O sobie:
Przedsiębiorca działający głównie w branży IT, entuzjasta, praktyk i propagator stosowania w biznesie zasady ?wygrana-wygrana?, z nieukrywaną satysfakcją przemienia konkurentów w partnerów biznesowych. Od kilku lat współpracuje z Davidem Neenanem (USA) asystując w polskiej edycji legendarnego warsztatu Business & You, który wywrócił już do góry nogami poglądy tysięcy ludzi biznesu na całym świecie. Życiowe motto: ?Sharing, is having more? - ?Dzielić się, znaczy mieć więcej?.
O blogu:
Blog o zabarwieniu biznesowym, nie zawierający jednak złotych recept na szybkie zarabianie pieniędzy. Z biznesem jest trochę tak jak z seksem: może być źródłem harmonii, spełnienia, inspiracji i dobrych relacji z drugim człowiekiem lub też źródłem niepokoju, stresu, wyczerpania i gorączkowej pogoni za ulotnymi celami. Tutaj będziemy brać pod lupę te ?drobne? niuanse w podejściu do biznesu, które czynią tak ogromną różnicę :)
Podróż we mgle, czyli na co komu konkurencja
Dodano: 20-11-2012
Prowadząc samochód w tym niespiesznym tempie oddałem się rozmyślaniom "filozoficznym" o biznesie. Konkretnie to myślałem o konkurencji.
Przez wiele lat konkurencja była dla mnie sprawą kłopotliwą. Nie dlatego żebym się konkurentów jakoś obawiał czy też nie potrafił się na rynku konkurencyjnym odnaleźć. Chodziło tu o sprawy natury bardziej fundamentalnej. O uzasadnienie pożyteczności i poczucie głębszego sensu samego istnienia zjawiska konkurencji w biznesie.
Współdziałanie z ludźmi nastawionymi ufnie i ochoczo do współpracy było dla mnie zawsze przyjemnością. Współdziałanie z ludźmi nastawionymi nieufnie i mniej ochoczo, interesującym wyzwaniem. Konkurowanie z innymi, po to by "wygrać", by ich "pokonać", było koszmarem!
Nie lubię rywalizacji, w szczególności tej ostrej, nie przebierającej w środkach, bo niesie ze sobą sporo brzydkich i bezsensownych rzeczy. Czas, energia i zaangażowanie ludzi idzie na „wojnę z konkurencją” zamiast na tworzenie czegoś pożytecznego. Tak więc wszędzie, gdzie tylko pojawia się jakaś szansa, proponuję zamianę konkurowania na współdziałanie. Efekty są zaskakujące. Na dzień dzisiejszy większość pieniędzy jakie zarabiamy w naszej firmie, wynika z zagospodarowania współpracą takich potencjalnie „wojennych” obszarów.
Po kilku minutach z błogiego stanu samozadowolenia wyrywa mnie głos z tylnego siedzenia:
Zdziwionym wzrokiem spoglądam na osobę, która obdarzyła mnie tym nieoczekiwanym spostrzeżeniem. Zerkam na prędkościomierz, potem w lusterko wsteczne i w jednej sekundzie uświadamiam sobie, że od kilku minut to ja występuję w roli „marudera”. Sznur samochodów jedzie równiutko tuż za mną ale jakoś nikomu do głowy nie przychodzi żeby mnie wyprzedzać.
Zrobiło mi się głupio… Sekundę później pomyślałem: "Nie, nie jestem żadnym maruderem, w tych warunkach to ja jestem raczej liderem". No i od razu poczułem się lepiej. Poczułem się taki... potrzebny tym wszystkim co jadą za mną, nawet jakoś za nich odpowiedzialny. W tym momencie nagle uchwyciłem głęboki sens istnienia konkurencji, oraz zupełnie nowe spojrzenie na fakt, że jestem "przed konkurencją".
Dla mnie tyle wart jest ten obrazek zobaczony we wstecznym lusterku. Dał mi zupełnie inne spojrzenie na rolę konkurencji. Nawet przechwałki typu „zostawiamy konkurencję w tyle” nabrały teraz nowego znaczenia. Bycie liderem ma swoją cenę ale też ma swój głębszy sens i ważną rolę do spełnienia, również wobec konkurencji podążającej za tym, który przeciera nowe szlaki.