Reklama

Biznes

Kreatywna, czyli innowacyjna turystyka

Aneta Gieroń
Dodano: 27.05.2014
12754_Forum_Turystyka_103
Share
Udostępnij
To nie fanaberia, ale fakt.  Turystyka jest ważną gałęzią gospodarki światowej, nie mniej dochodową od przemysłu motoryzacyjnego. Integralną jej częścią, przesądzającą o innowacyjnej turystyce jest zaś sektor kreatywny. Brzmi wydumanie, ale to nic innego, jak wszelkie formy aktywności ludzkiej, dzięki którym turysta przyjeżdża dokładnie w to, a nie inne miejsce. Może to być festiwal filmowy, albo muzyczny, muzeum szkła, gdzie wydmuchać można sobie autorski kubek do porannej kawy, albo i szlak ukochanego bohatera filmowego, w mieście, gdzie kręcony jest nasz ulubiony serial.
 
W trakcie V Forum Innowacji, podczas którego prof. Magdalena Kachniewska ze Szkoły Głównej Handlowej, nie pozostawiła złudzeń, jak wiele musimy zrobić, a przede wszystkim jak bardzo muszą się zmienić mentalnie osoby odpowiedzialne za turystykę i promocję, by turystyka, choć w części nazywana być mogła innowacyjną, czynione są próby zdefiniowania, czym we współczesnym świecie jest turystyka innowacyjna. 
A świat, klienci zmieniają się w błyskawicznym tempie. Już nie w biurze podróży, analizując terminy i rezerwacje, ale w świecie obrazków, dokonujemy wyborów, gdzie chcemy spędzić wakacje. Uwodzi nas miejsce i to przesądza, gdzie i kiedy jedziemy.
 
W trakcie panelu „Znaczenie sektorów kreatywnych dla kształtowania innowacyjnej oferty turystycznej”, przedstawiciele kultury, samorządowcy i muzealnicy próbowali nawzajem zainspirować się pomysłami, jakie w ich przypadku okazały się magnesem ściągającym turystów. Bo piękny region, to już za mało. Turysta oczekuje wachlarza niespodzianek, jakich nie znajdzie w żadnym innym miejscu w Polsce, czy w Europie.
Prof. Marta Wierzbieniec, dyrektor Festiwalu Muzycznego w Łańcucie, udowadniała, jak muzyka może być ważnym sektorem kreatywnym w rozwijaniu biznesu turystycznego.
 
Co roku na Muzyczny Festiwal w Łańcucie przyjeżdżają goście z Polski, bywa, że także z Europy, którzy pobyt tutaj traktują jak urlop. Przyjeżdżają na cały tydzień, do południa odwiedzają Leżajsk, Sanok, Przemyśl, a wieczorem biorą udział w festiwalowych koncertach. W tym roku w łańcuckich hotelach zabrakło miejsc w dniu koncertu José Carrerasa, tak dużo osób z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch, a przede wszystkim z Polski przyjechało na Podkarpacie, by w Łańcucie usłyszeć legendarnego tenora – opowiadała  prof. Marta Wierzbieniec.
 
Karolina Kępczyk, dyrektor Europejskiego Centrum Bajki im. Koziołka Matołka, prowadząca dyskusję, próbowała ustalić, który z działów sektora kreatywnego: muzyka, film, media, fotografia, może być najistotniejszym elementem innowacyjnej turystki, ale trudno było o jednoznaczną odpowiedź.
 
– Wszystkie te elementy muszą ze sobą współdziałać i dopiero wtedy możemy mówić o sukcesie – stwierdziła prof. Marta Wierzbieniec.
 
To pokrywałoby się z twierdzeniem prof. Magdaleny Kachniewskiej, która nie ma wątpliwości, że skuteczna turystka, to tylko taka, która potrafi działać w sieci i nie chodzi jedynie o  wykorzystanie nowych technologii, ale przede wszystkim wytworzenie spójnej ofert turystycznej, która proponuje klientowi pakiet od wygodnego hotelu począwszy, przez znakomite jedzenie, na świetnej rozrywce, albo wysokiej kulturze skończywszy.
 
Dr Ewa Kondek, zastępca burmistrz Sandomierza, przyznała, że największym szczęściem, jakie spotkało jej miasto w ostatnich latach, było pojawienie się w 2008 roku ekipy filmowej w Sandomierzu i realizacja serialu telewizyjnego „Ojciec Mateusz”.
 
– To zapewniło nam reklamę i promocję, a co za tym idzie wymierne korzyści – wyliczała Kontek. – Już po roku mieliśmy o 50 proc. większą sprzedaż biletów we wszystkich obiektach turystycznych w Sandomierzu. Niesłychanie rozwinęła się też pomysłowość i przedsiębiorczość samych mieszkańców. W 2009 roku mieliśmy 1019 miejsc noclegowych, w 2013 było ich już 2300. W ciągu ostatnich kilku lat powstał w Sandomierzu „Szlak Ojca Mateusza”, Festiwal Filmów Niezwykłych i wiele innych przedsięwzięć, których by nie było, gdyby nie obecność Sandomierza w serialu „Ojciec Mateusz”.
 
Sandomierz ma także dużo szczęścia, bo jest pionierem wśród przedsięwzięć filmowych, w których miasta pełnią główną rolę, a dzięki temu realizatorom serialu nigdy nie płacił pieniędzy za swoją obecność w filmie. Dziś inne miasta chcące reklamować się w podobny sposób, wydać muszą niemałe pieniądze. Pociesza jednak fakt, że ta forma promocji warta jest naprawdę dużych sum. Ma dużą skuteczność i przynosi szybkie efekty. I choć polskich miast pewnie nie stać na Woody Allena, to możemy tylko pozazdrościć, jak jego przeboje filmowe pomogły takim turystycznym gigantom jak Paryż, Rzym, czy Barcelona zarobić dodatkowe miliony na turystach.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy