Inspiracje

Bezzałogowce Grzegorza Łobodzińskiego

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 21.10.2013
8298_lobodzinski
Share
Udostępnij
Grzegorz Łobodziński projektuje i buduje bezzałogowe maszyny latające (drony) od 2006 roku. Od grudnia ub.r. robi to w Preinkubatorze Akademickim w Rzeszowie (od czerwca br. pod szyldem własnej jednoosobowej firmy Fotoacc). Drony są wykorzystywane głównie do robienia fotografii i filmów z powietrza.

Grzegorz pochodzi z Dolnego Śląska, ale mieszka w Rzeszowie – tu w ub. roku skończył studia na Wydziale Budowy Maszyn i Lotnictwa Politechniki Rzeszowskiej, na specjalności awionika. Własna firma to spełnienie jego marzeń jeszcze sprzed studiów; już wtedy bowiem nie wyobrażał sobie pracy „dla kogoś”. 
 
Ten nietypowy rodzaj działalności również zrodził się w sposób naturalny: po pół roku studiowania, w ramach Studenckiego Koła Naukowego Lotników, chcieli z kilkoma kolegami zbudować bezzałogowiec. Już wtedy wiedział, że to nie będzie przelotna pasja. Ma swój udział w budowie w czasie studiów czterech samolotów bezzałogowych.  
 
– Ten czwarty to już była „pełnokrwista” maszyna, która pokazała, że mamy pewien bagaż doświadczeń, który pozwala zająć się tym na poważnie – wspomina.
 
Do czego służą bezzałogowce (drony)
 
Bezzałogowce to maszyny, które latają bez obsługi siedzącego w nich człowieka. – Ludziom wydaje się, że to system bezobsługowy, ale to nieprawda – mówi Grzegorz Łobodziński. – Owszem, system jest na tyle prosty, że można bardzo szybko nauczyć się sterować przemieszczaniem się maszyny. Natomiast latanie, podczas którego panujemy w każdej chwili nad maszyną, wymaga sporego doświadczenia.
 
Wersja uproszczona jest sterowana zwykłym radiem RC (to tzw. bezzałogowiec modelarski). Taka maszyna może przelecieć do 20 km. „Pełnokrwistym” dronem steruje się z komputera. Takie automatyczne sterowanie trochę wyłącza operatora z obsługi, bo jego rola polega na tym, by zaznaczyć punkt, do którego dron ma dolecieć z określoną prędkością, na określonej wysokości. – Ograniczają go tylko parametry akumulatora w przypadku napędu elektrycznego i ilość paliwa, które można zabrać, w przypadku silnika spalinowego. Cztery lata temu stworzyliśmy z kolegami obiekt, który mógł latać pół godziny. Dziś pewnie latałby godzinę przy prędkości 120 km/h – opowiada Łobodziński. Obiekty, które budował Grzegorz z kolegami, miały do 5 kg masy własnej startowej i rozpiętość skrzydeł 2,5-3 m. 
 
Bezzałogowce można wykorzystać np. do obserwacji z góry pól, powodzi, sporządzania dokumentacji terenów zalewowych, wykonywania zdjęć pożarów. Ich zaletą jest to, że wykorzystanie do tych czynności urządzenia bez obsługi na górze pozwala ograniczyć czy wręcz wyeliminować ryzyko związane z narażeniem ludzkiego życia (pilotów, strażaków itp.).
 
– Obecnie zajmuję się wielowirnikowcami, które stały się bardzo popularne przy filmowaniu i wykonywaniu fotografii z powietrza, ponieważ mają możliwości dynamicznego przemieszczania się i zawiśnięcia w miejscu – opowiada Grzegorz Łobodziński. – Są to bezzałogowce o masie od 0,5 do 5-10 kg, zależnie od tego, jakie urządzenie chcemy tam zamontować.
 
Trzy projekty
 
Obecnie Łobodziński pracuje nad trzema projektami. Pierwszy to mikrosamolot, czyli samolot  mieszczący się w wymiarach 20×20 cm.
 
– Jesteśmy po pierwszych próbach w locie, system jest cały czas rozbudowywany. Maszyna ma służyć do szybkiego zwiadu w pomieszczeniach lub terenach zalesionych, gdzie jest dużo przeszkód i małe podmuchy wiatru. Na razie jest to praca badawcza, a co się stanie dalej z tym projektem, jest kwestią przyszłości – opowiada Grzegorz Łobodziński. 
 
Drugi projekt to samolot do lotów bez widoczności, opracowywany na zlecenie z uczelni.
 
– Na samolocie jest zamontowana kamera z systemem transmisji. Pilot nie patrzy bezpośrednio na obiekt, tylko czuje się tak, jakby siedział w samolocie. Maszyna ma służyć jako nośnik do badań autopilotów i systemów rejestracyjnych – wyjaśnia Łobodziński.
 
Trzeci projekt dotyczy wielowirnikowców. Łobodziński zajmuje się szeroką gamą działań, m.in. badaniem napędów. Zajmuje się też tworzeniem ręcznych głowic dla filmowców:  – Mam nadzieję, że wyprą one systemy mechaniczne, bo tu wszystko jest oparte na automatyce. Te głowice są w pełni wyposażone w elektronikę i stabilizują obraz z kamery.

Na razie ciężko na tym zarobić

Czy te prace przynoszą dochód? – To ciężki temat – wzdycha Grzegorz Łobodziński. – To dopiero początek istnienia firmy. Rozbudowuję swoje rozwiązania i na razie ciężko na tym zarobić. Jest bardzo dużo zastrzeżeń do systemów oraz wiele certyfikatów, które muszą uzyskać dane obiekty, by mogły wejść na rynek. 
 
Na razie największym zainteresowaniem klientów cieszy się usługa polegająca na wykonywaniu z powietrza zdjęć i filmów z wielowirnikowców. Grzegorz Łobodziński wykonywał taką usługę dla firmy Skanska; firmy, która prowadzi sprzedaż gruntów pod duże sklepy, a także dla osób prywatnych, chcących mieć zdjęcie swojej posiadłości z powietrza.
 
– Obecnie coraz bardziej popularne staje się fotografowanie i filmowanie w ten sposób wesel. Filmy z wesela, które mają wstawki lotnicze, to rzecz, którą można się pochwalić – opowiada Grzegorz Łobodziński.  
 
Chciałby, aby udało się stworzyć wsparcie lotnicze dla służb cywilnych i mundurowych (straży pożarnej, policji, straży celnej, jak i instytucji, które zajmują się poszukiwaniami osób, np. GOPR). Jeden z wielowirnikowców trafił już nawet poza Podkarpacie – został wzięty do testowania przez straż pożarną.
 
Od pomysłu do prototypu – minimum rok
 
Podczas projektowania Łobodziński stara się stosować głównie rozwiązania autorskie. – Oczywiście, projektantów jest tylu, że niekiedy te rozwiązania mogą się powtarzać i np. może się okazać, że to, co wymyśliłem tydzień temu, jest dostępne w Internecie już od 2 lat – przyznaje.
 
– Staram się być na bieżąco. Ludzie mają niekiedy bardzo proste i bardzo dziwne pomysły, które wydają się nierealne, ale po sprawdzeniu i pewnych modyfikacjach okazuje się, że dają one sensowne rozwiązania. Dlatego to, ile w rozwiązaniach, które stosuję, jest mojej własnej, oryginalnej myśli technicznej, jest trudne do określenia, bo np. przypominam sobie rozwiązanie, o którym czytałem rok temu, modyfikuję je i stosuję przy swojej konfiguracji.
 
Ile czasu zajmuje stworzenie wielowirnikowca od fazy projektu do prototypu? – Za długo – śmieje się Grzegorz Łobodziński. I wylicza: projektowanie systemu – ok. 6 miesięcy, konstruowanie – 4-6 miesięcy i faza prototypu – ok. 3 miesięcy. – Jeżeli prototyp się nie sprawdzi, to w grę wchodzą albo modyfikacje danego rozwiązania, albo rozpoczęcie od nowa – opowiada. – Wtedy rok pracy idzie na marne. Może dlatego nie widać końca i nie widać pieniędzy – śmieje się, po czym dodaje: –  Zaczynałem już trzy razy od nowa i teraz, jeżeli chodzi o platformę nośną wielowirnikowców, mam już rozwiązanie przetestowane w każdych warunkach.
 
Bycie w Preinkubatorze to prestiż
 
Jak trafił do Preinkubatora Akademickiego? Okazuje się, że spędzał w nim wiele czasu już w czasie studiów. – Kiedy podjąłem decyzję o rozpoczęciu własnej działalności gospodarczej, to trzeba było rozstrzygnąć, gdzie to robić. Zdecydowałem się na Preinkubator, bo funkcjonowanie tutaj wiąże się z pewnym prestiżem, pokazuje, że firma posiada jakiś status – opowiada. 
 
Pytam, na czym polega pomoc ze strony Preinkubatora dla młodego, początkującego przedsiębiorcy.
 
– Najważniejsze, że nie przeszkadzają – śmieje się Grzegorz Łobodziński. Po czym, już poważniej, dodaje: – Pomoc ze strony Preinkubatora polega na tym, że przez dwa lata mam obniżony czynsz (upust w pierwszym roku wynosi 40 proc., w drugim – 25 proc.). To wielka pomoc, bo firmy, która na dobrą sprawę nie ma klientów, nie byłoby stać na zapłacenie czynszu w pełnej wysokości.  
 
Okazuje się, że młody przedsiębiorca może pozostać w Preinkubatorze dłużej niż te dwa lata, tylko po tym okresie będzie płacił pełną stawkę czynszu. – Jeżeli przez te dwa lata firma się rozwinie, to nie widzę przeszkód, aby dalej promować się tym, że tu jestem – uważa Grzegorz Łobodziński.

Co to jest Preinkubator Akademicki
 
Preinkubator Akademicki wybudowano w latach 2005-2006, w ramach I etapu budowy Podkarpackiego Parku Naukowo-Technologicznego Aeropolis, na terenie należącym do Politechniki Rzeszowskiej. Na powierzchni ok. 1000 m kw. znalazło się osiem pomieszczeń produkcyjno-usługowych, trzy hale produkcyjne, trzy pokoje biurowe, sala konferencyjna i zaplecze. Jednostką zarządzającą Preinkubatorem jest Rzeszowska Agencja Rozwoju Regionalnego S.A. Nadzór merytoryczny nad działalnością Preinkubatora sprawuje Rada Programowa powoływana przez Zarząd RARR S.A. 
 
Preinkubator oferuje kompleksowe wsparcie dla studentów, absolwentów oraz kadry naukowej wyższych uczelni przygotowujące ich do funkcjonowania w warunkach wolnorynkowych. To wsparcie polega przede wszystkim na możliwości ulokowania w Preinkubatorze działalności gospodarczej na preferencyjnych warunkach i zdobywaniu nowych umiejętności poprzez system szkoleń, warsztatów i indywidualnych konsultacji w zakresie prowadzenia działalności gospodarczej, innowacyjności, transferu technologii, oraz przygotowywania analiz, ekspertyz i prac badawczych. 
 
Od momentu utworzenia Preinkubatora Akademickiego rozpoczęły w nim działalność 32 firmy, w większości założone przez absolwentów lub pracowników naukowych rzeszowskich uczelni. Duża część z nich opuściła już Preinkubator. Na 31 grudnia 2012 r. działalność prowadziło w nim 10 firm, jedno laboratorium i jedno stowarzyszenie. 
Share
Udostępnij

Nasi partnerzy