.
 
Po I wojnie światowej Rzeszów właściwie nie ucierpiał, ale II wojna światowa to była katastrofa dla miasta, które straciło 12 tys. mieszkańców, w większości ludności żydowskiej.  Straty majątkowe wyniosły ok. 40 proc. i sięgnęły około 112 mln zł przedwojennych, co było ogromną sumą. Miasto w 1945 roku miał około 8 km kwadratowych powierzchni, dzisiaj to około 120 km kw. 
 
Przedwojenny Rzeszów miał też swoje rozrywkowe oblicze z kawiarniami, spacerami, nawet z kinem.
 
Niedzielne spacery ulicą Pańską, a właściwie alejkami wokół Zamku Lubomirskich, były domeną miejskiej elity, ale nie powszechnym zwyczajem. To były takie okruchy galicyjskiego dobrobytu, a i same spacery miały odrobinę inne znaczenie niż dziś. Proszę pamiętać, że obecna ulica 3 Maja, Kościuszki, Plac Farny, to były ciągi komunikacyjne, po których jeździły dorożki i furmanki. Gdy ktoś podróżował automobilem z Krakowa do Lwowa, przejeżdżał ulicą Krakowską, czyli współczesną ulicą Jałowego, następnie przejeżdżał obok kościoła bernardynów, farnego, wjeżdżał w ulicę Kościuszki, a następnie Mickiewicza – tym sposobem cały transport koncentrował się w ścisłym centrum Rzeszowa. Dlatego trudno tamte okolice uznać za spacerowe w dzisiejszym tego słowa znaczeniu.  
 
Przy ulicy 3 Maja była cukiernia, a w okolicy fary księgarz Władysław Uzarski miał księgarnię. Co niezwykłe, do dziś w tym miejscu można kupować książki. Rzeszów miał też kino, które działało od czasów I wojny światowej, jedno z najstarszych w Polsce – większość rzeszowian powinna je świetnie pamiętać, to legendarne, już nieistniejące kino Apollo, które na początku swej działalności nazywało się Olimpia. 
 
Wszystkie te dobra były jednak dostępne dla nielicznej grupy osób. W latach 20. XX wieku na podrzeszowskiej wsi za dzień pracy można było zarobić około 1 zł. Przez miesiąc nieco ponad 20 zł. Gdy do pracy najmował się woźnica, miał szansę dostać 2 zł dniówki. Niewiele, jeśli wziąć pod uwagę, że kilogram cukru kosztował 1,2 zł. 
 
Przedwojenny Rzeszów to też barwne wspomnienia o jego mieszkańcach.
 
W ostatnim czasie, na szczęście, próbuje się im przywracać pamięć.  Na pewno należy do nich Nachum Sternheim, który urodził się w Rzeszowie w 1879 roku. Wychowany w tradycji chasydzkiej był znanym żydowskim muzykiem, śpiewakiem, kompozytorem i poetą.  W swojej twórczości nawiązywał do motywów tradycyjnej muzyki żydowskiej  i muzyki ludowej Rzeszowszczyzny. Pisał piosenki w języku jidisz i polskim. W 1908 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował dla wytwórni filmowych w Hollywood, ale tęsknota nie dawała mu spokoju. W 1912 roku wrócił do Rzeszowa, gdzie w 1942 roku zginął w getcie.
 
Wspaniałą postacią związaną z tym okresem jest też Leopold Lis – Kula, patron II LO w Rzeszowie, którą tę szkołę ukończył. W 1912 roku jako jeden z pierwszych wstąpił do organizującego się w Rzeszowie Związku Strzeleckiego, w którym przyjął pseudonim „Lis”.  Był ulubieńcem Józefa Piłsudskiego, uzdolnionym dowódcą, niezwykle odważnym żołnierzem. Powierzano mu najtrudniejsze odcinki walki m.in. na Ukrainie. Ciężko ranny w walkach o miasteczko Torczyn zmarł w 1919 roku i pochowany został na rzeszowskim cmentarzu Pobitno.
 
Warto też pamiętać o adiutancie Lisa – Kuli, Kazimierzu Iranku – Osmeckim, absolwencie II Gimnazjum w Rzeszowie; uczestniku I i II wojny światowej; szefie wywiadu AK, który podpisywał kapitulację Powstania Warszawskiego. Za mało przypomina się też historię dr. Romana Krogulskiego, absolwenta I Gimnazjum w Rzeszowie i prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. W latach 1913 – 1933 był burmistrzem Rzeszowa, a po zmianie ustawy o samorządzie od 1933 do 1935 roku pierwszym prezydentem miasta. Rzeszów bardzo wiele mu zawdzięcza i  to za jego czasów na dobre rozpoczęła się wielkomiejska historia miasta. 
 
Andrzej Szymanek, historyk, pasjonat dziejów Rzeszowa. Pochodzi z okolic Rymanowa, ale to ze stolicą Podkarpacia związany jest od prawie 40 lat. Były dyrektor Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Rzeszowa, od 12 lat dyrektor II LO w Rzeszowie i ciągle aktywny nauczyciel historii. 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy