Reklama

Biznes

Prąd za darmo – utopia czy rzeczywistość?

Anna Koniecka
Dodano: 03.11.2014
15718_IMG_0604
Share
Udostępnij
Czy chcieliby Państwo mieć własną elektrownię? Niedużą, taką na domowy użytek, niezależną od koncernów produkujących i handlujących energią elektryczną według zasad korzystnych zawsze dla nich a nie dla nas, odbiorców płacących coraz wyższe rachunki. A gdyby jeszcze ten prąd nic nie kosztował, bo byłby produkowany z energii słonecznej? Słońce świeci dla wszystkich i nie każe sobie za to płacić. Dla środowiska naturalnego to również byłby prezent, doceniłyby go zwłaszcza następne pokolenia.
 
Podstawy fotowoltaiki (czysta forma produkcji energii ze światła słonecznego) stworzył Albert Einstein. I dostał za to Nobla. Rozwój fotowoltaiki świat zawdzięcza również Niemcom. Ich projekt ?Tysiąc słonecznych domów? z instalacjami fotowoltaicznymi na dachach zrobił pod koniec lat dziewięćdziesiątych ub. wieku taką furorę, że uruchomili kolejny program ? 100 tysięcy słonecznych domów. Zrealizowano go w błyskawicznym tempie. Dlatego, że były sprzyjające uregulowania prawne, w tym ustawa promująca odnawialne źródła energii. Niemcy nie chcieli elektrowni atomowych, zdecydowali się postawić na alternatywną energię z odnawialnych źródeł. Ustawę o odnawialnych źródłach energii mają od 14 lat.  Zaprocentowało, i to jak! W Niemczech 71 procent instalacji stanowią mikroinstalacje fotowoltaiczne.
 
U nas też każdy by chciał mieć taką słoneczną elektrownię na dachu, tylko to na razie nie jest takie proste jak u sąsiadów zza Odry, a dla wielu gospodarstw domowych po prostu niemożliwe do zrealizowania o własnych siłach. Z różnych przyczyn ?  technicznych, prawnych, finansowych, ale także z powodu antykonsumenckiej polityki energetycznej. 
Trudno nie zgodzić się z twierdzeniem, że uzależnienie budżetów domowych od dostawców energii jest po prostu wpisane w aktualną politykę energetyczną preferującą monopole wielkich elektrowni, elektrociepłowni, koncernów węglowych itp. Tymczasem eksperci przekonują o konieczności radykalnych zmian w istniejącym systemie wytwarzania energii. Powinniśmy, twierdzą, postawić na energetykę rozproszoną, tzn. wytwarzać prąd jak najbliżej miejsca jego odbioru, a nie tylko w centralnych elektrowniach czy elektrociepłowniach.
 
Z perspektywy Kowalskiego
 
Nie trzeba być ekspertem żeby pojąć, że taki system jest korzystniejszy dla środowiska i dla odbiorców, chociażby z tego powodu, że nie płaci się frycowego za przesyłanie  energii na duże odległości oraz powstające z tego tytułu ogromne straty. Około 40 procent ceny, jaką płacimy za energię elektryczną to są koszty jej przesyłania.  A jaki jest stan naszych sieci energetycznych i ile one wytrzymają bez solidnego doinwestowania to jeszcze inny problem.
 
Najlepsze rozwiązanie zdaniem ekspertów to energetyka prosumencka, czyli system, w którym energię elektryczną produkują sami jej odbiorcy. To jest przyszłość energetyki ? twierdzą.
 
Idea piękna. Duże elektrownie dla przemysłu i do zasilania infrastruktury publicznej, a małe przydomowe dla nas, albo jeszcze dla sąsiadów i dla sieci publicznej, jeśli sami nie zużyjemy wszystkiego prądu cośmy naprodukowali. Słowem consensus energetyczny oparty na zdrowych zasadach partnerstwa a nie poddaństwa. W innych krajach tak to faktycznie działa. W Wielkiej Brytanii w ciągu zaledwie 4 lat z programu prosumenckiego skorzystało pół miliona obywateli. 
 
A u nas? Prosumentów  produkujących prąd i odsprzedających nadwyżki do sieci publicznej mamy do tej pory około trzydziestu. Dlaczego tylko tylu? Bo to jest początek drogi, w którą wyruszyliśmy z dużym opóźnieniem. Chodzi nie tylko o dystans i tempo, lecz także o sposób, w jaki próbujemy go pokonać. Energetyka odnawialna, tak hołubiona na świecie, u nas była i jest postrzegana jako mało ważna w rozwoju krajowej gospodarki, trochę jak uciążliwy obowiązek, który nakłada na nas UE. Nawiasem mówiąc, z wdrożeniem dyrektywy unijnej o promocji odnawialnych źródeł energii zwlekamy już cztery lata. Jakie to jest ważne vide Niemcy i ich sukces.
 
No tak, powie ktoś, ale my nie jesteśmy bogatym krajem jak Niemcy czy Wielka Brytania, musimy ciągle doganiać ?Europę? . W związku z tym mamy mnóstwo pilniejszych spraw. Trzeba inwestować na gwałt w istniejący system energetyczny, bo elektrownie się sypią, większość ma ponad 30 lat. No i? będziemy budować elektrownię atomową, na którą nas nie stać. Elektrownia ma kosztować, wg dzisiejszych szacunków, 50 mld złotych. A do ilu miliardów urośnie ta kwota, jeśli zaczniemy budowę? Pytanie retoryczne: co lepsze dla Kowalskiego ? pchać miliardy w energetykę jądrową czy realnie go wesprzeć, żeby zainwestował we własną minielektrownię? I niech on ten prąd dla siebie produkuje. Kolektory słoneczne (dostarczające głównie ciepło, podgrzewające wodę) są już prawie standardem w nowych domach. Ale własny prąd w domu Kowalskiego to wciąż rzadkość. A ile mogłoby tego prądu być? 
 
W Polsce jest ponad 5 mln domów jednorodzinnych, ponad 400 tys. bloków mieszkalnych. Każdy z takich budynków może mieć zamontowane panele fotowoltaiczne ? twierdzą ci, co się na tym znają (i nie biorą benefitów od koncernów energetycznych). A jaki to potencjał dla branży energetycznej ale również dla producentów paneli fotowoltaicznych, ile nowych miejsc pracy!
 
Zainteresowanie fotowoltaiką zaczęło w Polsce rosnąć przed czterema laty. Ale żeby mogła się  ona faktycznie rozwijać, potrzebna jest najpierw rzetelna a nie iluzoryczna zmiana przepisów okołoenergetycznych. Żeby ten nasz przysłowiowy Kowalski, który zainwestuje własne pieniądze oraz te z dotacji (o ile ją dostanie) w elektrownię słoneczną, mógł tę inwestycję zbilansować, a nawet na niej zarabiać odsprzedając nieskonsumowany prąd do sieci bez łaski i po godziwej a nie dumpingowej cenie, jak to się teraz dzieje. 
 
Ustawę o odnawialnych źródłach energii zapowiadano od dawna. Miała być prędko, bo to niesamowicie pilna sprawa, wręcz strategiczna, i takie tam? Od szumnych deklaracji mija czwarty rok. I wreszcie jest kolejny, chyba już drugi, projekt ustawy. Wielce kontrowersyjny zresztą. Czemu? Żeby to ogarnąć, trzeba wrócić do września ub. roku. Wtedy weszły w życie pierwsze sensowne regulacje dotyczące energetyki prosumenckiej (tzw. mały trójpak), które miały ułatwić życie gospodarstwom domowym produkującym ekoprąd. Faktycznie, zniesiono część absurdalnych przepisów, jak obowiązek posiadania koncesji  na produkcję oraz obowiązek prowadzenia działalności gospodarczej. (Taki trefny towar ten konsumencki prąd! Zupełnie jakby ludzie chcieli produkować na dachach armaty.)
 
Podział na lepszych (koncerny) i gorszych (prosumenci)
 
No i po wejściu w życie wspomnianych przepisów  ruszyło! W pierwszym półroczu 2014 r. przybyło 200 mikroinstalacji fotowoltaicznych. Jest ich w sumie teraz 239 /wg danych Urzędu Regulacji Energetyki/.
 
Operatorzy sieci dystrybucyjnych mają teraz obowiązek przyłączenia mikroinstalacji. Nie zawsze jednak idzie to bez oporów, operatorzy domagają się np. dokumentów potwierdzonych przez certyfikowanych instalatorów, podczas gdy system takiej certyfikacji jeszcze nie istnieje! Jest to zatem żądanie tyleż wkurzające co  bezprawne. Jedynym wymogiem jaki musi spełnić właściciel mikroinstalacji, jest zgłoszenie do lokalnego zakładu energetycznego. I tyle!
 
Wśród urzędników od ochrony środowiska też jeszcze zdarzają się hamulcowi. Blokują inwestycje gdy lokalizacja,  ich zdaniem,  a nie w realu, mogłyby zaszkodzić ptaszkom, żabkom czy innym żuczkom  pomieszkującym w sąsiedztwie. Ile zachodu trzeba, żeby to potem odkręcić?
 
Głównym hamulcem rozwoju energetyki prosumenckiej pozostaje zawarowana w ?małym trójpaku?  cena sprzedaży nieskonsumowanych nadwyżek energii. Prosument może ją odsprzedać za 80 proc. średniej ceny hurtowej energii z roku poprzedniego. Obecnie jest to ok. 14,5 gr za kWh, podczas gdy koszt energii kupowanej z sieci przez gospodarstwa domowe wynosi ok. 50-60 gr./kWh.
 
Niestety, właśnie ten ewidentnie krzywdzący przepis, dzielący producentów  energii elektrycznej na lepszych (koncerny) i gorszych (prosumenci), znalazł się w projekcie procedowanej właśnie w Sejmie ustawy o odnawialnych źródłach energii.
 
Zastrzeżeń i obaw co do faktycznych intencji projektu rządowego ustawy jest dużo. W tym również zastrzeżeń natury prawnej. Kontrprojekt  złożyło PSL, które zabiega m.in. o podniesienie ceny sprzedaży nieskonsumowanej energii do 100 procent, a także o rozszerzenie katalogu prosumentów.
 
Jeżeli ustawa o odnawialnych źródłach energii, zrecenzowana przez zainteresowanych rozwojem energetyki obywatelskiej  jako ?duży gniot? i ?gwóźdź do trumny?, zostanie uchwalona w rządowej wersji, może się okazać, że trafi do Trybunału Konstytucyjnego.  
 ?Dotychczasowe zmiany poszły absolutnie w złym kierunku, a projekt ustawy w kształcie forsowanym przez Ministerstwo Gospodarki zabija domową fotowoltaikę na starcie i ten rynek bez silnego wsparcia dotacyjnego nie powstanie w Polsce nigdy.? To opinia właściciela jednej z pierwszych domowych instalacji fotowoltaicznych./cyt. zielonaenergia.pl/
 
Do premiera został wysłany list otwarty w tej sprawie.  Podpisało go 14 instytucji i organizacji, które chcą rozwoju energetyki prosumenckiej, a nie tylko gadania o tym jakie to ważne i tworzenia papierowych projektów, z których nic nie wynika w praktyce. 
 
Z mapy drogowej, jaką rząd wyznaczył zmierzając (w żółwim tempie) do celu, wynika, że rozpoczęcie wytwarzania energii elektrycznej z zastosowaniem ogniw fotowoltaicznych na dużą skalę planowane jest najwcześniej za 7 lat. 
 
Kto na tym traci już teraz? Tylko jeden przykład
 
?Samospłacający się dom? to jest program opracowany przez Bank Ochrony Środowiska. Program polega na wspieraniu budowy domów jednorodzinnych wyposażonych w instalacje fotowoltaiczne. Przy czym kredyt na budowę takiego domu ma być spłacany ze sprzedaży do sieci energii wyprodukowanej przy pomocy zainstalowanej fotowoltaiki oraz niższych dzięki temu rachunków za prąd.
 
Nie można chcieć lepiej ? słonko świeci, produkuje prąd i zarabia na naszą ratę kredytową. Niestety,  ten doskonały pomysł, który czeka już dwa lata, nie ma szans na realizację, jeśli system wsparcia zaproponowany w projekcie procedowanej właśnie ustawy się nie zmieni. Dlaczego? Bo (?)cena, która jest dzisiaj proponowana za odsprzedaną kilowatogodzinę, nie jest zachęcająca dla klienta indywidualnego. A koszt tej inwestycji jest wciąż dosyć wysoki, w związku z tym przy takich przychodach mamy długi okres zwrotu ? powiedziała Anna Żyła, główny ekolog banku, zastępczyni dyrektora Departamentu Ekologii i Strategii w BOŚ. /cyt. PAP/
 
Pisząc tekst korzystałam m.in. z: energetykaobywatelska.com, Dziennik Gazeta Prawna?, gramwzielone.pl, ri.pl, .reo.pl, ?Określenie potencjału energetycznego regionów Polski w zakresie
odnawialnych źródeł energii – wnioski dla Regionalnych Programów Operacyjnych na okres programowania 2014-2020?, zmianynaziemi.pl, Naukawpolsce.pl, innemedium.pl, eko ?murator, Science in school,inzynierpv.pl,info.newseria.pl

Będzie taniej!
Prognoza optymistyczna: 
X Energia z odnawialnych źródeł będzie tanieć. Koszty paneli słonecznych i ich instalacji będą coraz niższe, zaś wprowadzenie technologii odpowiednich dla  potrzeb prosumentów powinno mieć znaczący wpływ na większe wykorzystanie fotowoltaiki. /z raportu RWE ?Scenariusze rozwoju technologii na polskim rynku energii do 2050 roku?/
X Prąd z sieci będzie tańszy. Za pięć lat będziemy mieć świńską górkę w energetyce. To efekt jednoczesnego rozpoczęcia kilku dużych inwestycji w polskiej energetyce o łącznej mocy 5000 MW. Kiedy zostaną one zakończone, pojawi się w naszym kraju nieoglądana od dawna nadprodukcja energii. Doprowadzi to dużych spadków cen ? zapowiada prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej.  /cyt. Biztok.pl/
W ciągu 5,5 godziny słońce dostarcza tyle energii, że wystarczyłaby ona do wyprodukowania prądu na cały rok dla wszystkich mieszkańców Ziemi. 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy